powieść sensacyjna
KOLORY ZŁA. CZERŃ – Małgorzata Oliwia Sobczak
Małgorzata Oliwia Sobczak mieszka w Sopocie. Na co dzień zajmuje się badaniami naukowymi oraz pracami rozwojowymi w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych. Ukończyła kulturoznawstwo i dziennikarstwo. Jest członkinią Stowarzyszenia Kochamy Żuławy. W 2015 roku opublikowano jej pierwszą książkę – postmodernistyczną baśń Mali, Boli i Królowa Mrozu. W swoich utworach łączy nurt egzystencjalny z realizmem magicznym. Inspiruje się twórczością autorów takich jak Julio Cortázar i Majgull Axelsson. Natchnienie czerpie z muzyki, bez której nie wyobraża sobie życia. Obecnie pracuje nad mrocznym trójmiejskim kryminałem z gatunku urban-noir.
Czerń to współczesny kryminał policyjny, którego fabuła umiejscowiona została w pewnym kaszubskim miasteczku.
PREMIERA KSIĄŻKI 6 MAJA 2020
Trzynastoletnia mieszkanka Sopotu zostaje uznana za zaginioną. Chociaż dziewczynce zdarzało się już wcześniej nie wracać do domu na noc, to zniknięcie wydaje się dużo poważniejsze. Sprawą zajmuje się błyskotliwa asesor prokuratorska, która odkrywa, że jeden z tropów prowadzi do Kartuz, gdzie mieszka babcia dziewczynki. Prokurator Leopold Bilski po sprawie „Skalpela” zostaje przeniesiony z Sopotu do prokuratury w Karuzach. Anna Górska prosi przyjaciela o pomoc. Julia Sarman, amerykańska pisarka, wraca na Kaszuby, aby osiedlić się w miejscowości, w której się urodziła i dorastała. W krótkim czasie od zaginięcia dziewczynki, w kaszubskiej miejscowości dochodzi do zaginięcia kolejnego dziecka, kilkuletniego chłopca, który właśnie przyjechał z matką ze Stanów Zjednoczonych. Jak wiele złego kryje się za malowniczymi krajobrazami kaszubskimi? Kto i dlaczego porywa dzieci? Jak mocno społeczność małej miejscowości potrafi zmobilizować się do tego, aby wykryć prawdę ukrytą często za wstrząsającymi tajemnicami?
Jeżeli ktoś czytał pierwszą część Kolory Zła. Czerwień ten z całą pewnością sięgnie po kolejną część. Jeżeli pierwsza część była „petardą kryminalną” to ta druga jest kumulacją takich petard.
Kto czytał pierwszą część, ten z pewnością poznał już dwoje głównych bohaterów, czyli prokuratora Leopolda Bilskiego i Annę Górską.
Autorka przeprowadza czytelnika przez wiele lat, zaczynając mocnym akcentem kryminalnym od roku 2008, poprzez rok 2014, w którym umiejscowiony został wątek główny powieści, zatrzymując treść w 1986, 2004, 1982 i 1976 roku. Powrót wspomnieniowy do wcześniejszych lat bardzo realistycznie przenosi czytelnika w tamte czasokresy, z drobiazgowymi opisami nie tylko Sopotu i jego środowisk, miejsc i ludzi.
(…) Dominik był pierwszym chłopakiem, z którym się całowała. To on wprowadził ją do Bungalowu – najdłużej otwartego lokalu w Sopocie. Wyglądająca z zewnątrz jak rezydencja dyskoteka z didżejami mieściła kilka odrębnych barów, sale restauracyjne, i jak mawiano, pokoje przeznaczone na schadzki. Przed klubem, niczym przed słynnym nowojorskim Studiem 54, zawsze ciągnęła się długa kolejka. (…)
Fabuła przedstawiona została kilku torowo, co nie świadczy o tym, że opisywane zdarzenia nie łączyły się w całość. Autorka w zaskakująco tajemniczy sposób łączy ze sobą fakty mające miejsca nawet na przełomie kilkunastu lat.
