LITERATURA POLSKA
NAMALUJ MI SŁOŃCE – Gabriela Gargaś
O Gabrieli Gargaś wiem niewiele, a to co znalazłam o tej pisarce w Internecie raczej mnie nie zadowala. Lubię wiedzieć o autorach książek jakie czytam coś niecoś więcej. Ale cóż, o tej autorce przynajmniej wiem, że jest niepoprawną optymistką i marzycielką. Ma usposobienie indywidualistki, która chadza własnymi ścieżkami. Jej życiowe motto brzmi „Sztuką życia jest umieć cieszyć się małym szczęściem”. Mimo swojego młodego wieku ma na swoim koncie pisarskim już kilka książek z literatury kobiecej, które cieszą się sporym zainteresowaniem czytelniczek.
Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, ale nie twierdzę, że ostatnie.
Wydawnictwo Feeria rok 2013
stron 387
Namaluj mi słońce to współczesna powieść obyczajowa.
Sabina jest kobietą w wieku 30+. Mieszka sama w małym dwupokojowym mieszkaniu a zawodowo zajmuje się… byciem przyjaciółką. Spotyka się z samotnymi ludźmi, którzy nie mają z kim porozmawiać o swoich kłopotach, i cierpliwie wysłuchuje ich problemów. Jej zawód wbrew pozorom cieszy się sporym zainteresowaniem, tak więc na brak klientów Sabina nie narzeka. Jednak jak każda kobieta marzy o prawdziwej, namiętnej miłości i o stabilizacji życiowej. Któregoś dnia w parku, poznaje małą dziewczynkę – Marysię, która początkowo irytuje ją swoją bezpośredniością, ciekawością i odwagą, ale z czasem nawiązuje się między nimi przyjaźń. Marysia wychowywana jest przez ojca, więc łatwo można się domyśleć, że i obecność Sabiny w pewnym momencie stanie się bliska rodzicowi Marysi. Czy jednak Maks jest tym samotnym ojcem naprawdę? Czy między Sabiną i rodzicem małej Marysi zaiskrzy i spróbują się połączyć? Czy opieka nad małą dziewczynką nie okaże się dla Sabiny wyczynem poza jej możliwości? No cóż, na te pytania pozna odpowiedź ta osoba, która zdecyduje się na przeczytanie tej książki.
Muszę przyznać, że spora ilość dialogów znacznie przyspieszała czytanie. Fabuła, bez zbędnych opisów (chociaż przyznam, że czasami lubię zagłębić się w otoczenie) nie jest nudna, a wręcz czasami intrygująca. Problemy małej dziewczynki postrzegane z punktu widzenia osoby dorosłej, problemy młodej kobiety a także innych dorosłych (tu mam na myśli klientów Sabiny), w bardzo ciekawy sposób przeplatają się ze sobą. Książkę czyta się wyjątkowo szybko, momentami jednak w treści mi trochę „zgrzytało”. Ale o tym za chwilę.
Autorka dość odważnie przedstawiła osobowości głównych bohaterów, i tu mam na myśli nie tylko Sabinę, ale również Marysię i jej ojca. Trochę podkolorowała te postacie, ale gdyby tego nie zrobiła, z pewnością nie czułoby się tej lekkości z jaką czyta się tego typu powieści.
Tę książkę można zaliczyć do lekkich, łatwych i przyjemnych mimo dość poważnych tematów poruszonych w fabule.
Niestety było kilka momentów, kiedy czułam pewien dyskomfort podczas zagłębiania się w treść tej lektury. Raziły mnie na przykład wszelakie zdrobnienia, pal licho, kiedy dotyczyły dziecka, ale gdy autorka opisywała scenę, w której uczestniczyły jedynie dorosłe osoby, to myślę, że było to już z lekka przesłodzone. W pewnym momencie miałam serdecznie dość tych „tatusiów”, „babeczek”, „sukieneczek”, „twarzyczek” czy „łóżeczek”. Zbyt słodko i dziecinnie jak dla mnie. Sprzeczne to było czasami z zachowaniami dziecka, kiedy mała dziewczynka zachowywała się jak dorosła kobieta. Uważam, że język jakim posługiwała się ta siedmiolatka czasami był zbyt poważny, małe dzieci rzadko kiedy mówią jak dorosłe osoby, a mała Marysia, prawie cały czas tak konwersowała z dorosłą kobietą. Kolejnym minusem, który wpływał na dyskomfort czytania była spora ilość literówek w tekście. Nie spodziewałam się, że tak dobre wydawnictwo jak Feeria może tak zlekceważyć porządny tekst. Niestety, ale ponieważ zdarza się, że mnie zarzuca się literówki, sama zwracam na nie uwagę. Tylko, że ja swoje teksty poprawiam często całkiem sama, a tu nad książką pracował cały sztab ludzi.
