rodzina
MIŁOŚĆ Z KRWI I KOŚCI – Anna Rybakiewicz
(…) Przecież on był… Romkiem. Chłopakiem, z którym wspinałam się na drzewa, robiłam babki z błota i pasłam krowy. Widziałam w nim bardziej brata niż kandydata na męża. Nie miałam pojęcia, kiedy on zobaczył we mnie kogoś więcej, kiedy w jego głowie narodziła się myśl, że mogłabym zostać jego żoną. (…)
Anna Rybakiewicz jest autorką kilkunastu bestsellerowych powieści obyczajowych. Jest absolwentką Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku, od 2016 roku wykonuje zawód radcy prawnego. Prywatnie jest szczęśliwą mężatką i mamą dwójki dzieci. Uwielbia słuchać ludzkich historii, intrygują ją losy przodków, do których niejednokrotnie odnosi się w swoich powieściach. W fabułach często inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami co sprawia, że jej powieści czyta się z zapartym tchem.
MIŁOŚĆ Z KRWI I KOŚCI to dramat obyczajowy z historią wojenną w tle.
PREMIERA 23 PAŻDZIERNIKA 2024
Jest rok 1942, dwudziestoletnia Basia postanawia dołączyć do ukrywających się w lesie partyzantów, wśród których jest Romek, jej sąsiad a zarazem przyjaciel z dzieciństwa od zawsze w niej zakochany i wśród których jest również Leszek, ich wspólny przyjaciel. Życie tej trójki młodych ludzi nieoczekiwanie się komplikuje. Jednak nie za sprawą wojny, a na skutek uczucia, które rodzi się między Basią a Leszkiem. W 2019 roku antropolog Ula otrzymuje telefon, że w lesie odnaleziono szczątki należące do jej pradziadków, którzy wraz z sąsiadami zostali rozstrzelani przez Niemców w 1943 roku. Żeby wydobyć kości z ziemi, Ula powraca w rodzinne strony, które opuściła wiele lat wcześniej. Na nowo musi stawić czoła nie tylko starszemu sąsiadowi, który od lat obwinia jej babcię Barbarę o tragedię sprzed lat, ale także jego wnukowi – Piotrkowi, który kiedyś złamał jej serce, a teraz oferuje swoją pomoc przy wykopaliskach. Podczas pracy z kośćmi Ula doświadcza kilku niecodziennych zjawisk, wydaje jej się, że słyszy czyjś głos. Próbuje znaleźć racjonalne wytłumaczenie. Czy wydarzenia w życiu Uli są zwykłym zbiegiem okoliczności, czy może działaniem szeptuchy? Czy odnalezione po wielu latach kości mają moc zjednoczenia dwóch zwaśnionych rodzin? Czy miłość może być silniejsza od nienawiści?
Anna Rybakiewicz weszła na rynek książek z wielkim przytupem, od pierwszej powieści, którą wydała, stała się ulubioną autorką wielu czytelniczek i czytelników. I muszę przyznać, że od jej książek trudno jest się oderwać, a fabuły zostają w głowie na długi czas. Z przyjemnością sięgam po jej kolejną powieść.
Historia opisana w tej lekturze jest fikcją literacką, ale do napisania jej zainspirowało autorkę pewne zdarzenie mające miejsce w czasie drugiej wojny światowej.
Opowieść toczy się dwutorowo, w dwóch płaszczyznach czasowych. Jedną jest okres wojny, a drugą współczesność.
Poznajemy młodą dziewczynę, którą łączy niesamowita przyjaźń z chłopcem z sąsiedztwa. Z chłopcem, dla którego ona jest nie tylko przyjaciółką, ale kimś z kim i on i rodzice obydwu stron myślą o wspólnej przyszłości i połączeniu Basi i Romka węzłem małżeńskim.
Niestety, chociaż Basia kocha go całym sercem, to jest to jedynie miłość braterska, bo serce dziewczyny zaczyna bić dla kogoś innego.
Fabuła książki jest tak przepełniona emocjami, że momentami trudno mi było czytać.