W niesamowicie zagadkową i brutalną w swoim przekazie intrygę kryminalną wpleciony zostaje pięknie opisany region kaszubski z jego krajobrazem, stolicą Kaszub, czyli Kartuzami i ludźmi mieszkającymi w jednej z kaszubskich miejscowości, którzy znają się dobrze i potrafią świetnie bawić się podkreślając swoją przynależność. Piękna tego regionu nie jest w stanie przesłonić nic, nawet okrutne zbrodnie czy skrywane przez lata wstydliwe tajemnice.
(…) – Widzisz kolory na sukience tej pani? Jest ich siedem, tyle samo co w tęczy. Kolor chabrowy to piękne kaszubskie jeziora, niebieski jest jak niebo nad Kaszubami, granatowy oddaje głębię morza, żółty – łany zbóż na polach, a zielony – lasy. Czerwony symbolizuje krew, której Kaszub nie waha się przelać za ojczyznę, natomiast czarny jest jak kaszubska ziemia. (…)
Autorka nie ucieka przed poruszaniem w swojej książce, często uznawanych za trudne, tematów takich na przykład jak: odwieczny konflikt pokoleń, radykalne i drastyczne w swoim przekazie metody wychowawcze, pedofilia czy skłonność do alkoholu.
Fabuła jest bardzo wciągająca nie tylko dzięki ciekawym, dość nietypowym zbiegom okoliczności, które dodatkowo komplikowały prowadzone przez prokuratora sprawy dotyczące zaginięcia dzieci. Fachowa terminologia i słownictwo są być może nieco niezrozumiałe dla zwykłego człowieka, który nie ma na co dzień do czynienia ze zbrodniami czy kryminalistyką, ale dodają fabule oryginalności. Momentami miałam wrażenie, że jestem w miejscu opisywanym i czynnie uczestniczę w czynnościach śledczych. No cóż, chyba doprowadziło do tego połączenie magii wyobraźni i magia przekazu autorki.
(…) Bezpośrednią przyczyną śmierci była iniekcja etorphine hydrochlorine, inaczej etorfiny, organicznego związku chemicznego, fenantrenowej pochodnej opium o budowie zbliżonej do tebainy. To półsyntetyczny lek przeciwbólowy, w zależności od stopnia nasycenia roztworu tysiąc do osiemdziesięciu tysięcy razy silniejszy od morfiny. (…)
Autorka w wyrafinowany i zarazem ciekawy sposób wprowadza czytelnika w świat osób podejrzanych. Przyznam szczerze, że kilka typów przemówiło do mnie jako główni sprawcy, ale… trop nagle przechodził do kogoś innego i znów czułam, że się jednak mylę. To prawdziwa sztuka, zdołać tak manipulować czytelnikiem, że będąc czegoś pewnym, nagle zostaje z niczym.
Jeżeli ktoś zna książki Hanny Greń, Katarzyny Puzyńskiej, czy Katarzyny Bondy, to ta książka również przyciągnie go swoją porywającą fabułą, gdzie główny wątek kryminalny przeplata się z wątkami obyczajowymi i psychologicznymi.
Polecam tę lekturę miłośnikom dobrych kryminałów, bo jak już wspomniałam na początku, ta powieść jest dosłownie petardą czytelniczą. Cieszę się, że autorka postanowiła napisać więcej książek z cyklu KOLORY ZŁA i już nie mogę się doczekać kolejnego „koloru”.
Dziękuję panu Marcinowi Mellerowi, że zdecydował się wydać tę serię i dziękuję wydawnictwu WAB za propozycję przeczytania tej książki. Całkowicie zgadzam się z tym co napisał o autorce Vincent V. Severski, że to potężny talent, jeden z największych jaki pojawił się w ostatnich latach w polskim kryminale.
