dobrazabawa
LOKATOR DO WYNAJĘCIA – Iwona Banach
Nie lubił pijaków, ale też wiedział, jak z nimi postępować. (…) Popełnił jednak niewybaczalny błąd. Podszedł do tych staruszek, no jak do staruszek. (…) Teraz wiedział, że to niebezpieczne harpie.
Iwona Banach urodziła się w 1960 roku w Bolesławcu. Jest nie tylko polską pisarką, autorką kilkunastu powieści, ale również tłumaczką literatury pięknej. Ukończyła romanistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz resocjalizację w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Pracuje jako nauczycielka i tłumaczka języków francuskiego i włoskiego. W 1998 roku otrzymała wyróżnienie w Konkursie Twój Styl – Dzienniki Roku, a w 2013 roku zdobyła pierwszą nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim Wydawnictwa „Nasza Księgarnia”.
Lokator do wynajęcia to komedia kryminalna.
PREMIERA KSIĄŻKI 01 CZERWCA 2022
Miśka to młoda dziewczyna, która zarabia na życie jako
lokatorka do wynajęcia. Razem ze swoim współpracownikiem, Noldim jedzie do
Zakopanego, aby „zaopiekować się” domkiem, którego właściciel od lat mieszka za
granicą. Miśka jest rozsądną kobietą, która dokładnie wie, czego chce od życia,
natomiast Noldi kawałem chłopa o duszy romantyka, który boi się pająków i
duchów. Na miejscu okazuje się, że dom ma numer 666, a obok stoi bliźniacza
chałupa, w której mieszkają dwie staruszki ‒ Bella i Nina. Pewnego dnia Miśka i
Noldi znajdują na swojej posesji zwłoki… misia z Krupówek, a później zwłoki
kobiety w krzakach. Jakby tego było mało, na strychu nocą pojawia się
nieznajoma dziewczyna, a dom zaczyna rzucać nożami i innymi metalowymi
przedmiotami… Czy ulubieniec turystów i kobieta zostali
zamordowani przez tę samą osobę?
Kim jest dziewczyna ze strychu, dlaczego dom rzuca
nożami i co mają z tym wszystkim wspólnego dwie starsze panie?
Ciekawa jestem ilu jest takich czytelników, którzy zamiast pakować walizkę przed urlopem spędzają większą część dnia na czytaniu książki.
Ciekawa jestem, ile jest takich czytelniczek, które czytając zakończenie fabuły rozczula się, wzruszając do łez, jednocześnie śmiejąc się w głos. Dziwna ze mnie czytelniczka, wiem, ale nic na to nie poradzę.
W tej powieści mamy grupę ludzi, których osobowości są tak różne jak tylko można je było zróżnicowanie wykreować. Miśka i Noldi to jakby dwa bieguny. Dwie seniorki Nina i Bella, to mieszanka wybuchowa spontaniczności, empatyczności i radości. Andrzej, Witka, podkomisarz Nowicki i policjant Józek to osoby tak barwne, że trudno jest ich nie polubić. Zresztą chyba wszyscy bohaterowie zasługują na sympatię czytelnika, nawet jeżeli nie są do końca pozytywnymi postaciami.
Po przeczytaniu kilku książek tej autorki ciągle czuję niedosyt, może to wina jej poczucia humoru, które w najgorszych momentach mojego życia potrafiło mnie rozbawić do łez, a może to „wina” jej talentu pisarskiego.
Biorąc do ręki tę lekturę wiedziałam, że wszystko inne zostanie zepchnięte na plan dalszy (nawet pakowanie walizki przed wyjazdem) bo gdy już zacznę czytać, to trudno mi będzie oderwać się od stron książki.
Większość treści to dialogi i to takie, że trudno jest się nie uśmiechnąć, bo prowadzone między bohaterami rozmowy są z jednej strony pełne ironicznych powiedzonek, a z drugiej po prostu bardzo humorystycznie napisane.
Jak na dobrą komedię kryminalną przystało jest groźnie, tajemniczo i śmiesznie. Groza wprawdzie na chwilę powoduje szybsze bicie serca, ale i tak wiadomo, że w końcu zostanie wyparta przez sytuacje w których więcej jest humoru niż strachu.