To opowieść o pięknej przyjaźni, która zrodziła się między dwoma mężczyznami i młodą kobietą. Przyjaźni, która była nie tylko uczuciem, ale i wyzwaniem.
(…) Gdybym wiedziała i mogła cofnąć czas, wybiłabym mu ten kolejny szalony pomysł z głowy. Jednak było już za późno. Romek ostatnimi czasy częściej poruszał ten temat. Biedna, nie wiedziałam, co mam z nim począć i jak przemówić mu do rozsądku. (…)
Trudny wojenny czas to przecież nie tylko walka z okupantem, ukrywanie się i ciągły strach o siebie i innych, to również czas na miłość, która ze względu na okoliczności nie mogła być celebrowana tak jak na to zasługiwała.
Wątek współczesny pełen jest ciekawostek archeologicznych i antropologicznych co świadczy o tym jak wielką pracę wykonała autorka i jak szczegółową kwerendę przeprowadziła, aby zbliżyć czytelnikom to, z czym czasami muszą się mierzyć ludzie pracujący przy odkrywaniu czyichś kości.
Chociaż fabuła jest dwutorowa to zdecydowanie główną jej osią jest linia historyczna odnosząca się do młodości Basi i wydarzeń wojennych, do życia w lesie wśród polskich partyzantów.
(…) Oparłam głowę o ramię chłopaka. Nawet nie byłam pewna, którego. I jeden, i drugi był moją opoką. Trwaliśmy razem, wbrew całemu światu. Byliśmy dla siebie wsparciem. I na zawsze będziemy. (…)
Styl jakim pisze Anna Rybakiewicz jest lekki i przyjemny chociaż fabuły nie można zaliczyć do lekkiej, łatwej i przyjemnej w odbiorze. Książkę czyta się płynnie, bez uczucia znudzenia. Nie ma być może zbyt wielu gwałtownych zwrotów akcji, ale jest płynność, która pozwala na odbieranie rozdziałów, których wątki wojenne w połączeniu z wątkami współczesnymi świetnie się uzupełniają.
Główni bohaterowie są tak autentyczni, że momentami aż trudno uwierzyć, że powstali jedynie w wyobraźni autorki.
To kolejna książka, obok której nie powinno się przejść obojętnie bo przecież taka Basia, taki Romek czy taki Leszek może kiedyś żyli i łączyły ich takie same uczucia. Aż trudno uwierzyć, że historia opisana w tej powieści jest fikcją literacką.
POLECAM tę powieść nie tylko miłośnikom historii wojennych, jeżeli ktoś czytał którąś z moich Szkatułek Wspomnień, to z pewnością spodoba mu się ta książka a jej fabuła na długo zostanie w pamięci.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA, że mogłam przeczytać tę powieść dzięki współpracy barterowej.
*** Wszystkie cytaty pochodzą z książki: MIŁOŚĆ Z KRWI I KOŚCI, wydawnictwo FILIA, rok 2024 ***
WOJENNE SIOSTRY – Anna Rybakiewicz
(…) Na kolejnym zdjęciu były dwie dziewczynki z długimi jasnymi warkoczykami, ubrane w identyczne sukienki z falbankami – bliźniaczki. Nie miałam żadnych wątpliwości, że patrzę na Franciszkę i Adolfinę. Dziewczynki stały obok siebie, uśmiechnięte, ale w oczach jednej dostrzegłam błysk, jakby coś przed chwilą zbroiła… (…)
Anna Rybakiewicz jest autorką kilkunastu bestsellerowych powieści obyczajowych. Jest absolwentką Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku, od 2016 roku wykonuje zawód radcy prawnego. Prywatnie jest szczęśliwą mężatką i mamą dwójki dzieci. Uwielbia słuchać ludzkich historii, intrygują ją losy przodków, do których niejednokrotnie odnosi się w swoich powieściach. W fabułach często inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami co sprawia, że jej powieści czyta się z zapartym tchem.
Wojenne siostry to dramat obyczajowy z historią wojenną w tle.
