Daily Archives: 29 października, 2020
JEDENASTE NIE DOTYKAJ. MOJA HISTORIA PRZEMOCY – Laura Priestess
Autorka Laura Priestess – chce być anonimowa, dlatego książkę napisała pod pseudonimem. No cóż, musimy to uszanować.
Jedenaste NIE DOTYKAJ. Moja historia przemocy to książka dość nietypowa. Napisana trochę jak pamiętnik, trochę jak sprawozdanie, trochę jak… sama nie wiem.
PREMIERA KSIĄŻKI 12 PAŹDZIERNIKA 2020
Autorka zmaga się z nietypową traumą z dzieciństwa. Oskarża swojego ojca o molestowanie i gwałt, ponieważ podczas klapsów jakie jej zadawał ona… przeżywała orgazm. Ojciec był osobą dość zaborczą i władczą, na oczach dzieci często wpadał w złość wyładowując ją na żonie i dzieciach, i taki obraz dzieciństwa pozostał w oczach autorki. Wini go ona za to, że poprzez bicie, poprzez dawanie jej klapsów doprowadził do tego, że czuje się gorsza, bo… od najmłodszych lat „musiała” się masturbować i ma w dorosłym życiu masochistyczne podejście do seksu.
(…) Konsekwentnie stosuje codzienny terror, nie spada poziom jego agresji. (…) Często grozi dzieciom słowami: „Ostrzegam cię. Znienawidzisz mnie, ostrzegam cię”. Ma iście szatański ton głosu, widać, że jego samokontrola się chwieje. (…)
(…) Zwolennicy pedagogiki strachu dopuszczają się nieuczciwej nadinterpretacji Biblii, by uzasadnić przemoc wobec najsłabszych. Wykorzystują zdania o karceniu dla umotywowania, że dzieci można bić, a nawet należy to robić, aby wyprowadzić je „na ludzi”. (…)
Moim zdaniem, chociaż problem o jakim pisze jest poważny i bardzo ważny, to został przez autorkę opisany w książce tak jakby czytelnicy nie potrafili czytać ze zrozumieniem. Temat klapsów został nie tyle poruszony, co dokładnie opisany zbyt wiele razy w dodatku przedstawiony nie jako samo bicie tylko gwałt. Nie wiem, czy autorka nie pamiętała tego, co napisała wcześniej, czy chciała, aby wpłynęło to na większą liczbę stron w książce, czy… uznała, że dopiero jak wiele razy napisze to samo, to dopiero dotrze to do czytelnika.
W swojej książce powołuje się na wiele publikacji książkowych i internetowych, którym tematem są spanking (klapsy będące powszechną formą kary cielesnej polegającej na uderzaniu, zazwyczaj otwartą ręką, w pośladki innej osoby, aby wywołać ból fizyczny), fetyszyzm, molestowanie czy bicie dzieci.
Ciekawym zabiegiem literacki, jeżeli mogę tak o tym powiedzieć, jest wplecenie w treści wpisów z bloga prowadzonego przez autorkę przed napisaniem książki. Muszę przyznać, że te fragmenty napisane tak po prostu, od serca najbardziej mnie poruszyły o bardziej pobudziły empatię.
Z całym jednak szacunkiem do autorki i z jeszcze większym szacunkiem do tematu (problemu) jaki opisała, to nie może człowiek nastawiać się na to, że w każdym dziecku klaps wywoła erotyczne następstwa i dziecko będzie masturbacją zamieniało ból w przyjemność cielesną. Czasami działa to pobudzająco dla umysłu, dziecko bojąc się „klapsa” wcześniej zastanowi się nad tym co robi. Nie kwestionuję tego, że są dzieci odbierające „klaps” inaczej niż kara cielesna za przewinienie, lub odebranie wyładowywanej agresji drugiej osoby.
Nie jestem zwolenniczką bicia i kar cielesnych, ale nie ukrywam, że czasami moja cierpliwość spadła drastycznie i spowodowała kryzys. I wówczas któreś z moich dzieci dostało „klapsa”, dziś rzadko to wspominają, ale również dziś jako osoby dorosłe twierdzą, że w pełni na to zasłużyli. Bo granice cierpliwości u rodzica nie są z gumy.
Odbieranie klapsa jako czynnika erogennego u dziecka, to moim zdaniem poważna choroba psychiki, którą powinno się leczyć w jak najmłodszym stadium. Dla osoby dorosłej może to być zabawne i podniecające, ale u dziecka??? Jak można spokojnie mówić o orgazmie wywołanym bólem fizycznym, kiedy ma się zaledwie kilka lat??? Zgadzam się, że pupa jest miejscem wstydliwym i nie należy nadużywać pokazywania jej nagości, ani dotykania jej, ale wmawiać, że ta część ciała jest wyjątkowo erogennym miejscem u dziecka!!!, to chyba jednak lekka przesada.