KOMISORZ HANUSIK i SZNUPOK – Marcin Melon
Marcin Melon urodził się w 1979 roku na Śląsku. Jest dziennikarzem i nauczycielem. Płynnie porozumiewa się zarówno czysto po polsku jak i po śląsku. Zresztą „śląsko godka” uważa za swój język serca. Jest działaczem społecznym, założycielem i przewodniczącym Stowarzyszenia na rzecz edukacji regionalnej „Silesia Schola”. Jest również twórcą programów nauczania o Śląsku oraz pomocy dydaktycznych dla nauczycieli. Laureat drugiego miejsca w trzeciej edycji konkursu na jednoaktówkę po śląsku.
Silesia Progress rok 2016
stron 263
Komisorz Hanusik i Sznupok to trzy opowiadania kryminalne, których fabuły oczywiście mają miejsce na Śląsku.
- GRZYCHY OD NASZYCH FATRÓW – GRZECHY NASZYCH OJCÓW
- PON CYNKU – WŁADCA CYNKU
- HEKSA Z ROJCY – WIEDŹMA Z ROJCY
Opowiadanie pierwsze:
Ktoś w brutalny sposób zabija synów byłych dygnitarzy śląskich, którzy swego czasu bynajmniej nie przysłużyli się społeczności w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Owi dygnitarze już dawno opuścili swoje ziemskie życie i teraz ktoś próbuje pomścić ich zabijając ich potomków. Do śledztwa wkracza słynny na Śląsku komisarz, słynny głównie dzięki rozwiązanym sprawom, które zahaczały o gusła i legendy. On wie, że śmierć kolejnej osoby to dzieło seryjnego mordercy, musi tylko znaleźć go i udowodnić mu winę. Aby uchronić kolejną ofiarę, nawiązuje z nią kontakt, ale… czy słusznie domyśla się, kto będzie następny? Czy zdoła powstrzymać mordercę? A może za śmierci potomków śląskich polityków odpowiedzialny jest duch legendarnej Blancy?
Opowiadanie drugie:
Na Śląsk przyjeżdża ekipa filmowców aby nakręcić film o słynnym mieszkańcu Śląska – Goduli, który zasłynął dzięki szybkiemu awansowi społecznemu i niezwykle szybkiemu wzbogaceniu się. Jednak na potrzeby zwiększonej oglądalności reżyser dość znacznie zmienia życiorys głównego bohatera, co prowadzi do niezadowolenia nie tylko Ślązaków. Nagle w niewyjaśnionych okolicznościach znika aktor mający grać rolę Goduli, a reżysera zaczynają nękać tajemnicze zwidy. Zaczyna pojawiać się demon, duch Karola Goduli. Do śledztwa wkracza komisarz Hanusik, a pomaga mu w tym Richat Poliwoda zwany Sznupokiem, którego czytelnik poznał już w pierwszym opowiadaniu. Czy zagranicznym filmowcom uda się nakręcić film? Czy znany aktor odnajdzie się cały i zdrowy? No cóż, tego oczywiście nie mam zamiaru zdradzać.
Opowiadanie trzecie:
Dwie staruszki mieszkające na Śląsku to dwie siostry, z których jedna ma wyjątkowe zdolności – potrafi przewidywać przeszłość. U Richata Poliwody (Sznupoka) zjawia się człowiek, który na jakimś pchlim targu zakupił dziennik pisany przez młodą dziewczynę, która opisuje swoje wizje przyszłości. Czy tą dziewczyną może być jedna z sióstr – staruszek? Ktoś niestety wierząc w wizję starszej pani próbuje z jej pomocą zrobić coś bardzo złego, czy Sznupok współpracujący z komisarzem Hanusikiem dotrze do staruszki zanim stanie się tragedia na skalę światową? Trzeba się o tym przekonać samemu, ja wiem… ale nie powiem.
