Recenzje książek

Ida

UPIÓR MANHATTANU – Frederick Forsyth

Frederick Forsyth jest jednym z najbardziej poczytnych pisarzy angielskich, uważany na najwybitniejszego współczesnego twórcę literatury sensacyjnej i sensacyjno-politycznej. Urodził się w 1938 roku, w bogatej mieszczańskiej rodzinie. Początkowo uczył się w Tonbridge, a następnie rozpoczął studia w Hiszpanii na Uniwersytecie Granady, ale szybko je przerwał, aby poświęcić się lotnictwu, swojemu największemu hobby. W wieku 17 lat, uzyskał licencję pilota, a dwa lata później został jednym z najmłodszych pilotów w historii RAF, gdzie służył w latach 1956–1958. Następnie pracował jako reporter w małej lokalnej gazecie w Norfolk, a w roku 1961, został zatrudniony w agencji prasowej Reutera. Pracował w Paryżu, Berlinie, Czechosłowacji, na Węgrzech, a także w Afryce. W 1969 napisał książkę, a właściwie reportaż o wojnie w Biafrze pt. The Biafra Story (polski tytuł: Słowo białego człowieka). Dwa lata później, w 1971, ukazała się powieść Dzień Szakala (The Day of the Jackal), opowiadająca o zamachu na Charles’a de Gaulle’a, która stała się światowym bestsellerem i zapoczątkowała niesłabnącą popularność twórczości Fredericka Forsytha na świecie.

Upiór Manhattanu

Wydawnictwo Świat Książki rok 2000

stron 206

Tytuł oryginału: The Phantom of Manhattan

Upiór Manhattanu, to kontynuacja losów pięknej śpiewaczki, Christiny de Chagny i jej cichego wielbiciela o przerażająco szpetnej twarzy  – Upiora z opery, po którym ślad zaginął, kiedy policja i narzeczony młodej Christiny znaleźli jego kryjówkę w gmachu opery, po tym jak nieszczęśliwie zakochany, uprowadził ją do swojej siedziby w podziemiach Opery Paryskiej.

W tej lekturze poznajemy zarówno początki życia biednego, okaleczonego chłopca, który został „wykradziony” z klatki wędrownego cyrkowca jak i jego dalsze losy po jego zniknięciu z podziemi Opery Paryskiej. Stara pracownica opery, na łożu śmierci przekazuje list, który zaadresowany jest do mężczyzny mieszkającego w Nowym Jorku. Prawnik podejmujący się dostarczenia, nie jest pewien czy ów mężczyzna jeszcze żyje i gdzie go ma w ogóle szukać. Dzięki pomocy młodego dziennikarza, list zostaje doręczony adresatowi. Tajemniczym mężczyzną jest Erik Muhlheim, okaleczony na ciele i duszy, ukrywający się kiedyś w podziemiach paryskiej opery i zakochany w Christinie, młodej śpiewaczce operowej. Po zniknięciu z Paryża i opuszczeniu Europy, dzięki niesamowitemu talentowi i nie zawsze czystym posunięciom udaje mu się osiągnąć szczyt bogactwa. Zgromadziwszy wielką fortunę, kieruje swoim finansowym imperium z apartamentu na szczycie największego wieżowca na Manhattanie. Staje się cichym współwłaścicielem, największego Lunaparku, a jego ambicją jest otwarcie własnej opery w centrum miasta – Opery na Manhattanie. Jego ostatnim celem, jaki mu jeszcze pozostał w życiu, jest spotkanie kobiety swojego życia i… odzyskanie miłości. Robi wszystko, aby drogi życiowe jego i Christiny znów się skrzyżowały…