Co innego tyczy się gwałtu czy molestowania, które powodują traumę na całe życie, ale im szybciej zacznie się to leczyć, tym szybciej zacznie się normalnie żyć, a całe życie użalanie się nad sobą czy nad swoim ciałem to poważna choroba psychiki, której koniecznie trzeba stawić czoło. Dziwi mnie takie podejście do własnego ciała „zbrukanego” i „martwego”, zwłaszcza po tym jak autorka opisuje zachwyt nad sobą, swoim wyglądem i atrakcyjnością. Czyli ma świadomość swojego piękna zewnętrznego a na siłę stara się zagłębić w rzekomej brzydocie wnętrza. Niska samoocena, czy to poczucie wyjątkowej niższości walczą tutaj z świadomością bycia atrakcyjną.
(…) Jestem bardzo ładna i lubię przeglądać się w lustrze. Kiedy nie patrzę, zapominam na chwilę o tym, że moje ciało jest przeżarte pleśnią. Po wielu nieszczęśliwych miłościach, niemogących się spełnić, bo nikt normalny nie chciałby być z dziewczyną, która czuje się martwa, zdarzyło się coś niezwykłego. (…) Teraz czuję się piękna, podrywają mnie mężczyźni na ulicy, a ja już nie mam ochoty zamykać się przed światem. (…)
Podczas czytania tej książki cały czas zastanawiałam się, czy ból i kary cielesne mające miejsce w dzieciństwie mogą być przyczyną erotomanii dorosłego człowieka, bo z opisów w dalszej części książki wynika, że autorka jest perwersyjną erotomanką, która nie potrafi normalnie współżyć, normalnie kochać, ani też uszanować kogoś, kto pokochał ją i otoczył opieką mimo tego, jaką jest osobą.
(…) Mam tylko jedno pocieszenie: nadzieję, że kiedyś jakiś mężczyzna mnie pokocha, zobaczy we mnie kobietę, a nie szmatę do klepania po tyłku. Że zobaczę moje odbicie w jego oczach i odzyskam utraconą kobiecą godność. (…)
Przyznam szczerze, że z trudem doczytałam książkę do końca i nie wiem, czy powinnam ją polecać do czytania. Wiem, że są osoby, które całe życie walczą z traumą dzieciństwa, gdzie były molestowane, bite czy gwałcone przez osoby bliskie, ale mnie sposób w jaki autorka starała się przekonać o swojej niedoli nie przekonuje do litości nad jej zbrukanym życiem. Współczuję jej, ale uważam, że pielęgnowanie tego swojego żalu i zmuszanie całego świata do tego, aby potępił czyny jej ojca a ją cały czas głaskał, bo przeżyła w dzieciństwie coś strasznego nie jest dobrym rozwiązaniem w życiu skrzywdzonej osoby.
(…) Jak mam mu powiedzieć, że jestem popieprzoną masochistką, że kręci mnie uległość wobec mężczyzn, klepanie po tyłku i poniżanie? Jak mam mu powiedzieć, iż już samo słowo „klaps” mnie podnieca, a dochodzę do spełnienia tylko wtedy, gdy do moich myśli dopuszczam masochistyczne, brudne fantazje? On tego nigdy nie zrozumie. Nie uwierzy, skąd to się wzięło, dlaczego jestem taka. (…)
No cóż, ta książka miała być ważnym głosem w sporze dotyczącym bicia dzieci i ważnym dokumentem potwierdzającym jak wielka krzywdę można zrobić dziecku zwykłym klapsem, a okazała się czymś w rodzaju użalania się nad sobą i swoim życiem. Popieram, że klapsy są dla dorosłych, ale nie róbmy z pośladków ołtarza rozkoszy.
Może mało psychologicznie podeszłam do tego co napisała autorka chcąc wyrzucić z siebie dręczące ją od lat zmory, ale udowodniła również, że jej trauma to tylko coś w rodzaju zemsty na własnym ciele.
Jeżeli ktoś lubi książki psychologiczne, to proszę bardzo. Ilu czytelników tyle opinii, więc nie mówię, że książka jest zła, bo ktoś inny może odbierze ją w zupełnie inny sposób. Mnie nie zachwyciła w swoim przekazie, a należę do bardzo empatycznych osób.