LITERATURA POLSKA
GŁOWA ANIOŁA – Hanna Cygler
Hannę Cygler „gościłam” już na swoim bloku kilkakrotnie. Nie będę się zatem powtarzała, ale chętnych, którzy zechcieliby się czegoś dowiedzieć o tej pisarce zapraszam do moich wcześniejszych wpisów Kolor bursztynu, W cudzym domu, czy Spotkanie autorskie.
Wydawnictwo REBIS rok 2014
stron 290
Głowa anioła to trzecia z kolei książka tej autorki, którą miałam okazję przeczytać, nie licząc audiobooka Tryb warunkowy. To współczesna powieść obyczajowa, a właściwie romans z mocnym wątkiem kryminalnym.
Julia Sarnowska przyjeżdża do Polski ze Stanów Zjednoczonych na prośbę przyjaciela, aby zająć się renowacją zabytkowego pałacyku, znajdującego się w jej rodzinnej miejscowości. Jej pobyt za granicą spowodował, że wracając w rodzinne strony odnajduje wiele zmian zarówno w okolicy, jak i wśród swoich przyjaciół z lat szkolnych. W K. wdaje się w romans z jednym z pracowników – Aleksem, zatrudnionym przy pracach remontowych pałacyku, ale nie jest pewna czy ten związek się utrzyma. Wracają wspomnienia, w których wciąż obecny jest Michał, jej były kochanek a obecnie mąż jednej z przyjaciółek. Tymczasem w okolicy dzieją się dziwne rzeczy, ktoś coś knuje i to na wysoką skalę, ktoś próbuje zniechęcić Julię do pracy w pałacyku, dochodzi nawet do dość drastycznej sceny. Czy związek Julii i Aleksa się utrzyma, czy Julia dowie się, kto próbuje ją zniszczyć i kto jest tak właściwie jej wrogiem a kto przyjacielem? Kto stoi za kradzieżą samochodów i innymi przestępstwami, które mają miejsca w K.? Tego oczywiście nie zdradzę. Mam nadzieję, że zachęcę potencjalnego czytelnika, aby sam sprawdził sięgając po tę lekturę.
Początek książki był dla mnie trochę monotonny. Irytowała mnie postać głównej bohaterki i przyznam szczerze, że do samego końca nie potrafiłam obdarzyć jej sympatią. Młoda wdowa, niezależna finansowo kobieta wdaje się w romans z robotnikiem… takie to trochę wydało mi się zbyt infantylne, wręcz naiwne. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem, zwłaszcza, gdy pojawiły się sygnały sensacyjne a fabuła książki zaczęła zmieniać się ze spokojnej małomiasteczkowej w coraz bardziej ciekawą, wręcz kryminalną, lektura zaczęła mnie wciągać. Romans przeplatał się z intrygą, sensacja z tajemniczością, i zaskakujące zwroty akcji powodowały, że nie mogłam się od tej lektury oderwać.
Autorka ma bardzo specyficzny styl pisania swoich książek, stwierdzam to przynajmniej po tych, które dotąd przeczytałam. Nie zadowala się jednym gatunkiem powieści tylko wplata w fabułę różne. I tak w jednej powieści znajdziemy zarówno romans, jak i sensację. Sporą dawkę tajemnicy i sporą dawkę humoru. Pisze tak, aby każdy czytelnik znalazł coś dla siebie.
Treść książki podzielona jest na krótkie rozdziały, co w moim przypadku powoduje, że jak tylko skończę czytać jeden rozdział to zaglądam ile stron ma kolejny i… oczywiście jest tak, że mimo iż już dawno powinnam lekturę odłożyć, bo na przykład wypadałoby iść spać, to jest: „OK jeszcze jeden rozdział i…”
Muszę też przyznać, że okładka książki jest bardzo zachęcająca i po prostu śliczna. Kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki tę powieść, a drobne wytłoczenia liści zaczęły skrzyć się w świetle księgarni, to już wiedziałam, że chcę mieć tę książkę bo… znając autorkę wiem, że nie zawiodę się jeśli chodzi o treść, a drugie, że będzie ładnie prezentować się na półce. Wiem, trochę to snobistyczne, ale co ja na to poradzę, że lubię jak książki ozdabiają moje pokoje. Książka jest bardzo ładnie wydana i do tego ciekawa, czegóż może chcieć więcej taka bibliomanka jak ja.
