komedia
DO TRZECH RAZY ŚMIERĆ – Alek Rogoziński
Aleksander Rogoziński zaczyna być częstym gościem na moim blogu, ale tym osobom, które nie czytały wcześniejszych wpisów przypomnę tego młodego (zwłaszcza duchem) pisarza. Urodził się w 1973 roku. Z wykształcenia jest filologiem, z zawodu dziennikarzem, z pasji kryminalistą, który tworzy kryminały. Przez lata związany z mediami. Karierę zaczynał w połowie lat 90. w kultowej już dzisiaj Rozgłośni Harcerskiej, potem pracował m.in. w Radiu Plus i warszawskim Radiu Kolor. Od 2007 roku jego macierzystą bazą jest magazyn Party. Jako pisarz kryminałów zadebiutował w marcu 2015 roku powieścią kryminalną „Ukochany z piekła rodem”, w szybkim czasie zdobywając I miejsce na liście bestsellerów EMPIK.com. Jego hobby to muzyka i podróże, a marzeniem jest objechać cały świat, a na stare lata zamieszkać na jednej z wysp Morza Śródziemnego i tam do końca życia już tylko pisać.
Wydawnictwo FILIA rok 2017
stron 325
Do trzech razy śmierć to komedia kryminalna, której fabuła umiejscowiona została w teraźniejszości w pewnym dworku niedaleko Krakowa.
Róża Krull, poczytna autorka kryminałów zostaje zaproszona na zjazd pisarzy, spotkanie zorganizowane w tajemniczo położonej posiadłości. Przed wyjazdem dowiaduje się, że będą tam jej koleżanki „po piórze” nie wszystkie przez nią lubiane. Na miejscu dochodzi do dziwnych zdarzeń, i… do morderstw. Autorka kryminałów postanawia sama, a właściwie to z pomocą kilku wtajemniczonych osób rozwiązać sprawę zagadkowych morderstw, które wcześniej miały miejsce w jednej z jej powieści. Ktoś chce udowodnić pisarce, że fikcja może okazać się prawdą? Czy tajemnicze zniknięcie, które miało miejsce kilka lat wcześniej, pewnego bibliotekarza ma coś wspólnego z tym, co obecnie stało się w dworku? Dlaczego ktoś morduje pisarki? Oczywiście na te i wiele innych jeszcze pytań nie odpowiem, ale myślę, że zaintrygowałam na tyle, aby zachęcić do sięgnięcia po tę książkę.
Jak już wspomniałam w poprzednich wpisach, nie jest to pierwsza powieść tego autora, którą zdecydowałam się przeczytać. Znam poczucie humoru i zmysł kryminalny pisarza, dlatego z radością zagłębiłam się w tej lekturze.
Uwielbiam komedie kryminalne i chociaż nigdy nie przepadałam za powieściami Joanny Chmielewskiej, to z wiekiem chyba zaczyna mi się to zmieniać. Ta książka to specyficzne połączenie Agaty Christie – Joanny Chmielewskiej – Olgi Rudnickiej. Ktoś kto czytuje powieści którejś z tych pań, z pewnością wie, co mam na myśli. Intrygujące śledztwo w stylu Agaty Christie połączone z humorem pozostałych to nie może być nudna lektura. Jednocześnie trzeba przyznać, że jest to powieść lekka, łatwa i przyjemna (jeżeli śmierci i morderstwa można do tego grona zaliczyć). Ciekawie przedstawione osobowości bohaterów są tak obrazowe, że nie trudno sobie danej osoby wyobrazić. Fabuła, poniekąd poważna (bo morderstwo, intrygi, sensacja itp.) przeplatana bardzo zabawnymi dialogami jest jednym słowem powalająca. Myślę, że jak ktoś zacznie czytać to trudno mu będzie się oderwać od stron książki, przynajmniej w moim przypadku tak było.