PREMIERA KSIĄŻKI 07 MAJA 2025
W lipcu 1941 roku bliźniaczki Adolfina i Franciszka przyjeżdżają do Łomży z Sensburga, każda w innym celu. Jedna z nich, ślepo zapatrzona w ideologię nazistowską, pragnie poślubić niemieckiego oficera i zapewnić sobie stabilną przyszłość. Druga marzy o wolności i niezależności. Siostry, choć identyczne, różnią się od siebie niczym dzień i noc. Jedna zatraca się w pragnieniu urodzenia dziecka, które ma dopełnić jej idealny obraz niemieckiej rodziny. Natomiast druga nie potrafi ignorować rozgrywającego się wokół dramatu niewinnych ludzi i stopniowo angażuje się w pomoc Polakom. Będąc w pociągu siostry zawierają zakład: która odnajdzie prawdziwą miłość, taką dla której warto zginąć? Franciszka nieoczekiwanie zakochuje się w Janku, Polaku, który widzi w niej swojego wroga, a Adolfina zaś stopniowo zaczyna tracić grunt pod nogami, ponieważ jeden moment w jej życiu zmienia wszystko – ratuję dwójkę żydowskich dzieci i to co miało być chwilą słabości, staje się największą próbą jej człowieczeństwa. Czy siostrzana więź okaże się silniejsza od ideologii? Która z sióstr wygra zakład i jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić?
Książki pisane przez Annę Rybakiewicz to gwarancja dobrej lektury, dlatego chętnie po nie sięgam i polecam każdemu kto lubi niebanalne historie.
Adolfina i Franciszka są jak dwie krople wody, tak do siebie podobne, że nawet najbliżsi mają problem z ich odróżnieniem. Ale osobowościowo każda z nich jest inna.
Jedna z nich (faworyzowana przez rodziców) jest posłuszna, głęboko wierząca w ideologię Hitlera, oddana mężowi i systemowi. Wprost ideał niemieckiej kobiety. Druga natomiast jest odważna, spontaniczna, nieco butna, ale bardzo empatyczna. Nie podoba jej się to co robią zwolennicy Rzeszy ślepo zapatrzeni w swojego wodza.
Kobiety nie są Niemkami, są Mazurkami, ale w czasie wojny wygodniej było określać się po jednej (słusznej) stronie. Siostry miały jedną wspólną cechę, każda z nich potrafiła pokochać tak szczerze, że za tę miłość oddałaby życie.
Powieść podzielona jest na dwie strefy czasowe, lata drugiej wojny światowej i współczesne. Rozdziały zostały napisane przemiennie w narracji pierwszej osoby czasu przeszłego i tak narratorką raz jest Franciszka, raz Adolfina a raz Marta. Ale… w pierwszym i ostatnim rozdziale narratorem jest… Śmierć. Co Śmierć ma wspólnego z siostrami dowiecie się jeżeli sięgniecie po książkę, do czego gorąco namawiam.
Ta książka to nie tylko opowieść o dwóch siostrach, identycznych i różnych jednocześnie. To opowieść o więzach rodzinnych, które czasami łączą, a czasami dzielą ludzi.
To opowieść o miłości, szczerej i prawdziwej, która potrafi człowieka zniewolić do tego stopnia, że wyprze się on/ona wszelkich wyznawanych do tej pory zasad. I nie mam tu na myśli jedynie miłości jedynie romantycznej, bo przecież są również inne.
To przede wszystkim opowieść o niezwykłej odwadze, którą w pewnych sytuacjach wykazały się obie siostry.
(…) Wrzask esesmanów, skrzypienie setek butów na śniegu i wszechobecny krzyk rozdzielanych rodzin. To wszystko wyglądało absurdalnie. Przynajmniej dla mnie. Dla Niemki. Dla żony niemieckiego oficera. (…)
Fabuła książki jest tak wciągająca, że ja (dosłownie) nie potrafiłam się od niej oderwać. Nie jest to lekka lektura, ze względu na ładunek emocji jakim autorka się podzieliła, ale z pewnością warta przeczytania.
Wojna została przedstawiona zarówno z perspektywy Polaków jak i Niemców, bo przecież siostry były uznawane za Niemki, czy obie czuły się Niemkami?
