Monthly Archives: styczeń 2016
BUTIK NA ASTOR PLACE – Stephanie Lehmann
Stephanie Lehmann mieszka w Nowym Jorku. Jest absolwentką Uniwersytetu w Berkeley, otrzymała również tytuł magistra filologii angielskiej na Uniwersytecie Nowojorskim. Uczyła pisania powieści w serwisach internetowych Mediabistro i Salon.com gdzie publikowane były również jej teksty. Jest autorką pięciu powieści i mam nadzieję, że na tym nie skończyła swojej kariery pisarskiej.
Wydawnictwo MUZA SA rok 2015
stron 478
Butik na Astor Place to powieść, w której w wątek współczesny przeplata się z wątkiem historycznym roku 1907. To opowieść o dwóch kobietach, które dzieli stulecie, ale łączą te same talenty i wyzwania.
Amanda mieszka w Nowym Jorku i jest właścicielką butiku z używanymi ubraniami vitange. Pewnego dnia zostaje powiadomiona o możliwości zakupu starych ubrań i innych przedmiotów od starszej damy. Kobieta (dość już wiekowa) pragnie przed śmiercią pozbyć się zalegających w jej domu pamiątek z przeszłości, oczywiście otrzymując za nie godziwą zapłatę. Amanda przypadkowo w kufrze ze strojami znajduje zaszyty w mufce dziennik, który okazuje się zapiskami Olive, mieszkającej w 1907 roku w Nowym Jorku na Manhattanie. Kim była Olive? Dlaczego Amanda po przeczytaniu pamiętnika Olive czuje, że łączy ją z autorką tego dziennika niezwykle silna więź? Co dzięki temu dziennikowi odkryje młoda właścicielka nowojorskiego butiku?
Muszę przyznać, że dawno żadna powieść mnie tak nie wciągnęła. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że nie mogłam się oderwać od jej stron. Książka napisana jest dwutorowo, rozdziały dotyczące Amandy i współczesnego Nowego Jorku, przeplatają się z rozdziałami dotyczącymi Olive. Nowy Jork ukazany w książce jest przedstawiony jak w specyficznym przewodniku i zmieniający się z biegiem lat dosłownie przyciąga do siebie. W trakcie czytania czułam się tak, jakbym spacerowała uliczkami tego fascynującego miasta i odkrywała miejsca, w które przenosiła mnie fabuła. Nie da się ukryć, że autorka wykazała się w tej powieści ogromną wiedzą na temat mody i stylów zarówno z epoki Olive jak i współczesnej, co jest niewątpliwie atutem tej lektury.
Ta powieść jest interesującą analizą porównawczą współczesnego życia kobiet z tym sprzed ponad wieku. Autorka wprowadzając do fabuły dziennik Olive zestawia ze sobą dwa modele życia kobiety niezależnej, tej współczesnej z 2007 roku i kobiety żyjącej sto lat wcześniej w 1907 roku.
Ciekawe dialogi są jedynie uzupełnieniem wyjątkowej fabuły, która potrafi zatrzymać czytelnika na tyle długo, że nie ma się ochoty na odłożenie tej książki nawet, gdy oczy już odmawiają posłuszeństwa.
Wplecione w fabułę wątki realizmu magicznego, czy sił nadnaturalnych, dodają tej powieści dreszczyku emocji jakie mogą zafundować jedynie zjawiska niewyjaśnione, zapewniają logiczne połączenie między tymi dwoma światami.
To opowieść o dwóch kobietach, niby różnych a jednak bardzo do siebie podobnych, zwłaszcza w dążeniu do spełnienia marzeń dotyczących ich pracy zawodowej. Każda z nich, w tym co robiła nie widziała tylko zarobków, ale przede wszystkim satysfakcję z osiągniętego celu. Dlatego może Amanda od pierwszych stron dziennika poczuła łączącą ją więź z kobietą z przeszłości.
Książka pięknie wydana, sama okładka moim zdaniem zachęca do sięgnięcia. Czytelna czcionka wewnątrz, ułatwiała mi czytanie, chociaż niestety bez okularów już nie przeczytam niczego. I chociaż nie znam się zbytnio na modzie, to bardzo chętnie poprzymierzałabym kilka z tych starych sukien, dla których główna bohaterka zarwała niejedną noc, reperując je i odnawiając.