Polecam tę powieść zarówno miłośnikom romantycznych historii, jak i miłośnikom sensacji.
Mam nadzieję, że inne książki tej autorki, które opisałam na swoim blogu również znajdą swoich czytelników. U mnie w kolejce „do przeczytania” cierpliwie czeka jeszcze książka „Grecka mozaika”.
TEŚCIOWĄ ODDAM OD ZARAZ – Małgorzata J. Kursa
Małgorzata Kursa urodziła się w 1959 roku, pochodzi z Rzeszowszczyzny i od dzieciństwa mieszka w Kraśniku. Kocha to miasteczko, bo zna tu każdy kąt i czuje się u siebie. Ludzka głupota wywołuje u niej stany agresji, co przejawia się pisywaniem artykułów do osiedlowej gazetki, bądź warkotliwym mamrotaniem pod nosem. Uwielbia gotować i chyba pisać również, ponieważ na swoim koncie ma już kilka książek.
Wydawnictwo Prozami Sp z o.o. rok 2011
stron 210
Teściową oddam od zaraz to komedia kryminalna, której fabuła dzieje się w małym miasteczku.
Anna Maria jest z zawodu dermatologiem, przyjaźni się z Izabelą, która jest dla niej kimś na dobre i złe. Mąż Izy jest stolarzem-konserwatorem starych mebli, i kiedy któregoś dnia odkupuje od pewnej starszej pani zabytkowy stolik nie zdaje sobie sprawy z tego ile ten stolik, z ukrytą w nim zawartością jest tak naprawdę wart. Wkrótce Ama (zdrobniale nazywana przez wszystkich) prosi przyjaciółkę, aby pojechała z nią do starej ciotki. Kiedy kobiety przybywają na miejsce okazuje się, że starsza pani nie żyje a z jej mieszkania coś zniknęło, czego w pierwszej chwili kobieta nie potrafi sprecyzować. Dochodzenie w sprawie śmierci staruszki prowadzi razem z policją przystojny pan prokurator, który okazuje się przyjacielem Pawła – stolarza-konserwatora i dobrym znajomym rodziców Amy, również związanych zawodowo z branżą wymiaru sprawiedliwości.
To by było na tyle jeśli chodzi o samą fabułę, nie zdradzę więcej, bo uważam, że tę książkę trzeba koniecznie przeczytać, a dzieje się w tej powieści tyle, że gdybym się rozpisała to…
Wartka akcja prowadzonego śledztwa i następujące po sobie wydarzenia związane z życiem prywatnym zarówno Amy jak i Izabeli to magnes przyciągający czytelnika do siebie tak mocno, że od kartek książki nie można się oderwać. Ta niewielka książeczka naładowała mnie tak pozytywną energią, jak mało która. Po przeczytaniu ostatniej strony byłam zawiedziona, że już się skończyła ta opowieść. Na szczęście mam koleżankę, która posiada jeszcze kilka książek tej autorki i obawiam się, że w najbliższym czasie będę ją częściej niż zwykle odwiedzała.
Barwnie przedstawione postaci, nawet te negatywne, to wielki atut tej powieści. Zabawne zwroty i powiedzonka wypowiadane przez bohaterów, prawie cały czas wywołują na twarzy uśmiech. Przy tej książce nie można się nudzić, a czytanie jej jest taką przyjemnością, że kiedy w progach mojego domu stanęli goście, to miałam ochotę im powiedzieć, żeby sobie poszli, bo ja MUSZĘ dokończyć książkę.
Myślę, że po tym co napisałam, nie jest koniecznością tej lektury nikomu polecać, bo wystarczy spojrzeć na okładkę książki a wiadomo już, że za nią nie czeka na czytelnika żadna mroczna opowieść tylko pełna humoru treść.
Jest to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, ale już wiem, że wszystkie inne będę musiała również przeczytać, a autorkę już mogę z czystym sumieniem zakwalifikować do moich ulubionych pisarek.