Główna bohaterka Róża Krull jest osobą, która od samego początku wzbudza sympatię, i myślę, że jak ktoś zdecydował się poznać tę pisarkę, to będzie chciał spotkać ją ponownie w kolejnej książce.
Autor ma doskonałe podejście do wyglądu poszczególnych osób. Często ironicznie opisując czyjeś odzienie lub ogólny wygląd sprawia, że czytelnik nie musi zamykać oczu aby wyobrazić sobie daną postać tak jak chciał ją przedstawić. I trzeba przyznać, że świetnie zna psychikę kobiet, chyba mało który mężczyzna potrafi tak humorystycznie a zarazem dosadnie wejść w tę dziedzinę, która nawet dla niektórych pań jest wciąż niezrozumiała. Jestem przekonana, że kobiety z kompleksami, po przeczytaniu tej powieści pozbędą się ich. Nie ma nic lepszego niż akceptacja siebie z wszystkimi swoimi zaletami i wadami, a jak już ktoś potrafi się z własnych wad pośmiać to jest lepiej niż dobrze.
Ponieważ akcja powieści została umiejscowiona w gronie pisarek, które jest mi dość dobrze znane, szybko zaczęłam przyrównywać poszczególne osoby do tych, które znam. Zabawnie, choć może odrobinę karykaturalnie opisane i przedstawione niektóre z nich, bardzo mi pasowały do niektórych, które zdążyłam poznać osobiście, szczególnie jedna, ale na ten temat nie będę się rozpisywała. Nie chcę narobić sobie wrogów. Potem ktoś powie, że zazdrość mnie zżera, że pomówienia itp.
Wszystko byłoby okej gdyby książka była grubsza. Skończywszy czytać tę powieść zadałam sobie pytanie: dlaczego często nudne go granic przyzwoitości powieści są opasłymi tomiszczami, a pogodne, ciekawe i wciągające są tak krótkie? Mam niedosyt i jestem z tego powodu trochę rozżalona. Takie powieści jak ta, to cudowny relaks, to oderwanie się od prozy i szarości życia działające jak dobra lampka wina. Myślę, że takich powieści powinniśmy otrzymywać więcej bo nie każda lektura, nawet ta najlepsza z tak zwanych „ambitnych” daje poczucie spokoju, pełnego relaksu i zadowolenia.
Niezbyt długie rozdziały były kolejnym moim problemem w czytaniu, ponieważ jak to u mnie zwykle bywa – jeszcze jeden rozdział i idę spać – kończyło się długo po tym jak pomyślałam to postanowienie. A potem… wiadomo… w pracy Zombie.
Jak dla mnie to książki tego typu, powinny polecać psychoterapeuci zamiast specyfików farmakologicznych, po których występuje cała gama skutków ubocznych. Po takiej terapii jedynym skutkiem ubocznym jest żal, że książka tak szybko się skończyła. Już samo określenie KOMEDIA KRYMINALNA powinno siać uśmiech, dlatego polecam tę powieść zarówno czytelnikom preferującym kryminały, jak i czytelnikom lubiącym dobry humor. Myślę, że ktoś, kto zdecyduje się sięgnąć po tę książkę, że będzie tego żałował. To cudowna uczta dla samopoczucia, a dobre samopoczucie równa się szczęśliwy człowiek.
Bardzo dziękuję Autorowi za możliwość przeczytania tej powieści i mam nadzieję, że zanim przejdę na emeryturę uzbieram całą kolekcję jego książek, bo wtedy będę mogła z czystym sumieniem czytać do woli, nie narażając się na to, że nawalę w pracy z powodu niewyspanej nocy. Teraz czekam na kolejne losy Róży Krull, oraz Joanny – bohaterki dwóch wcześniej przeczytanych powieści tego autora i polecam wszystkie książki, które udało mi się przeczytać.
Spotkanie autorskie z ALKIEM ROGOZIŃSKIM
Właściwie to powinnam ten wpis zatytułować BOMBA POZYTYWNEJ ENERGII.
