Ida
OPACTWO NORTHANGER – Jane Austen
Jane Austen to angielska pisarka, która żyła w latach 1775-1817, Urodziła się w Steventon w hrabstwie Hampshire. Autorka powieści opisujących życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. Mimo że sama wiodła stosunkowo odosobnione życie na prowincji, nie pozbawiło ją to zmysłu obserwacji i nie zubożyło dramaturgii jej utworów. Fabuła jej powieści najczęściej dotyczą zamążpójścia i związanych z tym problemów społecznych.
Educational Oxford
stron 238
Opactwo Northanger to romans, którego wątki umieszczone są w dziewiętnastowiecznej Anglii.
Siedemnastoletnia Katarzyna, jedna z córek państwa Morland wyjeżdża razem z zaprzyjaźnionymi sąsiadami do słynnego uzdrowiska w Bath, gdzie poznaje kilku młodych ludzi, wśród nich Izabelę Thorpe z którą bardzo się zaprzyjaźnia, oraz młodego mężczyznę, którym jest Henry Tilney, a w którym dziewczyna zakochuje się prawie od pierwszego wejrzenia. Dla ojca Henry’ego Katarzyna wydaje się bardzo dobrą partią do zawarcia małżeństwa z synem i zaprasza on ją do swojej posiadłości w Northanger jako towarzyszkę dla córki, podstępnie aranżując jej związek z synem. Pewnego dnia jednak, pan Tilney nagle nakazuje Katarzynie opuszczenie opactwa, nie tłumacząc przyczyny. Czego doświadczyła panna Morland w uzdrowisku i co na nią czekało w opactwie rodziny Tilney nie zdradzę, chociaż mam na to wielką ochotę.
Książka nie zrobiła na mnie wrażenia, może dlatego, że nie przepadam za tego typu klasyką. Denerwują mnie zachowania ówczesnej młodzieży i fałszywe stosunki międzyludzkie. Wiem, że autorka ma na swoim koncie kilka wyjątkowo dobrych powieści takich jak „Duma i uprzedzenie”, „Rozważna i romantyczna” czy „Emma”, ale… no cóż każdy lubi to co lubi.
Nie wiem sama dlaczego ta książka wywarła na mnie tak obojętne wrażenie, ponieważ uwielbiam naszą Marię Rodziewiczównę, która pisała w bardzo podobnym stylu co pani Austen.
Jak przystało na powieść dziewiętnastowieczną, nie tylko osobowości głównych bohaterów są bardzo specyficzne, ale przede wszystkim język jakim się porozumiewali. Dialogi prowadzone przez osoby z wyższych sfer, były dla mnie częściowo mało zrozumiałe. Myślę, że winą tego było zbyt małe zainteresowanie z mojej strony samą fabułą książki.
Autorka pisała dość specyficznie, w wielu momentach kazała czytelnikowi domyślać się tego co mogło się zdarzyć, gdyby nie zdarzyło się to co próbowała przedstawić w danym wątku. Trochę to zagmatwane, wiem, ale tak to właśnie odbierałam.
Bardzo szczegółowe opisy toalet damskich i męskich, oraz opisy umeblowania mieszkań, były dla takiego laika jak ja mało efektowne, ponieważ nie znam się na rodzajach materiałów, czy drewna. Język jakim się posługiwała dla czytelników w tamtych czasach być może był bardziej czytelny, ale dzisiaj wiele nazw brzmiało wręcz niezrozumiale.
Winą za to obarczam tylko i wyłącznie siebie, ponieważ prawdopodobnie zbyt małą mam wiedzę na temat tamtej epoki.
Jeśli chodzi o okładkę, to bardzo mi się podoba zarówno pod względem fotograficznym jak i kolorystycznym. Jest ewidentną zapowiedzią wątku miłosnego.
Cieszę się, że są osoby zachwycające się taką literaturą, a są… to wiem na pewno, ale ja do nich niestety nie dołączę. Polecam tę książkę sympatykom klasyki romansów, czy nawet romansów w ogóle. Nie napiszę, że książka jest zła, bo mogłabym obrazić osoby lubiące taką literaturę, do mnie ona niestety nie przemówiła.
