Recenzje książek

LITERATURA POLSKA

NIC SIĘ NIE KOŃCZY – Joanna Kruszewska

Joanna Kruszewska urodziła się w 1976 roku w Białymstoku, gdzie uczęszczała do szkoły podstawowej i średniej. Studia ukończyła w Warszawie, skąd powróciła do rodzinnego miasta z dyplomem Wydziału Pedagogicznego. Pisanie książek to jej pasja, którą zaczęła realizować w roku 2009. Jest autorką takich książek jak: „Aby do mety”, „Awaria uczuć”, „Na trzy sposoby”, „Miłość raz jeszcze”, „Małe wojny” i „”Dom samotnych”.

Joanna Kruszewska   Nic się nie kończy_Joanna Kruszewska

Wydawnictwo REPLIKA rok 2018

stron 384

Nic się nie kończy to cudowna powieść obyczajowa, o odnajdowaniu własnego szczęścia i odkrywaniu własnej rodziny.

Ludzie się starzeją, o tym wie każdy. Również rodzina pewnej seniorki. Kiedy nie ma komu przejąć rodzinnej posiadłości, otoczonej dużym sadem, pozostaje tylko jedno – sprzedaż i wyprowadzka bliżej młodszego pokolenia, do miasta. Majątek przechodzi w ręce obcej osoby, i chociaż najbardziej pod względem emocjonalnym przeżywa to seniorka rodu, która jest bezpośrednią spadkobierczynią posiadłości, młodzi mają co do uzyskanych ze sprzedaży pieniędzy już gotowe plany. Niestety, ku zaskoczeniu wszystkich starsza pani wyjeżdżając do małej nadmorskiej miejscowości do sanatorium, postanawia pozostać w tym zakątku oazy i spokoju, przeznaczając pieniądze ze sprzedaży domu i sadu na zakup nowego domu. Ta spontaniczna decyzja staruszki w jednych wzbudza wściekłość, w innych rozczarowanie, a w jeszcze innych bardzo mieszane uczucia. Tylko jedna osoba z rodziny staje po stronie staruszki, tym samym narażając się na pogardę i ignorancję w rodzinie. Czy seniorce rodu uda się na nowej drodze jej życia? Jak wiele potrzeba starszemu człowiekowi do szczęścia?

Przyznam szczerze, że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale z całą pewnością nie ostatnie. Książka bardzo mnie poruszyła z dwóch powodów. Jednym jest oczywiście niesamowicie opowiedziana historia dotycząca starszej pani, a drugim fakt, że od kilku lat pracuję z osobami starszymi i mam okazję poznawać ich marzenia, nadzieje i tęsknoty za czymś, co młodszemu pokoleniu ich rodzin nawet nie mieści się w głowach.

Wzruszające fragmenty wspomnień, jednej z głównych bohaterek, seniorki rodu, cudownej pani Haliny to piękne, chociaż momentami bolesne powroty do przeszłości.

I chociaż przysłowie mówi: „starych drzew się nie przesadza”, to do tej powieści bardziej pasuje: „z dwojga złego, wybierz nieznane”. Ludziom w pewnym wieku trudno jest się odnaleźć w nowym domu, nowym miejscu, chociażby byłoby ono oazą wygody, o której całe życie marzyli. Często sentyment do starych przyzwyczajeń, sprzętów, potraw, jest większy niż nowoczesność i te wygody, do których nie zawsze łatwo jest się przyzwyczaić. I bywa czasami tak, że starszy człowiek decyduje się na coś szalonego, wybierając mniejsze zło przestaje robić coś pod czyjeś dyktando (babcia sobie odpocznie, ja to zrobię / niech dziadek tego nie rusza, bo zepsuje / mama da spokój, ja zrobię to szybciej) i robi coś tylko dla siebie chcąc przeżyć ostatnie lata najlepiej jak się da. Autorka jasno ukazuje, jak często ludzie postrzegają osoby starsze, robiąc z nich niepełnosprawne umysłowo i cieleśnie.

Halina, to przesympatyczna starsza pani, którą polubiłam od samego początku i która udowadnia wszystkim, że na spełnienie marzeń jest czas w każdym wieku. Ileż bym dała, aby wszyscy seniorzy mieli możliwość spełniania swoich marzeń i, co najważniejsze, mieli do tego odwagę. Jak smutne jest to, że rodzina często traktuje takiego starszego człowieka jak niepotrzebny mebel, dopóki jest sprawny, funkcjonalny to ok, ale jak się zestarzeje, to najlepiej wstawić do kąta i nie zwracać na niego zbytniej uwagi.