Książka składa się z kilkunastu rozdziałów, których narratorem jest za każdym razem inna osoba. Są to jakby spisane wspomnienia poszczególnych osób, które miały styczność albo z tajemniczym „Upiorem” pojawiającym się w różnych miejscach, albo z osobą Christiny de Chagny, jej syna, lub osób im towarzyszących w podróży do Ameryki. Autor bardzo powoli odkrywa poszczególne karty fabuły, małymi krokami wprowadzając czytelnika w tajemnicę łączącą Erika i Christinę. Dzięki zręcznemu przedstawianiu poszczególnych osób i tego, co mają do opowiedzenia, czytelnik nie potrafi oderwać się od stron tej lektury. Książka, zawierająca niewiele, bo jedynie 206 stron zniewala swoją fabułą. Czyta się ją szybko, a zawarte w niej wątki zarówno sensacyjny, jak i miłosny uzupełniają się wzajemnie. Nie jest to lekka lektura sensacyjna, jest chwilami wzruszająca, a chwilami irytująca. To typowe połączenie romansu z kryminałem.

Polecam książkę z czystym sumieniem, zwłaszcza tym, którzy znają „Upiora w operze” zarówno z książki jak i z filmu czy musicalu. Przyznam się, że dawno temu kupiłam tę książkę dlatego, aby dowiedzieć się jak potoczyły się dalsze losy Erika i Christiny. Ten romans zaintrygował mnie tak samo jak miłość w „Wichrowych Wzgórzach”.

Przeczytałam ją po raz pierwszy 14 lat temu, teraz dzięki jednej z moich podopiecznych, której w każdą niedzielę czytam, wróciłam do niej ponownie i pewnie wrócę jeszcze nie raz. Biorąc tę książkę po raz kolejny do ręki, nie pamiętałam dokładnie treści, pamiętałam jedynie, że pod koniec książki strasznie płakałam, teraz już wiem, dlaczego…

To jest moja ulubiona piosenka z Upiora w operze,

zawsze kiedy ją słyszę, to ciarki przechodzą mi po plecach.

PANNY ROZTROPNE – Magdalena Witkiewicz

Magdaleny Witkiewicz, osobom, które wpadają do mnie na bloga nie muszę chyba przedstawiać, bo pisałam o niej zarówno opisując spotkania autorskie, jak i dzieląc się  opiniami po przeczytanych jej dwóch książkach MilaczkaZamku z piasku. Skupię się zatem na książce, a kto będzie miał ochotę na poznanie autorki bliżej zerknie do wcześniejszych wpisów.

Panny roztropne

Wydawnictwo SOL rok 2010

stron 254

Panny roztropne to kontynuacja „Milaczka”, ale książka może być również czytana niezależnie. To wyjątkowo humorystyczna powieść współczesna, której głównymi bohaterkami są cztery kobiety, a właściwie to cztery osoby płci żeńskiej bo jednej z nich do kobiet jeszcze chyba zaliczyć nie można. Milaczek jest dwudziestokilkuletnią singielką, dążącą do tego, aby wreszcie spotkać tego jednego – jedynego, jej ciocia Zofia Kruk, dość ekscentryczna osoba w wieku ponad sześćdziesięciu lat, „Bachor”, czyli zwariowana dziesięciolatka, będąca sąsiadką Milaczka i swatką jednocześnie, oraz młoda sportsmenka Aleksandra Pieczka, która postanawia uciec od byłego narzeczonego „ukrywając się” w wynajętym gdańskim mieszkaniu. Wszystkie cztery osóbki są przesympatyczne a ich losy splatają się ze sobą, dając czytelnikowi dużą dawkę odprężenia i humoru. To, co dzieje się w życiu zarówno Milenki (Milaczka), jak i Zuzanny (Bachora), oraz Zofii Kruk i Aleksandry to pasma wiecznych problemów, niespełnionych marzeń, z których jednak każda z nich wychodzi całkiem pozytywnie. Nie będę streszczała książki, bo JĄ trzeba przeczytać samemu. Dzieje się dużo i ciekawie.

