Monthly Archives: styczeń 2014
CORAZ MNIEJ OLŚNIEŃ – Ałbena Grabowska-Grzyb
Książka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB – OBIEG ZAMKNIĘTY (grupa – Czytamy Polskich Autorów), gdzie czytelnicy przekazują sobie książki, dzieląc się własnymi spostrzeżeniami. Każdemu, kto ma konto na Facebooku polecam tę akcję 🙂
Ałbena Grabowska–Grzyb urodziła się w 1971 roku a w jej żyłach płynie bułgarska krew. Jest doktorem nauk medycznych, specjalistą neurologiem, epileptologiem, kierownikiem Zakładu Patofizjologii i Elektroencefalografii w szpitalu dziecięcym w Dziekanowie Leśnym. Jest również Autorką wielu publikacji z zakresu padaczki a także książek skierowanych do dzieci. Wielokrotnie była nagradzana za swoje liczne prace naukowe. Prywatnie, oprócz pisania książek, interesuje się teatrem, filmem i piosenką.
Wydawnictwo MWK rok 2012
stron 253
Coraz mniej olśnień to książka, w której poznajemy losy trzech, a tak właściwe to czterech kobiet, w jakiś sposób ze sobą powiązanych. Lena jest stylistką, Maria – dziennikarką, a Alina – kucharką, jest jeszcze Ela – młoda poetka. Każda z tych kobiet jest inna, ale łączy je jedno – determinacja i odwaga w dążeniu do celu, mimo napotykanych na swej drodze niepowodzeń.
Któregoś dnia Maria wpada na ulicy na swoją przyjaciółkę Alinę, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale Alina dawno temu zginęła w wypadku autokarowym, a jej mąż zidentyfikował jej ciało. Maria jest jednak przekonana o tym, że kobieta, którą widziała jest jej przyjaciółką i wszelkimi sposobami próbuje dojść prawdy.
Lena po zwolnieniu z pracy znajduje zatrudnienie u niedowidzącej dziewczyny, jako jej opiekunka i towarzyszka, a także ktoś, kto zapisuje jej wiersze. Z czasem jednak Lena staje się również stylistką poetki i… rywalką – on jeden, a one dwie. Lenę i Elę łączy coś w rodzaju traumy, po śmierci matki, która nie była idealną.
Alina jest kucharką, która słynie z wyjątkowo smacznych dań i potraw. W przeszłości jednak Alina była lekarką, która jako jedna z ocalałych w wypadku osób, podrzucając zmasakrowanym zwłokom innej kobiety swoją torebkę z dokumentami i przywłaszczając sobie jej dowód osobisty, postanawia zmienić swoją tożsamość i ukryć się za wizerunkiem zmarłej. Dlaczego chce wymazać z pamięci przeszłość? Trzeba przeczytać.
Losy wszystkich bohaterek są w dość specyficzny sposób ze sobą powiązane. Nie będę jednak zdradzała szczegółów, bo o tym, co i jak czytelnik musi przeczytać sam.
Mimo drobnych błędów w pisowni i przeoczeń korektorskich, książkę czyta się bardzo łatwo i szybko, ponieważ fabuła, wciąga z każdym kolejnym rozdziałem. W tej lekturze każdy znajdzie coś dla siebie, albowiem zawiera ona zarówno wątek kryminalny, wątek miłosny, wątek sensacyjny i wątek psychologiczny.
Patrząc na okładkę, pomyślałam sobie, że jest to lektura w stylu, „Milaczek” – Magdaleny Witkiewicz, czy „Dziennik Bridget Jones” – Helen Fielding, lekka, łatwa i przyjemna. Jednak, chociaż książka napisana jest w dość humorystyczny sposób, porusza bardzo poważne problemy, a Autorka zwinnie przekazuje zarówno emocje związane z seksem, jak te, dotyczące psychiki jej bohaterek.
Jednak najbardziej zaskakujące w książce jest jej zakończenie. Naprowadzony treścią czytelnik, domyśla się tego, co znajdzie na końcu książki, układa sobie to zakończenie, a ono okazuje się zupełnie inne.
Polecam książkę każdemu, kto lubi wyzwania czytelnicze, w których znajdzie każdy rodzaj powieści. To nie jest typowo „babska” książka, chociaż z pewnością właśnie wśród kobiet znajdzie więcej zwolenniczek.