Wczoraj byłam na spotkaniu z pisarzem Alkiem Rogozińskim, autorem takich książek jak:
Pisze on komedie kryminalne kierowane w dużej mierze do kobiet, ale myślę, że niejeden mężczyzna zatraciłby się w lekturze na całego.
Miejscem spotkania była Księgarnia Bookszpan w gdańskiej Galerii Metropolia, a właściwie to przed księgarnią, bo sam sklep nie byłby w stanie pomieścić tylu ludzi w jednym czasie.
Cóż mogę napisać o tym spotkaniu…
Szczęka mnie boli do dzisiaj.
Spotkanie poprowadziła nasza znana gdańska pisarka Literatury Kobiecej, (Aleksander Rogoziński tak pięknie, zmysłowo i poetycko nazywał ten gatunek litertury, ale ja niestety nie jestem w stanie tego powtórzyć) – Magdalena Witkiewicz.
Myślę, że ktoś, kto czyta ten wpis już się uśmiecha, bo ten duet to jest po prostu WULKAN HUMORU.
Spotkanie oczywiście nie trwało standardowo około jednej godziny ale dłużej, na tyle długo, że prawie już zamykali Galerię Metropolia, mnie uciekł ostatni pociąg do domu i musiałam wracać taksówką, a co, kto mi zabroni… na szczęście to tylko około 11 km, ale niestety komunikacją miejską o tak później porze, nie odważyłabym się wracać sama do „mojej” dzielnicy.
To nie było moje pierwsze spotkanie z tym autorem (i mam nadzieję, że nie ostatnie) i tak właściwie powinnam być przygotowana, ale i tak zostałam mile zaskoczona, bo te kilka godzin sprawiło, że moje ostatnie dość ponure nastroje chyba wreszcie poszły w świat.
Aleksander Rogoziński opowiadał o swojej najnowszej książce i nie tylko, a ktoś kto czytał jego chociaż jedną powieść, zapewne się domyśla jak to opowiadanie wyglądało. Człowiek z ADHD – tak mówi o sobie autor; moim zdaniem może nie koniecznie z ADHD, ale z pewnością z dużą dawką energii, a w połączeniu z energią i humorem Magdaleny Witkiewicz to BOMBA (na szczęście nie kaloryczna).
Zobaczyć Aleksandra Rogozińskiego w wersji „na poważnie” graniczy z cudem 😉
Często bywam na spotkaniach autorskich zwłaszcza moich ulubionych autorów, i każdy wie, że lubię takie imprezy. Jest to nie tylko odskocznia od szarości życia, ale przede wszystkim okazja do lepszego poznania pisarza. Swoim sposobem zachowania Alek Rogoziński z pewnością zyskuje czytelników i czytelniczki oczywiście, bo jest osobą nie tylko pełną szczerości i humoru. Trzeba przyznać, że zobaczyć go lub usłyszeć w wersji „na poważnie” to graniczy z cudem, bo Aleksander Rogoziński ma w sobie to COŚ, co sprawia, że spotykając go po raz pierwszy człowiek ma wrażenie jakby znał go całe życie. Miałam okazję spotkać go zaledwie kilka razy, a wydaje mi się jakbyśmy się znali od dzieciństwa. To znaczy kiedy ja byłam w tej grupie zwanej młodzieżą, to on był w tej zwanej dzieci, ale to nie ważne.
Jeżeli kiedykolwiek ktoś z osób zaglądających do mojego małego świata książkowego będzie miał okazję pójść na spotkanie z tym autorem, to polecam bardzo gorąco. Ten czas z pewnością nie zaliczy do straconego, a tak naładuje się pozytywną energią, że wystarczy mu na dłuuuugo.
A tak przy okazji, jeżeli ktoś jest z Gdańska bardzo polecam Księgarnię Bookszpan w Galerii Metropolia. Znajduje się ona wprawdzie w dość niepozornym miejscu, ale wejść do niej to…
Pojechałam na spotkanie autorskie a wróciłam z pełną torbą książek, bo jak tu się oprzeć cenom 5 zł, 6 zł, 7 zł za książkę Grzegorczyka, Walczak czy innych czy 2 zł za audiobook?