Co ciekawe, uwielbiam oglądać filmy z tego okresu i już mam zamiar zobaczyć ekranizację tej książki, mam nadzieję, że odbiorę ją nieco cieplej niż samą lekturę.
KOBIETA Z IMPETEM – Mariola Zaczyńska
O Marioli Zaczyńskiej pisałam już na swoim blogu kiedy dzieliłam się opinią po przeczytaniu jej książek „Gonić króliczka” i „Jak to robią twardzielki”, przeczytałam jeszcze „”Szkodliwy pakiet cnót”, ale o tej książce napisze innym razem. Teraz zapraszam do przeczytania opinii tych, które już umieściłam na blogu.
Sama autorka na swojej stronie internetowej www.zaczynska.pl pisze o sobie tak:
Jestem dziennikarką „Tygodnika Siedleckiego”. Pracowałam także w Radiu dla Ciebie i w Telewizyjnym Kurierze Mazowieckim. Ukończyłam studium scenariuszowe w łódzkiej filmówce, ale, mimo dyplomu, nie zdecydowałam się na pracę w zawodzie scenarzysty. Za bardzo musiałabym zmienić swoje życie. Ten zawód wymaga obecności w „wielkim mieście”. A ja wybrałam opcję wiejskiej sielanki na moim Smoczym Polu, w otoczeniu zwierzaków, książek i przyjaciół. Przyznaję bez bicia: mam ekoterrorystyczne zapędy wobec brudasów i ewidentnych dupków zaśmiecających środowisko.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka rok 2014
stron 483
Kobieta z impetem to kryminał z nutką humoru.
Mikołaj jest znanym fotografem; po spotkaniu ze swoim przyjacielem pracującym w policji dowiaduje się, że ten jest na tropie szajki zajmującej się przemytem groźnych, często śmiercionośnych zwierząt. Kiedy policjant zostaje znaleziony martwy, Mikołaj postanawia dalej drążyć temat w obawie, że mogą być w to wplątane dzieci jego przyjaciółki Ireny.
Na koleżeńskim grillu u Ireny spotykają się wszyscy jej przyjaciele. Niestety sielankę przyjemnego wieczoru zakłóca śmierć młodego mężczyzny, który nie dość, że nie został zaproszony na owego grilla to jeszcze nikt z obecnych go nie zna. Śledztwo zostaje przekazane na ręce młodej policjantki, która została zatrudniona na miejsce zmarłego przyjaciela Mikołaja.
Czy obie sprawy mają ze sobą coś wspólnego, i czy dzieci Ireny są w którąś z nich zamieszane tego nie zdradzę, ale kto jest ciekawy sam się tego dowie zaglądając do książki.
Autorka po raz kolejny udowodniła, że potrafi przyciągnąć czytelnika interesującą fabuła, dostarczając przy tym sporą dawkę humoru. Ciekawie i bardzo indywidualnie przedstawione osobowości, są dowodem na to, że w każdym człowieku widzi ona inny potencjał. Jej bohaterki/bohaterowie to osoby tak różne, że do każdej z nich czytelnik ma inne podejście. Jeśli chodzi o mnie to nie potrafiłam poczuć antypatii nawet do tych osób, które w powieści zostały przedstawione z negatywnej strony. Tak właściwie to chyba każda osoba to zlepek dobrych i złych cech, więc nie można takich ludzi szufladkować do tych pozytywnych i negatywnych.
W tej powieści autorka od początku wytyczyła dwa wątki; jeden dotyczący morderstwa a drugi przemytu i handlu zwierząt, pisząc dokładniej – groźnych pająków, skorpionów czy węży. Te kryminalne wątki przeplatane są życiem trochę niezwykłych ludzi, ale… to życie nie jest tak prozaiczne i monotonne jak życie wielu przeciętnych osób, to życie jest pełne zaskakujących niespodzianek.