Historie sióstr są tak pełne emocji, że z pewnością niejedna czytelniczka będzie podczas czytania potrzebowała chusteczek. Ja potrzebowałam. I To wielu, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że fabuła jest fikcją literacką. Ale czy takie historie nie mogły się wydarzyć naprawdę?
POLECAM tę niezwykłą książkę wszystkim, którzy nie poznali jeszcze „pióra” Anny Rybakiewicz, bo tym, którzy znają jej powieści polecać nie muszę.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej lektury w ramach współpracy barterowej, a Autorce dziękuję za kolejną piękną historię.
TRYLOGIA SZCZECIŃSKA. PRAWDY I TAJEMNICE i POWROTY I WSPOMNIENIA – Sylwia Trojanowska
(…) – Myślałem o tym, co już zdążyłem opowiedzieć. Dużo tego było… Ale jest jeszcze coś, czego powinnaś dowiedzieć się ode mnie, bo to ważne ze względu na dziedzictwo, jakie nieświadomie dźwigasz na swoich barkach. (…)
Sylwia Trojanowska urodziła się w 1974 roku. Razem z mężem i synem mieszka w Szczecinie. Jest niepoprawną optymistką, pasjonatką pozytywnego myślenia i cieszenia się każdą chwilą. Wielbicielka podróży dalekich i tych całkiem bliskich. Uwielbia góry, obcowanie z przyrodą, muzykę filmową i dobrą herbatę (w dużych ilościach!). Kiedy nie pisze, spełnia się jako trener biznesu i coach. W swoim dorobku pisarskim ma takie książki jak „Wigilijna przystań”, „A gdyby tak…”, trylogię, w skład której wchodzą „Sekrety i kłamstwa”, „Prawdy i tajemnice”, oraz „Powroty i wspomnienia”.
Prawdy i tajemnice – tom 2 i Powroty i wspomnienia – tom 3 to dwie kolejne części TRYLOGII SZCZECIŃSKIEJ.
Prawdy i tajemnice – PREMIERA KSIĄŻKI 06 SIERPNIA (wznowienie)
Magdalena z uwagą i przejęciem słucha wspomnień dziadka, Ludwika Starkowskiego. Jego opowieści, sięgające czasów wojny i powojennej rzeczywistości są pełne dramatów, trudnych decyzji i emocji, które nie tracą na sile, mimo upływu lat. Choć Magdalena chłonie każde słowo, przeczuwa, że nie wszystko zostało powiedziane. Że niektóre sekrety wciąż czekają na właściwy moment, by je wyjawić.
Powroty i wspomnienia – PREMIERA KSIĄŻKI 06 SIERPNIA 2025
Emocjonujące zwieńczenie „Trylogii szczecińskiej”, opowiadającej o trudnych drogach do przeszłości, o wspomnieniach, które potrafią uzdrawiać oraz o tym, czego nie da się zmienić, a co zmienia absolutnie wszystko. Opowieść o sile rodzinnych więzi, o znaczeniu pamięci i o tym, że nie da się pójść naprzód bez zrozumienia tego, co było. Magdalena już wie, że jej rodzinna historia jest skomplikowana, bo wojna odcisnęła na niej swoje piętno. Z zapartym tchem słucha wszystkiego, o czym opowiada jej dziadek, Ludwik Starkowski, a z jego wspomnień buduje obraz rodziny nieidealnej, lecz prawdziwej. Obraz, który pozwolił jej odnaleźć wewnętrzny spokój i budować własne szczęście.
Myślę, że ktoś kto zdecyduje się sięgnąć po pierwszy tom Trylogii Szczecińskiej, nie będzie mógł oderwać się od fabuły, ponieważ zarówno w tej części – współczesnej, jak i w części wspomnieniowej cały czas coś się dzieje.
Główna bohaterka, niegdyś skłócona z ukochanym dziadkiem wreszcie poznaje przyczynę, dlaczego dziadek odsunął ją od siebie, ale to przecież najlepszy moment, aby poznać wszystkie prawdy i tajemnice, z którymi starszy pan żyje od wielu lat.