Mimo tych wszystkich minusów w moim odczuciu, a chyba nie było ich aż tak wiele polecam tę powieść. Tak jak już wspomniałam wcześniej jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna i, niekoniecznie tylko dla pań. Myślę, że panowie również mogliby po nią sięgnąć, chociażby dlatego, aby głębiej poznać pragnienia kobiet (nie tylko te erotyczne) i poznać oczekiwania dzieci. Ta książka bawi i wzrusza. Wielu czytelników znajdzie w niej coś dla siebie.
Dziękuję wydawnictwu FEERIA za możliwość poznania tej książki, którą mogłam przeczytać dzięki hojności sponsorów (na spotkaniu blogerów/blogerek książkowych) w Sopocie: „A może nad morze z książką 3”
MONOGRAM – Joanna Marat
O autorce Joannie Marat wiem niewiele. Z tego co się dowiedziałam to jest trochę gdańszczanką, trochę warszawianką. Zadebiutowała w roku 2011 powieścią obyczajową „Grzechy Joanny”. Rok wcześniej brała udział w Kryminalnych Warsztatach Literackich, organizowanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2010, a efekt tego udziału, jest opowiadanie „She is not there”, które ukazało się w antologii opowiadań „Zaułki zbrodni”. Jest autorką takich książek jak „Jedenaście tysięcy dziewic”, „Grzechy Joanny” i „Monogram”.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka rok 2014
stron 326
Monogram to powieść kryminalna z wieloma wątkami psychologicznymi.
W Lasku Bielańskim dnia (pamiętnego) 10 kwietnia 2010 roku zostają znalezione zwłoki młodej kobiety, zwłoki pozbawione głowy, tak, że właściwie do końca nie wiadomo, kim jest ofiara. Prawie wszyscy przeżywają informację o katastrofie prezydenckiego samolotu, prawie wszyscy, bo stołeczna policja zmaga się ze sprawą odnalezionych zwłok bez głowy. Z dokumentów znalezionych przy ofierze wynika, że denatka mogła być Marzeną Kroczek, nieślubną córką prominentnego członka PRL-owskich władz. Człowieka, którego nazwisko wzbudzało w niektórych osobach strach. Sprawę morderstwa rozwiązują nadkomisarz Marek Kos oraz komisarz Ernest Malinowski. Śledztwo zaczyna sięgać coraz głębiej w przeszłość, wywołując sprawy tylko z pozoru zapomniane. Obaj panowie mają zbyt dużo prywatnych problemów, by rzeczywiście zaangażować się w to śledztwo a do tego są tak różni, że można zastanawiać się nad tym jak może w ogóle układać się ich współpraca. Czy uda im się znaleźć mordercę? Co jeszcze odkryją w czasie prowadzonego śledztwa i czy uda im się poukładać własne życia? No cóż, na te pytania nie odpowiem.
Na okładce książki jest napis:
A ja tak właściwie nie wiem, co na te słowa odpowiedzieć.
Kryminał? Z pewnością TAK, ponieważ jest morderstwo, jest śledztwo, czyli właściwie wszystko co powinien zawierać dobry kryminał, ale… no cóż, o tym „ale” może trochę później.
Komedia? I tu chyba się nie zgodzę, być może dlatego, że nie mam tak specyficznego poczucia humoru jak autorka. Dla mnie to raczej ironiczna, złośliwa, wbijająca szpile parodia polskiej rzeczywistości i jej przedstawicieli, w których prym wiodą najczęściej (niestety), ludzie prostaccy, chamowaci i hipokryci.