(…) – Marta, nie przesadzaj, tak po prostu patrzymy na ludzi starszych.

– Odzierając ich z godności, bo niejednokrotnie nie są w stanie myśleć o wiele klarowniej od nas? To, że nie ogarniają nowinek technologicznych, od razu skazuje ich na pełne lekceważenia traktowanie przez młodszych.(…)

Pani Halina, nie dość, że samodzielnie podejmuje decyzję i odważnie postanawia przeprowadzić się do małej nadmorskiej miejscowości, położonej daleko od rodziny, to nareszcie ma możliwość na realizację swoich pasji. Czy to nie jest piękne?

Biorąc do ręki tę lekturę zasugerowałam się trochę okładką, myśląc, że jest to kolejna książka o samotnej trzydziestolatce, poszukującej tego jednego – jedynego. Jak bardzo się pomyliłam… na szczęście z pozytywnym efektem końcowym, bo lektura okazała się wyjątkowa i co najważniejsze nie szablonowa jak wiele ukazujących się ostatnio na rynku księgarskim powieści.

Autorka przedstawia nam pewną rodzinę, która z pewnością nie różni się wiele od tysiąca innych rodzin, w których ludzie często traktują się przedmiotowo biorąc pod uwagę to, co im jest potrzebne, nie przejmując się zbytnio potrzebami pozostałych. Do takiego wniosku doszła między innymi, jedna z młodszych bohaterek książki. Czy jest to lekcja dla innych? Czy bycie uczynnym i zawsze dyspozycyjnym dla większości, może być szkodliwe? Myślę, że czasami nawet bardzo, bo człowiek odziera się z własnego JA.

(…) Nagle, po raz kolejny, okazało się, że to ona jest przysłowiową deską ratunku. Nianią na telefon, opiekunką na zawołanie. Deska zaś ma to do siebie, że nie potrzebuje pomocy. Nie znajduje się zazwyczaj w sytuacjach podbramkowych, a jeśli już znajdzie, to na pewno sama sobie jakoś poradzi. (…)

Smutne to, ale prawdziwe i cieszę się, że ktoś tak wymownie pokazał, że pieniądze owszem są ważne, ale tylko dla ułatwienia życia. Ważniejsze od nich powinny być więzy rodzinne, i miłość, taka szczera i prawdziwa, która nie tylko jest w słowach, ale przede wszystkim w najprostszych gestach. Egoizm czasami bardzo ułatwia życie, ale często też rujnuje je komuś drugiemu. Autorka ukazała w swojej powieści jak bardzo mogą zmienić się ludzie, kiedy coś idzie nie po ich myśli. Jak często strona materialna jest ważniejsza, od solidarności uczuciowej.

Nie zawsze to, co dla nas jest wygodniejsze, czy ważniejsze musi być w takim samym stopniu ważne dla kogoś innego. A marzenia? Marzenia są po to, aby je spełniać, bo wówczas człowiek jest szczęśliwy, a jak ktoś jest szczęśliwy, to powinno się to udzielać innym, ale pod warunkiem, że będziemy na to szczęście drugiego człowieka patrzeć przez pryzmat radości a nie zawiści czy lekceważenia.

Efektownie skonstruowane osobowości bohaterów, w połączeniu z ciekawymi dialogami i wciągającą fabułą, to jest coś, co lubię.

Ale, żeby nie było tak różowo, to przyznam, że trochę dyskomfortu w czytaniu sprawił mi sam tekst. Jeżeli z pełnym uznaniem mogę złożyć ukłon w stronę autorki, to zawiódł mnie skład tekstu, który moim zdaniem został niedokładnie dopracowany. W wielu miejscach znajdował się tekst rozszczepiony, bez potrzeby zaakcentowania danej sytuacji, czy danych słów. No, ale jak ktoś skupi się na fabule, a nie składzie czcionki, to uzna takie pismo za mało istotne.

(…) – N i e  p y t a j g ł u p i o, t y l k o  k r ó j  p o m i d o r a. A później nie trzeba będzie latać po dwa ogórki do sklepu. (…)

Trochę brakowało mi również ostatecznego, takiego rozstrzygającego zakończenia, ale taki był widocznie zamiar autorki, dzięki temu każdy czytelnik ma przynajmniej okazję dopowiedzenia sobie dalszego ciągu, według własnej fantazji. Cudownie by było, gdyby autorka zdecydowała się na kontynuację, ale wiem, że czasami w głowie autora siedzi fabuła „od… do…” i nie każdy chce na siłę dopisywać dalszy ciąg.