Gdyby emocji związanych ze wspomnieniami dziadka było mało, dochodzą jeszcze emocje dni współczesnych, z którymi również młoda kobieta musi sobie dać radę.
Moim zdaniem autorka świetnie sobie poradziła z tą historią, zgrabnie przeplatając czas teraźniejszy z czasem drugiej wojny światowej i czasów powojennych, które dla wielu były równie trudne jak sama wojna. Szczególnie gdy do miast wkroczyli tak zwani „wyzwoliciele” którzy potrafili narobić więcej szkody niż naziści. Ich prostackie i wręcz często zwierzęce (przepraszam w tym momencie wszystkie zwierzęta przyjazne człowiekowi) zachowania doprowadziły do śmierci niejedną osobę. Czasami bezpośrednio przyczynili się do śmierci a czasami pośrednio, ale jednak.
Ogrom bólu i dramatu zawarty w powieści jest tak ogromny, że często podczas czytania nie potrafiłam zapanować nad łzami, które same wypływały z moich oczu.
To bardzo ważne abyśmy potrafili rozmawiać, nawet o trudnych sprawach, bo nie zawsze możemy zdążyć przeprowadzić taką rozmowę z kimś na kim nam zależy.
Autorka przedstawiła trudną relację wnuczki z dziadkiem, trudną pod wieloma względami, bo jak można kochać kogoś kto częściej bywa szorstki w zachowaniu niż przymilny, a taki był właśnie Ludwik Starkowski.
Mimo jego dość kontrowersyjnego momentami zachowania nie odebrałam go jako postać stricte negatywną, chociaż trzymałam mocne kciuki za cierpliwość zarówno jego wnuczki jak i najbliższej sąsiadki (czy tylko sąsiadki? 😉). Obie kobiety miały w sobie takie pokłady dobra i empatii, że tylko one mogły przychylnym okiem odbierać dość złośliwego seniora.
W tych książkach jest wszystko co kojarzy mi się z dobrą lekturą. Styl jakim pisze Sylwia Trojanowska jest piękny i przejrzysty. Dialogi bardzo ciekawe, a bohaterowie tak wyraziści i tak indywidualni, że aż chciałoby się ich poznać osobiście. A fabuła?
Fabuła to połączenie kilku gatunków literackich, bo znajdziemy w książkach i piękny romans i piękną przyjaźń, znajdziemy namiastkę kryminału i dramat nie tylko wojenny, przy okazji odnajdziemy również cząstkę historii powojennego Szczecina.
Losy bohaterów, zwłaszcza tych, o których wspomina w swoich opowieściach Ludwik Starkowski dotyczą ludzi różnych narodowości, ponieważ zarówno Polaków jak i Niemców, ale również Żydów i Rosjan.
Myślę, że obok tej trylogii nie powinno się przejść obojętnie, to cudowna lektura zarówno na weekend jak i na urlop, na lato jak i na każdą inną porę roku, wystarczy tylko zarezerwować sobie odpowiednią ilość czasu, bo książki tak wciągają, że trudno je odłożyć na dłuższą chwilę.
Zapraszam zatem do Szczecina, do domu pewnego człowieka, w którym po wojnie zamieszkali ludzie, dla których były właściciel bardzo dużo znaczył, może nie bezpośrednio, ale jednak.
Zapraszam do salonu, w którym czuć zapach cygar, a w powietrzu unosi się również zapach strachu, śmierci i miłości. Gwarantuję, że ta trylogia nie zawiedzie nawet najbardziej wyrafinowanego czytelnika.
Przyznam, że nieco zaskoczyło mnie zakończenie, ale taki był zamysł autorki, a czy powieść zakończyła się dobrze czy źle, musicie się przekonać sami.
POLECAM gorąco, szczególnie każdemu kto lubi książki z historią wojenną w tle.
Pięknie dziękuję Autorce oraz Grupie Wydawniczej Axis Mundi za ślicznie wydane książki i wyjątkową opowieść.