Ciekawym dodatkiem do treści jest wywiad z autorką umieszczony na końcu książki. Pozwolił on zrozumieć mi pewne wątki fabularne, które były odrobinę niejasne.
Polecam tę powieść zwłaszcza osobom, które lubią książki, w których przeplatają się dwa światy, ja takie lektury uwielbiam i może dlatego tak bardzo wciągnęłam się w historie tych dwóch kobiet. Odrobina sensacji, szczypta tajemnicy, kilka ziaren przygody, cząstka romansu i to wystarczy, aby powstała wciągająca lektura. Polecam, w szczególności wszystkim czytelniczkom, które pragną na chwilę przenieść się do zupełnie innego świata.
Mam nadzieję, że chociaż jest to pierwsza książka tej autorki, jaka wpadła w moje ręce, to nie ostatnia. I mam nadzieję, że pozostałe jej powieści są równie ciekawe jak ta.
POZYTYWKA – Agnieszka Lis
Agnieszka Lis to pisarka, felietonistka, która od kilkunastu lat pracuje w handlu. Ukończyła Akademię Muzyczną (z wykształcenia jest pianistką) oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (chciała nauczyć się lepiej pisać). Jak sama mówi o sobie – jest pełna sprzeczności i chociaż praca w handlu nie ma kompletnie nic wspólnego z muzyką, to uważa, że gdyby miała dzisiaj jeszcze raz decydować o kierunku studiów, zdecydowałaby tak samo, ponieważ muzyka nie tylko uwrażliwia, ale przede wszystkim wzbogaca, a rozumienie języka muzyki jest czymś szczególnym.
Wydawnictwo Czwarta Strona rok 2016
stron 243
Pozytywka to współczesna powieść obyczajowa, dramatyczna opowieść o młodej kobiecie, która podejmując walkę o siebie i własne marzenia, zatraca się w rzeczywistości.
To małżeństwo miało być bajką. Przeciętna dziewczyna ze wsi, wychodzi za mąż za przystojnego, bogatego mężczyznę z wielkiego miasta. Ślub i wesele zorganizowane z wielką pompą: „zastaw się a postaw się”. Wszyscy w okolicy mieli przekonać się o tym jak dobrze trafiła córka średnio zamożnych mieszkańców wsi. Monika jest cicha, spokojna, i… zakompleksiona. „Zimne” wychowanie i stosunki z rodzicami, ograniczają jej wejście w nowy, ten lepszy świat. Ale na szczęście jest teściowa, która być może nie jest zbytnio zadowolona z wyboru syna, ale stara się wciągnąć Monikę w życie ich rodziny. Mąż Moniki – Robert, ten, który miał być księciem z bajki, szybko uznaje, że małżeństwo z wiejską dziewczyną, nie jest tym czego oczekiwał od życia. Niestety życie to nie bajka i wystarczyła jedna tragedia, aby dziewczyna spadła na samo dno własnej egzystencji. Brutalnie przywrócona do świata „żywych” zaczyna walczyć o swoje „ja”, walczyć o marzenia, których do tej pory nie ośmieliła się zrealizować. Czy ta droga, którą postanowiła pójść doprowadzi ją do szczęścia? Czy dziewczyna nie zatraci się zaślepiona ambicją, we wspinaniu się coraz wyżej po szczeblach kariery zawodowej? Czy tragedia sprzed lat wreszcie pozwoli odejść myślom w zapomnienie? O tym dowie się ten, kto sięgnie po książkę.
Muszę przyznać, że powieść ta jest pełna sprzeczności. Do końca nie potrafiłam zdecydować, czy główna bohaterka ma w sobie więcej cech pozytywnych czy negatywnych. Taka trochę bajka o kopciuszku, ale w ciut innym wydaniu, ponieważ Monika jest trochę kopciuszkiem i trochę złą wiedźmą, trochę księżniczką a trochę zagubioną w wielkim miejskim świecie wiejską dziewczyną. Trzeba przyznać, że autorka bardzo wnikliwie zajęła się osobowością swojej bohaterki. Wykreowała postać, jakich niewiele w realnym świecie. Miła, skromna dziewczyna wskutek powikłań życiowych staje się zimną suką. Przepraszam za wyrażenie, ale inaczej nie potrafię tego określić. Mimo tego, że Monika nie jest do końca bohaterką pozytywną, jest w niej coś, co przyciągało mnie do tej postaci. Momentami nienawidziłam jej a chwilami było mi jej po prostu żal.