Lektura jest nieprzeciętna ze względu na poruszane w niej problemy takie jak homoseksualizm, alkoholizm, czy brak odpowiedzialności rodzicielskiej. Ukazuje jakże cenną, szczególnie w dzisiejszych czasach, prawdziwą bezinteresowną przyjaźń dorosłych ludzi. No tak, prawdziwa przyjaźń zawsze jest bezinteresowna. Czasami tylko wkrada się w nią brak asertywności, co powoduje, że jeden czerpie zyski z tej przyjaźni a drugi kłopoty.
Wszechstronność pisarki jest wielka, potrafi czytelnika wzruszyć i rozbawić, potrafi rozczulić i podnieść adrenalinę, czyli dla każdego coś miłego.
Myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę zarówno kochającym kryminały, jak i tym lubiącym dobry humor, a także osobom czytującym powieści obyczajowe i takie z nutą tajemnicy. Jak już zacznie się ją czytać, to trudno oderwać się od jej stron – to mogę zagwarantować.
Polecam również inne książki tej pisarki, do tej pory nie zawiodłam się na jej powieściach i jestem pewna, że przeczytam każdą kolejną jej książkę.
O tej książce dopiero napiszę, ale polecam ją tak jak pozostałe.
CIEMNO, PRAWIE NOC – Joanna Bator
Joanna Bator pochodzi z Wałbrzycha. Urodziła się w 1968 roku. Jest pisarką, publicystką i felietonistką „Gazety Wyborczej”, jurorką międzynarodowej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz laureatką Nagrody Literackiej NIKE, którą zdobyła w 2013 roku właśnie za powieść Ciemno, prawie noc. Swoje teksty publikowała między innymi w „Twórczości”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”, „Bluszczu” czy „Kulturze i Społeczeństwie”. Jest autorką prac naukowych, esejów, powieści i opowiadań. Studiowała kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim, a także ukończyła Szkołę Nauk Społecznych znajdującą się w Warszawie przy Polskiej Akademii Nauk.
Wydawnictwo WAB rok 2013
stron 525
Ciemno prawie noc, to dość specyficzna powieść kryminalna, w której czytelnik znajdzie wątki zarówno obyczajowe, jak i psychologiczne a także te z granicy zdarzeń paranormalnych.
Alicja jest dziennikarką. Kiedy w mieście Wałbrzychu, w którym się urodziła i wychowała dochodzi o tajemniczych zniknięć trójki dzieci, kobieta postanawia odwiedzić miasto i napisać o tym artykuł; być może liczy również na rozwiązanie zagadki. Zatrzymuje się w swoim rodzinnym domu, w którym od lat nikt nie mieszka. Stary dom jest jednak pod opieką sąsiada – przyjaciela jej zmarłego ojca. Dom budzi w niej bolesne wspomnienia z lat dzieciństwa, kryje w sobie nieodkryte tajemnice tak samo jak i Zamek Książ widoczny z okien rodzinnego domu Alicji. W swoim rodzinnym mieście spotyka ludzi, którzy kiedyś pojawili się w jej życiu i z ich pomocą próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczych uprowadzeń dzieci. Czy jej się uda i co odkryją jeszcze przed nią opowieści ludzi, tego nie zdradzę, bo każdy kogo ciekawi fabuła sam zerknie do tej książki.
