Ida
TELEFONY DO PRZYJACIELA – Anna Łacina
Książka przywędrowała do mnie dzięki pomysłowi autorki, która zaproponowała jedną ze swoich książek jako lekturę na wakacje. Wprawdzie miesiące wakacyjne już dawno się skończyły i książka dotarła do mnie w miesiącu listopadzie, ale to świadczy tylko o tym, jak wielu chętnych zgłosiło się do przeczytania jej. Myślę, że nadal się zgłasza.
Anna Łacina, Anna Zgierun – publikująca pod dwoma różnymi nazwiskami polska pisarka, autorka serii bajek edukacyjnych, opowiadań fantastycznych i powieści obyczajowych, jest także współautorką „Limerykowego Atlasu Powiatu Przasnyskiego”.
Jako Anna Łacina pisze powieści obyczajowe, które najchętniej zaliczyłaby do literatury familijnej, ponieważ są tak skonstruowane, że nie zaszkodzą młodemu czytelnikowi, natomiast przeznaczone są dla nieco starszego odbiorcy, a przynajmniej dla tych, którzy lubią konwencję literatury młodzieżowej.
O tej pisarce wspomniałam w jednym ze swoich wcześniejszych wpisów Kobiety pióra i pazura, czyli Panel Literacki DKK.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia rok 2012
stron 367
Telefony do przyjaciela, to książka o młodzieży, ale nie koniecznie DLA młodzieży. Po przeczytaniu jej musiałam się „przespać” z myślami, które kotłowały się w mojej głowie.
Dwie siostry – Ania i Marzena spędzają wakacje u babci i dziadka. Siostry różnią się między sobą bardzo, nie tylko pod względem fizycznym, ale również intelektualnym. Ania, nieśmiała osiemnastolatka jest umysłem ścisłym, doskonale gra w szachy, nie uprawia żadnego sportu, bo w żadnej dziedzinie nie czuje się dobrze, natomiast Marzena, przebojowa dziewiętnastolatka, jest humanistką, uwielbiającą żeglarstwo, i nie wyobraża sobie życia bez sportu. Doskonale żegluje i pływa. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, bo przecież rodzeństwa często różnią się między sobą, gdyby nie fakt, że Marzena jest od urodzenia osobą niepełnosprawną i jeździ na wózku inwalidzkim.
Pewnego dnia do wody wpada chłopak, którego Marzena ratuje. Potem odwiedza go w szpitalu, chociaż on nie zdaje sobie sprawy z tego, kim jest dziewczyna. Po wyjściu ze szpitala, w skutek nieporozumienia i trochę nieudolnie przeprowadzonego „śledztwa”, chłopiec poznaje Anię i bierze ją za swoją ratowniczkę. Sprawy trochę zaczynają się komplikować, bo obie dziewczyny poczuły do tego samego chłopca coś więcej, niż tylko zwykłą sympatię.
Nie lubię zdradzać fabuły, bo nie na tym polegają moje wpisy, dlatego nic więcej już na ten temat nie wspomnę.
Oprócz sióstr, poznajemy również kilka innych, ciekawych osób, które wplecione w życie Ani i Marzeny, pośrednio odgrywają w ich życiach dość istotne role.
Książkę czyta się szybko i z dużym zainteresowaniem i chociaż jest ona głównie o młodzieży, bo jej bohaterki są w wielu 18 i 19 lat, to problemy poruszane dotyczą nie tylko ludzi młodych.
Nie jest napisana językiem stricte młodzieżowym, chociaż można znaleźć w niej sporo młodzieżowych odzywek. Trochę humorystycznie, trochę bardzo poważnie, ale bardzo lekko.
Autorka pisząc tę lekturę wzięła na swoje barki kilka bardzo poważnych problemów, dotyczących nie tylko niepełnosprawności, ale przez wszystkim psychiki młodego człowieka co odzwierciedliła w odniesieniu się do życia młodej, trochę zagubionej w rodzinie dziewczyny, która jest przekonana o tym, że jest dzieckiem „wpadki”, niekochanym przez rodziców, nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie jej przyjście na świat uratowało rodzinną więź.
Bardzo wzruszyła mnie gra uczuć, od euforycznej radości, po graniczący z rozpaczą smutek. Pięknie wyselekcjonowane osobowości poszczególnych ludzi, odgrywających mniejszą, lub większą rolę w życiu dziewcząt, są tak zmysłowo pokazane, że właściwie można sobie danego człowieka wyobrazić tak, jakby się go spotkało w rzeczywistości.