Ta powieść jest tak pełna sprzecznych emocji , że trudno uznać ją za miłą i ciepłą literaturę kobiecą. Kiedy pierwszy raz zerknęłam na okładkę, pomyślałam, że oto mam przed sobą kolejny słodki romansik, lub też kolejną cukierkową opowieść o młodej kobiecie, jakich ostatnio pojawiło się na rynku księgarskim sporo. No cóż, bardzo się pomyliłam.
Tak naprawdę, to nie wiem, co o historii tej bohaterki powiedzieć, ponieważ jest to książka trudna pod względem fabuły (mam na myśli wątki wplecione w fabułę) i myślę, że niejedna czytelniczka nie zrozumie tego, co chciała autorka przekazać swoim czytelniczkom wikłając Monikę w ten brutalny pęd życia, ale przecież życie to nie bajka. Sporo kobiet musi radzić sobie w ten sposób, płacąc wysoką cenę jednego, osiągając drugie. Jak często zdarza się, że ktoś odnajduje siebie dopiero po pokonaniu bezwzględnych przeciwności? Jak często nie radzimy sobie w życiu, zamykając się w sobie i odtrącając innych? Jak często dojrzewamy do czegoś zbyt późno?
Książkę czyta się dość szybko; treść podzielona na niezbyt długie rozdziały w moim przypadku oczywiście była tym, co zawsze, czyli: „jeszcze jeden rozdział i idę spać”, a potem nagłe zdumienie, że już tak późno. Dużo opisów narratora, ale jak dla mnie zbyt mało dialogów. Powieść jest napisana prostym językiem, momentami miałam wrażenie, że zbyt prostym jak na poruszone w niej problemy, ale myślę, że to jest jej pozytywną cechą. Raziły mnie natomiast epitety wstawione przez autorkę w usta bohaterów drugo i trzecioplanowych. Chociażby w usta teściowej Moniki, która zachowując się wobec dziewczyny bardzo przyjacielsko, myślała o niej szyderczo „wieśniara”. Trochę mi to nie pasowało do osoby tej starszej pani, albo wykształconego, obytego w świecie męża Moniki.
Kiedy doszłam do momentu, w którym autorka pisze o tytułowej pozytywce, przypomniało mi się moje dzieciństwo i droga jaką pokonałam aby znaleźć się dokładnie w tym miejscu życia jakim jestem. Kołysanka Brahmsa, zawsze kojarzy mi się z dzieciństwem i myślę, że to również zaważyło na losach głównej bohaterki. Ta cudowna melodia przywróciła jej wiarę w człowieka, wiarę w siebie, wiarę w szczęście… takie zwyczajne jak marzenia zwykłej młodej dziewczyny.
Kołysanka Brahmsa
Podsumowując, myślę, że warto sięgnąć po tę książkę chociażby dlatego, aby uzmysłowić sobie jak może zmienić się osobowość człowieka pod wpływem okoliczności życiowych. Jak może zmienić się człowiek wchodząc w inne środowisko niż to, w którym został wychowany i jak może cierpieć ktoś kto tak naprawdę nie wie z kim walczy – ze sobą, czy ze światem, kogo bardziej nienawidzi – siebie czy innych.
Niech nikogo nie zmyli ta spokojny, sielankowa okładka przedstawiająca refleksyjną, szczęśliwą (chyba) postać młodej kobiety. Za tym słodkim, wręcz niewinnym obrazkiem kryje się może nie mroczna opowieść, ale z pewnością bardzo dramatyczna.
Czy z happy endem? Zapraszam do lektury. Polecam ją zwłaszcza osobom którym nie obca jest literatura psychologiczna, i tym, którzy lubią powieści refleksyjne. Czy jest to literatura kobieca? Myślę, że tę książkę śmiało mógłby przeczytać również mężczyzna, aby zobaczyć jak wiele może namieszać z pozoru normalne męskie zachowanie, w życiu kobiety.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce i wydawnictwu Czwarta Strona.