Muszę przyznać, że pierwszy raz od bardzo dawna miałam ochotę książkę zostawić nie doczytawszy nawet do połowy. Może dobrze zrobiłam, że doczytałam do końca, a może nie. Nie będę się nad tym teraz zastanawiać. Autorka ma bardzo specyficzny styl pisania, i chyba ja się nie nadaję do czytania takich tekstów, zbytnio mnie irytują, a przecież czytanie uznaję jako przyjemność.
W tej powieści, a właściwie w jej pierwszej części bardzo trudno mi było skupić się na fabule, ponieważ ilość wulgaryzmów jaka towarzyszyła nie tylko dialogom, ale również myślom bohaterów była jak dla mnie wręcz wstrząsająca. Nie jestem przyzwyczajona do takiego słownictwa i chociaż znam kilka osób, które uważają takie słowa za podstawę języka polskiego, to mierzyć się z tym w książce… i to w takiej skali… No cóż, jak dla mnie to za wiele.
Ale dzielnie przebrnęłam przez tę część, z którą póki co, nie mogłam dojść ani do ładu ani do składu, bo zamiast poprowadzenia śledztwa jak to bywa w „normalnych” kryminałach, autorka skupiła się na problemach osobistych swoich bohaterów, które nijak się miały do fabuły.
Niestety oprócz wulgaryzmów towarzyszących czytelnikowi, jeszcze bardziej bulwersowały mnie nastawienia do kobiet. Szowinistyczne, seksistowskie i obraźliwe jak dla mnie – kobiety, i gdy pomyślę sobie, że jakiś mężczyzna spogląda na mnie tak jak ci panowie, to aż przechodzi mnie dreszcz, bynajmniej nie z rozkoszy.
Co do samej fabuły, to nie wiem, co o niej myśleć. Niby ciekawa a jednocześnie tak zharatana innymi wątkami, że trudno tu mówić o czymś konkretnym. Szczerze mówiąc, chyba nawet nie ma konkretnego zakończenia. I chociaż przyznam, że druga połowa książki, kiedy zaczęło się dziać tak jak powinno w kryminałach, wciągnęła mnie, (jako tako) to koniec okazał się całkowitym zaskoczeniem. Pusty i bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, które byłoby konkretne.
Jedno co można przyznać autorce, to wątek alkoholizmu jaki podjęła w tej powieści dotyczący nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Może zbyt brutalnie do niego podeszła, ale odważyła się o nim napisać i to się liczy.
Mam za sobą już inną książkę tej autorki „Jedenaście tysięcy dziewic”, która również była chyba dla mnie za trudna. Biorąc do ręki „Monogram” chciałam upewnić się czy tylko ta jedna książka zrobiła na mnie takie wrażenie, czy cała reszta również.
No cóż, być może tę książkę ktoś odbierze inaczej niż ja, wiadomo, że są gusta i guściki i chociaż ja do wybrednych nie należę, chyba kolejny raz zanim sięgnę po kolejną książkę tej autorki, to się mocno zastanowię.
Dla mnie to była książka zbyt trudna w zrozumieniu o co tak właściwie autorce chodziło, kiedy wymyślała tę fabułę. Może to świadomie miał być taki zlepek różnych wątków, które w jakiś tam sposób się gdzieś-kiedyś-połączą.
Decyzję pozostawiam innym, czy chcą tę książkę przeczytać czy nie. I chociaż okładka bardzo zachęcająca, wręcz przyciągająca, działająca jak magnes, to środkiem się trochę zawiodłam.
GRECKA MOZAIKA – Hanna Cygler
Hanna Cygler jest autorką, która już kilkakrotnie gościła na moim blogu. Lubię jej książki i mimo tego, że zawierają ogromne dawki emocji, czyta się je lekko, łatwo i przyjemnie. Jej powieści pełne są ludzkich dramatów, ale fabuły potrafią zaskakiwać. Gdyby ktoś miał ochotę dowiedzieć się więcej o tej autorce to zapraszam do moich wcześniejszych wpisów lub na stronę autorki.
Dom Wydawniczy REBIS rok 2014
stron 350
Grecka mozaika, to powieść obyczajowa, w której wątki historyczne przeplatają się z teraźniejszością.