Oczywiście wróciłam również z najnowszą książką samego AUTORA – Alku Rogoziński jeszcze raz bardzo Ci dziękuję, zaoszczędziłam na wizycie u psychoterapeuty; no i jak się tego można było spodziewać, zaraz po spotkaniu wylądowałam z książką w łóżku, więc wkrótce podzielę się opinią na jej temat.
Na koniec tradycyjna fotka z GWIAZDĄ WIECZORU, autografik i… do domu 🙂
Wszystkie zdjęcia z prywatnego albumu autorki bloga.
PRACOWNIA DOBRYCH MYŚLI – Magdalena Witkiewicz
Magdalena Witkiewicz bywa tu w moim małym książkowym świece częstym gościem. Najbardziej uwielbiam ją i jej książki za to, że działają na mnie jak happyterapia. Oczywiście nie wszystkie, te poważne relaksują w inny sposób, ale… kocham tę Autorkę przede wszystkim za Milaczka, panią Piontek, cudownego Parysa Antonia i innych, którzy pozwolili mi na chwilę uciec od szarej i smutnej (często) rzeczywistości. Nie będę pisała o samej pisarce, ponieważ kto ma ochotę o niej poczytać, to albo wskoczy sobie do Internetu, albo do moich wcześniejszych wpisów, w których przedstawiłam ją bardzo szczegółowo.
Wydawnictwo FILIA rok 2016
stron 308
Pracownia dobrych myśli to cudowna komedia obyczajowa, przy której niejednokrotnie się tak wzruszyłam, że chyba nie powinnam się do tego przyznawać. No cóż tak już mam, że najwięcej płaczę na komediach romantycznych.
W Miasteczku przy ulicy Przytulnej 26 stoi stary budynek, w którym zamieszkałych jest kilka lokali. Na parterze tego domu jest duże pomieszczenie, w którym kiedyś była pracownia krawiecka pani Pelagii, lecz po jej śmierci, żaden inny biznes się w niej nie rozkręcił na dobre. Każdy, kto wynajmował pomieszczenie na działalność gospodarczą… plajtował. Florian jest wnukiem pani Pelagii, młodym człowiekiem bardzo pozytywnie nastawionym do świata, któremu marzy się własna kwiaciarnia. Gdzie może powstać jak nie w miejscu, nad drzwiami którego wisi szyld „Pracownia dobrych myśli”? Po skończeniu kilku kursów florystycznych Florian spełnia swoje marzenie i tak jak pracownia krawiecka jego babci tak i kwiaciarnia przyciąga wielu pozytywnych ludzi. Mieszkańcy kamienicy przypominają sobie co to jest sąsiedzka przyjaźń, a życie wielu ludzi zostaje wywrócone do góry nogami. Pozytywnie oczywiście. Co wydarzy się w domu przy ulicy Przytulnej 26? Kim jest osobliwa starsza pani spędzająca większość czasu z poduszką na oknie? Czy duch pani Pelagii będzie już zawsze obecny w jej byłej pracowni krawieckiej?
Kiedy tylko otrzymałam tę książkę, nie mogłam się powstrzymać i jak kot na widok miski ze świeżutką śmietanką musiałam…, no dosłownie MUSIAŁAM rzucić się w wir czytania. Skończyło się na tym, że na drugi dzień zaspałam do pracy, ale co przeżyłam to MOJE.
Sugerując się nieszablonową okładką (chyba najpiękniejszą z jaką do tej pory się zetknęłam) i sugerując się tytułem, spodziewałam się nostalgicznej ciepłej opowieści. Wiele się nie pomyliłam oprócz tego, że między tę nostalgię wplecione zostało tyle humoru, że od razu przekierował on (ten humor) moje negatywne myśli w pozytywną stronę.