Książka musiała wywrzeć mocne wrażeni na osobach, które zadecydowały, że to właśnie TA powieść powinna otrzymać Nagrodę NIKE. Przyznam szczerze, że na mnie ta powieść nie zrobiła tak wielkiego wrażenia. Owszem fabuła dość ciekawa, sporo tajemniczych wątków przykuwających uwagę, ale czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Jak dla mnie zbyt chaotyczna treść. Początek powieści nawet mnie lekko nudził, ale ponieważ nie mam w zwyczaju odkładać książki, kiedy mnie nie zainteresuje przez pierwszych kilkadziesiąt stron, dzielnie brnęłam dalej. W pewnym momencie zorientowałam się, że czytam z wielkim zaangażowaniem i trudno mi jest oderwać się od kolejnych kartek. Przyznam, że mniej więcej od połowy książki już nie potrafiłam się oderwać. Główna bohaterka trochę mnie irytowała, tak samo jak inni ludzie przedstawieni przez autorkę i w pewnej chwili odniosłam wrażenie, jakby autorka zaszufladkowała wszystkich mieszkańców Wałbrzycha i okolic do kategorii głupi, niewykształceni, prostaccy i ordynarni. Raziło mnie to, ale jeszcze bardziej raził mnie dość wulgarny język, który dość często występował w dialogach powieści. Zdaję sobie sprawę z tego, że naszej mowie potocznej można wiele zarzucić, ale nie po to promuje się polską literaturę, żeby promować również język chamstwa i patologii.
Oprócz tych dość często używanych słów z tak zwanej „łaciny podwórkowej” dyskomfort w czytaniu dały mi dziwnie opisywane zdania, jakich słuchała główna bohaterka przypadkowo podsłuchując czyjeś rozmowy. Zapewne autorka miała w tym jakiś ukryty cel, ale ja go nie potrafiłam odnaleźć i czytając zdanie typu: „mękamamękastrasznakrewsieleje” napisane w takiej ciągłości, dosłownie wpadałam w irytację. Do tego dość specyficznie zakańczane zdania przyimkiem „z”, „na”, „u”, „w” albo spójnikiem „i”, „a”, po których następowało jakby urwanie, było sporym dyskomfortem w odbieraniu treści. Nie należę do osób, które pisownię polską mają w przysłowiowym „małym palcu” i wiele osób zarzuca mi błędy gramatyczne, stylistyczne i interpunkcyjne, ale nie oznacza to, że musi mi się podobać ewenement polskiej pisowni.
Zupełnie niepotrzebnymi wstawkami były dość długie dialogi z forum internetowych, niczego nie wnoszące do fabuły, która jak już na wstępie wspomniałam, była dość chaotyczna. Wątek kryminalny to była tylko maleńka cząstka całości, większą częścią były opowieści różnych ludzi związanych nie tyle bezpośrednio z główną bohaterką, co z tajemnicami Wałbrzycha jako miasta i przeszłością Zamku Książ oraz jego ostatniej mieszkanki i zaginionych pereł księżnej Daisy.
Nie będę pisała, że książka jest zła, bo nie jest, ale… żebym gorąco do jej przeczytania zachęcała to raczej nie. Wiem, że są osoby, które uwielbiają takie powieści zawierające trochę sensacji, trochę thrillera, trochę horroru, i tym osobom polecam tę książkę. Mnie niestety nie zachwyciła i mam nadzieję, że jak kiedyś wpadnie w moje ręce inna książka tej autorki, to będę bardziej zadowolona.
LALKI W OGNIU – Paulina Wilk
Paulina Wilk urodziła się w 1980 roku w Warszawie, to młoda dziennikarka, reportażystka i pisarka. Studiowała w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie studiów redagowała magazyn „Obserwacje”, od 2000 roku pracowała w dziale kulturalnym „Super Ekspressu”. W latach 2003-2011 była dziennikarką „Rzeczpospolitej”, publikowała m.in. reportaże i recenzje muzyczne. Od 2012 współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym”, miesięcznikiem „Kontynenty” i TVP Kultura. Jej pierwsza książka „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (Carta Blanca, 2011) została uznana za jeden z najważniejszych debiutów reporterskich ostatnich lat. Książka otrzymała m.in. nominację do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody im. Beaty Pawlak, Nagrody Literackiej Angelus, Nagrody National Geographic Traveller i in. Autorka odebrała nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera za najlepszą książkę podróżniczą 2011 roku. Paulina Wilk jest też autorką książek dla dzieci: „Przygody misia Kazimierza” (2012), „Lato misia Kazimierza” (2013) oraz „Podróże misia Kazimierza” (2014). Jest współzałożycielką Fundacji „Kultura nie boli” działającej na rzecz edukacji kulturalnej i promocji literatury, a także współorganizatorką Big Book Festival – międzynarodowego festiwalu książki, który od 2013 roku odbywa się w Warszawie.