Dziękuję wydawnictwu PROZAMI za możliwość przeczytania tej książki, którą otrzymałam w pakiecie książek dzięki hojności sponsorów na spotkaniu w Sopocie „A może nad morze z książką 3”
UWAGA! TO NIE JEST KSIĄŻKA DLA WIECZNIE NIEZADOWOLONYCH PONURAKÓW 🙂
KWITNĄCY KRZEW TAMARYSZKU – Maria Majer-Pietraszak
Wanda Majerówna, a obecnie Wanda Majer-Pietraszak urodziła się roku 1932 w Łodzi. Jest aktorką teatrów warszawskich, grała między innymi w Młodej Warszawie (1956-58), Domu Wojska Polskiego (1958), czy Ateneum (1983-92). W 1963 roku otrzymała wyróżnienie za rolę Saszy w „Iwanowie” na Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Rosyjskich i Radzieckich w Katowicach. W 1988 roku otrzymała odznakę „Zasłużony Działacz Kultury”. Od wielu lat związana jest węzłem małżeńskim z aktorem Leonardem Pietraszakiem.
Aktorstwo widocznie pomalutku zmienia się w inną pasję i pani Wanda postanowiła sprawdzić się w roli pisarki. Pisać wszak każdy może, więc dlaczego nie…
Wydawnictwo Muza SA rok 2015
stron 558
Kwitnący krzak tamaryszku to współczesna powieść obyczajowa, w której wątki humorystyczne przeplatają się z wątkami dramatycznymi, a fabuła dość intensywnie rozgrywa się w sielskiej miejscowości pod Warszawą.
Bohaterkami powieści są cztery przyjaciółki, ale głównym wątkiem tej lektury jest życie jednej z nich – Marii, od dziecka zdrobniale nazywanej Myszką.
Po dość niespodziewanym rozstaniu z mężem, z którym Myszka żyła na pozór szczęśliwie przez długie, spokojne lata, całkowicie rezygnując ze swoich pasji i marzeń, (na rzecz spokoju ducha Piotra) przeprowadza się do odziedziczonego po cioci i wujku domku we wsi Garbatka. Wieś działa na nią jednocześnie uspokajająco i pobudzająco do nowego życia. W jej nowym życiu uczestniczą zarówno przyjaciele jak i nowo poznani ludzie. W dość niespotykanych okolicznościach Maria poznaje Amerykanina polskiego pochodzenie, którego łączą z Polską jedynie groby rodziców. Czy znajomość ta rozwinie się w głębsze uczucie? Czy Myszka zazna szczęścia w swoim nowym/starym domu? Jak wiele pomogą jej w tym przyjaciółki, z którymi związana jest od szkolnych lat? I co wydarzy się w życiu tej niemłodej już przecież kobiety, czy zazna radości macierzyństwa? Tego nie zdradzę, ale przyznam, że dzieje się w tej powieści wiele, może nawet zbyt wiele. Radość przeplata się z dramatyzmem, strach z nadzieją a życie pozornie tylko spokojne jest, jak w wielu miastach i wsiach, chociaż…
Książkę przeczytałam dość szybko, co świadczy o tym, że fabuła powieści bardzo mnie wciągnęła. Nie powiem, żebym przepadała za takimi sielskimi klimatami, ale ciekawość jednak wzięła górę. Autorka z pewnością może pochwalić się bardzo dużą wyobraźnią, myślę, że pomogła jej w tym aktorska przeszłość i wena pisarska. Główna bohaterka tej lektury również trochę jakby gra swoją życiową rolę, bo w potocznym życiu, nie układa się wszystko tak równo i prosto.
Bardzo ciekawie przedstawione osobowości czterech przyjaciółek, gdzie każda z nich prezentuje całkowitą odmienność od pozostałych, jest chyba dużym atutem powieści. Poznajemy cztery kobiety i cztery różne charaktery, a jednak łączy ich jedno – szczera przyjaźń, która nie pozwala na samotność i pozostanie sam na sam z własnymi problemami.
Autorka w cudowny sposób pokazała, że odnaleźć się można w każdej społeczności, że jak człowiek czegoś bardzo chce… to zrealizuje swoje marzenia. Z pewnością można tę powieść zaliczyć do ciepłych, lekkich lektur na leniwe spędzenie czasu. Myślę, że gdyby ktoś skusił się na nakręcenie filmu na podstawie tej książki, albo nawet serialu, to miałaby on sporą oglądalność, zwłaszcza wśród gospodyń domowych w średnim wieku. Takie „Rozlewisko”, „Sosnówki”, „Blondynki” czy „Ranczo Wilkowyje” mają przecież sporą grupę fanów i fanek a do takiej grupy mogę tę książkę zakwalifikować.