Miałam okazję poznać autorkę zarówno z tej strony bardzo humorystycznej („Milaczek” i „Panny roztropne”) jak i z tej strony poważnej („Zamek z piasku”) i po raz kolejny muszę przyznać, że uwielbiam Magdalenę Witkiewicz, za JEJ POCZUCIE HUMORU. Wolę tę autorkę zdecydowanie w komediach, które pozwalają mi na odprężenie się i pozwalają na to, aby endorfiny krążyły w moim organizmie. Te książki działają na mnie jak dobra czekolada. Książka napisana jest lekkim stylem, i choć często bardzo poważne tematy poruszane w niej powinny sprowokować skupienie, to jednak usta same unoszą się do góry. Drugi raz w życiu zdarzyło mi się, że w trakcie czytania książki popłakałam się… ze śmiechu, pierwszy raz było podczas czytania książki Marioli Zaczyńskiej „Gonić króliczka” i uważam, że obie panie powinny otworzyć gabinety psychoterapii – leczenie śmiechem.

Bardzo się cieszę, że Magdalena Witkiewicz nie skupiła się tylko na poważnych tematach, poruszanych w jej innych książkach i napisała trzecią część „Milaczka”, mam nadzieję, że wkrótce uda mi się i tę przeczytać.

Co do okładki, to książka, którą przeczytałam jest wydania pierwszego z cyklu „Monika Szwaja poleca” i muszę przyznać, że chociaż bije z niej niesamowity optymizm, to gdybym miała zdecydować się na tę lekturę sugerując się okładką, to nie wiem czy bym to zrobiła. Jakoś sama okładka do mnie nie przemawia, już chyba kolejne wydanie, Wydawnictwa FILIA bardziej by mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę.

Tak, czy siak, polecam książkę całym sercem, zarówno tym, którzy lubią lekką, łatwą i przyjemną lekturę kobiecą, jak tym, którzy wolą ambitną lekturę. Uważam bowiem, że każdy powinien pozwolić sobie na chwilę relaksu i pobudzenie hormonów radości.

POZNAĆ PRAWDĘ – Marta Grzebuła

Marta Grzebuła to dość specyficzna osoba, która ma w sobie ogromne pokłady pasji pisania. Pisze wiersze, prozę, prowadzi blogi. W kręgach piszących i czytających jest odbierana różnie, jedni kochają jej twórczość, a inni ją bezkarnie krytykują. Pierwszy raz miałam okazję zapoznać się z jej twórczością, podczas „Wyzwania JUTRO”, kiedy przeczytałam „Dzień, który nie miał jutra”, wtedy również przybliżyłam czytelniczkom i czytelnikom mojego bloga osobę tej autorki.

Poznać prawdę - Marta Grzebuła

Premiera rok 2014

Poznać prawdę to proza współczesna. Jest to powieść obyczajowa, w której poznajemy grupę przyjaciół, a właściwie dwie bardzo serdeczne przyjaciółki Amandę i Basię. Obie kobiety są młodymi, samotnymi matkami, jednakże każda z nich została samotną matką w inny sposób. Amanda nie zdążyła powiadomić swojego chłopaka o tym, że zostanie ojcem, ponieważ on wcześniej odszedł od niej, natomiast Basia została wdową, kiedy jej dziecko było jeszcze całkiem małe. Któregoś dnia przyjaciele obu kobiet aranżują spotkanie Amandy z innym ich przyjacielem, również samotnym rodzicem. Natomiast Basia także poznaje pewnego mężczyznę i próbuje ułożyć sobie z nim życie po śmierci męża. Niestety któregoś dnia traci przytomność i w bardzo ciężkim stanie ląduje w szpitalu, jej życie wisi na przysłowiowym włosku, a uczucie zostaje poddane wyjątkowej próbie.

Oprócz Amandy i Basi poznajemy w tej powieści również inne osoby, na uwagę zasługuje starsze, bezdzietnie małżeństwo, które zajmuje się letniskowym (i nie tylko) wynajmem pokoi, u którego Amanda i Basia oraz reszta przyjaciół często spędza wolne weekendy i urlopy, z czasem traktując ich jak rodzinę.