CARTA BLANCA Sp. z o.o. Grupa Wydawnicza PWN rok 2012
stron 259
Lalki w ogniu. Opowieści z Indii to reportaż z Indii, którego treść zawiera zarówno cechy reportażowe jak i eseju.
Indie, kraj znany wielu ludziom z filmów bollywoodzkich w tej książce został pokazany z tej innej, gorszej strony. Codzienność Hindusów z kast niższych została przedstawiona w kilkunastu tematycznych rozdziałach, które przybliżają czytelnikowi świat biedy, brudu, ubóstwa, strachu, bólu i cierpień, na co dzień towarzyszących tym najbiedniejszym. Przedstawia rolę kobiet i dziewcząt w tym iście męskim świecie, już od narodzin skazanych na upokorzenia. Przybliża zarówno obrządki higieniczne jak i tak bliskie każdemu człowiekowi sytuacje intymne takie jak wypróżnianie, które często jest z jednej strony czynnością intymną a z drugiej publiczną. Autorka ukazuje Indie od strony kulinarnej, religijnej, społecznej i zarobkowej. Ujmując to krótko, wprowadza czytelnika w świat Hindusów, zarówno tych, których życie toczy się w rynsztoku, jak i tych, którym los zafundował wyższy status.
Autorka swoją książką, nie zachęca jednak do odwiedzenia tego pięknego a zarazem brudnego kraju. Przedstawiła go w wyjątkowo negatywnym świetle, tak jakby poza brudem, cierpieniem, kalekami i rynsztokami, potem i smrodem nie było tam nic innego, a przecież Indie to również piękny, kolorowy świat, dlaczego więc mamy go widzieć tylko z tej negatywnej strony.
Wiadomo, że przeciętny turysta nie trafi dobrowolnie w miejsca, które są dla tego kraju zarówno wstydliwe, jak trudne do zlikwidowania, bo ludności przybywającej do miast jest z każdym dniem coraz więcej, a brak środków do życia, brak wykształcenia i pochodzenie społeczne to smutna rzeczywistość dotykająca wielu Hindusów, często nawet tych, którym się w życiu powiodło.
Kilkakrotnie chciałam odłożyć książkę i pozostawić ją bez dokończenia, ale coś (sama nie wiem co) kazało mi do niej wracać. Nie powiem, żeby treść tej opowieści o Indiach mnie „porwała” i trochę mam żalu do autorki, że opowiedziała o tym pięknym kraju nie oszczędzając czytelnika i nie pozwalając mu na chwilę zachwytu. Przecież podróżując, z pewnością zobaczyła nie tylko te Indie, które opisała w swojej książce, ale musiała zobaczyć również piękne strony tego kraju. Nic nie jest tylko czarne albo tylko białe, i właśnie tych „kolorów” zabrakło mi w tej lekturze. Kolorowy (dosłownie) świat Indii nagle zobaczyłam w barwach szarych i smutnych.
Niech nikogo nie zwiedzie śliczna uśmiechnięta twarz dziecka, spoglądająca z okładki. To tylko iluzja do tego co znajduje się w mrocznej treści tej książki. I chociaż ukazane wszystko zostało w bardzo obrazowy sposób, tak obrazowy, że chwilami nawet czułam smród opisywany przez autorkę, co tylko oczywiście przemawia na korzyść talentu pisarskiego autorki, to bardzo brakowało mi chociaż namiastek radości, której przecież nie można zabrać nikomu.
Dziś wiem, że nigdy nie wybiorę się do Indii, nawet gdyby pozwoliła mi na to sytuacja finansowa. Zraziłam się co do tego kraju pokazanego bez najmniejszej próby odnalezienia w nim tego co piękne.