Jest to wyjątkowa opowieść o przyjaźni, współpracy, empatii, miłości i… tęsknocie. Kilkoro przeciętnych ludzi spotyka się w jednej kamienicy i zamiast codziennego, zwykłego „dzień dobry” przeżywa piękne wspólne chwile. Czasami odrobinę podkręcone nalewką malinową „ku zdrowotności”, którą szczodrze wszystkich obdarza starsza pani Wiesia, osoba która „nie lubi kłopotów” i wie wszystko o wszystkich dzięki cudownemu punktowi obserwacyjnemu jakim są poduszka i okno. Czytając tę powieść nie można pozostać poważnym, kąciki ust same unoszą się powodując często skurcz szczęk jak w moim przypadku. Jak zaczęłam czytać, to nie potrafiłam się oderwać od tej lektury, działała na mnie jak magnes, który przyciągnął i nie puści dopiero aż dotrę do ostatniej strony.
Ale… niby taka pogodna, pełna humoru fabuła, a poruszone w niej zostały bardzo poważne tematy. Samotność i starość – wszechobecna, smutek po śmierci ukochanego ojca i męża, samotne macierzyństwo czy niespełniona miłość. To wszystko jednak zostało ukazane w taki sposób, że czytając o tym, człowiek przestawia to myślenia i zamiast martwić się, odnajduje iskierki radości, które pozwalają przezwyciężyć te smutne chwile.
Ta książka jest jak magia, dzięki niej pozostaje w człowieku tyle dobrej energii, że nawet najsmutniejsze chwile przeistaczają się w coś pozytywnego… przyjemnego… miłego. Zostają zastąpione szczęściem i radością. Pozwolę sobie na zacytowanie jednego zdania, które bardzo utkwiło mi w pamięci:
(…) Życie toczy się dalej. Pędzi obok nas. A rozpacz, depresja nas zatrzymują. Ono się nie zatrzyma i potem dziwimy się, ile rzeczy się stało, a my wciąż w miejscu. (…)
(…) A po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój…(…) – jak śpiewał Krzysztof Cugowski.
Polecam tę książkę całym sercem nie tylko dla poprawy nastroju, bo ten się poprawi na pewno, to gwarantuję. Polecam ją również dlatego, aby każdy mógł zobaczyć jak wiele możemy zdziałać dobrego wokół nas. Czasami zwykłe, prozaiczne zachowanie może wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Uśmiechajmy się. Zarażajmy optymizmem. To nic nie kosztuje, a może zdziałać wiele.
Zdjęcia z prywatnego albumu autorki bloga.
Taka Pracownia dobrych myśli istnieje w Poznaniu. Na ulicy Strzeszyńskiej jest mała kwiaciarnia, której właścicielka jest jak Florian – przepełniona optymizmem. To Kwiaciarnia Maliny.Samo miejsce jest magiczne i zawsze kiedy jestem w tej okolicy nie mogę sobie pozwolić na to aby tam nie wejść chociaż na chwilę. Oprócz pięknych kwiatów, stroików itp. można tam wypić dobrą kawę i… wypożyczyć książkę. Czy to nie jest magiczne miejsce?
Polecam również inne książki Magdaleny Witkiewicz, które zdążyłam poznać i ciekawa jestem, czy wśród moich znajomych (czytających) jest ktoś kto nie przeczytał żadnej z jej książek.
MORALNOŚĆ PANI PIONTEK – Magdalena Witkiewicz
O Magdalenie Witkiewicz nie będę pisała, ponieważ gościłam ją już u siebie tyle razy, że ktoś kto tutaj wpada, z pewnością zna ją już tak dobrze jak ja. Jej książki często czytam i kupuję dla terapii, ponieważ wiem, że skutecznie poprawią mi humor. Wiem, że nie wszystkie są dla mnie happy-terapią, ale wszystkie mają pozytywne zakończenia a to już z pewnością JEST terapia.