PO DRUGIEJ STRONIE CIENIA – Piotr Sender
Piotr Sender to młody pisarz; urodził się w 1990 roku w Olsztynie. Jest inżynierem Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej. Jako pisarz zadebiutował w 2011 roku książką „Bóg nosi dres”. Pisze nie tylko książki, ale również opowiadania, które były publikowane w periodykach internetowych „Qfant” i „Esensja”. Założyciel i redaktor naczelny czasopisma kulturalno-literackiego „Doza”. Jest stypendystą Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego w dziedzinie literatury.
Grypa Wydawnicza Foksal rok 2012
stron 329
Po drugiej stronie cienia to horror, w którym magia łączy się z rzeczywistością.
Żona Aleksa pewnego dnia wychodzi z domu i ślad po niej ginie. Ponad rok nie ma o niej żadnej wiadomości. Zrozpaczony mężczyzna odcina się od świata i wpada w depresję coraz bardziej pogrążając się we wspomnieniach. Pewnego dnia dzięki przyjacielowi zaczyna powoli wracać do normalnego życia. Jednak wychodząc z domu przekonuje się, że los chyba postanowił z niego diabelnie zadrwić. Najpierw w swoim biurze spotyka tajemniczego starca, który obiecuje mu informacje o jego żonie Magdzie, potem w barze przegrywa w karty z podejrzanym człowiekiem, swoją „Wiarę”. Nie wie tego, że jego koszmar dopiero się zacznie. Pewnego dnia Aleks nieświadomy istnienia innego wymiaru, trafia do innego, mrocznego Olsztyna – Cienia Miasta, które jest czymś w rodzaju miejsca zapomnianych przedmiotów i ludzi, zamieniając ich w Wojowników Miasta. Tam odnajduje swoją żonę wśród zbuntowanych, którym udało się otworzyć portal między rzeczywistością na magią, Ściągnięty przez nich Aleks, ma im pomóc powrócić do normalnego świata. Czy uda się im zrealizować swój plan? Czy Aleks odzyska żonę i wróci z nią do domu, czy zginie w otchłaniach zła, koszmarów, cieni i strachu?
Muszę przyznać, że nienawidzę horrorów i sama sobie się dziwię, jakim cudem dotarłam do końca książki. Dawno już nie czytałam czegoś tak podnoszącego poziom adrenaliny i chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że jest to książka dla wąskiego grona wielbicieli mocnych wrażeń, ja mając tyle lat ile mam pozwoliłam wciągnąć się w sidła fabuły.
Książka mocna, pod względem opisów efektów nie z tego świata i opisów istot żyjących w… prawie piekle? (jeżeli ktoś wierzy w piekło). Gdyby na jej podstawie powstał film, to realizatorzy mieliby niezłe pole do popisu uwzględniając wszystkie efekty specjalne rodem z horroru.
Nie mogę powiedzieć, że książka jest zła, bo nie jest. Jest dobra, a nawet mogę przyznać szczerze, że bardzo dobra, tyle że nie w moim guście. A jednak… przeczytałam… dotrwałam i… nie ukrywam… w pewnych chwilach nawet się bałam. To chyba jest ewidentnym ukłonem w stronę autora, że zainteresował taką osobę jak ja taką fabułą.
Bardzo obrazowo, wręcz realistycznie ukazane wątki, postacie, czy zdarzenia to raj dla tych, którzy lubią się bać. Na szczęście ciekawe dialogi i następujące po sobie, trzymające często w napięciu niesamowite zwroty akcji powodowały, że książkę czytałam wyjątkowo szybko, chociaż nie ukrywam, że często z bardzo mocno bijącym sercem.
Myślę, że wystarczy spojrzeć na okładkę, a czytelnik domyśli się, co może znaleźć na karach książki, tym bardziej, że zaglądając do środka może natknąć się na kilka obrazków, które całkowicie rozwieją jego wątpliwości co do fabuły. I chociaż przyznam, że okładka książki jest dość mroczna, to nie spodziewałam się za nią, tak mocnej treści.
Nie chciałabym, aby moje przemyślenia dotyczące tej książki zostały odebrane jako negatywna recenzja. NIE. Negatywny jest tylko mój odbiór tego gatunku literackiego. Sama w sobie książka bardzo mi się podobała, o czym świadczy chociażby fakt, że przeczytałam ją dosłownie jednym tchem. Ale chyba na jakiś czas będę tego typu książki omijała. To nie te lata i nie ten gust.