Całym sercem polecam tę powieść WSZYSTKIM! Tak wszystkim! Ponieważ jest ona pewnego rodzaju lekcją życia. Być może młodzi nauczą się tego, jak należy traktować starszych, a starsi zrozumieją, że dobrze być pomocnym rodzinie, czy bliskim znajomym, ale ważne jest też spełnianie własnych potrzeb i dbanie o własne przyjemności.

Na plaży

Pozwólmy naszym seniorom spełniać marzenia i sami również spełniajmy swoje

Dziękuję wydawnictwu Replika za możliwość przeczytania tej książki, i jeszcze raz bardzo gorąco ją polecam. Kolejna polska pisarka trafiła w moje gusty czytelnicze.

logo Replika

MIŁOŚĆ MA TWOJE IMIĘ – Ilona Gołębiewska

Ilona Gołębiewska gościła już na moim blogu, i jeżeli ktoś odwiedza czasami to moje miejsce książkowe, to z pewnością poznał już tę autorkę. Jeżeli nie, to zapraszam do wcześniejszych wpisów Powrót do starego domu, Tajemnice starego domu czy Pamiętnik ze starego domu.

Ilona Gołębiewska  Miłość ma twoje imię_Ilona Gołębiewska

Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018

stron 504

Miłość ma twoje imię to powieść psychologiczna z mocnym akcentem romansu.

Anna po śmierci swojej mamy wyjeżdża do Warszawy, jej rodzina praktycznie się rozpadła. Brat uciekł z Polski winiąc się za śmierć matki, a ojciec nie mogąc sobie poradzić ze śmiercią ukochanej kobiety wyjeżdża do pracy za granicę. Dziewczyna stara się zapomnieć o utracie bliskiej osoby, ale przeszłość dopada ją częściej niż by tego chciała. Anna pracuje w poradni, jako terapeutka i jednocześnie zaangażowana jest w wolontariat w fundacji, gdzie spotyka się z chorymi na raka dziećmi. Ma również inną pasję, jaką jest muzyka, i wraz z kilkoma przyjaciółmi gra i śpiewa w rockowym zespole. Kiedy jej znajoma, u której wynajmuje pokój informuje ją, że wychodzi za mąż, i w związku z tym prosi, aby koleżanka jak najszybciej wyprowadziła się, Anna korzysta z propozycji znajomej z fundacji i przeprowadza się do domu bogatych ludzi, u których ta znajoma mieszka i pracuje. Właściciele wilii często wyjeżdżają, ale w domu pozostaje ich dorosły syn, który od samego początku wzbudza w Annie mieszane uczucia. Michał jest bardzo rozrywkowy, a dzięki swoim pieniądzom, ma wokół siebie całkiem pokaźne grono pseudo przyjaciół. Jest awanturnikiem, pijakiem i narkomanem, ale jest w nim coś, co każe dziewczynie myśleć o nim pozytywnie. Czy Anna pomoże mu wyjść z nałogów? A może Michał zakocha się w tej skromnej, szarej myszce? Jak potoczą się losy tych dwojga, przekona się ten, kto sięgnie po książkę.

Muszę przyznać, że bez zakłamania autorka nazywana jest mistrzynią emocji. W swojej książce na zmianę wzrusza do łez lub rozśmiesza.

W tej powieści pokazuje piękny dom, jaki może być marzeniem niejednego człowieka, w którym jest przepych i bogactwo. Jednak mieszkający w nim ludzie nie zaznają szczęścia z powodu rozgrywającego się w środku dramatu, którego głównym bohaterem jest młody człowiek wplątany w towarzystwo ludzi żerujących na jego pieniądzach.

Kolejnym wątkiem powieści jest pięknie opisana przyjaźń damsko-męska. Jeżeli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić takiej przyjaźni, to wiele traci, bo dziewczyna i chłopak mogą darzyć się tym uczuciem, bez podtekstów erotycznych czy romansowych. I czy to ważne, kim jest najwierniejszy przyjaciel? Nie! Ważne, żeby w ogóle był.

Przyjaźń to trudne słowo, związek budowany często na naiwności, zazdrości i kłamstwie. I tu autorka w bardzo interesujący sposób pokazuje nam różne rodzaje tej przyjaźni, czyli związek głównej bohaterki z jej przyjacielem z czasów dzieciństwa i związek syna właścicieli domu z „przyjaciółmi”, z którymi łączą go tylko wspólne imprezy.

To samo dotyczy również miłości, która czasami budowana jest na porażkach, ale kierująca się zaufaniem i wiarą w drugiego człowieka. Moim zdaniem bardzo ważna jest właśnie ta wiara w ludzi, co udowodnia nam główna bohaterka książki.