Wydawnictwo FILIA rok 2015
stron 294
Moralność pani Piontek to romantyczna komediowa obyczajowa, po którą sięgnęłam całkiem świadomie, aby rozjaśnić sobie odrobinę szarówkę dnia codziennego.
Gertruda Poniatowska, de domo Piontek to dość nadopiekuńcza mama, ekscentryczna kobieta i zapatrzona w siebie, wkurzająca żona. Jej jedyny syn jest poważnym lekarzem ginekologiem, ale mimo swoich 35 lat wciąż jest singlem mieszkającym z rodzicami. Któregoś dnia Augustyn (syn pani Gertrudy) postanawia jednak odciąć się od pępowiny mamusi i wynajmuje dla siebie mieszkanie. Dziwnym zbiegiem okoliczności tego samego dnia do owego mieszkania wprowadza się również młoda kobieta, która również to mieszkanie wynajęła od uroczej pani Halinki. W wynajętym przez Augustyna i Anulę mieszkaniu bardzo częstym gościem jest serdeczny przyjaciel młodego Poniatowskiego, który… no cóż… nie mam zamiaru zdradzać szczegółów. Czy pani Gertruda pogodzi się z odejściem syna z domu? Czy mamusia pozwoli synkowi na poważny związek z uroczą studentką dorabiającą sobie w szpitalu jako salowa? Co się wydarzy, kiedy wszyscy będą przekonani, że pani Poniatowska (Piontek) wyjechała na samotny urlop za granicę?
Jak już wspomniałam wcześniej po książkę sięgnęłam świadomie w wiadomym celu. Po (moim ukochanym) „Milaczku”, „Pannach roztropnych” czy „Szczęściu pachnącym wanilią” wiedziałam czego mogę się spodziewać. I… nie pomyliłam się.
Autorka ma wyjątkowy dar odgarniania smutków, chandry czy po prostu jesienno-zimowych smuteczków. Ciekawie przedstawieni bohaterowie książki, których osobowości są tak różne i fascynujące, wprost sami zapraszają do fabuły. A ta z kolei jest tak skonstruowana, że nie można się przy tej książce nudzić. Przyznam szczerze, że kilkakrotnie uroniłam łezkę ze śmiechu, ale… i raz czy dwa z innych powodów. Niby sielska opowieść o nadopiekuńczej matce a jednak gdzieś głęboko ukryta jest w tej mamusinej miłości zwykła troska o dziecko. Która z nas nie chciałaby dla swojego dziecka wszystkiego co najlepsze?
W tej książce można znaleźć miłość nie tylko tę przepełnioną romantyzmem dwojga zakochanych w sobie młodych ludzi, ale również miłość tę dojrzałą, taką o której czasami nie myślimy i uświadamiamy sobie jej istnienie dopiero w sytuacjach o jakich nawet nie śmielibyśmy wcześniej pomyśleć.
Ciekawe, bardzo zabawne dialogi ułożone z krótkich, ale wyraźnie przekazujących sens zdań, to jeden z plusów tej książki. Może właśnie dzięki nim (tym dialogom) czyta się tę lekturę szybko, a nawet mogę powiedzieć bardzo szybko.
Mimo różnych osobowości bohaterów, nie można tych osób rozgraniczyć na te złe i te dobre. Dla mnie po prostu nie było tam negatywnych bohaterów, ponieważ każdy z nich miał w sobie jakiś potencjał pozytywu. Nawet tytułowa pani Piontek – (…) kobieta ekscentryczna, harpia i pirania pijąca kawę tylko z porcelanowych filiżanek i uwielbiająca drogie buty na obcasie (…) jest kimś, kogo nie można n i e l u b i ć.
Muszę dodać, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę, od razu wiedziałam, że chcę tę książkę nie tylko przeczytać ale MIEĆ.