Jannis Kassalis jest Grekiem, który jednak bardzo mocno związany jest z Polską. Jego z pozoru spokojne życie mąci Nina – młoda Polka, która pojawia się na Korfu, i sugerując mu, że może być jego córką, stara się dowiedzieć jak najwięcej z jego przeszłości. Dziewczyna ma podstawy podejrzewać, że jest jego córką ponieważ jej matka na łożu śmierci wskazała Jannisa jako ojca, ale powszechnie było wiadomo, że była to kobieta, której kontakty męsko-damskie nie należały do nielicznych. I chociaż zarówno Ninie jak i Jannisowi trudno odnaleźć się w nowej sytuacji, po przełamaniu początkowej nieufności nawiązuje się między nimi nić porozumienia, można nawet stwierdzić, że nawiązuje się przyjaźń. Jannis stopniowo wyjawia Ninie swoją przeszłość i kolejne rodzinne tajemnice. Czy badania DNA na jakie oboje się zdecydują potwierdzą ojcostwo Jannisa, czy je wykluczą? Czy Nina zakocha się w pięknej Grecji i pozostanie tam, czy wróci do Polski? Czego dowie się o przeszłości swojego rzekomego ojca i swojej matki? Oczywiście dowie się tylko ten, kto zechce przeczytać tę powieść.
Książka przeleżała na mojej półce około dwóch lat, zanim sobie o niej przypomniałam. No cóż od dawna borykam się z tym, że kupuję jakąś książkę a potem mając zobowiązania wobec wydawnictw lub innych autorów, odkładam książkę na półkę z myślą, że przeczytam ją wkrótce. Jak zapewne wiedzą moi czytelnicy, nie gonię za nowościami, ale mam swoich ulubionych autorów i już sama świadomość tego, że jestem w posiadaniu ich książki satysfakcjonuje mnie.
Wracając jednak do fabuły tej powieści, przyznam szczerze, że lubię takie podróże książkowe. Uwielbiam poznawać nowe miejsca, miasta, kraje. Tym razem ta podróż przez Bieszczady, Kraków, Trójmiasto i Korfu dała mi sporo zadowolenia.
Przeplatanie wątków historycznych z czasem obecnym powoduje, że z każdym kolejnym rozdziałem bardziej zaczyna mnie wciągać dana lektura. Tak było i tym razem.
Książka jest napisana pięknym językiem, nie pokaleczonym wulgaryzmami, co niestety zdarza się u innych autorów. Ciekawie przedstawione osobowości bohaterów powodowały, że momentami miałam ich przed oczami tak wyraźnie, jakbym nie czytała książki ale oglądała film. Jak już wcześniej wspomniałam, spora dawka emocji towarzysząca prawie od pierwszej strony do ostatniej, była na tyle wielka, że nie miałam ochoty na przerywanie czytania. Krótkie rozdziały przenosiły mnie bardzo płynnie z jednego wątku w drugi nie powodując zmęczenia fabułą.
Autorka ma wyjątkowy dar opowiadania historii czyjegoś życia bez zanudzania szczegółami. Jednocześnie pięknie potrafi opisywać naturę, aurę, czy otoczenie, fundując sporą dawkę wrażeń i emocji.
Niech nikogo nie zmyli okładka (śliczna i tajemnicza zarazem w swojej prostocie), która w pierwszej chwili skojarzyła mi się z sielankową opowieścią, typu wakacyjna przygoda. Na szczęście znając „pióro” autorki, byłam więcej niż pewna, że to nie jest kolejna mało prozaiczna opowieść o miłości. Nie zawiodłam się i tym razem, decydując się na kupno tej książki.
Myślę, że nie muszę specjalnie zachęcać do przeczytania tej lektury, podpowiem tylko, że jest ona przeznaczona zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn. Ktoś, kto zdecyduje się po nią sięgnąć, z pewnością będzie usatysfakcjonowany, ponieważ znajdzie w niej pięknie opowiedzianą historię Greków, którzy dzisiaj kojarzą nam się jedynie z problemem gospodarczym i urokliwymi wyspami, gdzie wielu spędza urlop. Być może pozna mroczny światek Trójmiasta (i nie tylko), znajdzie odrobinę romansu i kryminału. A przede wszystkim odbędzie podróż do pięknego Krakowa, czy na wyspę Korfu. To chyba wystarczy, aby zachęcić do czytania?