Po przeczytaniu tej lektury, wiem, że z przyjemnością sięgnę po kolejną książkę tej autorki.
MRÓWKI W PŁONĄCYM OGNISKU – Teresa Oleś-Owczarkowa
Teresa Oleś-Owczarkowa z wykształcenia jest psychologiem. Urodziła się w roku 1948, mieszka w Krakowie. Pisze nie tylko prozę, ale również poezję. Publikowała swoje utwory między innymi na łamach „Gościa Niedzielnego”, „Źródła”, „Lanelli”, jak również w innych pismach na Śląsku. Jej debiutem jest wydana w 2009 roku powieść „Rauska”.
Wydawnictwo M rok 2013
stron 252
Mrówki w płonącym ognisku to spisane wspomnienia i przemyślenia autorki związane z polską wsią. Mała Terenia wspominając mieszkanie w domu babci, we wsi Blanowice, po latach analizuje to, co kiedyś było codziennością mieszkańców tej miejscowości. Niby taka sama jak inne, a jednak wywarła bardzo emocjonalny wpływ na życie zarówno małej Alusi, matki Tereni, jak i samej Tereni. Na przestrzeni lat autorka ukazuje życie na wsi, która doświadczyła wiele, zarówno okupację niemiecką, jak i (brutalne) wyzwolenie przez sowietów. Mimo biedy, pijaństwa i ciężkiej pracy, ludzie potrafili tam być szczęśliwi, kto wie, czy nie szczęśliwsi nawet od tych, dla którym teraz postęp techniczny i nowoczesność są najważniejsze. Tam, ludzie znali się i mimo częstych sporów, pomagali sobie wzajemnie jak tylko mogli, nie to, co dzisiaj, kiedy często sąsiad, sąsiada zna jedynie dzięki grzecznościowemu „dzień dobry”. Dzieci wychowywały się prawie samopas, ale korzystały z dobrodziejstw matki natury otoczone opieką wszystkich dorosłych. Niewiele rozumiejące z tego, co się wokół nich dzieje przyjmowały wszystko jak coś co być musi, „bo tak trza”.
Mimo tego, że wspomnienia spisane są dość chaotycznie, lektura w pewien sposób wciąga. Opisana proza uzupełniona jest wiejską gwarą, co powoduje, że człowiek bardziej zagłębia się w to, o czym czyta. Wątki z życia zarówno Tereni jak i jej mamy, czy innych mieszkańców wsi przeplatane są słowami wiejskich przyśpiewek, piosenek, wierszy, modlitw, tego, czego w tej społeczności nigdy nie brakowało. Analizując to życie, autorka przechodzi do rozważania nad naukami boskimi nakazów moralnych i nad niby-boskim prawem, które nie pochodziło od Boga. Rozmyśla nad tym, co było kiedyś i co kierowało życiem tamtych ludzi nad tym, jakie jest teraz i co kieruje ludźmi w tej współczesności, często pozbawionej tradycyjnych korzeni, dlaczego nasze życie obfituje w cierpienia kiedy żyje nam się dużo łatwiej i wygodniej niż tamtym ludziom. Przy dominacji chciwości, rodzą się wojny i zagrożenia. Tamtym ludziom, na co dzień towarzyszyła głęboka wiara, podsycana jednak zabobonami, wiara w Boga i diabła, teraz już mniej jest tej wiary, a zabobony odeszły w zapomnienie. Mimo zmieniającego się świata idącego zarówno ku wygodzie jak i zatraceniu autorka nie traci wiary w lepsze jutro tak jak „mrówki w płonącym mrowisku też nie tracą nadziei”.
W książce tej jest ukryta głęboka tęsknota za tym, co było, za dzieciństwem spędzonym z dala od trosk, zmartwień i zagrożeń innych niż te, które były zasługą przyrody i ciemnoty.
Nie jest to lektura lekka, i z pewnością wiele osób spojrzy na nią bardzo krytycznym okiem. Nie ma w niej konkretnej akcji, nie ma wątków kryminalnych i wielkich miłości, ale czy aby na pewno? Moim zdaniem autorka właśnie zawarła w tym, co opisała wszystkie ważne aspekty życia i związane z nimi emocje i zachowania.
Spoglądając na kolorową, dość specyficzną okładkę, można pomyśleć, że treść książki zawiera jakąś ciepłą opowieść, na granicy bajki i legendy, ale jest to bardzo mylne skojarzenie, ponieważ w środku znajduje się, często bardzo bolesna prawda, która kształtowała ludzkość tego miejsca.