(…) Powiem ci jedno… Jak będziesz uciekać przed miłością, to w końcu ją przegapisz. Kiedy miłość puka do drzwi, to się jej otwiera, a nie barykaduje przed nią. (…)

Ta powieść, to taka trochę bajka dla dorosłych, ale czyż nie lubimy czytać bajek? Mamy w niej trochę z Kopciuszka, w którym jest dziewczyna zwyczajna jak szara myszka i piękny, bogaty książę, a trochę z Pięknej i Bestii w której jest dziewczyna przede wszystkim piękna duchem, chociaż i do jej wyglądu nie można się przyczepić i bogaty, zły na siebie i cały świat książę, momentami przypominający Bestię, ale tylko pod względem zachowania. A pośrodku tego wszystkiego piękna miłość, bez opisów erotyki. Czuć jednak jak ta erotyka iskrzy ukryta między słowami.

(…) Nie musiał mnie namawiać, chciałam być blisko niego, czuć jego zapach, oddech, zatracać się pod wpływem głosu. Wsunęłam się pod kołdrę, czując całą sobą jego rozpalone ciało. Pocałował kilka razy moją dłoń, mocno mnie przytulił i oboje wsłuchiwaliśmy się w bicie naszych serc. Nasze ciała przyciągały się jak dwa magnesy. (…)

 Często jest tak, że człowiek nie potrafi otworzyć się na nowe uczucia, bo zbyt mocno przytłacza go jakaś smutna, czy dramatyczna przeszłość. Ale czy należy żyć tą przeszłością i nie pozwolić sobie na nowe, piękniejsze?

(…) Żeby spokojnie żyć w teraźniejszości, trzeba rozliczyć się do końca z przeszłością. (…)

To nie jest książka typowa dla serii harlekquin. To jest lektura o tym, jak wyboista czasami jest droga prowadząca do szczęścia. Jak trudno czasami myśleć o miłości, kiedy ktoś ciągle rzuca kłody pod nogi. Przede wszystkim jest to opowieść o tym, że wiara w drugiego człowieka, bez względu na to, jakim byłby łajdakiem, potrafi czynić cuda. Nie braknie tu łez, ale nie brakuje również uśmiechu. Może trochę niewiarygodna jest ta opowieść, i tak jak wspomniałam wcześniej trochę jak bajka, ale kto z nas nie kocha bajek?

Polecam tę książkę nie tylko paniom uwielbiającym romanse, myślę, że powinni ją przeczytać również niektórzy panowie. Jest to niesamowita historia nie tylko o miłości dwojga ludzi, ale również o miłości rodzicielskiej. Historia o przyjaźni tej pięknej i tej fałszywej, ale przede wszystkim jest to opowieść o walce człowieka o siebie i o innych.

Dziękuję wydawnictwu MUZA za możliwość przeczytania tej powieści, którą polecam i myślę, że kiedyś jeszcze do niej wrócę. 

logo Muza

Polecam również wcześniejsze książki autorki, napisane w tym samym stylu, czyli wiele wrażeń, mnóstwo wzruszeń i tyle samo uśmiechów.

 Ilona Gołębiewska

Powrót do starego domu, Tajemnice starego domu, Pamiętnik ze starego domu.

GDAŃSKI DEPOZYT – Piotr Schmandt

Piotr Schmandt urodził się w 1969 roku. Mieszka w Gdyni. Jest prozaikiem, publicystą, muzeologiem i fascynatem historii Pomorza. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim, teologii ogólnej na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie oraz Podyplomowego Studium Muzealniczego na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Jako pisarz debiutował w 2005 roku fabularyzowaną biografią własnego dziadka – Koncha i perła. Życie gdyńskiego drogisty, która w 2006 roku zdobyła II Nagrodę Costerina na Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej. Znany jest również, jako autor cyklu kryminałów Sprawy inspektora Brauna.

Piotr Schmandt  Gdański depozyt_Piotr Schmandt

Wydawnictwo Oficynka rok 2011

stron 310

Gdański depozyt to kryminał retro, którego fabuła umiejscowiona została w latach trzydziestych ubiegłego wieku w Wolnym Mieście Gdańsk.

Wielkimi krokami zbliża się druga wojna światowa, a tymczasem w Gdańsku wykluwa się intryga z prawdziwym skarbem w tle. Zmysłowa maszynistka, dwulicowi kochankowie, zagadkowy pośrednik, poczciwi polscy urzędnicy odsłaniający drugą twarz, femme fatale o urodzie damy z Siedmiogrodu oraz wywiady kilku państw – wszyscy są uwikłani w tajemniczą sprawę gdańskiego depozytu. Kto okaże się w tej rywalizacji prawdziwym zwycięzcą? Przedwojenny Gdańsk skrywa niejedną tajemnicę.