Polecam jednak tę książkę osobom, które lubią podróże, osobom ciekawym życia ludzi w innych stronach świata i o innych kulturach. Chwilami brutalna, chwilami odrażająca, a chwilami wzruszająca lektura z pewnością przeniesie czytelnika na jakiś czas do świata, w którym nawet nie wyobrażamy sobie życia. Wiadomo, że Indie to nie tylko kolorowy świat Bollywood, ale wiadomo również, że Indie to nie tylko płynące fekaliami rynsztoki.
BALLADA O CIOTCE MATYLDZIE – Magdalena Witkiewicz
O Magdalenie Witkiewicz pisałam już kilkakrotnie dlatego nie będę się powtarzała. Jest to jedna z moich ulubionych autorek ale zdecydowanie wolę jej książki napisane w wersji humorystycznej niż poważnej. Każdego, kto jeszcze nie miał okazji poznać tej autorki, zapraszam do moich wcześniejszych wpisów.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia rok 2013
stron 294
Ballada o ciotce Matyldzie to współczesna powieść obyczajowa, z dużą dawką humoru, chociaż poruszająca bardzo trudne i bolesne tematy.
Joanka oprócz męża i dość wiekowej już ciotki nie ma nikogo. Męża to tak właściwie ma i nie ma, bo ten więcej przebywa na drugim końcu świata badając jakieś skały. Los bywa złośliwy i gdy na świat przychodzi córeczka Joanki, jej ciotka Matylda odchodzi z tego świata. Odchodzi, ale nie zostawia młodej kobiety samej; w „spadku” pozostawia jej udziały w sklepie (sex shop) prowadzonym przez dwóch sympatycznych osiłków i przyjaźń tychże panów. Życie lubi zaskakiwać, Joankę również zaskoczyło, ale czym i jak wybrnęła z wszystkich trudności życiowych nie zdradzę, o tym trzeba przeczytać samemu.
Ta książka trochę przeleżała u mnie na półce, ale znając pióro autorki właśnie teraz sięgnęłam po nią, ponieważ bardzo potrzebna mi była dobra energia, którą Magdalena Witkiewicz potrafi przekazać. To prawdziwe antidotum na stres i chandrę. Mimo dość poważnych problemów przedstawionych w fabule, czytelnik odbiera informacje o nich z wyjątkowym spokojem. Autorka nie po raz pierwszy udowadnia, że każdy problem jest takich rozmiarów, jakie sami mu nakreślimy. I chociaż nierzadko się zdarza, że coś wydaje nam się bardzo trudne do zaakceptowania, to przeważnie zawsze można temu w taki lub inny sposób zaradzić, tylko trzeba tego bardzo chcieć.
Fabuła tej powieści jest przeplatana listami, które Joanna kiedyś, to znaczy po śmierci rodziców pisywała do ciotki, daje to obraz przeszłości i wspomnień o nieżyjącej już ciotce Matyldzie.
Nie mogę powiedzieć, że ta książka to typowa bomba humoru, ale z pewnością mogę zakwalifikować ją do bomby pozytywnej energii. Lekkie pióro, jakim pisze autorka powoduje, że czyta się szybko i nie zwraca uwagi na mijające na czytaniu godziny.
Polecam tę książkę osobom, którym potrzebna jest duża dawka humoru i ciepła, pozytywnej energii oraz chwil, które można spędzić w towarzystwie sympatycznych i empatycznych ludzi. Polecam tę książkę osobom, które mają jakieś problemy życiowe, bo dzięki tej lekturze być może inaczej spojrzą na dotykające ich kłopoty i niedogodności życiowe. Polecam tę lekturę wszystkim, którzy mają ochotę na chwileczkę odprężenia, bo jest to powieść z pewnością lekka (ponieważ czyta się ją lekko), łatwa (ponieważ wyjątkowo życiowa) i przyjemna ( ponieważ działa odprężająco).
Kto nie zna jeszcze książek tej autorki to polecam również: