Monthly Archives: czerwiec 2021
HISTORIA EDITH – Edith Velmans
Edith Velmans urodziła się w 1925 roku. Po wojnie studiowała na Uniwersytecie Amsterdamskim. Została psychologiem specjalizującym się w gerontologii, ostatecznie osiedlając się w Stanach Zjednoczonych, w Massachusetts. W 1996 roku otrzymała tytuł szlachecki od królowej Beatrix. Jej pamiętnik „Historia Edith” został przetłumaczony na kilkanaście języków, a w roku 1999 zdobył nagrodę Talskie Award w kategorii „Najlepsza biografia” oraz Jewish Quarterly’s Wingate Award w kategorii „non fiction”.
Histroia Edith to książka spisana na podstawie wspomnień i pamiętnika holenderskiej Żydówki, Edith (Velmans) van Hessen ukrywanej przez kilka lat przez pewną protestancką rodzinę.
PREMIERA KSIĄŻKI 04 MAJA 2021
Gdy w 1940 roku Hitler zaatakował Holandię, Edith van Hessen była uczennicą gimnazjum. Dziewczynka pochodziła z zamożnej rodziny żydowskiej. W trosce o życie córki, rodzice zdecydowali się oddać ją pod opiekę pewnej protestanckiej rodziny, w której miała być kimś w rodzaju przyjaciółki córki. Zamieszkała oczywiście pod przybranym nazwiskiem co między innymi pozwoliło jej przeżyć. Niestety nie udało się to innym członkom rodziny Edith. Co przeżyła i jak radziła sobie z emocjami w obcym domu? Co działo się z rodzicami, babcią, braćmi i przyjaciółmi dziewczyny, kiedy ona bezpiecznie spędzała czas po opieką przybranych cioci i wujka? Czy po wojnie udało się Edith odnaleźć tych, którzy przeżyli?
Myślę, że ile by nie napisano książek dotyczących drugiej wojny światowej, to i tak będzie tego zbyt mało, aby zapomnieć o tym strasznym okresie i będzie zbyt trudno zrozumieć jakim cudem jedno małe państwo potrafiło sterroryzować prawie cały świat.
Początkowo pobyt w rodzinie Zur Kleinsmieda, dla sąsiadów i znajomych określano jako pobyt wakacyjny przyjaciółki córki. Kiedy jednak wakacje się skończyły, a dziewczyna nadal przebywała w domu z.K. mówiono, że jej pobyt przedłużył się z powodu choroby matki, która przebywa w szpitalu. Było to poniekąd prawdą, ponieważ mama Edith złamała biodro i leczenie jej było dość skomplikowane.
(…) Wielką kwestią sporną pomiędzy rodzicami i mną był mój brak wrażliwości na to, co się dookoła mnie dzieje. Starali się wpoić mi poczucie odpowiedzialności, a ja się wściekałam. (…)
Mimo szczerej sympatii, jaką darzono Edith, dziewczyna czuła się w przybranej rodzinie dość samotnie. Wymiana korespondencji między nią a rodzicami początkowo była czymś w rodzaju pocieszenia, ale kiedy sprawy się pokomplikowały i ten kontakt został mocno ograniczony, życie z pozoru spokojne, wydawało się prawdziwą udręką.
Dzięki wspomnieniom Edith, poznajemy realia okupowanej Holandii, trudnego życia reglamentowanego i narzuconego przez Niemców, życia pełnego strachu. Jednak autorka nie pokazuje tego w sposób bardzo drastyczny, dopiero pod koniec książki, mamy fragmenty dotyczące obozów koncentracyjnych i pogromu Żydów, ale kto interesował się kiedykolwiek historią drugiej wojny światowej, ten zna to aż do bólu.
Mimo tego, że wojna nie została przedstawiona zbyt drastycznie, spisane przez Edith wspomnienia przepełnione są dramatyzmem i ogromną tęsknotą. Dla młodej dziewczyny, oderwanej od najbliższych, która musiała nauczyć się bycia kimś innym, z pewnością był to czas ogromnego bólu.
(…) Dopóki obok byli rodzice, którzy wszystkie zmartwienia brali na siebie, ja pozostawałam wieczną optymistką i nie chciałam patrzeć na życie inaczej, jak tylko przez różowe okulary. Teraz spoczęła na mnie nowa odpowiedzialność: pogodzić się z najgorszym. (…)
Spisane wspomnienia przeplatane są fragmentami listów jakie dziewczyna wymieniała z rodzicami.
Książka ta pokazuje jednak, jak silne potrafiły zrodzić się przyjaźnie w czasie pełnym ryzyka i strachu. Jak wielką odwagę cywilną posiadali ludzie, często robiąc coś, za co w razie wpadki bezdyskusyjnie groziła im śmierć. I to jest piękne, bo w tak nieludzkich czasach wielu ludzi zachowało twarz CZŁOWIEKA.
Polecam tę lekturę szczególnie osobom interesującym się historią drugiej wojny światowej. Myślę, że książka ta okaże się ciekawą również dla miłośników reportaży, pamiętników czy książek napisanych na faktach. Jestem zdania, że obok takich książek nie powinniśmy przechodzić obojętnie, ponieważ nie tylko poznanie losów ludzkich jest ważne, aby nie zapomnieć, ale również jest to cudowna lekcja pokory, odwagi, i miłości. Jest to obraz dumy jaką w sercu nosił niejeden prześladowany wówczas człowiek.
(…) Moja rodzina posłusznie zarejestrowała się zgodnie z nakazem. Kiedy już dostaliśmy nowe papiery, powiedziałam wszystkim, że jestem dumna z tego „J” w moim dowodzie. Rodzice zachęcali nas, żebyśmy chodzili z podniesioną głową i nie wstydzili się tego, kim jesteśmy. (…)
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za tę książkę i cieszę się, że Edith udało się przeżyć wojnę i dotrwać do chwili, w której mogła ona podzielić się z nami swoimi przeżyciami.
ON JEST DLA MNIE – Corinne Michaels
Corinne Michaels to amerykańska pisarka, autorka romansów z list bestsellerów „New York Timesa”, „USA” i „Wall Street Journal”. Debiutowała w roku 2014. Prywatnie jest szczęśliwą żoną byłego oficera marynarki wojennej i mamą dwójki dzieci. Mieszka w Wirginii.
On jest dla mnie to trzecia z czterech części powieść o braciach Arrowood. Jest to romans z dawką erotyki i dramatu.
PREMIERA KSIĄŻKI 26 MAJA 2021
Trzeci z braci Arrowood musi spełnić wolę ojca, który w zapisie testamentu ujął, że każdy z jego czterech synów musi przez pół roku zamieszkać w rodzinnym domu. Nie byłoby w tym nic niestosownego, gdyby nie fakt, że po śmierci matki, ojciec zafundował synom prawdziwe piekło i żaden z braci nie miał ochoty na powrót do bolesnych wspomnień. Kiedy trzeci z braci znany sportowiec, mieszkający od lat na Florydzie przyjeżdża do starego domu nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo zmieni się jego życie pełne luksusu, sportu i beztroski, a wszystko za sprawą starej przyjaciółki z dzieciństwa. Devney nie stroni od niego, ale nie wyobraża sobie życia poza Sugarloaf, a Sean ma przecież ułożone życie z dala od rodzinnego miasteczka. Czy dawna przyjaźń może zamienić się w coś więcej? Jaką tajemnicę ukrywa przed przyjacielem Devney, że nie może wyjechać i opuścić rodzinnego domu? Co wydarzy się w życiu dziewczyny, że i jej życie wywróci się do góry?
Kto miał przyjemność przeczytać dwie wcześniejsze części, ten z pewnością nie zawaha się przed sięgnięciem po kolejną. I chociaż moim zdaniem nie jest ona z tych bardziej przyciągających (mnie osobiście najbardziej poruszyła część pierwsza) to nie można się tak właściwie od niej oderwać.
(…) Ktoś może nie rozumieć, jak bardzo to dla nich ważne, ale nie Sydney i ja. Ich matka była wspaniała, wszyscy ją kochali. Kiedy umarła, nic nie zdołało rozproszyć ciemności, która wsączyła się do domu Arrowoodów. (…)
Jeżeli jednak ktoś nie czytał wcześniejszych książek to śmiało może zacząć od tej, ponieważ autorka dość precyzyjnie wprowadza czytelnika z fabułę wyraźnie nawiązując do tego, co wydarzyło się w przeszłości i co wydarzyło się w życiach dwóch braci, którzy już spełnili to, do czego tak właściwie „zmusił” ich zmarły ojciec.
No cóż, młodzi, bogaci, przystojni… która dziewczyna mogłaby się im oprzeć? Autorka świetnie manipuluje emocjami i wyobraźnią kobiecą i myślę, że odniosła w tej materii spory sukces, ponieważ czytelniczki, zwłaszcza młode, zapewne chciałyby znaleźć się na miejscu partnerek braci Arrowood.
Jest to romans ze sporą dawką erotyki, ale nie brakuje w nim również zmysłowego romansu i (niestety) dość znacznego dramatu.
Narracja jest w pierwszej osobie, rozdziały w których narratorem jest Sean przeplatają się z rozdziałami, w których narratorką jest Devney.
Być może jestem już trochę przesycona książkami typu: „nie chcę-nie mogę-on nie jest dla mnie-pragnę go nad życie-marzę o nim”. Te wszystkie „podchody” tego typu są jednak nieco infantylne i potrafią zepsuć najpiękniejszy romans.
Miłość jest piękna i albo się kogoś kocha, albo nie, a wymyślanie miliona wymówek dla wytłumaczenia własnego podejścia do uczucia opierając się na strachu, bo może jednak się nie uda, jest po prostu mało oryginalne.
(…) Oto po raz pierwszy w życiu kocham odpowiednią osobę w odpowiednim czasie, ale sprawy trzymane przeze mnie w tajemnicy mogą teraz wszystko zmienić. Sean spojrzy na mnie inaczej. Zbyt długo go okłamywałam. (…)
Myślę jednak, że autorka z premedytacją stworzyła mądrą, wykształconą i bardzo uczuciową, a zarazem bardzo trudną emocjonalnie kobietę. Główna bohaterka tej części jest pełna sprzeczności. Ale jednocześnie jest świetnie wykreowana pod względem charakterologicznym, bo stworzyć taką osobowość to z pewnością nie lada sztuka.
Bardzo podobały mi się przedstawione w powieści relacje przyjacielskie, ale również na uwagę zasługuje postać dość negatywnej uczuciowo matki.
(…) Mam dobrą pracę, gdzie pomagam ludziom, wsparcie licznych przyjaciół i rodzinę, którą bardzo kocham, zwłaszcza bratanka. Wszystko się w miarę układa, jedynie matka nieustannie to psuje. Jestem już tym zmęczona. (…)
Do połowy książki, fabuła jest dość monotonna. Ciągłe zapewnienia o miłości i określenia wyidealizowanych trochę kochanków i taka niestabilność w zachowaniu – pragnę go i nie mogę bez niego żyć, pragnę go, ale nie mogę żyć z nim i inne tego typu błahostki jak dla mnie były momentami nudnawe. Ale w drugiej połowie fabuła nabiera tempa, jest mocno dramatycznie, można wręcz powiedzieć tragicznie i czyta się na przysłowiowym wdechu aż do samego końca.
Książka jest napisana dość lekko, w trakcie czytania można się i uśmiechnąć niezliczoną ilość razy, ale można się też solidnie wzruszyć. Myślę, jednak, że nudzić się w trakcie czytania nikt nie powinien.
Polecam tę powieść zwłaszcza miłośnikom gorących romansów, ale moim zdaniem książka nie zawiedzie czytelników lubiących mocne wrażenia dramatyczne.
Część pierwsza – Wróć do mnie
Część druga – Zawalcz o mnie
Dziękuję Wydawnictwu MUZA. SA za propozycję przeczytania historii rodziny Arrowood, myślę, że również w Polsce wiele czytelniczek i czytelników pokocha tych trochę szalonych, niepozbawionych humoru i silnej braterskiej więzi braci, którzy swoim urokiem osobistym potrafią podbić niejedno damskie serce.
Wywiad z pisarką ANNĄ KLEJZEROWICZ
Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, kobietą wszechstronnie zaangażowaną. Jest nie tylko pisarką i publicystką, ale również redaktorką, zajmującą się także fotografią. Autorka zbiorów opowiadań grozy z cyklu: “Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”, powieści kryminalnych: „Sąd Ostateczny”, „Ostatnią kartą jest Śmierć”, „Cień gejszy” (książka – laureatka plebiscytu „Przy kominku” w 2011 r.), opowiadań w licznych antologiach, a także tekstów prasowych – beletrystycznych i publicystycznych. Przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych. Z wykształcenia jest mgr resocjalizacji, prywatnie „kocia mama”, miłośniczka gór, książek i sztuki.
Nie dla mnie światła rampy, jestem autorem starego typu, uważam, że do mnie należy pisanie, praca twórcza, a nie bezpośrednie uczestnictwo w sprzedaży książek. Mam zaufanie do wydawców, którzy są profesjonalistami i doskonale radzą sobie beze mnie…
Jak rozpoczęła się Twoja kariera pisarska, co skłoniło Cię do napisania pierwszej książki?
Mam zawsze problem z określeniem tego momentu, a nawet „pierwszej książki”. Bo to się jakoś tak rozkładało w czasie. Zanim wydałam pierwszą książkę – tak chyba będę bliżej prawdy – pisałam opowiadania dla prasy, portali literackich, do zbiorków. A jeszcze wcześniej artykuły do gazet, np. regularnie dla gdańskiego pisma dla młodzieży, do lokalnego „Muratora” czy „Spotkań z zabytkami”. W międzyczasie redagowałam wydawnictwa teatralne i książki dla wydawnictw literackich, publikowałam do tekstów własne fotografie. To była moja „szkoła pisania”, trwała latami. Natomiast cały czas się zastanawiam, co było pierwszą książką… Po wyprowadzce z miasta zachłysnęłam się przyrodą i zaczęłam pisać „Czarownicę”. Najpierw jako opowiadanie, ale wyszło za długie dla gazety, więc przez parę lat leżakowało w pliku. Późnej z pobudek sentymentalnych dopisałam do niego ciąg dalszy, ale… dalej nie zdecydowałam się nigdzie tego wysłać. W międzyczasie napisałam nowelę kryminalną (długości klasycznego kryminału), która została opublikowana w letnim dodatku do pewnego tytułu prasowego – jako osobna broszura. Naiwnie oddałam wszelkie prawa na wieki wieków amen, więc przepadła. Ale zanim to się stało, wysłałam fragment tekstu do wydawnictwa Dolnośląskiego. Nie chcieli klasyki, ale zmotywowali mnie do napisania kryminału miejskiego i tak w tymże wydawnictwie ukazał się jako pierwszy „Sąd Ostateczny” z Emilem Żądło. I od razu zaczęłam pisać kolejny tom: „Cień gejszy”. Jednak – znowu w międzyczasie – inny wydawca zainteresował się moimi opowiadaniami grozy i tuż przed „Sądem…” wyszedł „Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”. Z kolei zaraz po „Sądzie…” – też jako rozszerzenie innej kryminalnej noweli – pojawiło się na rynku „Ostatnią kartą jest śmierć”, wydane w gdańskiej Oficynce. Aż w końcu odważyłam się ujawnić „Czarownicę”, która (po jeszcze kilku rozszerzeniach) przekonała szefową literacką wydawnictwa Prószyński. Tak więc moja de facto „pierwsza powieść” ukazała się na rynku jako któraś z kolei… Bałam się tego, bo już utożsamiano mnie z kryminałem, a tu nagle coś w rodzaju obyczaju. No ale tak wyszło. Skomplikowane to, prawda? Wiem!
Który z Twoich bohaterów jest Ci najbliższy, Felicja Stefańska, Emil Żądło, czy Małgosia z „Czarownicy”?
Zawsze ten, o którym właśnie piszę. Zresztą oni dojrzewają ze mną, a ja z nimi. Zmieniamy się razem. Emil był pierwszy i mam do niego sentyment, to coś w rodzaju starego dobrego małżeństwa (śmiech). Małgośka, wiadomo, czarownica… myślę, że uosabia mnie z młodości, co prawda nie miałam takich przeżyć, ale przemyślenia już tak. Obecnie najbliższa jest mi chyba Felicja. W niej odbija się mój aktualny świat i jego problemy, które obserwuję – tu i teraz.
Skąd czerpiesz inspirację do pisania?
Och… zewsząd. Z wyobraźni, pasji i zainteresowań, przeżyć, lektur, rozmów, z życia społecznego, z życia w ogóle. Piszę zawsze i tylko o tym, co mnie naprawdę porusza. Czy, jak to się mówi, w duszy gra.
Jak wygląda Twój dzień pracy? Czy masz swoje ulubione godziny, w czasie których piszesz? Czy masz swoje ulubione miejsce do pisania? A może musisz mieć obok ulubiony napój (kawa, herbata, woda, wino 😉)
Mój dzień pracy wygląda za każdym razem inaczej. Nie planuję, nie ograniczam się, nie organizuję go sobie jakoś specjalnie. Jestem „nocnym markiem” z natury, więc zwykle piszę późnym wieczorem, nocą, wtedy najlepiej się czuję i mam spokój. Ale bywa, że i za dnia, czasem nawet rano. Mam jedno miejsce do klepania w klawiaturę: swoje biurko pod oknem z widokiem na ogród. Na nim musi obowiązkowo stać herbata – czarna, mocna, żadna zielona, owocowa ani żadne ziółka z miodem (śmiech). Jednak pisanie książki to przecież nie tylko zapisywanie słów i zdań. To cały proces myślowy, a on przebiega w różnych miejscach… dobrze mi się myśli w naturze. Albo w łóżku. Często zamiast spać, zapisuję w notesie pomysły, fragmenty dialogów, charakterystykę postaci.
Jesteś mgr resocjalizacji, czy to, że ukończyłaś taki kierunek studiów na Uniwersytecie Gdańskim ma jakiś oddźwięk w kreowaniu postaci w Twoich książkach?
Myślę, że ma. Trochę lat przepracowałam w pierwszym zawodzie, pasjonowała mnie ta praca i studia. Z różnymi ludzkimi typami się zetknęłam, z różnymi sytuacjami, poznałam mechanizmy psychologiczne, zetknęłam się z kryminalistyką i pracą policji, trochę jakby od kuchni. Nie stosuję świadomie i celowo wiedzy naukowej czy praktycznej w beletrystyce, bardziej intuicyjnie, ale nie wyprę się tego bagażu, on jest we mnie i z pewnością kształtuje moje literackie fantazje.
Mówisz o sobie „gdańszczanka”, ale nie mieszkasz w Gdańsku. Czy możesz swoim czytelnikom, tym którzy Cię jeszcze nie znają zbyt dobrze, zdradzić, gdzie mieszkasz i co zadecydowało o tym, że przeprowadziłaś się tam, gdzie teraz mieszkasz?
Urodziłam się w Gdańsku, dorastałam w Gdańsku, studiowałam, pracowałam, mieszkałam prawie do czterdziestki. Większość mojej najbliższej rodziny też żyła w Gdańsku, moja mama pochodzi z Pomorza, rodzina ojca przybyła tu zaraz po wojnie, z Włocławka, Krakowa i Warszawy. Teraz nie mieszkam w samym mieście, ale nadal uważam, że „jestem z Gdańska”. Moja gmina graniczy z Gdańskiem, jest częścią powiatu gdańskiego, a przed wojną znajdowała się w granicach Wolnego Miasta Gdańska. Te więzi są bardzo silne i trwałe. To wciąż te same tradycje, klimaty, ludzie. Mała nadmorska ojczyzna.
W Twoich książkach nie brakuje zwierząt, z Twojego profilu na FB widać, że Twoją miłością są koty. Czy wszystkie zwierzęta są Tobie tak bliskie jak właśnie te czworonożne mruczusie? Czy miałaś kiedyś inne zwierzę?
Zwierzęta są i były w moim życiu zawsze. Rodzice je kochali, dziadkowie też. Wychowałam się z czworonogami, jako dziecko wielbiłam wszystkie zwierzaki. Psy, koty, myszki, chomiki, ptaszki, motyle, ślimaki, biedronki, gąsienice, bez wyboru. Ale w domu najpierw były: kanarki, papużki, chomiki. I psy. Sporo piesków. Pierwszy kot – kotka Pusia – pojawił się, gdy już byłam młodą mężatką, w zasadzie przypadkiem. Chcieliśmy mieć psa, ale kotka przyjaciółki akurat okociła się i zakochałam się. Pusia była piękna i mądra, zawojowała całą rodzinę, nie wyłączając wiekowej już wówczas suczki moich rodziców, Kory. Później mieliśmy i psy, i koty, już w większej liczbie. Ostatnio doszły jeże. Mnie rozczulają zwierzęta, nie dzielę ich na takie, które lubię bardziej i takie, które mniej. One wszystkie są cudem natury. Gatunek jest drugorzędny, po prostu kotów jest u nas więcej, bo przychodzą same.
Współpracowałaś z Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, jak wspominasz ten czas? Kiedy czułaś największą satysfakcję z tego co robiłaś, czy pracując jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych czy jako pisarka?
Ten czas wspominam stale. To lata, kiedy żyłam najbardziej chyba intensywnie, na wysokich obrotach. Jeden długi ciąg emocji, szaleństwa i ogromnej siły twórczej. Wiele przyjaźni, ciekawi ludzie, sztuka, która nas pochłaniała, niepowtarzalny klimat. Jednak z czasem trochę mnie to wyczerpało, może dlatego odnalazłam się w moim lesie. To był – jest – ogromny kontrast: ze świata pełnego gwaru, ludzi, premier, imprez… nagły przeskok do ciszy i spokoju przyrody. Myślę, że widocznie tak miało być. Tutaj dopiero zaczęłam tak naprawdę na serio pisać. Satysfakcja płynie z obu źródeł, nie da się tego porównać. Tam żyłam na najwyższych obrotach, gorączkowo, w biegu, gromadziłam doświadczenia. Tutaj zbieram owoce. Oczywiście że ten etap jest dla mnie teraz najważniejszy. Tak jakby całe moje dotychczasowe życie prowadziło mnie właśnie do niego. Robię to, co kocham, co czuję, że powinnam robić.
Czy lubisz spotkania z czytelnikami? Miałam przyjemność uczestniczyć w kilku spotkaniach z Tobą i przyznam szczerze, że chociaż zawsze bardzo ciekawie opowiadasz, to odniosłam wrażenie, że czułaś się czasami nieco skrępowana.
Naprawdę? Nie, nie powiedziałabym, że skrępowana. Może raczej rozkojarzona. Jestem chaotyczna, czasem na początku trudno mi się skupić. Ale tylko na początku, potem się wyciszam i mam nadzieję, że mówię z sensem. Może to być też kwestia osobowości: jako introwertyk (przynajmniej częściowy) mam problem, by wyjść ze skorupy, ale jak już wyjdę, to mi to sprawia radość. Lubię spotkania z czytelnikami, lubię z nimi rozmawiać i zawsze pilnie słucham, co mają do powiedzenia. Przecież dla nich piszę, nie dla siebie, bo pisanie dla samego pisania wydaje mi się bez sensu, to tak, jakby gadać do lustra. Moje myśli są dla mnie, słowa dla czytelnika.
Z tego co wiem, to nie jeździsz na Targi Książki. Uczestniczyłaś w wielu panelach autorskich dotyczących kryminałów, ale na Targach Książki raczej spotkać Cię nie można. Czy jest jakiś konkretny powód, czy po prostu wolisz spotkania mniej oficjalne?
Jest kilka powodów. Pierwszy jest prozaiczny: na dłuższe wyjazdy nie pozwala mi sytuacja rodzinna, tego nie będę wyjaśniać, bo rzecz nie dotyczy tylko mnie. Mam też dużo zwierzaków, które wymagają ustawicznej opieki, to jak rodzinny dom dziecka, nie przesadzam. I nie chodzi o te „rodzinne”, domowe, tylko o moje stadko bezdomniaków, wśród których są zwierzaki stare, chore, kalekie. Nie mogę ich zostawić i sobie gdzieś jechać, bo nikt inny tego za mnie nie ogarnie. Co tam targi, ja od kilkunastu lat nie byłam na wakacjach! Dobrze, że napodróżowałam się w dzieciństwie i młodości… Drugi powód jest taki, że nie przepadam za imprezami związanymi z handlem, marketingiem, za hucznymi masowymi imprezami – jak już wspomniałam, jestem introwertyczką i źle się w tym czuję. Może też dlatego – i to jest trzeci powód – że żyłam w ten sposób przez blisko 20 lat i teraz świadomie wybrałam spokój i odosobnienie, potrzebowałam tego. Tak, zdecydowanie wolę kameralne spotkania. Nie dla mnie światła rampy, jestem autorem starego typu, uważam, że do mnie należy pisanie, praca twórcza, a nie bezpośrednie uczestnictwo w sprzedaży książek. Mam zaufanie do wydawców, którzy są profesjonalistami i doskonale radzą sobie beze mnie, mojego makijażu, kiecki i ględzenia. Wiem, że promocja jest ważna, nie migam się od niej, ale do pewnych granic.
Czy zdradzisz nam najbliższe plany wydawnicze?
To nie tajemnica. W pierwszej połowie lipca wyjdą dwie powieści kryminalne z Felicją Stefańską: „Osiedle odmieńców” i „Nagrobek”. Obie miały już wcześniej swoje debiuty w postaci elektronicznej, ukazały się autorskie (czyli prowadzone przez wydawcę, bez pośredników) profesjonalne audiobooki. Można przyjąć, że był to rodzaj promocji przed premierą papierową, takie było założenie na czas pandemiczny. W sierpniu ukaże się „Sekret czarownicy”, wydanie drugie poprawione, a w listopadzie „Skarb czarownicy” – kontynuacja, ostatni tom serii, który właśnie piszę i pomalutku zmierzam już do finału. Co dalej, jeszcze nie jestem pewna. Być może wrócę do któregoś cyklu, a być może rzucę się na głęboką wodę i napiszę coś całkiem nowego. Mam w głowie górski thriller, może nawet nowy cykl – bo kocham góry. Zobaczymy, sama jestem ciekawa.
Jak zachęciłabyś czytelników, którzy nie znają jeszcze Twojej twórczości do tego, aby sięgnęli po Twoje książki i od których najlepiej powinni zacząć przygodę czytelniczą z Anną Klejzerowicz?
W ogóle nie będę zachęcać! To nie moja rola (śmiech). Naprawdę, mam w sobie dużo pokory. Myślę, że kto nadaje i odbiera na tych samych falach co ja, sam do mnie trafi. To jest jak chemia – albo magia. A kiedy ktoś mnie pyta, od czego zacząć, odpowiadam: może najlepiej od początku, czyli… chyba… no właśnie, chyba od „Sądu Ostatecznego” i „Cienia gejszy”, a jeśli ktoś nie lubi typowych kryminałów, zawsze może sięgnąć po Czarownice. I tak w każdej książce mnie znajdzie, bo piszę „sobą”.
Ostatnie pytanie jest BARDZO ode mnie, Czy Emil Żądło jeszcze wróci? Tęsknię za nim 😉
Ależ by się ucieszył… (śmiech). Czasem też za nim tęsknię, więc jest duża szansa na powrót. O ile oczywiście zechcą tego czytelnicy i wydawca. Potrzebowałam odpocząć od niego, bo chyba on najdłużej ze mną był. Jednak stara miłość nie rdzewieje.
Bardzo serdecznie dziękuję Ci za ciekawą rozmowę i cieszę się, że zgodziłaś się ze mną „porozmawiać” i o swoich książkach i o swoim życiu. Mam nadzieję, że czas pandemii wkrótce się skończy i będziemy miały okazję spotkać się osobiście. JA ze swojej strony bardzo GORĄCO polecam Twoje książki zawsze i wszędzie, bo myślę, że najbardziej wybredny czytelnik znajdzie w nich coś dla siebie.
Dziękuję serdecznie za ciekawe pytania, pozdrawiam czytelników.
Anna Klejzerowicz
CÓRKA CZAROWNICY – Anna Klejzerowicz
P A T R O N A T
Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, kobietą wszechstronnie zaangażowaną. Jest nie tylko pisarką i publicystką, ale również redaktorką, zajmującą się także fotografią. Autorka zbiorów opowiadań grozy z cyklu: “Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”, powieści kryminalnych: „Sąd Ostateczny”, „Ostatnią kartą jest Śmierć”, „Cień gejszy” (książka – laureatka plebiscytu „Przy kominku” w 2011 r.), opowiadań w licznych antologiach, a także tekstów prasowych – beletrystycznych i publicystycznych. Przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych. Z wykształcenia jest mgr resocjalizacji, prywatnie „kocia mama”, miłośniczka gór, książek i sztuki.
Córka czarownicy to druga część powieści obyczajowych, chociaż… myślę, że chyba mogę tę książkę zaliczyć do kryminałów, z których autorka jest bardziej znana.
PREMIERA KSIĄŻKI (wznowienie) 18 MAJA 2021
Małgosia jest studentką weterynarii, która przyjechała na wakacje do swoich przybranych rodziców do małej miejscowości pod Gdańskiem. Dziewczynka została pół sierotą w wieku około siedmiu lat, na szczęście po śmierci jej matki odnalazł się biologiczny ojciec i dzięki temu dziecko wychowywane przez las i zwierzęta a całkowicie zaniedbane przez matkę alkoholiczkę zyskało dwa domy i kochających rodziców. Pewnego dnia Małgosia przegląda zdjęcia wykonane przez przyjaciela i nagle w jej umyśle zaczyna się jakaś złowieszcza walka myśli. Powraca trauma z dzieciństwa, na jawie i w snach powracają obrazy, które zostały wyparte ze świadomości dziecka. Nikt nie wie co się dzieje w głowie dziewczyny, która z dnia na dzień staje się dla wszystkich niedostępna. Wszyscy jednak starają się jej pomóc. Co takiego wydarzyło się w przeszłości? Co zobaczyła lub co przeżyła mała dziewczynka, z czym teraz nie potrafi sobie poradzić dorosła kobieta? Czy bolesne wspomnienie z przeszłości zostanie pokonane przez odwagę teraźniejszości?
Pierwsza część – Czarownica została przyjęta przeze mnie dobrze, chociaż cały czas utrzymuję się w przekonaniu, że autorkę bardziej wolę w powieściach kryminalnych. Jednak „Czarownica” zaintrygowała mnie do tego stopnia, że postanowiłam poznać jej kolejne części. Wiadomo – babska ciekawość nie zna granic.
Muszę przyznać, że autorka powoli buduje napięcie powodując, że momentami postać Małgosi irytuje, a momentami wprowadza nieokreślony lęk, i może raczej coś w rodzaju współczucia.
Nie przeszkadza to oczywiście w czytaniu, dlatego drugą część, pochłonęłam dosłownie w trzy wieczory.
Proponuję zacząć czytanie od pierwszej części, ale jeżeli ktoś sięgnie najpierw do tej, to nic nie szkodzi, ponieważ autorka sporo nawiązuje do wcześniejszej książki i przedstawia jej fabułę w taki sposób, że łatwo można powrócić do przeszłości głównej bohaterki, będącej w pierwszej części małą zagubioną dziewczynką.
Jeżeli ktoś sugerując się tytułem spodziewa się czarnej magii, praktyk czarownic itp. to myślę, że się trochę rozczaruje, chociaż muszę przyznać, że pewnego rodzaju magia towarzyszy podczas czytania. W tej części autorka już nie mogła powstrzymać się bez wątku kryminalnego, za co jestem jej bardzo wdzięczna i myślę, że ona bez kryminałów chyba również nie może się obyć. Fabuła skonstruowana jest tak, że każdy kolejny wątek wciąga jak magnes. Tajemnice przeplatają się ze zwykłymi sprawami dnia codziennego, co dodaje powieści swoistego smaczku.
Autorka w bardzo ciekawy sposób ukazuje kolejne osoby, w których emocje walczą ze zdroworozsądkowymi poczynaniami, ale świadczy to na korzyść zarówno treści jak i osobowości bohaterów. Jest to lektura łatwa w czytaniu, ale chyba trochę trudna w odbiorze. Walczące ze sobą emocje nie mogą być łatwe, tym bardziej, że z punktu widzenia psychologicznego są często zmorą normalnego, spokojnego życia.
Główna bohaterka jest dziewczyną niezwykle pogodną, chociaż jej wczesne dzieciństwo nie należało do łatwych i przyjemnych. Jako dorosła osoba stara się nie pamiętać tych złych chwil, docenia to co zrobili dla niej inni, ale… gdzieś w środku walczy z trudną do opisania traumą, nie wiedząc dokładnie co się z nią dzieje. Kiedy w czasie czytania powieści analizowałam zachowania dziewczyny zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo można pogubić się we własnych emocjach. Jak jeden mały incydent z przeszłości może czasami rozdrażnić wewnętrzny spokój.
(…) Pod wpływem jego głosu jakby cofnął się czas. Stałam się na nowo małą, przerażoną dziewczynką z lasu. Nogi się pode mną ugięły i spanikowałam. Wiecie, co poczułam? Smród stojącej w stawie wody i zapach igliwia. Odór własnego strachu. (…)
Ta książka jest nie tyle o zmaganiach się z koszmarami, które wyparte przez świadomość wracają w najmniej odpowiednim momencie, co o wewnętrznej walce z samym sobą.
(…) Pewnej nocy obudził nas przeraźliwy krzyk. Zanim dobiegliśmy do sypialni, omal nie dostałem zawału. Znaleźliśmy Małgosię siedzącą na łóżku, ze szklistymi oczami. Jak wtedy w lesie… (…)
Jak już wspomniałam wcześniej książkę dosłownie pochłonęłam, po przeczytaniu jej miałam jednak pewien mętlik w głowie, czyżby wróciły jakieś wspomnienia z mojej przeszłości? Chyba każdy z nas przeżył w życiu coś takiego o czym chciałby zapomnieć, ja staram się „magazynować” tylko te dobre chwile, te złe natomiast tak jak bohaterka książki – wypieram ze swojej świadomości.
(…) Nie rozumiał. Ale i ja niczego nie rozumiałam. Coś się ze mną działo, ale nie wiedziałam co. Za każdym razem, kiedy spoglądałam na te zdjęcia – to były zdjęcia stawu w lesie – serce zaczynało mi skakać jak oszalałe, a w skroniach pulsowało. (…)
Obie części zostały napisane tak, że można je czytać jako całość zaczynając od „Czarownicy” lub czytać oddzielnie, ponieważ autorka tak sprytnie rozlokowała fabułę, że nawet jak się nie przeczytało poprzedniej to wszystko zostaje w skrócie przedstawione w tej obecnej.
Polecam tę powieść nie tylko osobom preferującym współczesną powieść obyczajową, w tej książce znajdziecie sporo bardzo ciekawych wątków, począwszy od wątku psychologicznego aż do wątku kryminalnego.
Ta lektura jest jak magnes, jak raz przyciągnie to nie puści. Mnie zdominowała do tego stopnia, że po skończeniu jej natychmiast chciałabym poznać ciąg dalszy, i bardzo się cieszę, że w planach jest już kolejna część.
Myślę, że ta lektura zadowoli zarówno miłośniczki powieści obyczajowych i romansów, jak i tych, którzy wybierają kryminał. A odrobina tajemnicy i psychologii wplecione w fabułę przyciągną nawet tych, którzy takie książki odkładają na bok.
Dziękuję wydawnictwu REPLIKA za propozycję przeczytania tej powieści i propozycję objęcia jej patronatem medialnym.
Dla czytelników mojego bloga mam dwie NIESPODZIANKI 😊
Pierwszą jest konkurs, w którym będzie można wygrać książki. Dzięki uprzejmości wydawnictwa będę miała aż DWIE książki „Córki czarownicy”.
Drugą niespodzianką, dla tych, którzy chcieliby lepiej poznać Annę Klejzerowicz jest bardzo ciekawyWYWIAD z autorką, który wkrótce ukaże się na blogu.
SERDECZNIE ZAPRASZAM na Instagram formelita_ewfor i na Facebook KSIĄŻKI IDY, gdzie podam szczegóły dotyczące terminu konkursu i wywiadu.
OSTRZE. (MROKI KOPENHAGI) – Anne Mette Hancock
Anne Mette Hancock uzyskała tytuł licencjata historii i studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Roskilde i Berlingske. Urodziła się w małym miasteczku Gråsten w Danii i mieszka zarówno w USA, jak i we Francji. Obecnie mieszka w Kopenhadze z dwójką dzieci.