Chociaż czytało mi się bardzo szybko i tu chyba dużą rolę odegrała spora ilość dialogów, które jak wiadomo czyta się szybciej niż na przykład opisy przyrody, to nie ukrywam, że kilka rzeczy powodowało u mnie pewien dyskomfort czytelniczy.
Z pewnością jest to styl, jakim treść jest przekazana. Bardziej przypomina to scenariusz filmowy niż powieść, co przypuszczam wyniosła autorka z obcowania z wieloma tego typu dokumentami. Niestety trochę rażące (przynajmniej dla mnie) było przeskakiwanie z czasu teraźniejszego do czasu przeszłego. Coś dzieje się tu i teraz, a za chwilę coś działo się, i to nie działo się w dalekiej przeszłości, ale dosłownie przed chwilą.
Brakowało mi w tej powieści podziału na rozdziały, wątki następujące po sobie często przeskakujące o kilka lat, jakby zlewały się ze sobą oddzielone jedynie jednym dodatkowym enterem.
Uderzyło mnie również, i to dotyczy samej fabuły, że w tej niby spokojnej, sielskiej powieści co chwilę ktoś umierał. Tych śmierci w tak cieplej atmosferze odnajdywania swojego szczęścia w nowym życiu było z pewnością za dużo. Wiem, że śmierć jest naturalną koleją życia ale po co jej aż tyle, w zbyt krótkim czasie i w takiej optymistycznej powieści?
Przyznać jednak muszę i tu składam ukłon w stronę autorki, że poruszenie wielu problemów dotyczących ludzi zarówno w miastach jak na wsiach jest sporym wyzwaniem. Pisanie z taką łatwością o homoseksualizmie, alkoholizmie, biedzie i zaściankowości, czy okrucieństwie wobec zwierząt, przyjmując przy tym tak lekki styl, to wielka sztuka. Nie ma chyba tematu, który nie byłby poruszony w tej książce, chociaż… czasami jest to zrobione dość chaotycznie.
Piękna, zmysłowa okładka zachęca do sięgnięcia po książkę, jednak jeżeli ktoś się spodziewa ciepłej sielanki to może trochę być zawiedziony. Jest to wprawdzie ciepła powieść obyczajowa, ale tylko z pozoru opisująca leniwie toczące się życie pewnej kobiety w średnim wieku.
Tytułowy krzak tamaryszku jest metaforą odnoszącą się do ludzi, do przyjaźni i odpowiedzialności za innych.
(…) Tytuł tej książki wziął się z ogrodu, w którym przed laty wyrósł krzew tamaryszku. Wyrósł piękny o mocnych czterech gałęziach. Teraz, jesienią i zimą krzew dzielnie przyjmuje na siebie lodowate zawieruchy i ciężkie śniegi, lekko uginając gałęzie i wspierając jedne o drugie. (…)
Tak jak bohaterki tej powieści.
I chociaż tak jak napisałam wcześniej, nie przepadam za tego typu powieściami, tę przeczytałam bardzo szybko. Polecam ją zawłaszcza osobom, które lubią spokojne powieści obyczajowe. Jeżeli ktoś zaczytuje się w książkach Małgorzaty Kalicińskiej, Katarzyny Grocholi, czy Marii Ulatowskiej to ta powieść jest właśnie dla niego. Niby nic się takiego nie dzieje, a dzieje się bardzo wiele.
Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu Muza S.A. za możliwość przeczytania tej książki i zapraszam innych do sięgnięcia po nią chociażby dla czystego relaksu i oderwania się od własnej rzeczywistości.
SZCZĘŚCIE ZA PROGIEM – Manula Kalicka
Manula Kalicka urodziła się w roku 1952, w Zalesiu Dolnym. Jest pisarką i dziennikarką. Ukończyła studia polonistyczne i dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała między innymi jako bibliotekarka, producentka konfekcji damskiej, prowadziła księgarnię, obecnie prowadzi agencję literacką Manuskrypt. Zadebiutowała w roku 2002 powieścią Tata, one i ja w konkursie literackim zorganizowanym przez Klub Świata Książki i magazyn Elle, w którym zdobyła drugą nagrodę Złote Pióro 2002. Kolejne jej książki Szczęście za progiem i Wirtualne Zauroczenie znalazły się na listach bestsellerów.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka rok 2005
stron 232
Szczęście za progiem to zabawna współczesna powieść obyczajowa napisana w formie pamiętnika.