W TĘ GRUDNIOWĄ NOC – Dorota Dea Makowska
(…) Chyba przestanę lubić święta – pomyślała z goryczą. Nie ma już w nich magii i spokoju, tylko ból i kłótnie. Jak na zawołanie przed jej oczami pojawiła się scena z jednej z istotniejszych kłótni, o której jej mąż nie wie do dzisiaj, której nie załagodziła żadna Wigilia. (…)
Dorota Dea Makowska urodziła się w 1992 roku, mówi o sobie, że urodziła się po to, by w kolejnych latach życia oswajać Słowa. Jest autorką tomików: „Wykrzyczane ciszą”, „Misterium M.A.R” i „Słabość”, zbioru opowiadań świątecznych: „Cuda, jak płatki śniegu” oraz książki „Bądź moim światłem”.
W tę grudniową noc to powieść psychologiczno-obyczajowa z wątkiem świątecznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 31 PAŹDZIERNIKA 2023
Życie Iwony i Roberta splatało się ze sobą od czasów studenckich. Połączyły ich nie tylko studia, miłość do książek czy kawy, ale i przeświadczenie, że razem będą szczęśliwi. Kiedy po kilku wspólnych latach udało im się spełnić marzenia o rodzinie, pewnego świątecznego dnia do głosu doszły upór, egoizm i niezdrowa ambicja. Stali się rodziną, w której dominują negatywne emocje, kłótnie i wzajemne żale. Pewnego dnia, gdy wracali z przesłuchania sądowego, na ośnieżonej drodze doszło do kolizji i małżonkowie zmuszeni zostali do noclegu w przydrożnym motelu. Wspólnie spędzona noc okazała się czymś w rodzaju pojednania. Czy Robert dotarł do sumienia Iwony? Czy pięcioletni Jaś będzie miał szansę dorastać w rodzinie pełniej miłości? Czy kolejna grudniowa noc wystarczy, by odnaleźć to, co sami zniszczyli i stracili?
Chociaż okładka książki jest bardzo świąteczna nie zaliczyłabym tej lektury do typowo świątecznych, chociaż coś jak namiastka świątecznego cudu w tej historii jest.
Fabuła odnosi się do trudnego związku małżeńskiego, w którym w pewnym momencie zaczynają dominować bardzo złe emocje. Małżonkowie albo ciągle się kłócą, albo nie odzywają się do siebie.
Iwona jest bardzo trudną osobą, skupiona na swojej pracy i na sobie, nie potrafi nikomu okazać uczuć. Matkę traktuje jak niepotrzebny nikomu balast, męża jak podwładnego i nawet dla syna, na którego czekała i którego pragnęła nie potrafi wykrzesać odrobiny takiej miłości, której od matki oczekuje dziecko.
I chociaż pod koniec książki autorka zadbała, aby ta kobieta przeszła całkowitą metamorfozę to i tak nie potrafiłam jej polubić.
Zupełnie inaczej postrzegałam Roberta i Alicję, czyli męża i matkę Iwony. Oboje ciepli, empatyczni i bardzo uczuciowi potrafili wybaczyć Iwonie jej bardzo chłodne i apodyktyczne zachowania.
(…) Powtarzał, że przecież nie zawsze było źle – jak w każdym małżeństwie mieli lepsze i gorsze momenty, ale były również takie, kiedy wiedział, że niezależnie od tego, co się wydarzy, będzie o nią walczył. Problemy nie pojawiły się nagle. (…)
Bardzo trudno jest żyć w związku z kimś, kto postępuje toksycznie w stosunku do drugiej osoby.
Nie potrafiłam zrozumieć Iwony, może dlatego, że sama jestem jej przeciwieństwem.
Fabuła momentami jest nieco nużąca, ale momentami aż iskrzy emocjami.
Autorka bardzo się starała, aby pokazać, że każdy człowiek, jeżeli tylko zrozumie swoje negatywne postępowanie potrafi się zmienić na dobre.