Książka wydana została w bardzo specyficzny sposób, ponieważ treść napisana jest zarówno w gwarze śląskiej jak i czystą polszczyzną. I tak strony po lewej zawierają tekst napisany po śląsku, a strony po prawej, po polsku. Nie ukrywam, że dla mnie jako Ślązaczki to była czysta gratka, jednocześnie bardzo się cieszyłam, że mogę te opowiadania czytać również przetłumaczone na język polski, ponieważ mimo urodzenia i wychowania się na Śląsku, wielu wyrazów po prostu nie rozumiałam. Jednak obcowanie z rodzinną gwarą sprawiło mi wiele radości.
Głowni bohaterowie, czyli komisarz Hanusik – spec od śląskich stworków i towarzyszący mu w prowadzonych śledztwach Sznupok – spec od śląskiej historii, to osobnicy dość specyficzni. Hanusik, typ porucznika Colombo (i z wyglądu i z zachowania) a Sznupok to skrzyżowanie Indiany Jonesa z Panem Samochodzikiem, ekscytujący się przygodami.
Książkę czyta się szybko, ja zdążyłam ją przeczytać w ciągu podróży z Katowic do Gdańska. Myślę, że gdyby ktoś w pociągu mnie obserwował, to miałby niezły ubaw, ponieważ co chwilę uśmiechałam się, czytając śląski tekst. Sporo zabawnych sytuacji przeplatanych wartką akcją kryminalną a nawet chwilami grozy, to z pewnością same pozytywy tej lektury.
Czytając tę książkę myślałam sobie jak ilu jest fantastycznych pisarzy, o których wielu z nas – czytelników nie słyszało.
Ta książka to wyzwanie, zwłaszcza dla Ślązaka takiego jak ja, który dobrowolnie wyemigrował ze swojego „hajmatu”. Wyzwanie dlatego, że po wielu latach, nie zawsze pamiętamy naszą gwarę, wiele umyka nam z pamięci i chociaż ja wciąż potrafię „godać” to sporo słówek gdzieś mi umknęło.
Przyznam szczerze, że mnie przyciągnęła do tej książki najpierw okładka, która skojarzyła mi się ze starymi kryminalnymi filmami i czasopismem, które kiedyś namiętnie czytywałam ale dziś nie pamiętam jego tytułu.
Polecam tę książkę szczególnie Ślązakom, bez względu na to gdzie mieszkają. Jestem pewna, że osoby zaczytujące się w opowieściach kryminalnych również zostaną usatysfakcjonowane. Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, w której oprócz śląskich legend znajdzie czytelnik sporo sensacji, i dobrej zabawy.
P.S. Dla osób, które nie znają gwary śląskiej – „Sznupok” to ktoś, kto chętnie gdzieś czegoś szuka, „sznupać” znaczy „szukać”
TAJEMNICE LUIZY BEIN – Renata Kosin
O pisarce Renacie Kosin wspomniałam już kilka razy goszcząc ją tutaj zarówno przy okazji opinii o jej wcześniej przeczytanych książkach, jak również we wpisie z Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach. Dla przypomnienia dodam tylko, że Autorka pochodzi z Podlasia, ale od ponad osiemnastu lat mieszka na Warmii. Jest z wykształcenia humanistką, absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała osiem lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała.
W 2011 roku otrzymała nagrodę w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Jej pasją nie jest tylko pisanie książek, ponieważ inne pasje: plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze również próbują zawalczyć o odrobinę jej czasu.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia rok 2014
stron 520
Tajemnice Luizy Bein to powieść kryminalna z dużą dawką tajemnic, grozy i ciekawostek.
Na starówce pewnego warmińskiego miasteczka podczas prac archeologicznych zostaje odkryte cmentarzysko mnichów, jednak wśród szczątków owych mnichów znajdują się również szczątki kobiety pochowanej z dzieckiem w objęciach i w wianku ze srebrnych róż. Jak się okazuje, jest to Luiza Bein, dziedziczka i filantropka, której grób dotąd pozostawał nieznany. Ale kim jest dziecko z którym została pochowana? Dowody i przekazy rodziny świadczą, że kobieta miała tylko jednego syna, a ten dożył sędziwego wieku. Zagadkę śmierci Luizy Bein postanawia wyjaśnić młoda dziennikarka wciągając w to Alexandra – jednego z członków rodziny Beinów, mieszkającego w Szwajcarii. Co odkryją przy okazji szukania wiadomości o Luizie, tego nie zdradzę, ale warto się o tym przekonać samemu.