Poznałam autora osobiście; muszę przyznać, że zrobił na mnie bardzo miłe wrażenie. Gdyby ktoś mi powiedział, że on napisał taki horror, to z pewnością nie uwierzyłabym. Zastanawiam się skąd w młodym człowieku taka fantazja, skąd takie pokłady nagromadzonego zła? Czy to możliwe, żeby tak młody człowiek miał aż tak mocne nerwy, traktując książkę od pierwszej do ostatniej strony – tak przerażającą – jako rozrywkę?
Bardzo chętnie przeczytałabym inne książki tego autora, bo widać, że ma „lekkie pióro” i potrafi wciągnąć swojego czytelnika w fabułę, ale chyba się nie skuszę na kolejny tak upiorny horror, chociaż horrory z reguły są przecież upiorne.
Polecam książkę czytelnikom gustującym w takim gatunku literackim. Wiem, że tacy autorzy jak chociażby Graham Masterton mają swoich wiernych fanów, i myślę, że doczekaliśmy się w Polsce „naszego” Grahama? Jeżeli ktoś lubi literaturę lekką, łatwą i przyjemną niech raczej po tę książkę nie sięga, pozostawmy ten gatunek literacki jego zwolennikom.
DZIENNIK BADANTE, czyli ITALIA POD PODSZEWKĄ – Lucia
LUCIA to pseudonim Lucyny Kleinert, która zagościła już na moim blogu i mam nadzieję, że będzie gościła jeszcze wielokrotnie. Pisałam o tej autorce w jednym z wcześniejszych wpisów Życiorys PRL-em malowany, zatem osoby, które chciałyby się czegoś dowiedzieć o autorce, zapraszam do tamtego wpisu.
Wydawnictwo Novae Res rok 2013
stron 331
Dziennik badante, czyli Italia pod podszewką to książka, która napisana została w formie wspomnień. Część wpisów autorka przeniosła na papier ze swojego bloga: Poza granicami Polski i nie tylko, a część wpisów powstało dzięki wspomnieniom spędzonych we Włoszech dni.
Muszę przyznać, że autorka swoją książką zachwyciła mnie zarówno pod względem turystycznym jak i kulinarnym. Ale może najpierw napiszę o pierwszym.
Turystycznie – wyjątkowo obrazowe opisy pięknych, wartych odwiedzenia miejsc jakie zostały umieszczone w książce dosłownie zachęcają do tego, aby spakować walizkę, znaleźć połączenie i wyjechać. Zobaczyć na własne oczy to, czym tak zachwyca się autorka książki. Italia, jak wiadomo to piękny kraj, dlatego wcale się nie dziwię, że ktoś zakochał się w jej miasteczkach, a w przypadku tej właśnie osoby, w malowniczym miasteczku Ascoli Piceno. Przyznam, że poszperałam trochę w Internecie aby popatrzeć chociaż trochę na zdjęcia tej miejscowości i nie ukrywam, chyba także mogłabym się zakochać. W miasteczku oczywiście, żeby nikt nie miał niczego innego na myśli.
Kulinarnie – ach, chwilami aż ślinka ciekła czytając przepisy jakimi autorka podzieliła się w swojej książce. Kilka z nich umieściłam w moim zeszycie z przepisami i nie wykluczone, że spróbuję zabłysnąć wśród rodziny czy znajomych. Szczególnie do gustu przypadł mi przepis na deser Macedonia, który robi się z owoców takich jak truskawki, banany, jabłka, pomarańcze i… alkoholu. Nie zdradzę jednak tego przepisu, ponieważ mam nadzieję, że ktoś, kto ma ochotę na kuchnię włoską zerknie do tej książki.
Zapiski autorki, która odkryła piękno niektórych miasteczek Italii to taki specyficzny przewodnik. Zwiedzać można w różnych momentach swojego życia i nie koniecznie muszą to być drogie wyjazdy turystyczne. W przypadku autorki książki, odkrywanie Ascoli i innych bajecznych miejsc odbywało się w czasie, kiedy ona pracowała we Włoszech, właśnie jako badante czyli opiekunka medyczna osób starszych i niepełnosprawnych.