Jeśli chodzi o mnie, to spędzenie kilkunastu godzin, chociażby tylko na kartach książki w pięknej okolicy wyspy wystarczyło, aby zapamiętać tę książkę na długo. Czyż wyspa Korfu nie jest piękna?
Polecam również inne książki tej autorki, każda jest inna, ale wszystkie bardzo emocjonujące.
DOM NAD BRZEGIEM OCEANU – Urszula Jaksik
Urszula Jaksik urodziła się na Górnym Śląsku i do dziś jest mu wierna. Ukończyła Bibliotekoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i całe życie zawodowe pracowała w sieci Miejskich Bibliotek Publicznych. Debiutowała w czasopiśmie „Płomyk” opowiadaniem dla nastolatków pt. „Z zapisków młodszego brata” (1981). W 1998 zdobyła trzecią nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Miesiąc z życia kobiety” ogłoszonym przez czasopismo „Twój Styl”. W 2004 roku przyznano jej główną nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złote pióro” za opowiadanie pt. „Zakopany topór”. Otrzymała „Literacką Przepustkę Zwierciadła” – wyróżnienie w konkursie literackim na dziennik „Dzień po dniu” zorganizowanym przez czasopismo „Zwierciadło”. (2004)
Jej debiutem książkowym jest powieść „Sobotnie popołudnie” wydana przez Polski Dom Kreacji w Katowicach w 2008 roku. Ma dwie pasje: pisanie i fotografowanie.
Wydawnictwo PASCAL rok 2014
stron 320
Dom nad brzegiem oceanu to dramat, którego fabuła umiejscowiona jest współcześnie w Polsce i na Islandii.
Konrad i Magda są małżeństwem, rodzicami dwójki dzieci. On dużo pracuje, utrzymuje rodzinę zajmując wysokie stanowisko; zarabia duże pieniądze. Jego praca wymaga wielu podróży w najdalsze zakątki świata. W domu bywa gościem. Ona nie pracuje, zajmuje się domem, opiekuje dziećmi, z których jedno – córka Sara jest terminalnie chora. On nie potrafi sprostać temu cierpieniu, a w końcu dowiaduje się, że sam jest ciężko chory. Nie potrafi kochać córki tak jak ona na to zasługuje i całą rodzicielską miłość przelewa na syna. Piotruś dużo rysuje, bardzo często na jego rysunkach pojawia się rakieta zwrócona w stronę nieba. To część jego powtarzającego się snu. W pewnym momencie, kiedy w rodzinie dochodzi do tragedii, podobny obraz śni się również Magdzie. Czy to coś znaczy? Czy to wizja, która jest wskazówką do zmiany w życiu? Jedyną „bliską” osobą, jest dla kobiety lekarz, opiekujący się jej chorą córką. Czy znajomość z doktorem będzie miała większy wpływ na życie Konrada i Magdy, lub ich syna?
Fabuła tej książki tak bardzo wstrząsnęła moimi myślami, że długo nie mogłam zdecydować się na opisanie tego, co czułam, kiedy książkę skończyłam czytać. To lektura bardzo emocjonująca, nie tylko z powodu wątków, które w tej pięknej opowieści zostały wplecione w całość. Autorka bardzo ciekawie ukazała osobowości bohaterów i to nie tylko tych pierwszoplanowych.
Jednym z wątków powieści jest zmaganie się z chorobą, tak właściwie to dotyczy dwóch osób zmagających się z dwoma chorobami. Trudne do zaakceptowania fakty świadczące o tym, że „odchodzi” ktoś najbliższy, lub, że samemu można w każdej chwili „odejść” to emocje budujące napięcie od pierwszej do ostatniej strony tej powieści.
Bardzo pięknie moim zdaniem autorka ukazała „siłę” słabej kobiety, kobiety wycieńczonej walką o dziecko, walką o małżeństwo, walką o zwyczajne życie, a jednak ciągle patrzącą z nadzieją.