W 2017 roku zadebiutowała jako autorka książką, której oryginalny tytuł brzmi Ligblomsten, której głównymi bohaterami są dziennikarka Heloise Kaldan i policjant Erik Schäfera. Ten kryminał otrzymał w 2017 roku nagrodę debiutancką Duńskiej Akademii Kryminalnej. Druga książka z serii, The Collector, została wydana w 2018 roku z wielkim uznaniem. W tym samym roku Anne została wybrana Autorką Roku w Danii. Jej trzecia powieść Pitbull została opublikowana w styczniu 2020 roku.
Ostrze to kryminał dziennikarsko-policyjny, którego fabuła umiejscowiona została w Danii. Jest to pierwsza część cyklu MROKI KOPENHAGI.
PREMIERA KSIĄŻKI 12 MAJA 2021
W 2013 roku opinią publiczną wstrząsa brutalne morderstwo adwokata Christoffera Mossinga. Na monitoringu widać młodą kobietę Annę Kiel opuszczającą mieszkanie adwokata, która umazana krwią ofiary odważnie spogląda w oko kamery. Kobieta znika i nikt nie wie, gdzie się ukrywa. Po kilku latach dziennikarka śledcza Heloise Kaldan otrzymuje od Anny serię tajemniczych listów z których wynika, że obie kobiety są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Dziennikarka na nowo podejmuje śledztwo w sprawie zabójstwa adwokata. Kim jest Anna Kiel i dlaczego zamiast zgłosić się na policję próbuje wciągnąć w swoją grę Heloise? Dociekliwość dziennikarki jest dla nie zgubna i nawet fakt, że ktoś próbuje ją zabić nie staje jej na drodze w odkryciu prawdy, która okazuje się bardziej brutalna niż ktokolwiek przypuszcza. Czy uda się Heliose odnaleźć Annę? Kto pomaga zbiegłej morderczyni? Jaką rodzinną tajemnicę ukrywa dziennikarka?
(…) Z jasnością, która ją przeraziła, zrozumiała, o czym są te listy – i co łączy ją z Anną. I nie wiedziała, co jest gorsze: historia, którą chciała się z nią podzielić Anna Kiel, czy to, co musiała zrobić, aby ją usłyszeć. (…)
Do debiutów już dawno przestałam podchodzić ostrożnie, ponieważ niejeden raz przekonałam się, że debiut może okazać się czytelniczą petardą. Tak jest i z tą powieścią. Kiedy zaczęłam ją czytać, po kilku stronach wiedziałam, że nie będę się mogła od fabuły oderwać. Moim zdaniem przed autorką tej książki właśnie otworzyły się drzwi wielkiej kariery pisarskiej. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać następne powieści tej autorki, chociaż przyznam szczerze, że do tej pory nie przepadałam za skandynawskim kryminałem. Ale dzięki tej książce przekonam się do niego.
Cały czas coś się dzieje i chociaż akcja książki nie należy do tych zbyt dynamicznych, to nie można określić jej nudną.
(…) Nie krzyknęła. Jej usta na krótką chwilę ułożyły się w idealne O, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Zamiast tego w milczeniu skanowała wzrokiem pomieszczenie, a lodowate uczucie rozchodziło się włóknami nerwowymi od karku w stronę tylnej ściany czaszki. (…)
Oprócz ciekawej, trzymającej prawie cały czas w napięciu akcji, mamy świetnie wykreowane postacie i mam tu na myśli zarówno postać dziennikarki i postać policjanta jak i inne osoby występujące w książce.
Czytając nie można nie zwrócić uwagi na porządne przygotowanie się autorki do tematów jakie porusza i opisuje w swojej powieści. Niektóre wątki są jakby dokładnie wyjęte z akt policyjnych.
Świetnie ukazany wątek poświęcony szczegółowemu opisowi sekcji zwłok jest jak relacja z prosektorium albo sprawozdanie lekarza medycyny sądowej. Autorka nie szczędzi dość mocnych i drastycznych szczegółów, ale dzięki temu przedstawiony przez nią obraz nabiera autentyczności.
Oprócz historii kryminalnej mamy tutaj również odniesienia do traumatycznych wydarzeń, które mają nie tyle podłoże patologiczno-psychologiczne co brutalne w skutkach. Poruszony w powieści wątek pedofilii jest drastyczny i wzruszający jednocześnie.
(…) Czy może naprawdę nic nie wiedzieli? Heloise miała świadomość, że można przeżyć z kimś całe życie i nigdy do końca go nie poznać. Czy o to właśnie chodziło? Czy Christoffer Mossing prowadził drugie, ukryte życie równolegle z olśniewającą karierą w kancelarii adwokackiej, o czym jego rodzice nie mieli pojęcia? (…)
Zakończenie książki (które mnie osobiście bardzo się podobało) zaskoczy zapewne niejednego czytelnika. Zanim jednak do niego dotarłam końcówka książki wydobyła ze mnie ogrom emocji i muszę przyznać, że przez jakiś czas nie mogłam opanować łez, które w pewnym momencie całkowicie mną zawładnęły. No cóż, taka już ze mnie płaczka, że nawet podczas czytania kryminałów nie potrafię opanować wzruszenia.
Polecam tę książkę szczególnie miłośnikom dobrych kryminałów i thrillerów, myślę, że nikt nie powie o tej lekturze, że była nudna, bo tak jak wspomniałam wcześniej, cały czas coś się dzieje.
Dziękuję wydawnictwu MOVA za propozycję przeczytania tej książki, i cieszę się, że ktoś zdecydował postawić na debiut, który dla mnie jest wielkim krokiem w kierunku duńskiej literatury.