(…) – Masz rację, każdy wnuk chciałby mieć fajną babcię, ale tak jak jedni mówią mniej, a inni więcej, tak samo jest z byciem miłym. Niektórzy po prostu nie potrafią być mili. Może w życiu spotkało ich coś trudnego albo smutnego, i nie potrafią być mili dla innych. (…)
W związku Iwony i Roberta zdecydowanie brakowało szczerych rozmów, które są przecież podstawą funkcjonowania każdego zgodnego małżeństwa. Oni długo nie potrafili się nauczyć tego, że czasami szczera rozmowa potrafi zdziałać cuda.
Jak mówi stare powiedzenie: „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Dla Iwony jednak to było nieistotne.
To nie jest łatwa w odbiorze lektura, z psychologicznego punktu widzenia mogę stwierdzić, że jest bardzo trudna, ale warta przeczytania.
Niestety przeszkadzały mi w tekście błędy redakcyjne, na przykład w monologu mężczyzny: „Mówiłem, że mam brata”, następowało zdanie: „Artur urodził się jak miałam cztery lata”. Albo: „…jeździłam tam czasem sam”.
Takich chochlików w tekście znalazłam sporo i myślę, że korekta autorska i redaktorska zostały niedbale przeprowadzone.
To moje pierwsze spotkanie z „piórem” tej autorki i nie wiem, czy kiedyś jeszcze sięgnę po którąś z jej powieści, ale polecam ją tym, którzy lubią powieści obyczajowe z nutką dramatu i szczyptą romansu. Nie zachwyciła mnie ta powieść, ale i też nie zanudziła.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem REPLIKA.
ODZYSKANE DZIECIŃSTWO – Zuzanna Arczyńska
(…) – To nie było takie proste. Młody. Moja matka poszła w tango i zostawiła nas. W mieście balowała parę lat. Na ulicy udawała, że nas nie zna. My zresztą też, bo się z niej zrobiła meliniara. Ciągle była nachlana. W końcu wypadła przez okno. (…) Nawet nie poszliśmy na jej pogrzeb. (…)
Specjalnością Zuzanny Arczyńskiej są trudne tematy opakowane w pozornie lekkie tematy obyczajowe. Pisarka pochodzi z Pomorza Zachodniego, ale od dwóch dekad mieszka w przygranicznym Sulęcinie. Już w liceum, z drobnymi sukcesami, pisała wiersze. Od siedzenia w szkole wolała czytać książki i słuchać piosenek Grzegorza Ciechowskiego oraz mniej znanego poety, Grzegorza Kaźmierczaka z zespołu Variété. Nade wszystko lubi pisać listy do przyjaciół i znajomych. Do życia podchodzi bardzo poważnie, stąd jej długa przerwa w przygodzie z literaturą. Do pisania wróciła dopiero, gdy dzieci podrosły, a ona sama mogła pozwolić sobie na niezależność i realizację własnych marzeń.
Odzyskane dzieciństwo to powieść obyczajowa z dużą dawką dramatu.
PREMIERA KSIĄŻKI 23 MAJA 2018
Dla niektórych jedyna na świecie, dla innych – tylko zastępcza. Pod opieką zastępczych rodziców życiowi rozbitkowie na nowo uczą się żyć. Marta nie miała tyle szczęścia, by do niej trafić. Obecnie sama wychowuje syna i córkę, ciężko pracuje, a o byłym mężu sadyście nikomu nie opowiada. Nawet dzieciom. Pewnego dnia ulega wypadkowi. Opiekę nad jej pociechami sprawuje lokator wynajmujący u niej pokój. Kim jest Marcin? Czy jego niekonwencjonalne metody pomogą naprawić relacje nastolatków z matką? Kiedy Marta została rozdzielona z rodzeństwem nawet nie przypuszczała, że los kiedyś postanowi coś w jej życiu zmienić. Ona trafiła pod opiekę babci, jej siostry do rodziny zastępczej, która z nich miała szczęśliwsze dzieciństwo? Do rodziny zastępczej, którą prowadzi małżeństwo bardzo ciepłych ludzi trafia kolejno kilkoro dzieci. Jedne dorastają i wyfruwają z domu jak ptaki, a na ich miejsce pojawiają się kolejni życiowi rozbitkowie. Bez względu na wiek każdy z nich potrzebuje ciepła i miłości. Komu uda się zapomnieć o bolesnej przeszłości, a kto wejdzie w dorosłe życie pełen wiary w drugiego człowieka?