Nie będę się rozwodziła nad stylem jakim posługuje się autorka, bo jest to opinia przedpremierowa i tekst, który ja dostałam do przeczytania jest dziewiczym tekstem, który zostanie jeszcze kilkakrotnie zredagowany i poddany korekcie wydawnictwa, zanim książka trafi do księgarń. Muszę jednak przyznać, że samą autorkę widzę bardziej w poezji niż w prozie. Styl jakim pisze swoje książki jest wyjątkowo poetycki, przy poprzedniej jej książce bardzo raziły mnie wszelkiego rodzaju zdrobnienia, w tej książce ich nie ma aż tyle, jest natomiast bardzo dużo, bajecznie poetyckich opisów zarówno natury jak i pogody, czy nawet ludzkich uczuć. Trzeba przyznać, że chociaż fabuła jest dość bajkowa, wyobraźnia autorki jest ogromna. W bardzo wnikliwy sposób przedstawione są ludzkie emocje i marzenia, a także uczucia łączące zarówno przyjaciół jak i potencjalnych założycieli nowych związków rodzinnych, oraz uczucia dzieci, zarówno w stosunku do swoich rodziców jak i do innych osób. To co przytrafiło się Amandzie i Basi mogło spotkać wiele innych kobiet i pewnie niejedna czytelniczka znajdzie w którejś z kobiet cząstkę siebie i swojego życia.

Muszę przyznać, że sama fabuła jest tak skonstruowana i opisana, że czytając raz się śmiałam, a kilka stron dalej wzruszałam do łez. Jest to z pewnością dużym plusem dla autorki, która opisując z pozoru normalne życie potrafi wpleść tak skrajnie odbierane wątki.

Kiedy patrzę na okładkę widzę jedną z głównych bohaterek – Amandę, tak właśnie ją sobie wyobraziłam. Piękną, pogodną i pogodzoną z losem młodą kobietę, która mimo smutnych, jesiennych losów potrafi się uśmiechać i widzieć „tę jesień” w pięknych barwach, a nie tylko w smutnej szarudze.

Polecam książkę tym, którzy lubią literaturę typowo kobiecą, z pewnością ta książka bardziej zainteresuje kobiety niż osoby płci przeciwnej. Jest to ciepła, chwilami nostalgiczna opowieść, której wątki balansują na granicy prozy życia i bajecznych marzeń.

ZOBACZYĆ ISKRY – Grażyna Kamyszek

Grażyna Kamyszek jest kolejną debiutantką prozy polskiej, chociaż urodziła się w 1950 roku w Sztumie, jest kolejnym przykładem na to, że spełniać swoje marzenia można (i powinno się) w każdym wieku. Ukończyła filologię polską na UG i studia podyplomowe z bibliotekoznawstwa. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego w Postolinie i w Ustce. Jest autorką scenariuszy i realizatorką wieczorów poetyckich przybliżających twórczość H. Poświatowskiej, E. Stachury i K. K. Baczyńskiego – wystawianych na scenie Domu Kultury w Ustce. Jest również współredaktorką wydania tomu poezji „Młode głosy”(1997), promującego twórczość młodzieży. Aktualnie na emeryturze. Mieszka w Ustce, a latem w Barcicach.

Zobaczyć iskry

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2014

stron 255

Zobaczyć iskry to powieść obyczajowa z nutą humoru, ale i dramatu.

Renata, dobiegająca trzydziestki nauczycielka języka niemieckiego, po likwidacji szkoły staje przed wizją bezrobocia. Na nic okazuje się wykształcenie, inteligencja i samozaparcie, kiedy sytuacja w kraju jest taka jaka jest. Nie mając dostatecznej siły w walce „z wiatrakami” systemu pracy, coraz częściej zagląda do „szklaneczki”. Któregoś dnia jej mama przynosi do domu informację, że ktoś poszukuje do pracy w Niemczech. Praca nie jest szczytem marzeń, ale daje szansę na bycie poza kręgiem bezrobotnych. Renata decyduje się prawie natychmiast, wmawiając sobie, że jest to jedynie chwilowa odskocznia i wyjeżdża do Niemiec jako opiekunka osób starszych. Zostaje zatrudniona u dość sędziwego pana, który na jej widok doznaje szoku i potrzebna jest natychmiastowa pomoc pogotowia ratunkowego. Jednak po wyjściu ze szpitala, Martin upiera się, aby tylko Renata była jego opiekunką, nazywając ją Ryfką. Co kryje się za tym imieniem i jak zakończy się pobyt Renaty na obczyźnie to już polecam przeczytać samemu.