Osoby, które udało mi się namówić do przeczytania tej powieści, uczciwie przestrzegam, aby przygotowały się na ból… szczęki, ja taki właśnie miałam po skończeniu lektury. To cudowna książko terapia, w sam raz na szarugę za oknem czy chociażby na chwileczkę zapomnienia. Polecam tę cudowną komedię romantyczną nie tylko czytelnikom preferującym taką literaturę, i cieszę się, że wśród naszych – rodzimych autorów mamy takie pisarki, które potrafią na jakiś czas rozjaśnić nasze życia. Wiem, że potrzebujemy książek różnych, ja na przykład czytam prawie wszystko od literatury poważnej po takie lekkie, łatwe i przyjemne książki z gatunku literatury kobiecej. Wszystko zależy od mojego nastroju. Mam swoich ulubionych pisarzy/pisarki których książki kupuję „w ciemno”, bo wiem, że nigdy nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Do takich autorek mogę zaliczyć właśnie tę.
Polecam również inne książki Magdaleny Witkiewicz, które zdążyłam poznać i ciekawa jestem, czy wśród moich znajomych (czytających) jest ktoś kto nie przeczytał żadnej z jej książek.
DZIECKO LAST MINUTE – Natasza Socha
Natasza Socha gościła już na moim blogu, jej poczucie humoru w połączeniu z realizmem życiowym przekonały mnie do sięgnięcia po kolejne jej książki. Urodziła się w Poznaniu w 1973 roku. Jest dziennikarką, felietonistką, pisarką, a także malarką i ilustratorką. Obecnie mieszka pod Akwizgranem w Niemczech. Jest absolwentką dziennikarstwa i nauk politycznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Zadebiutowała powieścią „Macocha”, która została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. Do tej pory ma na swoim koncie już kilka powieści obyczajowych, w których w dowcipny sposób pisze o sprawach poważnych, podbijając serca wszystkich, którzy czytają jej twórczość. Jest artystyczną duszą, maluje akwarele, a także tworzy ilustracje do dziecięcych bajek.
Wydawnictwo Pascal rok 2016
stron 350
Dziecko last minute to współczesna powieść obyczajowa napisana z dużą dawką humoru.
On, Ona, były-obecny mąż, była żona i Ono. Taki skrót albo oznacza wielki dramat albo… dobrą zabawę.
Kalina ma 46 lat uciekając przed myślami o nadchodzącej „starości” (?), która jawi się jej perspektywą zbliżającej się menopauzy wyjeżdża na wakacje, pozostawiając swoją dorosłą córkę oraz matkę w niemałym zaskoczeniu. Podczas urlopu poznaje sympatycznego pana (po przejściach), który jest kimś w rodzaju atrakcji urlopowej, dającej sporo satysfakcji i prawie zapomnianego seksu. Efektem tej spontanicznej, aczkolwiek przyjemnej znajomości jest… ciąża. Dla Kosmy (ojca dziecka) jest to coś w rodzaju euforycznego spełnienia się w roli taty, a dla obojga ogromne wyzwanie. Życie nie tylko Kaliny i Kosmy zostaje wywrócone do góry nogami. Czy Kalina uzna to późne macierzyństwo za dar od losu czy drwinę losu? Czy jej ciąża jest wynikiem nieodpowiedzialności, kryzysem wieku średniego czy miłą niespodzianką?
Na książkę miałam ochotę jak tylko zobaczyłam jej zapowiedź. Znając już odrobinę „pióro” autorki, wiedziałam, że zakup tej lektury jest przemyślanym zakupem. Na szczęście nie pomyliłam się co do oczekiwań i dzięki książce spędziłam kilka cudownych wieczorów, które wpłynęły na moją jesienną chandrę bardzo pozytywnie.