Przyznam szczerze, że przyciągnął mnie do tej książki tajemniczy tytuł i okładka. Chciałam przeczytać tę książkę i nie żałuję, że wreszcie mi się to udało, chociaż powieść jak na kryminał jest dość zagmatwana. Sporo wątków może pogubić czytelnika, chociaż… jeżeli dotrwa on do końca, wszystko okaże się ze sobą w sprytny sposób połączone.

Muszę przyznać, że autor jest bardzo drobiazgowy. Dla mnie, osoby mieszkającej w Gdańsku i słyszącej niejedną historię związaną z okresem przedwojennym, wojennym i powojennym tego miasta, to nie było nic nowego, ale myślę, że czytelnik, który lubi się skupić na konkretnej fabule, może poczuć pewnego rodzaju zawiedzenie. Bo cóż wspólnego z intrygą kryminalną mogą mieć informacje, kto i gdzie (a raczej u kogo) kupował jakieś ciasteczka, czy pończochy? Trochę zbyt dużo jak dla mnie jest w tej książce takich zbytecznych informacji. Oczywiście, dla kogoś, kto chętnie czyta o starych miastach takie miejsca, dziś już nieistniejące, czy miejsca, w których łatwo jest sobie wyobrazić bohatera, to pewnego rodzaju perełki, ale nie zawsze potrzebne zwykłemu miłośnikowi kryminału.

Muszę przyznać, że autor bardzo obrazowo opisuje niektóre miejsca czy ludzi i nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby przenieść się na chwilę do tych miejsc i pobyć z tymi ludźmi.

Ciekawie ukazany Gdańsk, będący Wolnym Miastem, a jednak z przeważającą siłą i obecnością niemczyzny, to z pewnością interesujący temat dla wielu ludzi chcących poznać historię tego pięknego miasta.

Pewnego rodzaju autentyczności dodaje treści specyficzny język, z jednej strony przesycony prostotą, a z drugiej typową dla ludzi z klasą „galanterią”. Dialogi w charakterystycznej mowie przedwojennej. Bohaterki i bohaterowie tej książki, to ludzie wywodzący się z różnych środowisk, i tu, moim zdaniem autor bardzo wiarygodnie odzwierciedlił ich pochodzenia, właśnie dzięki sposobom wysławiania się lub zachowania.

Nie jest to lektura z tych, które od początku do końca trzymają w takim napięciu, że nie można się od nich oderwać, ale niemal od początku wzbudza w czytelniku zaciekawienie dotyczące oczywiście wspomnianego w tytule gdańskiego depozytu.

Jeżeli zatem ktoś ma ochotę na piękny spacer uliczkami dawnego Gdańska, a właściwie to Wolnego Miasta Gdańsk, tego którego już dawno nie ma, a przy okazji chciałby przeżyć jakąś przygodę z intrygą kryminalną w tle, to jest to książka dla niego.  Myślę, że wielu czytelników znajdzie w niej coś dla siebie, ponieważ kawał pięknej historii to już pewnego rodzaju rarytas, do tego interesująca historia ukrytego skarbu, którego właścicielami chciałoby się stać kilku ludzi i specyficzny staropolski język, w magiczny sposób przenoszący czytelnika w czasy, które pamięta już naprawdę niewielu. Czy trzeba czegoś więcej, aby zachęcić do tej lektury?

Dziękuję wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki i muszę przyznać, że odbyłam dzięki tej powieści piękny spacer po przedwojennym Gdańsku.

 Wydawnictwo Oficynka

MASZ TO JAK W BANKU – Ryszard Ćwirlej

Ryszard Ćwirlej urodził się w 1964 roku. Jest pisarzem, dziennikarzem telewizyjnym. wykładowcą na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2015 roku jego powieść „Błyskawiczna wypłata” otrzymała Nagrodę Kryminalnej Piły dla najlepszej powieści kryminalnej 2015. Rok później autor otrzymał Nagrodę Prezydenta Miasta Piły „Syriusz 2016” w kategorii Kultura. W roku 2017 jego powieść „Śliski interes” otrzymała nagrodę czytelników Wielkiego Kalibru, a w 2018 roku Nagrodę Wielkiego Kalibru otrzymała powieść „Tylko umarli wiedzą.

Ryszard Ćwirlej  Masz to jak w banku_Ryszard Ćwirlej

Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018

stron 478

Masz to jak w banku, to neomilicyjny kryminał, którego fabuła zaczyna się w przełomowym roku 1989.