Książka pochłonęła mnie i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Uwielbiam takie historie, gdzie teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Nie jest ważne, czy ta przeszłość jest tylko wytworem wyobraźni autora, czy miała miejsce naprawdę, mną po prostu zawładnęła.
Autorka w bardzo płynny sposób przechodzi przez wątki dotyczące tajemnicy tytułowej Luizy, ale również w wyjątkowy sposób potrafi zaciekawić czytelnika wątkami kryminalnymi. To nieczęsto spotykane połączenie powieści obyczajowej z kryminalną, bo takie właśnie odniosłam wrażenie. Prywatne śledztwo (tak – śledztwo, bo to nie tylko szukanie dowodów na odczytanie historii i odkrywanie zagadek przeszłości), jakie prowadzi dwoje młodych ludzi to symfonia wrażeń przekazanych przez autorkę.
Przy tej książce nie można się nudzić, jeden wątek przenosi czytelnika w drugi, zapewniając płynność fabuły; momentami odrobinę humorystycznie, a momentami bardzo tajemniczo a chwilami groźnie.
Ciekawe dialogi napisane są tak, że czasami miałam ochotę wtrącić się w rozmowę. To chyba świadczy tylko o tym, jak bardzo zaangażowałam się w fabułę.
Treść książki podzielona jest na niezbyt obszerne rozdziały, co oczywiście w moim przypadku powodowało, że dochodząc do końca jednego rozdziału myślałam: jeszcze jeden rozdział i na dzisiaj koniec. Ale… niestety kończyło się owe czytanie kilka rozdziałów później.
Tak jak tajemniczy jest tytuł książki, tak i tajemnicza jest okładka i przyznam szczerze, że to właśnie okładka przyciągnęła mnie do tej książki. Nie zwracam uwagi na opinie innych czytelników, chociaż – nie ukrywam – czasami sugeruję się ich opiniami, ale tylko czasami. W przypadku tej książki, najpierw zainteresowałam się okładką, a potem dopiero treścią.
Znając już twórczość autorki wiedziałam, że zakup książki nie będzie błędem i… nie zawiodłam się. Ba… powiem nawet, że tak bardzo wciągnęłam się w historię rodziny Bein, że postanowiłam zakupić kolejną powieść autorki (kontynuację losów rodziny Bein) „Kołysanka dla Rosalie”, która już jest w drodze do mnie.
Przyznam szczerze, że początkowo miałam trochę trudności w połapaniu się kto jest kim, bo przodkowie rodziny Bein byli dość zagadkowo przedstawieni. Dopiero jak naszkicowałam sobie (dosłownie – na kartce) drzewo genealogiczne, szybko doszłam do tego o kim mowa w danym wątku czy dialogu.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom powieści obyczajowych, jak i kryminałów. Myślę, że miłośnicy historii i miłośnicy drzew genealogicznych również nie będą zawiedzeni.
Polecam również inne książki autorki, które do tej pory przeczytałam. A skoro sięgam po lektury tej samej pisarki po raz kolejny, to chyba o czymś świadczy.
REJESTR ZŁOCZYŃCÓW – Magda Durda
O autorce Magda Durda niewiele mogłam się dowiedzieć, szukając informacji w sieci, chociaż autorka ma już na swoim koncie i nagrody (konkurs Śląski Shakespeare za dramat „Gdy królewna smoka chciała”) i publikacje książkowe. Między innymi jest autorką „Psiastorii”, „Baśniąt”, oraz kilku dramatów. Przyznam, że z nazwiskiem pisarki zetknęłam się pierwszy raz, ale nie twierdzę, że ostatni. Ciekawostką jaką znalazłam jest informacja, że jej praca magisterska dotyczyła złodziei, ale więcej na temat samej autorki i jej pisania możecie przeczytać na stronie Zbrodni w bibliotece.