Ciekawe jest to, że fabułę autorka wplotła różne wątki – miłosny, psychologiczny, przygodowy, a także dwa wątki kryminalne, pięknie ze sobą współgrające, czyli jest w tej książce „dla każdego, coś miłego”
Nie nazwałabym tej książki powieścią, ale opowieścią o podróży do najgłębszych zakamarków psychiki młodego człowieka. I mimo, dość nietypowej jak dla takiej opowieści okładki, która kojarzy się bardziej z książką, dla młodzieży w wieku 10-15 lat, niż dla dorosłych, to za tą właśnie okładką kryje się bardzo poważna treść, powiedziałabym nawet, że kryje się poważny przekaz dla czytelnika.
Polecam książkę każdemu, kto lubi literaturę familijną a zwłaszcza taką jak ta, czyli opartą na życiu, zarówno zdrowego człowieka, jak niepełnosprawnego, w tym przypadku dwóch młodych dziewcząt.
Piąte urodziny „Milaczka” i promocja „Zamku z piasku”
Wczorajszej nocy śniło mi się, że płakałam. Nie byłabym sobą, gdybym natychmiast nie zerknęła do sennika, aby sprawdzić, ponieważ wieczorem wybierałam się na małą imprezkę.
Okazało się, że jak ktoś płacze we śnie, to jawie będzie się śmiał – i zadowolona z tego co przeczytałam, przestałam się przejmować tym snem.
Wieczór miałam zaplanowany już od dawna, i bardzo się na niego cieszyłam – Piąte urodziny „Milaczka” i promocja książki „Zamek z piasku”, Magdaleny Witkiewicz.
Trochę obawiałam się jak dotrę do miejsca, w którym zaplanowana była impreza, bo gdańska dzielnica Nowy Port, zawsze kojarzy mi się z książkami Stanisława Goszczurnego „Mewy” i Skrawek nieba”, i to z dość szemranego towarzystwa mieszkającego w tej dzielnicy, ale trafiłam bez problemu.
Spotkanie odbyło się w bardzo kameralnej, a zarazem bardzo przytulnej restauracyjce „Perła Bałtyku”.
Nie myślałam, że Magdalena Witkiewicz ma aż tylu fanów, którzy zdecydują się w deszczowy, listopadowy wieczór przyjechać. Ilość osób, które przyszła zaskoczyła chyba samą autorkę, ponieważ… w pewnym momencie zabrakło krzeseł dla gości.
Większą część spotkania, to było nagrywanie wywiadu z pisarką, oraz przybyłymi gośćmi przez redaktora Radia Gdańsk, który zadawał bardzo ciekawe pytania. Sama autorka śmiała się, że ma bardzo duże parcie na szkło i najchętniej, żeby zwiększyć swoją czytelność (choć uważam, że w tak krótkim okresie czasu, jaki pisze JUŻ odniosła niesamowity sukces) mogłaby zagrać w jakiejś telenoweli.
Nie czytałam książki „Zamek z piasku”, ale po tym spotkaniu już byłam pewna, że muszę tę lekturę przeczytać, chociaż tematyką i gatunkiem odbiega od innych książek tej autorki.
Potem oczywiście był tort, a właściwie to dwa torty, bo jeden z pięcioma świeczkami, symbolizującymi pięć lat od momentu napisania „Milaczka”, a potem drugi… książka „Zamek z piasku”. Obydwa były bosko smaczne.
Tort MILACZKA
Tort ZAMKU Z PIASKU
Po około dwóch godzinach część osób się pożegnała ale zostały znajome autorki, które dalej postanowiły razem świętować. Dla jubilatki zamówiono drinka, który… przerósł jej oczekiwania, ale podobno był bardzo smaczny.
Jak świętować, to na całego 🙂
Atmosfera była tak rodzinna, przyjacielska i pogodna, że prawie cały czas śmiałyśmy się słuchając anegdot z życia tej młodej pisarki oraz jej przyjaciół. Cieszę się, że są osoby, które odnoszą sukcesy w dziedzinie literatury.
Jak to na takich spotkaniach zawsze bywa, można było zakupić książkę autorki po cenie promocyjnej. Trochę byłam zawiedziona, że nie było w sprzedaży „MIlaczka”, bo chętnie bym zakupiła dla kogoś, już jako prezent.
Oczywiście kupiłam „Zamek z piasku”, ale tym razem nie dla siebie, tylko dla kogoś bardzo mi bliskiego. Nie napisze tu dla kogo, bo gdyby ta osoba „wpadła” tu, to już by wiedziała, a tak będę miała prezent świąteczny (z piękną dedykacją od autorki).