W Warszawie trwają obrady Wielkiego Stołu, które mają doprowadzić do szybkich i nieodwracalnych przemian ustrojowych. W Poznaniu dochodzi do serii tajemniczych i brutalnych morderstw dokonanych na miejscowych handlarzach dewizami. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chce przejąć cały walutowy rynek szefa poznańskich cinkciarzy. Najbardziej wpływowa w tym biznesie osoba, czyli Gruby Rychu też jest w niebezpieczeństwie, bo i jego ktoś próbuje zabić. Śledztwo w sprawie zabitych handlarzy przejmuje kapitan Mirek Brodziak, prywatnie dobry znajomy Rycha. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy znika jeden z funkcjonariuszy. Co wspólnego z morderstwami cinkciarzy mają byli pracownicy SB? Czy mordercom cinkciarzy uda im się dopaść Grubego Rycha? Jak milicja poradzi siebie z rozwiązaniem tego śledztwa?

Jest to pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam, chociaż na swojej półce z książkami mam dwie jego powieści. Przyznam szczerze, że trochę mnie ta lektura zszokowała. Jestem osobą, która czasy PRL pamięta bardzo dobrze, i pamiętam cinkciarzy handlujących walutą, bo od lat osiemdziesiątych mieszkam w Trójmieście, a tu ten handel był bardzo widoczny. Zszokowana jestem natomiast obrazem polskiej milicji ukazanej przez autora. Czytając tę książkę, czytelnik odnosi wrażenie, że tamten okres, to był czas jednego wielkiego pijaństwa. Słowo alkoholik było wówczas mało znane, za to pijak… i owszem. Wszyscy pili, ale nikogo nie nazywało się pijakiem.

Autor przedstawia środowisko milicyjne, w którym wódka leje się szklankami. Alkohol jest wszechobecny. W każdym biurze, bez względu na rangę piją niemal wszyscy. Szczególnie funkcjonariusze wyższy rangą. Prawie każda rozmowa służbowa opijana jest polską wódką, nawet prokurator w czasie oględzin zwłok pozwala sobie na wypicie kilku drinków z barku denata. Milicjanci piją na służbie, po służbie i tak ogólnie, to oni piją ciągle i wszędzie.

(…) W schowku z przodu są kalibry, znaczy takie metalowe kieliszki myśliwskie. – kapitan wskazał na przód auta. Woził takie kielonki, bo człowiek nigdy nie zna dnia ani godziny i nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie się napić. Ot choćby teraz. Przecież wcale nie zamierzali pić, a tu proszę, flaszki wpadły w ręce sierżanta zupełnie przypadkiem, to chociaż trzeba spróbować, czy wódka dobra. (…)

Zachłanność milicjantów i władza, jaką dawała mi pozycja „stróżów prawa”, sprowokowana była nie tylko pustkami w sklepach ale i dostępnością do ekskluzywnych towarów.

Fabuła jest wielowątkowa, sporo wątków nie jest dosadnie związanych z kryminalną intrygą. Sporo rozmów bohaterów nie dotyczy śledztw i tak właściwie to brakowało mi takiej linii prowadzonego śledztwa, jaką posiadają na przykład książki Agnieszki Pruskiej. Mało dokonań czysto zawodowych a sporo życia prywatnego milicjantów. Jak na kryminał, to chyba brak tutaj konkretnej akcji, która dopiero pod koniec książki nabiera tempa zgodnego z tym, czego oczekiwałam.

Ciekawie natomiast autor wplótł w narrację słownictwo. Charakterystyczny dialekt poznański połączony z potocznym słownictwem, to z pewnością plusy. Chociaż wczytując się w rozmowy między milicjantami, czytelnik odnosi wrażenie, że są to osoby może nie z marginesu, ale z pewnością z nizin intelektualnych.

Od czasu do czasu gościł jednak na moich ustach uśmiech, który sprowokowany był opisem dość humorystycznych zachować lub przekazu myśli bohaterów. Wszak odrobina humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła i chociaż kryminał powinien być lekturą poważną, to zabawne sytuacje też czasami są wskazane.