Wpleciony w fabułę mistycyzm, senne obrazy, które urzeczywistniają się w realu, dodały tej lekturze tajemniczości.
I oczywiście coś, co lubię najbardziej; przepięknie opisy przyrody, w tym przypadku Islandii. Czytelnik w ciągu kilku chwil przenosi się w wyobraźni do świata dotąd nieznanego, fascynującego i tak innego od tego, z którym styka się na co dzień. Obyczaje, kultura i zachowania ludzi mieszkających w tej pięknej krainie, jaką jest Islandia, to tylko ułamek tego, o czym można przeczytać w tej powieści.
Tej książki nie zaliczę do lekkich i łatwych, ale z pewnością mogę zaliczyć do tych przyjemnych, chociaż tak jak wspomniałam wcześniej tematy poruszone w niej są bardzo trudne. Lekkie „pióro” autorki powoduje jednak, że czyta się książkę jednym tchem. I chociaż momentami czułam ogromną irytację w stosunku do jednego z głównych bohaterów, to nie przeszkadzało mi to w zagłębianiu się w jego koleje losu.
Książka ładnie wydana, zarówno okładka jak i środek. Treść podzielona jest na niezbyt długie rozdziały, a to w moim przypadku wygląda wiadomo: „jeszcze jeden rozdział i idę spać” a potem okazuje się, że za oknem prawie świt.
Niech nikogo nie zmyli ten spokojny, wręcz sielankowy obrazek na okładce, w tej książce sielanki jest dość mało, za to emocje gwarantowane.
Polecam tę lekturę każdemu czytelnikowi, który gustuje w powieściach obyczajowych, ale szczerze przyznam, że znajdzie w niej o wiele więcej niż w przeciętnej powieści. Myślę, że ta lektura nie zawiedzie ani kobiet ani mężczyzn, ponieważ tematy w niej poruszone dotyczą osób różnych płci.
Jeżeli ktoś ma ochotę na spędzenie kilku chwil w surowej, zimnej, malowniczej Islandii, to niech sięgnie po tę książkę, z pewnością tego nie pożałuje.
GDY ZAKWITNĄ POZIOMKI – Agnieszka Walczak-Chojecka
Agnieszka Walczak-Chojecka urodziła się w 1968 roku. Od najmłodszych lat „bawiła się” literaturą i będąc w wieku pięciu lat ułożyła swój pierwszy wiersz. Swoje teksty publikowała między innymi w „Poezji” i „Nowym wyrazie”. Pisała również słowa piosenek, współpracując m.in. z Piotrem Rubikiem w początkach jego kompozytorskiej kariery. W czasie studiów na Filologii Słowiańskiej UW zajmowała się tłumaczeniami literatury z języka serbskiego, którego nauczyła się mieszkając ponad cztery lata w Belgradzie. Współpracowała również z III programem Polskiego Radia oraz pisała do „Magazynu Muzycznego” i „Brawo Best”. Jako pisarka zadebiutowała powieścią „Dziewczyna z Ajutthaji”. Niezbyt grzeczna historia”. Pisanie książek tak ją wciągnęło, że kolejne jej książki ukazują się jak przysłowiowe grzyby po deszczu.
Wydawnictwo FILIA rok 2014
stron 400
Gdy zakwitną poziomki to współczesna powieść obyczajowa.
Karolina ma 38 lat i jak każda kobieta ma swoje marzenia. Pragnie miłości, namiętności i przede wszystkim dziecka. Jej chłopak Filip, również oczekuje od życia czegoś, tylko czy ich marzenia są takie same? Filip również pragnie dziecka, ale nie za wszelką cenę. Kiedy wszystkie, naturalne sposoby zawodzą, zrozpaczona bohaterka postanawia spróbować innych metod pod postacią inseminacji oraz in vitro. W międzyczasie jednak w życiu Karoliny zjawia się ex chłopak przystojny pół Serb pół Chorwat, czarnooki Milan, który budzi w kobiecie nieoczekiwane pragnienia. Niestety na jaw wychodzi od dawna skrywany, rodzinny sekret, który burzy świat Karoliny. Owładnięta pragnieniem macierzyństwa, musi zmierzyć się z nowymi uczuciami, ale przede wszystkim z samą sobą. Czy stary dom w malowniczym Cavtacie pomoże Karolinie podjąć właściwe decyzje? Czy wszystko się poukłada, kiedy… tylko zakwitną poziomki…?