Płacz Wilka skończony
Właśnie skończyłam pisać moją kolejną książkę pt. „Płacz wilka”, fragment można przeczytać tu. Jeszcze tylko kilka małych poprawek i tekst zostanie wysłany do dwóch osób, które przeczytają, naniosą swoje poprawki i uwagi i będziemy negocjować co do tekstu.
Przyznam szczerze, że tym razem mam bardzo „ostre” panie, od których już niejeden raz dostałam po uszach. Obydwie przeczytały wszystkie moje książki, więc doskonale znają mój warsztat pisarski i chyba się trochę boję tego, co zostanie z mojego tekstu po ich czytaniu i poprawianiu.
Na szczęście należę do osób, których krytyka buduje i częściej pamiętam to co komuś się w moich książkach nie podobało, niż to co chwalono i to następnie odzwierciedla się w moich kolejnych tekstach.
Jakiś czas temu dostałam maila od jednej koleżanki-autorki, w którym napisała mi kilka dość ostrych uwag dotyczących jednej z moich książek, uwag ściśle związanych nie z treścią, ale składem, interpunkcją itp. Trochę się tym zdziwiłam, ponieważ tamtą książkę oddałam w ręce prawdziwej profesjonalistki, która korektą i redakcją zarabiała swego czasu.
Nie będę się wypowiadała na temat książek tej znajomej, która wydaje swoje teksty w tak zwanym „profesjonalnym wydawnictwie”, bo też się dopatrzyłam kilku błędów, ale przecież nikt nie jest idealny.
Wracając jednak do mojej książki, którą właśnie skończyłam. Nie jest to „cegła”, bo żadna z moich książek nie jest tomiskiem, ale mam taką cichą nadzieję, że komuś się spodoba. Starałam się w niej już „mniej płakać”, ale całkiem tego nie potrafiłam wyeliminować.
Co ja na to poradzę, że wzruszam się z byle powodu?
Przed nami kolejny długi weekend, który oczywiście mam zamiar w większości spędzić z książką, czego i innym molom książkowym życzę.
MILACZEK – Magdalena Witkiewicz
O Magdalenie Witkiewicz pisałam już w jednym ze swoich wcześniejszych wpisów, kiedy opisałam swoje spostrzeżenia po spotkaniu autorskim z Magdaleną Witkiewicz. Sama autorka pisze na swojej stronie internetowej o sobie tak:
Jestem pisarką. Ale jeszcze przez małe „p”. Piszę czasem o lekkich sprawach, a czasem o poważnych w lekkim, a nawet bardzo lekkim stylu. Staram się rozśmieszać i wzruszać. Dla dzieci i dla dorosłych. I „tylko dla dorosłych” również. Podobno moje powieści poprawiają nastrój. Są lekiem na deszcz za oknem i nieco smutniejsze dni.
I z tymi słowami zgadzam się całkowicie, no może pomijając tylko to małe „p”, ja napisałabym duże „P”.
Wydawnictwo FILIA rok 2013
(wcześniejsze wydanie – Wydawnictwo SOL rok 2008)
stron 264
Milaczek, jest pierwszą książką tej gdańskiej pisarki, którą miałam okazję przeczytać i… POLECAM, POLECAM, POLECAM 🙂
Milaczek to Milena, młoda kobieta w wieku 27 lat, zakompleksiona z powodu swojej wagi ciała i ogólnego wyglądu, która bardzo chciałaby nareszcie spotkać tego właściwego. Kiedy jednak go już spotyka, dzięki zaangażowaniu cioci, ten jeden, jedyny okazuje się… (trzeba samemu przeczytać).
Zabawne historyjki związane z życiem tej młodej kobiety w rozmiarze XXL, przeplatane są epizodami z życia jej sąsiadki, zwanej Bachorem, czyli dziesięciolatki wychowywanej przez ojca (bo mamusia poszła w siną dal), oraz epizodami z życia jej 65 letniej ciotki Zofii, która jak na swój wiek jest dość ekscentryczna.