(…) Bo Mariusz Blaszkowski miał dziewczynę. Tak naprawdę to w zasadzie miał mieć i wszystko wskazywało na to, że plan się powiedzie. Spotykali się już ponad dwa tygodnie i raz nawet się pocałowali. (…)

(…) Miejsc wkoło nas coraz mniej, już dymi z okien złotym obłokiem. I barman już woła: Hej! Już kawiarenka rusza w rejs, wielki rejs. – Jadwiga znała dobrze tę piosenkę, bo dość często puszczali ją w pierwszym programie radiowym, ale za nic w świecie nie potrafiła sobie wyobrazić, jak te kawiarenki w ogóle płyną, bo przecież wiadomo, że pływać to mogą ryby, statki, a nawet ludzie, ale żeby kawiarnia gdzieś odpłynęła, to raczej niemożliwe. (…)

W tej poważnej fabule, takie przebłyski humoru bardzo mi się podobały. Nie brakuje jednak w tej powieści tak zwanego czarnego humoru i ironii, podkreślającej często smutną prawdę dotyczącą służb państwowych czy stanowisk urzędowych w Polsce Ludowej.

Moim zdaniem, autor w tej barwnej PRL-owskiej powieści, w świetny sposób uchwycił oznaki przemian, Zauważamy jak na przykład zmienia się podejście do zachodniego luksusu, chociażby za sprawą towarów przywożonych z zza granicy i sprzedawanych na ulicach prosto z toreb czy walizek. Czy prozaiczny przykład podejścia do napojów, popularną wówczas oranżadę zamienia się w Pepsi Colę. I co moim zdaniem istotne, czas zmian nie tylko ustrojowych, legalizowanie do tej pory czynności, takich chociażby jak handel walutami. Od cinkciarzy po całkiem legalne kantory wymiany walut, czy banki z wymianą walut.

Ta książka jest nie tylko dla miłośników kryminału, jest w niej kawał dobrej historii, o której młode pokolenie nie zawsze ma pojęcie. Polecam tę lekturę szczególnie młodym czytelnikom, chociaż ukazany w negatywnym świetle świat tamtego okresu, może wydać się im zbyt wulgarny i prostacki. Ale kto miał okazję doświadczyć tego, ten wie ile prawdy kryje się za tę fabułą.

 Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki.

logo Muza

BIURO M – Magdalena Witkiewicz/Alek Rogoziński

Magdaleny WitkiewiczAlka Rogozińskiego nie będę przedstawiała, ponieważ oboje tyle razy już gościli na moim blogu, że chyba nie muszę się powtarzać. Zresztą, chyba nie ma wśród czytelników osoby, która by tej pary pisarzy nie znała. ONI SĄ WSZĘDZIE. Na moich półkach książkowych również. I chociaż wiem o tym, że oboje mają równie tyle przeciwników co fanów, mnie ich książki pozwalają czasami przetrwać naprawdę trudne chwile.

Magdalena Witkiewicz_Alek Rogoziński  Biuro M_M.Witkiewicz/A.Rogoziński

Wydawnictwo FILIA rok 2018

stron 312

Biuro M to współczesna komedia romantyczna, której fabuła umiejscowiona została w pewnym niewielkim miasteczku.

Barbara po kilku nieudanych związkach z mężczyznami, za których była zdecydowana wyjść za mąż, otrzymuje po zmarłej sąsiadce w spadku kota. Ze względu na alergię jej ojca, ma do wyboru albo pozbyć się zwierzęcia, albo wyprowadzić z domu rodziców. Wybiera to drugie, zamieszkując tymczasowo w mieszkaniu ciotki, która wyjechała. W wyniku pewnego bezmyślnego kłamstwa, zostaje pozbawiona dofinansowywania ze strony rodziców i zmuszona do podjęcia pracy zarobkowej. Zatrudnia się w biurze matrymonialnym. Jacek to życiowy nieudacznik, w żadnej pracy nie potrafi się zatrzymać na dłużej, swoim nieudolnym podejściem zamieniając w katastrofę wszystko czego dotknie. Jest jednak skutecznym amantem, który pocieszenie po swoich klęskach zawodowych znajduje zawsze w ramionach kobiet, które za nim przepadają. Kolejna próba zatrudnienia kieruje go do biura matrymonialnego. Co wyniknie ze współpracy szarej myszki Basi, i nieco ekscentrycznego Jacka? Czy praca w biurze matrymonialnym nie okaże się dla nich zbyt wymagającym zajęciem? Czy w dzisiejszych czasach słowo „romantyzm” ma jeszcze moc?

Osoby, które zetknęły się wcześniej z twórczością tej pary autorów, nie trzeba zbytnio zachęcać do sięgnięcia po tę lekturę, ale z pewnością są osoby, dla których te nazwiska są jeszcze mało znane.