Książka jak na debiut pisarski jest niesamowita. Przez dwa dni nie potrafiłam oderwać się od jej kartek, przeżywając razem z główną bohaterką jej każdy dzień. Autorka w bardzo ciekawy sposób opisała relacje między pracującymi w tej samej branży kobiet, które potrafią się tak samo zaprzyjaźnić jak i mocno znienawidzić i zazdrościć. Przebywanie na obczyźnie ma swoje plusy i minusy, i docenić je może tylko ten, kto znalazł się w podobnej sytuacji.

Lektura ta jest wyjątkowo wciągająca, zarówno pod względem fabuły jak i słownictwa. Autorka ma bardzo bogaty zasób słów, i pisze bardzo zmysłowym i przemyślanym stylem. Potrafi zarówno rozbawić czytelnika do łez jak i wzruszyć do łez, nie każdy ma takie zdolności. Książka niby dość pogodna, ale poruszająca trudne, życiowe dylematy, zwłaszcza ludzi młodych, ale i nie tylko. Swoją fabułą przybliża pracę opiekunek osób starszych, która może być bardzo satysfakcjonująca jak i ciężka zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Przeczytałam w jakimś wywiadzie z autorką, że pracuje ona nad kolejną książką, która jest kontynuacją losów Renaty, przyznam szczerze, że z już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że na rynku księgarskim pojawiła się kolejna Maria Ulatowska, która zjedna sobie rzesze czytelniczek (i czytelników), którym obojętny jest wiek autora, ale ważne jest dla niego to, co ma do przekazania.

Niezwykle rzadko zdarza się aby ciekawa fabuła była przedstawiona ciekawym językiem (zwłaszcza u debiutantów), w tej książce możemy to znaleźć, dlatego właśnie czyta się przysłowiowym „jednym tchem”.

Trochę jednak nie podoba mi się oprawa książki. Okładka kojarzy mi się z tanim romansidłem, zbyt kolorowa i prowincjonalna. Może to był zamierzony zamysł wydawnictwa, ale najważniejsze, że za tą okładką znalazłam bardzo interesującą treść. Ogólne jednak pisząc, książka wydana bardzo ładnie, i widać, że wydawnictwo nie kierowało się drogą „ilość” ale „jakość”.

Polecam książkę każdemu, kto ma ochotę na czysty relaks, połączony z ciekawą i humorystyczną (częściowo) lekturą.  Gwarantuję, nie tyle solidny odpoczynek, ale również niezastąpione wrażenia. Mam nadzieję, że autorka nie zrezygnuje z pisania i pozwoli na przeczytanie więcej swoich książek.

logo białe pióro

DOM NAD JEZIOREM SMUTKU – Marilynne Robinson

Marilynne Robinson urodziła się w 1943 roku. Jest amerykańską powieściopisarką i eseistką. Za swoje publikacje otrzymała wiele nagród, w tym nagrodę Pulitzera (za „Dom” – rok 2005). Urodziła się i dorastała w  Sandpoint (Idaho). Napisała trzy wysoko cenione powieści: „Hausekeeping”  (1980), „Gilead” (2004) i „Dom” (2008). Obecnie mieszka w Iowa City i wykłada w Iowa Writers Workshop. Były arcybiskup Canterbury – Rowan Wiliams, opisał Robinson jako jedną z najbardziej interesujących pisarek anglojęzycznych na całym świecie.