Jest to opowieść nie tylko o dylemacie dojrzałej kobiety, która została obdarowana przez los czymś, a właściwie kimś, czego (ciąży)/kogo (dziecka) się nie spodziewała. Późne macierzyństwa są podobno teraz w modzie, ale za tym trendem mody idzie ten, kto świadomie podejmuję decyzję. W tej powieści autorka w dość humorystyczny, żeby nie powiedzieć odrobinę ironiczny sposób pokazuje jak mogą wyglądać reakcje przyszłych rodziców, (którzy bądź co bądź młodość już dawno mają za sobą) na nieplanowaną ciążę, przedstawia relacje byłych małżonków, którzy z takich czy innych względów nie potrafią pogodzić się ze zmianami (czy szczęściem) u tej drugiej strony. Poznajemy również relacje między matką a dorosłą córką, relacje nie zawsze łatwe ale bardzo realistyczne.
Emocje jakie towarzyszą podczas czytania, sprowokowane odbieraniem emocji bohaterów, gdzie szczęście miesza się ze strachem i niepokojem to coś, czego nie można pominąć ani w życiu ani przy czytaniu o tym. I chociaż nie dotyczy to nas bezpośrednio, każdy czytelnik znajdzie w tym coś, co może skojarzyć z własnymi doświadczeniami życiowymi.
Bardzo ciekawie została w tej lekturze przedstawiona postawa byłych małżonków naszych bohaterów – „pies ogrodnika – samemu nie zje ale i drugiemu nie da”. I chociaż relacje obu stron zostały zaprezentowane w świetle bardzo pozytywnym, małżonkowie mimo rozstania żyli nadal w komitywie może nie przyjaźni co poprawnych stosunków rodzinnych, to trudno było mi opowiedzieć się po którejkolwiek stronie.
Rozterki przyszłych rodziców, przeplatane uczuciami radości z powodu nadejścia nowego członka rodziny to tylko mała część fabuły. W tej książce bowiem, między wątek główny wkrada się pewna skrzętnie ukrywana sprawa rodzinna, która dodaje całości odrobinę tajemnicy i również powoduje, że czyta się książkę w lekkim napięciu.
Jest to lektura, która z pewnością niejednej czytelniczce (a może nawet i czytelnikowi) na długo pozostanie w pamięci. Lekka, łatwa i przyjemna, chociaż poruszająca dość trudne tematy, gdzie autorka kreuje momentami skomplikowane relacje między ludźmi. Zapewniam, że jeżeli ktoś zdecyduje się na tę powieść to z pewnością nie będzie się nudził. Świetne a zarazem zabawne dialogi, nie pozbawione humoru sytuacje to z pewnością atuty tej książki. A do tego szczera prawda o dojrzałym macierzyństwie, taki trochę przewodnik po macierzyństwie i budowaniu nowego związku ludzi „po przejściach”, w bardzo pozytywnym świetle, chyba zachęcą do czytania zwłaszcza teraz, kiedy pogoda nie sprzyja naszym optymistycznym myślom.
Okładka, moim zdaniem prześliczna, rozbudza ciekawość, przywołuje uśmiech i zachęca do sięgnięcia po tę książkę.
Polecam tę powieść nie tylko paniom w moim wieku, (czyli tym bardzo dojrzałym), myślę, że i panowie nie będą się nudzić przy tej lekturze. Mix wątków poruszonych w książce, począwszy od miłosnego, z zazdrością w tle, poprzez psychologiczny i odrobinę tajemnicy to z pewnością coś co przyciągnie niejednego czytelnika, ja w każdym bądź razie zachęcam do tej lektury.
Na mojej półce „książki do przeczytania” już czeka kolejna książka tej autorki – „Biuro przesyłek niedoręczonych”, mam nadzieję, że wkrótce podzielę się wrażeniami po przeczytaniu jej.
Moja wnusia Zuzanka jest dzieckiem zaplanowanym i wyczekiwanym przez jej rodziców 🙂 ale przyznam szczerze, nie wiem jak bym zareagowała gdyby trafiła się mnie jako spadkobierczyni moich genów w pierwszej linii.
Zdjęcie wykonane przez Iza Wilma-Drzeżdżon – Izabelinda Photography