Zapewne ktoś zapyta, czy jest to książka o miłości? Jest ONA, jest ON, jest ciekawe miejsce w jakim się poznają, czyli Biuro Matrymonialne, ale… no właśnie, czy między NIĄ i NIM jest ta „chemia”? Otóż, wyobraźcie sobie, że nie ma. Basia i Jacek są tylko współpracownikami, ale muszą się zmierzyć z wyzwaniem pobudzenia tej „chemii” u swoich klientów. A klientela takiego biura bywa różna. Mając za plecami szefową jak z piekła rodem, muszą wykazać się profesjonalizmem, który nie zawsze im wychodzi. Gdyby byli w tym biurze sami, no nie licząc szefowej, to pewnie jakoś wszystko by się inaczej układało, ale oni mają za współlokatorów z jednej strony starszą panią, która zajmuje się wróżeniem nie tylko z własnoręcznie przygotowanych kart, a z drugiej pewnego zielarza, sprzedającego zioła na wszelkie dolegliwości.

A „chemia” i romantyzm są, to przecież komedia romantyczna, więc muszą być.

Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Najlepsza na jeden, dwa letnie wieczory dla rozluźnienia myśli. Pogodna, pełna dobrego humoru fabuła przeplatana jest zabawnymi dialogami i sytuacjami. Ale chociaż ewidentnie króluje tutaj humor, to jest on nierzadko w sytuacjach bardzo poważnych. Powoduje dystans do tej powagi chwili i następuje coś w rodzaju „jakoś to będzie”.

Zabawne sytuacje w kilku miejscach okraszone są delikatnym erotyzmem, co dodaje lekturze pewnego rodzaju pikanterii. No, w końcu jak jest miłość to musi być odrobinka erotyki.

Ciekawymi wątkami są fragmenty odnoszące się do ziołolecznictwa.

(…) To jest szafran.(…) Bardzo cenna przyprawa. Chyba najdroższa na świecie, bo od starożytności zbiera się ją i przetwarza tylko ręcznie. Ale używana jest nie tylko do jedzenia, tym bardziej, że prawie w ogóle nie ma smaku (…) Za to fantastycznie barwi potrawy. A poza tym jest dobra na wiele dolegliwości. Trawienie, cerę, oczy… No i jest rewelacyjnym antydepresantem. (…)

(…) Po chwili wyjęła stamtąd kilka świec, jakieś kadzidła, uschnięte rośliny i kilka kamyków. – Biała szałwia. Najlepsza. Zanurzenie się w jej dymie zmywa brudy naszej duszy, wypędza żerujące na nas istoty. (…)

Ktoś, kto czytał wcześniejszą książkę tej pary autorów, Pudełko z marzeniami, z pewnością pozna niektórych bohaterów występujących również w tej lekturze, oraz miejsca (tu mam na myśli restaurację), jak i tych, którzy mieli przyjemność być bohaterami Pracowni dobrych myśli. To nie jest kontynuacja tych książek, ale miło spotkać kogoś, kogo się wcześniej poznało.

Ale jak wiadomo, nie samym humorem człowiek żyje, pod koniec książki czeka na czytelnika miły, aczkolwiek mrożący krew w żyłach, pełen napięcia wątek kryminalno-sensacyjny. I muszę przyznać, że spokojna sielankowa fabuła, nabierając ostrzejszego wyrazu wcale nie jest czymś niestosownym w komedii romantycznej.

Jeżeli zatem, ktoś ma ochotę na miły relaks z lekką i zabawną książką, to nie musi szukać daleko. Bardzo sympatyczni bohaterowie, których osobowości zostały przedstawione naprawdę ciekawie, wciągające w fabułę wątki i cudowna atmosfera panująca w Miasteczku, to jest coś co polecam gorąco, tak jak już wspomniałam wcześniej dla rozluźnienia myśli i ciała.

Dodam jeszcze tylko, że Miasteczko, bardzo przypomina mi miejscowość do której jeździłam jako dziecko na wakacje. Tą miejscowością są Karsznice, teraz stanowiące dzielnicę Zduńskiej Woli. Tam też wszyscy się znali. W bloku, w którym mieszkali moi dziadkowe, mieszkała taka „pani Wiesia”, która była głównym informatorem mieszkańców, bo wiedziała wszystko o wszystkich. Nie wiem tylko czy robiła nalewki „dla zdrowotności” , bo byłam za mała, aby się o tym przekonać. Wiem, takich miasteczek jest w Polsce wiele, więc może warto wstąpić do któregoś z nich i pobyć w nim chwilę. Zapraszam Was zatem do Miasteczka, abyście odwiedzili Basię i Jacka.

Biuro M

 Bardzo dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej powieści. Po co wydawać pieniądze na farmakologiczne antydepresanty, jak można zaopatrzyć się w takie, po które sięgnie się w każdej chwili, i które nigdy się nie wyczerpią.

logo Filia

Napisz do mnie
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/