Małgosia jest typową dziewczyną z prowincji, która postanawia pomóc swojemu losowi i pewnego letniego dnia opuszcza swoje rodzinne Jagniątkowo i wyrusza do Warszawy z jedną tekturową walizką. Marzy o tym, aby podbić świat. Początki pobytu w wielkim mieście są trudne, ale dziewczyna dzięki przypadkowi i odwadze, oraz determinacji, która jest jej potrzebna głównie do zdobycia pieniędzy na utrzymanie, wkrótce zaczyna piąć się po szczeblach kariery. Po drodze poznaje trochę starszego od niej, ale bardzo bogatego mężczyznę, oraz kilku wspaniałych starszych ludzi, którzy są dla niej kimś więcej niż przyjaciółmi. Czy uda jej się podbić świat? Czy przyjdzie chwila, że będzie zmuszona wrócić do rodzinnego domu? O tym dowiecie się jedynie sięgając po książkę.
Powieść ta jest fascynującą i zabawną historią, w której akcja idzie dosłownie jak burza, a przygody przytrafiające się jej bohaterce powodują, że nie można oderwać się od tej lektury.
Autorka w bardzo zabawny i interesujący sposób przedstawiała postaci przewijające się przez życie młodej dziewczyny, począwszy od drobnego pijaczka a kończąc na wyjątkowo sympatycznym muzyku – panu Józiu, czy też starszej pani Irenie, właścicielce mieszkania, w którym Gosia wynajmuje pokój.
Początkowo trochę byłam zdezorientowana przeplatającymi się wątkami dotyczącymi niejakiego Marcela, mieszało mi to wpisy Gosi, zwłaszcza, że jej wpisy zaczęły się dwa lata wcześniej niż wątki dotyczące Marcela. Ta różnica lat właśnie mi jakoś nie pasowała do całości. Na szczęście im bliżej końca tym bardziej klarowne stawało się powiązanie tych wątków, aż efekt końcowy okazał się tak zaskakujący, że… ufff
Trzeba przyznać, że autorka w tej książce wykazała się wyjątkowym poczuciem humoru, nawet opisując miejsca i ludzi o których nie można mówić z przymrużeniem oka, i tu mam na myśli wątki dotyczące patologicznego bytu rodziny pani Gęsi i jej sąsiada pijaczka.
Muszę dodać, że okładka książki, którą ja dostałam do przeczytania nie do końca zachęca do sięgnięcia po tę powieść, ale już nowsze wydanie z pewnością przykuje oko niejednej czytelniczki. Oczy się śmieją na sam widok.
Jeżeli inne książki tej autorki są napisane z taką samą dawką pozytywnej energii to JA CHCĘ WIĘCEJ. To świetna lektura na pozbycie się chandry, bo czyta się ją lekko, łatwo i przyjemnie.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy mają ochotę na chwilę relaksu.
TEUFEL – Izabela Żukowska
Izabela żukowska jest muzykologiem i socjologiem. Pracuje jako dziennikarka; od lat związana jest z Polskim Radiem, obecnie z Pierwszym Programem. Pisała dla miesięcznika „Kino”. Pracowała jako wykładowca na KUL-u i w Społecznej Akademii Nauk w Warszawie. Autorka książek „Teufel”, „Gotenhafen” i „Nad miastem anioły”.
Wydawnictwo Oficynka rok 2014
stron 296
Teufel to kryminał, którego wątki umiejscowione są w przedwojennym Gdańsku.