Wydawnictwo Oficynka rok 2014
stron 300
Rejestr złoczyńców to powieść wzorowana na zapiskach, której fabuła toczy się w średniowieczu około roku 1467. Pisana w pierwszej osobie, w formie pamiętnika.
Około roku 1860 podczas prac związanych z układaniem torów pod żelazną drogę konną natrafiono na miejsce pochówku zmarłych, domyślnie uważanego za cmentarz straceńców. Pomiędzy mogiłami znaleziono manuskrypt, pisany najprawdopodobniej przez jednego ze złodziei. Opisane w nim osoby i sytuacje mogły zostać uznane za ważne. Informacje dotyczące półświatka zamieszkującego ówczesny gród, przedstawione zostały nietuzinkowo i ciekawie. Spisane przez młodego złodzieja losy zarówno jego jak i jego przyjaciela, oraz znanych im osób zainteresowały media w związku z przypuszczeniem zaistnienia tak zwanego Rejestru Złoczyńców. Autor manuskryptu opisał między innymi życie i „pracę” zarówno ludzi spoza marginesu społecznego, jak również pracę i życie ówczesnego kata.
Muszę przyznać, że sięgając do tej lektury, początkowo miałam pewne trudności z czytaniem, ponieważ książka napisana jest dość specyficznym, aczkolwiek bardzo ciekawym staropolskim językiem. Długie rozdziały nie pozwalały mi na ten moment w czytaniu: „jeszcze jeden rozdział i kończę na dzisiaj”. Język jakim napisana jest powieść nastręczający mi w początkowej fazie czytania niemałe trudności bardzo szybko stał się „bardzo czytelny”.
Książka napisana z dużą dawką humoru, momentami jednak zawierała dość drastyczne opisy; lecz to tylko dodawało jej nutki sensacyjnej zgrozy. Losy złodziejaszków i rzezimieszków zamieszkujących ciemne dzielnice grodu, nierzadko również tereny cmentarne, wciągnęły mnie jak najlepsza powieść kryminalna.
W powieści bardzo mało jest dialogów, co odrobinę zwalniało moje czytanie. Jest za to sporo opisu osób przedstawionych przez autora manuskryptu. Muszę przyznać, że niemały dyskomfort czytania sprawiły mi obco brzmiące wyrazy i wyrażenia, których znaczenia musiałam szukać, aby lepiej odebrać fabułę książki. I tak na przykład, takie słowa jak: miazmaty (przestarzałe określenie oznaczające niezdrowe powietrze, zaduch), rezać (tu ze slangu więziennego – ciąć, kraść), gastrole (nie znalazłam wytłumaczenia), dusiołek (zły duch czyhający na wędrowców, aby w czasie snu „wydusić” z nich duszę) świadczą chyba o tym, że zbyt mało czytałam literatury staropolskiej. Myślę, że ciekawym rozwiązaniem byłby na przykład mały słowniczek na końcu książki, który ułatwiłby czytelnikowi zrozumienie wielu wyrazów.
Bawiło mnie natomiast podejście głównego bohatera do profesji, jaką zajmował się zarówno on jak i jego znajomi. Okradając innych nie widzieli w tym nic złego, wręcz przeciwnie uważali, że działają w dobrej wierze.
Spoglądając na dość ciekawą moim zdaniem okładkę można się spodziewać za nią powieści z gatunku „płaszcza i szpady”. Jednakże przecież w tamtych czasach nie żyli tylko możni rajcy i rycerze, dlaczego więc ten drugi, inny, a zarazem równie ciekawy świat mamy znać tylko na przykład z „Nędzników” – Viktora Hugo.