Chociaż książka napisana jest w dość humorystyczny sposób, nie jest to typowa komedia, ponieważ autorka porusza w swojej książce bardzo poważne tematy z życia. Na przykład temat samotnego wychowywania dziecka przez zapracowanego ojca, który dodatkowo cały czas próbuje znaleźć dla siebie towarzyszkę życia. Ukazany jest w tym przypadku punkt widzenia dziecka na to, co ojciec próbuje zrobić. Temat władzy rodzicielskiej nad dorosłym mężczyzną, który mimo uczuć do kobiety cały czas podporządkowuje się mamusi. Albo chociażby temat „uciekania” od starości, który i tak w końcu uświadamia danej osobie, że samemu jest źle w każdym wieku.
Jest to książka przypominająca trochę Bridget Jones, więc duża dawka humoru jest zapewniona. Krótkie rozdziały następujące po sobie często urywają treść fabuły, przechodząc do kolejnego wątku, ale dzięki temu cały czas wiadomo dokładnie co się u kogo dzieje.
Gdybym miała w jednym zdaniu napisać o tej książce co o niej myślę, napisałabym tak:
Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale strasznie ciężko jest się oderwać od jej stron.
KRUCHOŚĆ JUTRA – Ewa Bauer / Wyzwanie JUTRO (9)
Zdjęcie z prywatnego albumu autorki bloga
O autorce Ewie Bauer pisałam w jednym z moich wcześniejszych wpisów Spotkanie autorskie z Ewą Bauer, (zapraszam do przeczytania), dlatego nie będę pisała ponownie. Kto ma ochotę to zerknie. Napiszę tylko krótko, że jest to młoda dorobkiem pisarskim polska autorka, z zawodu prawniczka, ale pasjonująca się psychologią.
Wydawnictwo Szara Godzina s.c. rok 2013
stron 188
Kruchość jutra to jej kolejna książka, która jest jakby kontynuacją W nadziei na lepsze jutro. Jednak nie koniecznie musi być czytana, jako ciąg dalszy, bo autorka tak ciekawie wplotła w treść to co „działo” się w poprzedzającej książce, że równie dobrze może być przeczytana jako osobna pozycja.
„Kruchość jutra” to powieść obyczajowa, a właściwie dramat, ponieważ sytuacja, w jakiej znalazła się główna bohaterka – Anna, nie jest do pozazdroszczenia.
Ania odkrywając w komputerze męża maila od byłej dziewczyny jest tak sfrustrowana, że nie czyta go w całości, lecz tylko jego tytuł. To jednak powoduje, że postanawia odejść od niego, winiąc go za wszystkie niepowodzenia w ich małżeństwie. Odnajdując schronienie i pozorne szczęście u boku młodego artysty malarza, nawet nie zdaje sobie sprawy, że tak właściwie to „wpadła z deszczu po rynnę”. Wynajęta do sprawy rozwodowej pani adwokat, przez przypadek odkrywa, że przyjaciel Anny wcale nie jest tym, za kogo się podaje. Zakochany w Annie do szaleństwa Michał okazuje się… no, tego niestety nie zdradzę.
Fabuła jest dla mnie tragiczna, chociaż samej bohaterki nie potrafiłam polubić. Było w niej coś, co mnie strasznie drażniło. Momentami wydawało mi się, że ta kobieta, tak właściwie sama nie wie, czego chce, a za swoje niepowodzenia życiowe obciąża każdego, tylko nie siebie.
Książka napisana jest bardzo prostym językiem, i może właśnie dlatego czyta się ją szybko. Niby nie ma w niej wartkiej akcji, ale ciekawość „co będzie dalej” prowokuje, do czytania.
Kiedy zobaczyłam książkę po raz pierwszy, to znaczy gdy popatrzyłam na okładkę, tak właściwie wiedziałam co znajdę w środku, bo okładka „mówi” sama za siebie.
Takie książki nazywają „literaturą dla kucharek”, ale kilka opinii umieszczonych na tylnej okładce, opinii polskich pisarek (Magdaleny Witkiewicz, Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, Jolanty Kwiatkowskiej), które przeczytały tę lekturę skutecznie zachęcają do przeczytania.
Mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę osobom, które lubią literaturę kobiecą, zahaczającą o literaturę faktu, ponieważ myślę, że wiele kobiet potrafiłoby się utożsamić z główną bohaterką tej lektury.
(…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…)
W przypadku tej książki uważam, że jest to niewiadoma, która mimo pozoru piękna, satysfakcji i szczęścia może okazać się czymś tak kruchym, że może rozpaść się nie wiadomo kiedy na milion małych kawałeczków, tak jak rozpadły się nadzieje Anny – głównej bohaterki książek „W nadziei na lepsze jutro” i „Kruchość jutra” i tak jak z pewnością kruche okazały się nadzieje i marzenia niejednej kobiety.