Powieść przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością, i chociaż jestem w wieku dawno poprodukcyjnym, to główny temat – macierzyństwo, interesuje mnie teraz, jako przyszłą babcię. Główna bohaterka jest graficzką w dobrej firmie, ma poukładane życie, jest obok niej oddany mężczyzna, ale to nie wystarcza jej do pełni szczęścia. Autorka pokazując cała walkę bohaterki o zajście w ciążę, nie zanudza nas cały czas tematami medycznymi, ale wprowadza kilka wątków i to bardzo ciekawych, aby czytelnik nie miał wrażenia, że czyta tylko poradnik „jak zostać rodzicem”.
Ciekawie przedstawiona została w książce sytuacja rodziców Karoliny, którzy będąc po rozwodzie, prowadzą własne życia; co sprawia, że wynikają z tego różne perypetie rodzinne. Tata – twórca komiksów, ma młodą żonę, która zachodzi w ciążę, czym oczywiście wzbudza zazdrość naszej bohaterki. Z mamą Karolina ma niezbyt dobry kontakt, a autorka pokazuje ją jako osobę skupioną jedynie na własnym życiu, zamkniętą w sobie, zimną uczuciowo, pozornie nie zainteresowaną problemem córki.
W powieści spotykamy wiele ciekawych postaci, które odgrywają mniejszą lub większą rolę w życiu głównej bohaterki.
Ta lektura ukazuje współczesną kobietę, świetnie radzącą sobie w codziennym życiu, poukładaną zawodowo, prywatnie i towarzysko, ale rozdartą wewnętrznie i pełną bólu z powodu braku dziecka.
Fabuła książki opowiada, jak ciężką i pełną poświęceń drogę musi przejść kobieta w dążeniu do macierzyństwa, co często nie jest miłe i łatwe.
Ciekawie wplecione różne wątki powieści odrywają czytelnika od głównego problemu i dzięki nim możemy poznać między innymi tereny pięknej Chorwacji i Serbii. Opisy tamtejszej przyrody i krajobrazów dosłownie zachęcają do tego, aby tam pojechać i spędzić kilka dni urlopu. Uczestniczymy również w show telewizyjnym, w którym koleżanka głównej bohaterki, bierze udział, robiąc to tylko dla zabicia nudnej codzienności i sprawdzenia swoich umiejętności piosenkarskich. Jesteśmy świadkami intryg kolegi z pracy, ale przede wszystkim jesteśmy z główną bohaterką w czasie jej zwątpienia w Filipa, w odkrywaniu prawd, dotyczących najważniejszych życiowych decyzji .
Wątki powieści są częściowo tak tajemnicze, że do końca nie wiemy co się wydarzy i chwała za to pisarce, ponieważ trzyma to czytelnika cały czas w napięciu, jednocześnie pozwalając na domniemania zakończenia.
Piękna okładka nie tylko przyciąga oko, zmysłowo kusi czytelnika do zerknięcia do środka.
Mogę zapewnić, że ten kto sięgnie po książkę, nie będzie się czuł zawiedziony. Myślę, że ta powieść nie jest skierowana jedynie do kobiet, ponieważ perypetie związane z dążeniem do posiadania potomstwa, może nie są ciekawe dla mężczyzny, ale dobrze by było, gdyby mężczyzna poznał myśli kobiet pragnących zostać matkami. W tej lekturze, mężczyzna również znajdzie inne wątki, które z całą pewnością mogą zadowolić męski gust.
Polecam tę powieść i chociaż szczerze przyznam, że nie gustuję w tego rodzaju lekturach. Jestem jednak pewna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, ponieważ mamy tu nie tylko wątek psychologiczny, ale również miłosny, mamy przygodę i wątek podróżniczy.
Tak we wrześniu ubiegłego roku kwitły poziomki w moim ogrodzie.
Kiedy zakwitły, dowiedziałam się, że zostanę babcią 🙂