Tak jak wcześniej wspomniałam książka napisana jest z dużą dawką humoru, ale niestety nie mogę jej zakwalifikować do tych „lekka, łatwa i przyjemna”. Polecam jednak z czystym sumieniem każdemu, kto ma ochotę nie tyle pobyć trochę w środowisku średniowiecznych rzezimieszków, co oderwać się od szarej rzeczywistości obecnego świata. Nie uznałabym tej książki za kryminał, chociaż spora w niej dawka wątków sensacyjnych na to wskazuje. Cieszę się, że miałam możliwość przeczytania tej powieści, ponieważ z tego typu literaturą dawno się nie spotkałam.
Dziękuję wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej specyficznej powieści.
NOC W BIBLIOTECE – Agata Christie
Kolejny raz spędziłam weekend z Agatą Christie, która w tej powieści zabrała mnie do wiejskiej rezydencji państwa Bantrych.
Herkulesa Poirot’a już poznałam, a teraz nareszcie miałam okazję poznać pannę Jane Marple, która amatorsko lubi zajmować się sprawami kryminalnymi i bawić się w detektywa.
Wydawnictwo HACHETTE
stron 213
Noc w bibliotece, to kolejna powieść, która zniewoliła mnie w weekend.
Na dywanie leżącym przed kominkiem w domu pewnego dość zamożnego małżeństwa zostaje znalezione ciało młodej kobiety. Gospodyni przerażona i zafascynowana jednocześnie znalezionym ciałem, wzywa natychmiast do pomocy, jedną ze swoich przyjaciółek, mieszkających w okolicy, a znaną z wyjątkowego podejścia do spraw kryminalnych, by ta rozwiązała zagadkę owej zbrodni. Jak się okazuje zamordowana dziewczyna była „solą w oku” niejednej osoby, a szczególnie uciążliwe było jej istnienie, dla dwojga ludzi, z powodu tego, że pewien bardzo bogaty i bardzo chory starszy mężczyzna, postanowił zapisać w testamencie i przekazać dziewczynie sporą sumę pieniędzy. W międzyczasie, dochodzi do kolejnej makabrycznej zbrodni, która być może ma jakiś związek ze znalezioną w domu kobietą.
Panna Marple, w zadziwiająco spokojny sposób zwraca uwagę na szczegóły, których doświadczony policjant prowadzący śledztwo nawet by nie zauważył.
Starsza pani wykazuje się wyjątkową intuicją i spostrzegawczością, oraz doprowadza do złapania na gorącym uczynku osoby, którą podejrzewa o dokonanie tych zbrodni.
Ta powieść wyjątkowo mnie wciągnęła. Przyznam szczerze, że nie wszystkie kryminały Agaty Christie są napisane tak ciekawie jak ten, chociaż znam osoby, które twierdzą, że każda książka tej autorki to wyjątkowy majstersztyk. No cóż, są gusta i guściki. Z całą stanowczością jednak muszę powiedzieć, że „Noc w bibliotece” przykuwa uwagę czytelnika od pierwszej do ostatniej strony, na której dokładnie wyjaśnione są wszystkie podejrzenia i uzasadnienia. Prosty, wręcz szkolno-licealny język, jakim jest napisana ta powieść, nie jest być może idealny jak na obecne czasy, ale ważne jest przecież to, aby fabuła wciągnęła czytelnika, a tak właśnie jest w przypadku tej lektury. Podoba mi się u autorki sposób przedstawiania postaci, każda osoba „uczestnicząca” w powieści jest tak wyraźnie wykreowana, że przy odrobinie wyobraźni, jaką posiada czytelnik można sobie ją dokładnie „zobaczyć”.
Polecam tę lekturę miłośnikom starych kryminałów, kto nie poznał jeszcze panny Marple powinien koniecznie sięgnąć po tę lekturę, bo pani detektyw-amator jest tak samo, a może nawet bardziej ciekawą postacią jak detektyw Herkules Poirot.