Dom nad jeziorem smutku

Wydawnictwo m rok 2014

stron 212

Tytuł oryginału ” Housekeeping”

Dom nad jeziorem smutku, to powieść obyczajowa o dość dramatycznej fabule.

Ruth i Lucille to dwie siostry, których życie potraktowało dość obojętnie. Po (prawdopodobnie) samobójczej śmierci matki, dziewczynki trafiły pod opiekę babci, osoby dość zaradnej i opiekuńczej. Po śmierci babci, nad dziewczynkami opiekę przejęły dwie siostry dziadka, (który zginął tragicznie w wypadku pociągu zanim jeszcze matka Ruth i Lucille zdążyła dorosnąć). Niestety nieudolne starsze panie, nie radzą sobie z opieką nad dwoma dorastającymi dziewczynkami, kiedy tylko nadarza się okazja, gdy niespodziewanie przychodzi list od ich bratanicy, czyli młodszej siostry matki, szybko przekazują jej ten nieplanowany „balast”. Ekscentryczna Sylwie, przyjeżdża do domu swojego dzieciństwa i próbuje zastąpić dziewczynkom rodziców, co nie do końca jej się udaje, z powodu dość specyficznego charakteru. Dom, który po śmierci matki stał się jedynym prawdziwym domem Ruth i Lucille, jest starym budynkiem, kryjącym wiele rodzinnych tajemnic. Znajduje się on w małej miejscowości, nad ogromnych jeziorem, kojarzącym się mieszkańcom z wieloma tragediami. Mimo tego, okolice złowieszczego jeziora bardzo przyciągają dziewczynki…

Książka jest wyjątkowo nostalgiczna, poważna, i chociaż nie posiada przyciągającej fabuły czyta się ją jednym tchem. Powoli, z namysłem wciągają czytelnika kolejne losy dziewczynek. Bogate słownictwo jakie zaprezentowała autorka dodatkowo wzbogaca treść. Każde zdanie wydaje się być dokładnie przemyślane i napisane tak, aby zadowolić nawet najbardziej wyrafinowanego czytelnika. Kolejno odkrywane tajemnice wzbudzają zainteresowanie i nie pozwalają na oderwanie się od kartek książki. Poruszane w tej lekturze wątki: samotności dzieciństwa, buntowniczego życia, którego najlepszą drogą jest ucieczka, czy odpowiedzialności za los własny i innych, to sprawy, o których nie rozmawia się zbyt często, a które nierzadko zostają zlekceważone. Autorka w bardzo interesujący sposób stara się przybliżyć je czytelnikowi, zmysłowo wplatając je w opowieść o dwóch siostrach, które mimo najszczerszych starań opiekujących się nimi osób, nie zaznały szczęśliwego dzieciństwa, od początku zdane tak właściwie tylko na siebie.

Wprawdzie książka liczy sobie niewiele ponad 200 stron, zawarta jest w niej cała gama uczuć, które towarzyszą samotnemu człowiekowi. „Inność” jest tym uczuciem dominującym. W małym amerykańskim miasteczku, gdzie każdy zna każdego, ta „inność” często widziana z boku, ale zbyt często lekceważona, może być przyczyną tragedii.

Patrząc na okładkę, czytelnik od razu domyśla się, że to nie jest lekka lektura na wieczór, już nie tylko sam tytuł polski o tym informuje, ale również tajemnicze zdjęcie otulonego mgłą jeziora. Nie wiem, dlaczego taki właśnie polski tytuł dano tej książce, ale pasuje on doskonale do treści.

Polecam książkę osobom, które lubią wytrawną, poważną literaturę opartą na przemyśleniach i mocnych wartościach. To nie jest delikatna książka z nutką romansu czy sensacji, ukryte w niej tajemnice mogą jednak przyciągnąć niejednego czytelnika. Z przyjemnością przeczytam inne książki tej autorki, chociażby dlatego, aby przekonać się, czy we wszystkich utrzymuje ten tajemniczy styl.

Wydawnictwo m

Napisz do mnie
czerwiec 2025
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/