I tu dochodzę do kolejnego mojego zachwytu nad treścią książki. Jak wielu moich czytelników wie, pracuję w tym zawodzie i zdaję sobie sprawę z tego jak ciężka i często stresująca jest to praca. Autorka z pewnością wielokrotnie doświadczyła tego, co powszechnie określa się mianem „koszmaru” (tej pracy oczywiście), jednak… opisy, czy wspomnienia z wykonywanej przez siebie pracy przedstawiła w tak humorystyczny sposób, że gdybym nie pracowała w tym zawodzie, to byłabym pewna, że to praca idealna dla każdego. Dobrze, jak ktoś potrafi z humorem podejść do spraw trudnych, a uwierzcie mi czasami bywa bardzo ciężko.
W książce poznajemy również zwyczaje i obyczaje włoskie. Są to cenne informacje dla tych, którzy wybierają się we włoskie rejony i mogą zagości w prawdziwym włoskim domu.
Treść książki podzielona jest na krótkie notki, wpisy dotyczące dnia badante, opisy miejscowości, wspomnienia, czy też opisy ciekawych miejsc. Całość podzielona jest na dwie części 1. DZIENNIK BADANTE i 2. WŁOSKI MISZMASZ CZYLI ITALIA POD PODSZEWKĄ, a te z kolei na rozdziały tytułowane nazwami miesięcy i tak małymi kroczkami poznajemy nie tylko codzienność polskiej badante, zaczynając od miesiąca lutego aż do września ale mamy okazję na jakiś czas przenieść się do włoskich domostw.
Piękna, nietuzinkowa okładka dosłownie przyciąga wzrok. Wystarczy spojrzeć, a człowiek ma ochotę pojechać tam i poczuć gorący włoski klimat.
Nie chciałabym, aby mój wpis potraktowano jako „kółko wzajemnej adoracji”, jak niektórzy określają recenzje piszące przez pewne blogerki. Nie znam autorki osobiście, więc tym bardziej nie mam powodu do wychwalania jej książki, ale uwierzcie mi, do niczego nie mogę się doczepić. Zachwyciłam się książką, zarówno jej treścią jak i okładką i mogę tylko powiedzieć, że serdecznie polecam tę lekturę zwłaszcza osobom, które lubią podróże i lubią książki lekkie, łatwe i przyjemne, bo do takich książek mogę tę zaliczyć. Jedynym minusem, ale tylko w odniesieniu do mnie, bo innym z pewnością to nie przeszkadza, były zbyt małe literki, ale o to już winię defekt mojego wzroku.
W moim posiadaniu jest druga część wspomnień autorki „Opowieści ascolańskie i inna włoszczyzna” i gdyby nie to, że mam zobowiązania wobec kilku autorów i wydawnictw, to już bym tę drugą część przeczytała. Niestety musi ona cierpliwie zaczekać na swoją kolej. Cieszę się, że autorka pracuje już nad kolejną książką – trzecią częścią wspomnień i mam nadzieję, że nie będzie ona ostatnią.
Polecam również inną książkę tej autorki, która być może nie zebrała u mnie tyle „achów” i „ochów” ale warta jest przeczytania.
GALOP’44 – Monika Kowaleczko-Szumowska
Monika Kowaleczko-Szumowska studiowała archeologię na Uniwersytecie Warszawskim oraz język angielski na Uniwersytecie Stanu Illinois w USA. Pracuje jako tłumacz, między innymi, książek dla dzieci i młodzieży. W swoim dorobku ma takie książki jak: „Gorzkie urodziny”, „Z tęsknoty za Judy”, „Hugo i mapa z wyspy potworów”, „Dokąd odchodzisz”. Tłumaczy również książki popularno-naukowe dla dorosłych oraz materiały i wystawy dla Muzeum Powstania Warszawskiego.
Wydawnictwo EGMONT rok 2014
stron 307
Galop’44 to współczesno-historyczny dramat, powieść dla młodzieży, ale myślę, że wielu dorosłych przeczyta ją jednym tchem tak jak ja.
Dwaj bracia. Dwa światy. Jedno powstanie.
Taki napis znajdziemy na okładce książki, która w bardzo ciekawy sposób zachęca czytelnika do sięgnięcia po tę powieść, przedstawiając dwa światy – teraźniejszy i okres II wojny.