Jest sierpień 1939 roku. W Gdańsku, na molo obecnego Jelitkowa (niemiecka nazwa Glettkau) dwaj chłopcy znajdują zwłoki młodej kobiety. Zagadkę jej zabójstwa próbuje rozwikłać komisarz Franz Thiedtke, który lada dzień przechodzi na zasłużoną emeryturę. Zostaje on jednak odsunięty od śledztwa. Komuś bardzo zależy na tym, aby sprawa została zakończona bez wnikliwej analizy śmierci. Do komisarza zgłasza się jednak pracownica gdańskiej policji, (osoba znająca znalezioną kobietę), która rzekomo rozpoznała zwłoki i przekazuje mu pewne wątpliwości. Komisarz decyduje się doprowadzić do końca swoją ostatnią sprawę odkrywając więcej niż chcieliby to inni. Czy kobieta znaleziona na molo jest rzeczywiście tą, której powinien szukać? Czy za jej śmiercią kryje się coś więcej jak zwykłe utonięcie? No cóż, to pozostawiam do przeczytania…
Teufel w języku niemieckim znaczy diabeł. Dlaczego autorka postanowiła tak właśnie zatytułować swoją książkę? Niestety ale zastanawiam się nad tym cały czas. Tylko w jednym miejscu, w treści ktoś nazywa zmarłą kobietę diabłem, szybko jednak określając ją aniołem, więc…
Fabuła książki jest dość interesująca, chociaż samego kryminału w tym kryminale jest trochę mało. Opisane jest życie zarówno Polaków jak i Niemców w przededniu wybuchu II wojny światowej. Wolne miasto Gdańsk nie było wówczas wolne od tajemnic, wzajemnej wrogości, i konspiracji, w którą wciągnięci zostali zarówno jedni jak i drudzy mieszkańcy. Jest to powieść, w której poznajemy relacje między ludźmi stojącymi u progu wojny po dwóch przeciwnych krańcach, a jednak bardzo często blisko siebie. To obraz strachu i nienawiści, wszczepiony przez Hitlera, a który burzy stosunki międzyludzkie, zarówno te między sąsiadami jak i krewnymi o odmiennych poglądach politycznych.
Lektura nie jest łatwa w czytaniu, duży dyskomfort sprawiały mi niemieckie nazwy miejsc, ulic, czy dzielnic Gdańska, który znam. Wprawdzie na końcu książki są umieszczone polskie i niemieckie nazwy, ale chcąc dokładniej umiejscowić jakąś scenę musiałam za każdym razem zaglądać na te ostatnie strony. Myślę, że dużo łatwiej i czytelniej byłoby, gdyby tłumaczenia tych nazw były umieszczone w przypisie na danej stronie.
Sama fabuła jest interesująca pod względem sensacji, tajemniczości i polskiej historii. Ciekawie przedstawione postaci intrygują i zbliżają czytelnika do obrazu społeczeństwa przedwojennego Gdańska. Wyjątkowa dokładność i wnikliwość w opisywaniu zarówno osób jak i przedmiotów czy miejsc, to oczywiście plusy powieści i jej wyjątkowa obrazowość.
W zeszłym roku byłam na Literackim spacerze po Gdańsku z Izabelą Żukowską, dzięki któremu miałam okazję zobaczyć większość tych miejsc, w których rozgrywa się fabuła książki. Spacer śladami komisarza Franza Thiedke wspaniale przeniósł nas do świata, którego już nie ma, do Gdańska przedwojennego i takiego, którego nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy miasta. Autorka ma niespotykaną łatwość w opowiadaniu, bardzo malowniczo przekazując to, co chce abyśmy zobaczyli oczami wyobraźni. Dzięki niej zobaczyliśmy Gdańsk, w jakim żył bohater jej książki.
Muszę przyznać wyjątkowo dobrą znajomość autorki z tego przedwojennego, Wolnego Miasta Gdańska, szczegółowe opisy miejsc to zapewne wielki plus tej powieści, chociaż mnie samej ich niemieckie nazwy sprawiły wspomniany wcześniej dyskomfort czytelniczy.
Myślę, że mogę polecić tę książkę zarówno miłośnikom kryminału, miłośnikom historii przedwojennej jak i tym, którzy lubią odkrywać nieznane, często zapomniane zakątki polskich miast. Nie jest to „mocny” kryminał, jest to bardziej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym, ale czyta się wyjątkowo szybko. Fabuła wciąga, a o to chyba chodziło autorce, która postanowiła przenieść czytelnika w tę naszą polską przeszłość.
Wolne Miasto Gdańsk. Tymi ulicami być może chodzili bohaterowie książki.