Ta książka dłuższy czas czekała na półce w mojej biblioteczce na swoją kolej. Trochę zapomniana, trochę wypierana przez inne wreszcie doczekała się przeczytania.
Wygrałam ją kiedyś w jakimś książkowym konkursie i… przyznaję ze wstydem, że o niej zapomniałam. A ona wciśnięta między inne książki gdzieś na jednej z górnych półek cierpliwie czekała.
Ponieważ mój stos wstydu (książkoholicy wiedzą co mam na myśli) jest dość pokaźnych rozmiarów, w tym roku postanowiłam czytać na zmianę, raz coś z nowości, a raz z tej kupki, która nieśmiało upomina się o sięgnięcie po jedną z zalegających książek.
Ta powieść mnie zaskoczyła, spoglądając na delikatną, mogę wręcz powiedzieć idylliczną okładkę, spodziewałam się treści lekkiej, łatwej i przyjemnej, otrzymałam jednak fabułę tak emocjonalną, że nie mogłam się od tej lektury oderwać.
Nie znam realiów funkcjonowania rodzin zastępczych, ale myślę, że gdyby wszystkie rodziny były takie jak opisana w tej książce, to trudne, często bardzo dramatyczne dzieciństwa wielu dzieci byłyby dużo szczęśliwsze.
(…) – Rodzina jest najważniejsza. Budyń. Pojedź z nami. Ze mną. Kawę mogę wypić z tobą w kuchni u maman. Aleks ma rację. Poza tym wcale się nie znamy i niczego o sobie nie wiemy. Przed chwilą dowiedziałam się jak masz na imię. (…)
Jedni uważają, że tylko więzy krwi łączące biologicznych rodziców z dziećmi można nazwać rodziną, ale ja jestem innego zdania. Często ta „prawdziwa” rodzina jest bardziej obca niż ludzie, z którymi nie łączą nas więzy krwi, co między innymi przedstawiłam w swojej książce „Płacz wilka”.
Zuzanna Arczyńska przedstawia ludzi, którzy muszą i chcą pozbierać wszystkie kawałki rozbitego przez los życia. Opatrują bolesne rany zadane przez kogoś, kto miał być podporą i dzielić się miłością, a często okazywał się zwyrodnialcem kaleczącym i duszę, i ciało dziecka.
Ta książka jest z jednej strony piękna, a z drugiej bardzo bolesna, fabuła kipi od emocji i myślę, że wielu osobom wyciśnie z oczu morze łez. Historie opisane w powieści są proste i bardzo naturalne, nie ma tu ani zbytniego koloryzowania osób ani przesadnego dramatyzmu, chociaż w fabule go nie brakuje.
(…) – No co ty?! – odpowiedział Darek kpiąco. – Kiedy wychodzisz z gówna, to i szopa ma ze trzy gwiazdki. W dupę ciepło i jest co jeść. W szkole nikt nas nie zna. Nie musimy żyć przeszłością. Małe mają jak w bajce. (…)
To opowieść o życiu, które potrafi być i piękne, i okrutne, ale gdy spotyka się na swojej drodze wartościowych ludzi, to wiele traum może pójść w zapomnienie.
Ciekawie wykreowane osobowości bohaterów z pewnością są pozytywnym dodatkiem do fabuły.
To lektura o miłości i leczeniu ran. O zaufaniu i konfrontacji między tym co było, a tym co może być, konfrontacji między dobrem a złem. To książka o nadziei i odpowiedzialności za drugiego człowieka. To również opowieść o ludziach, którzy marzą o przyjaznej duszy i normalności, którzy odkrywają, że więź biologiczna może być mniej trwała od siły miłości.
Polecam tę książkę szczególnie osobom wrażliwym i empatycznym, bo myślę, że głównie do nich autorka ją skierowała. Cieszę się, że posiadam tę książkę i to w wersji papierowej, bo z pewnością kiedyś jeszcze do niej wrócę. Pytajcie o nią w swoich bibliotekach, bo nie jest już do kupienia.