Mikołaj i Wojtek to dwaj bracia różni jak ogień i woda. Każdego roku, w rocznicę upamiętniającą Powstanie Warszawskie odwiedzają muzeum poświęcone temu tragicznemu wydarzeniu. Tego roku również chłopcy udali się do muzeum, chociaż tym razem wyjątkowo bez towarzystwa rodziców, którzy wyjechali z miasta pozostawiając synów samych. Dziwnym zbiegiem okoliczności jeden z braci przechodząc repliką kanałów PW nagle wychodzi w… sam środek powstania, przenosząc się w czasie do roku 1944. Jego brat z zaskoczeniem zauważa postać Mikołaja na ekranie filmu wyświetlanego co roku w muzeum. Chłopiec do tego stopnia zaangażował się w to historyczne wydarzenie, że wracał do walczącej Warszawy codziennie. Któregoś dnia jednak nie wrócił. Wojtek przepełniony niepokojem o młodszego brata postanowił również wejść do kanałów i… odszukać Mikołaja bez względu na to, co miało go spotkać po drugiej stronie włazu kończącego podziemne przejście…
Najchętniej streściłabym całą książkę, ale wówczas nie wiem, czy nie zaszkodziłabym czytelnikowi, który tą książką się być może zainteresuje. A myślę, że dzieląc się swoją opinią po przeczytaniu jej, zachęcę do tego.
Książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła; uwielbiam tematykę wojenną dlatego nie muszę bronić się przed tym, że sięgnęłam po literaturę młodzieżową mając tyle lat ile mam. Ale… moim zdaniem to nie jest książka tylko dla młodzieży, chociaż połączenia dwóch światów: teraźniejszego i tego wojennego, to czysta abstrakcja. Myślę jednak, że nie ja jedna czasami utożsamiam się z bohaterem książki lub w wyobraźni znajduję się dokładnie tam, gdzie przenosi czytelnika autor.
Fabuła tej powieści przyciąga jak magnes i nie wiem czy tylko ja odniosłam takie wrażenie, ale nie potrafiłam się od tej lektury oderwać.
Ciekawe dialogi, opisy miejsc walczącej w powstaniu Warszawie są tak realistyczne, że chwilami miałam wrażenie, iż czytam czyjeś wspomnienia z tego okresu. Grozy sytuacji i strach o te dzieciaki walczące wówczas na równi z zawodowymi żołnierzami bardzo często wzruszały mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam opanować łez. Może to wydawać się dziwne, bo przecież tyle już filmów zobaczyłam o tej tematyce, tyle książek już przeczytałam o Powstaniu Warszawskim, usłyszałam wspomnień starszych ludzi, którzy przeżyli to na własnej skórze, a jednak wciąż czuję żal do tych, którzy na tę straszną wojnę pozwolili.
Gdybym miała jakikolwiek wpływ na to, kto ma tę książkę przeczytać, to z pewnością dążyłabym do tego, aby ta powieść została lekturą szkolną. Myślę, że znalazłaby wielu czytelników wśród młodzieży szkolnej.
To powieść historyczna, w której dominuje wprawdzie gorycz porażki jaką ponieśli Polacy w tym powstaniu, ale to przede wszystkim piękny obraz przyjaźni, miłości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Emocje towarzyszące ludziom (zwłaszcza tym młodym) w czasie tak trudnym i okrutnym, to symfonia uczuć, które często musiały być ukryte, które nie miały prawa się ujawnić. Ta powieść to wspomnienie nie tyle tych ludzi, ale ich oddania dla innych i oddania dla kraju.
Chyba nie muszę dodawać, że polecam tę książkę całym sercem. Myślę, że każdy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie i nawet ci, którzy nie preferują tematyki wojennej nie będą żałować, jeżeli zdecydują się na przeczytanie tej powieści. Wprawdzie nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale bardzo lekko się ją czyta, chociaż trudna tematyka budzi mieszane emocje. Bardzo polecam tę książkę i cieszę się, że trafiła w moje ręce.
Przebój Nothing Else Matters, zespołu Metalika od dziś będzie mi się zawsze kojarzył z treścią tej książki. Wkomponowanie tej piosenki w fabułę nie tylko ze względu na jej treść ale i muzykę było wyjątkowo trafnym pomysłem autorki.
So close no matter how far
Couldn’t be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters
Never opened myself this way
Life is ours, we live it our way
All these words I don’t just say
And nothing else matters (…)
Dziękuję wydawnictwu EGMONT za możliwość przeczytania tej książki, którą otrzymałam w pakiecie książek dzięki hojności sponsorów na spotkaniu w Sopocie: „A może nad morze z książką 3”