Styl pisarki autorki, nie należy do lekkich i łatwych w czytaniu, może to powodują jej głębokie rozważania nad tym, o czym wspomina wcześniej, a co w jakiś sposób nawiązuje do teraźniejszości.
Nie będę polecała tej książki osobom, lubiącym wartką akcję, czy namiętne romanse, albo zapierającą w piersiach przygodę, mogę jednak polecić ją osobom, które lubią wieś, mają z nią związane takie czy inne wspomnienia i chociaż trochę interesują się historią Polski. Mnie ta książka przyciągnęła, dlatego, że też, jako dziecko, spędzałam sporo czasu na wsi, gdzie z autopsji i opowiadań seniorów mojej rodziny, poznałam opisane w tej książce sytuacje i zachowania ludzi tak powszechne dla wielu miejsc takich jak Blanowice.
Seria JUTRO (5) – GORĄCZKA – John Marsden
Wydawnictwo Znak rok 2011
stron 267
Wprawdzie Wyzwanie JUTRO już się zakończyło, ale ja, tak jak sobie postanowiłam, dalej kontynuuję czytanie, przynajmniej tej serii, która wciągnęła mnie niesamowicie. Niestety te książki cieszą się takim powodzeniem, że muszę je zamawiać/rezerwować w bibliotece, a na obecne dwie części czekałam prawie miesiąc. O czymś to chyba świadczy 🙂
Seria JUTRO jest jedną z najbardziej poczytnych książek John’a Marsdena i to nie tylko przez młodzież. Już czuję niezadowolenie z faktu, że pozostały mi do przeczytania jeszcze tylko dwie części tej świetnej lektury.
W tym wpisie nie napiszę, jakie emocje wywołała we mnie kolejna część, ponieważ, tak jak postanowiłam wcześniej, po każdej przeczytanej części będę dzieliła się moimi spostrzeżeniami pod wpisem głównym czyli:
Seria JUTRO – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (11),
bo tak jak zauważyłam skończywszy część pierwszą, każda kolejna jest kontynuacją, więc zostawię to jako całość. Każdego, kto jeszcze nie czytał tej serii gorąco zachęcam. Czas warty przeznaczenia na tę właśnie serię.
CISZA POD SERCEM – Monika Orłowska
Książka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB – OBIEG ZAMKNIĘTY (grupa – Czytamy Polskich Autorów), gdzie czytelnicy przekazują sobie książki, dzieląc się własnymi spostrzeżeniami. Każdemu, kto ma konto na Facebooku polecam tę akcję 🙂
Monika Orłowska urodziła się w Krakowie w drugiej połowie XX wieku, lecz tak naprawdę zaczęła żyć w pierwszej dekadzie kolejnego.
Jest anglistką, ale kocha też – z mniejszą lub większą wzajemnością – inne języki obce.
Od zawsze „siedzi w książkach”. Jedne czyta, drugie pisze, a ostatnio także redaguje, recenzuje i tłumaczy. Jest autorką takich książek jak: „Adam i Ewy”, „Kłamstwa i kłamstewka”, „Cisza pod sercem”.
Wydawnictwo Replika rok 2011
stron 442
Cisza pod sercem to powieść obyczajowa, składająca się z kilku wątków, które jednak łączy jeden wspólny wątek – utrata dziecka.
Cztery kobiety, mieszkające w różnych częściach kraju (i nie tylko) spotykają się na forum internetowym, którego początkowym tematem jest bolesna utrata dziecka nienarodzonego. Zwierzając się sobie i wypłakując wzajemne smutki, kobiety coraz bardziej zbliżają się do siebie. W pewnym momencie to miejsce przestaje być dla nich miejscem rozdrapywania bolesnej rany po poronieniu, a staje się „kawiarenką”, w której zawsze można spotkać przyjaciółkę. Wirtualna znajomość zamienia się w coś głębszego niż tylko „wyrzucanie z siebie żalów”. Kobiety zaczynają dzielić się między sobą nie tylko tym co smutne i bolesne, ale również tym co radosne i szczęśliwe, doradzają sobie i cieszą się sukcesami innych.
Anna, Dominika, Mariola i Ewa są jak cztery pory roku, każda jest inna i każda dość specyficzna.
Fabuła życia poszczególnych pań, opisywana w książce przeplatana jest pogaduchami kobiet na forum „matecznika”, czyli spotkań w wirtualnym świecie i czytając każdy kolejny wątek dotyczący kolejnej osoby chciałoby się zawołać „proszę o więcej”. To trochę jak „wchodzenie komuś w życie z butami” – jak określiła to sama autorka.
Książka mimo bardzo poważnych tematów poruszanych przez autorkę, napisana jest dość humorystycznym językiem, ale nie ukrywam, że kilka razy zakręciła mi się w oku łezka wzruszenia. To świadczy o tym, jak bardzo wciągnęły mnie historie tych czterech kobiet, historie wielu takich samych kobiet na świecie, które być może również przeżyły coś, co bohaterki tej powieści.
Chciałam napisać, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale po chwili zastanowienia pomyślałam sobie, że takie problemy, jakie poruszane są w tej książce nie należą do łatwych i przyjemnych, chociaż powieść czyta się szybko i lekko. Ale co innego styl pisarski a co innego przekazane w niej myśli.
Muszę jednak przyznać, że nijak pasuje mi okładka, do treści. Zewnętrze „opakowanie” tej książki kojarzy mi się z telenowelą brazylijską lub wenezuelską, takie cukierkowe pokazanie kobiety, niezbyt pozytywnie na mnie podziałało. Gdybym miała wybierać książkę po okładce, czego zwykle nie robię, to pewnie ominęłabym tę książkę, podejrzewając, że jest to jakieś tanie romansidło. Na szczęście tego nie zrobiłam, książkę przeczytałam i jestem zadowolona, że wpadła w moje ręce.
Muszę być jednak obiektywna i przyznać, że nie wszystko mi się w tej książce podobało. Niestety zbyt małe literki, jakimi została wydrukowana, sprawiały mi nie lada trudność i skupiając wzrok na zapisanych stronach, po krótkim czasie już odczuwałam dyskomfort w czytaniu. Rozumiem jednak wydawców, bo gdyby chcieli dać większe literki, to grubość książki spowodowałaby, że nie można by jej utrzymać w dłoniach. Najbardziej jednak raziły mnie wszelakie zdrobnienia, których w książce jest zatrzęsienie, zwłaszcza zdrobnienia imion osób dorosłych. Jeszcze dzieci to bym jakoś zniosła, ale dorosłych już mnie stanowczo raziły. Wiem, że miłość to taki okres uniesień emocjonalnych i człowiek czuje się wtedy tak rozmemłany, że szkoda gadać, ale te Pietruszki zamiast Piotrów, Wiesiulki zamiast Wieśków jakoś mnie drażniły.
Polecam jednak książkę, każdy ma inny punkt widzenia, więc może to, co mnie raziło innej osobie wcale nie przeszkodzi. Polecam książkę nie tylko paniom, ale przede wszystkim panom, chociaż to typowo kobieca lektura. Myślę jednak, że niejeden mężczyzna mógłby wyczytać z niej wiele dobrego, zwłaszcza dla związku, w którym jest, lub będzie, bo poznanie kobiety od tej wewnętrznej, emocjonalnej strony jest chyba czymś bardzo ważnym.
Seria JUTRO (4) – PRZYJACIELE MROKU – John Marsden
Wydawnictwo Znak rok 2011
stron 267
Wprawdzie Wyzwanie JUTRO już się zakończyło, ale ja, tak jak sobie postanowiłam, dalej kontynuuję czytanie, przynajmniej tej serii, która wciągnęła mnie niesamowicie. Niestety te książki cieszą się takim powodzeniem, że muszę je zamawiać/rezerwować w bibliotece, a na obecne dwie części czekałam prawie miesiąc. O czymś to chyba świadczy 🙂
Seria JUTRO jest jedną z najbardziej poczytnych książek John’a Marsdena i to nie tylko przez młodzież.
W tym wpisie nie napiszę, jakie emocje wywołała we mnie kolejna część, ponieważ, tak jak postanowiłam wcześniej, o każdej przeczytanej części będę kolejno dzieliła się moimi spostrzeżeniami pod wpisem głównym czyli:
Seria JUTRO – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (11),
bo tak jak zauważyłam skończywszy część pierwszą, każda kolejna jest kontynuacją, więc zostawię to jako całość.