(…) Za drzwiami dało się słyszeć dudnienie. Ktoś usiłował dostać się do domu. Z kuchni znów dobiegały jakieś metaliczne dźwięki. Najpierw typowe pokrywkowe doiiing, a potem taki hałas, że Miśka prawie ogłuchła. (…)
Jeśli chodzi o bohaterów, to najlepsze jednak w tej kryminalnej opowieści są dwie staruszki, które niby biedne, schorowane, ale można by pomyśleć, że w ich ciała wcielił się sam diabeł. Uwielbiam, kiedy w książkach senior nie jest przedstawiony jako biedny, smutny i samotny emeryt, ale jako osoba mimo wieku dość przebojowa. Nina i Bella to bliźniaczki w dość słusznym wieku, które część swojego życia mieszkały w Stanach Zjednoczonych, ale na starość postanowiły wrócić do Polski. Kobiety z całą pewnością nie nudzą się teraz i nie nudziły się w przeszłości, chociaż ich życie nie było usłane różami. Potrafią zapędzić w tak zwany „kozi róg” nawet doświadczonego policjanta.
(…) Zdał sobie sprawę, że górale w swojej zaciekłości wyprodukowali prawdopodobnie zupełnie odrębny góralski gatunek staruszki, bardziej zabójczy niż większość niebezpiecznych stworzeń. (…)
Nieco prześmiewczo autorka przedstawiła w książce ważnego policjanta z dużego miasta, więc „szychę”, który nie mógł sobie poradzić w środowisku górali, a w domu seniorek, to już całkowicie okazał się sierotką. W obliczu prowadzonego śledztwa pod wpływem zachowania się starszych pań, oddelegowanie go do rozwiązania zagadki kryminalnej mogło się okazać największą porażką życiową.
(…) Po krótkiej akcji ratowniczej wylizany i podrapany, śmierdzący samogonem i lekko poparzony podkomisarz siedział znów za stołem, z lękiem patrząc na zebrane towarzystwo. Prawdę powiedziawszy miał nadzieję, że ta delegacja do Zakopanego to będzie miły wypoczynek, zaś zaczynał sobie zdawać sprawę, że czeka go mordercza przeprawa z zatwardziałymi góralkami, wariatkami i dzikimi zwierzętami. (…)
Ciekawa fabuła wciąga i bawi, jednocześnie trzymając czytelnika w napięciu prawie do ostatniej strony. Bohaterowie co rusz wplątują się w jakieś incydenty, awantury, ambarasy, pułapki i myślę, że wielu zastanawia się nad tym jak udało im się przeżyć, w tym specyficznym środowisku góralskim i domu z latającymi po kuchni nożami.
Niespodziewane zwroty akcji, rodzinne tajemnice, skrywane sekrety to połączenie dobrej i zabawnej opowieści. Myślę, że wielu będzie się przy tej lekturze tak dobrze bawiło jak ja.
Charakterystyczny styl jakim pisze autorka może być dla kogoś męczący, bo liczni bohaterowie i mocno pogmatwane sytuacje w jakich się znajdują to coś, co wyróżnia książki Iwony Banach od innych komedii kryminalnych. Przewaga dialogów nad narracją bez dialogowej treści może nie każdemu się podobać, ale ja lubię, jak bohaterowie dużo rozmawiają.
Jestem przekonana, że jak ktoś już raz złapie się na tym, że przy książkach tej autorki dobrze się bawi, ten z pewnością będzie czekał na każdą kolejną jej książkę.
Polecam tę powieść dla poprawy nastroju i czystego relaksu. Myślę, że nawet miłośnicy poważnych kryminałów śmiało mogą sięgnąć po tę książkę.
Dziękuję wydawnictwu Dragon, że mogłam po raz kolejny spędzić czas z lekturą lekką, łatwą i przyjemną. Autorce zaś dziękuję za potężną dawkę dobrego humoru.
SAVOIR-VIVRE XXI WIEKU. Polityka okiem prowincjusza – Michał MICHU Heppner
Michał MICHU Heppner urodził się w 1955 roku. Z natury jest humanistą, z wykształcenia nauczycielem. Obecnie zawodowo zajmuje się dorosłymi osobami niepełnosprawnymi, prowadząc pracownię artystyczną. Od dziesięciu lat współpracuje z Powiatową Gazetą Drawską. Jest bibliofilem od dziecka kolekcjonującym książki, ale interesuje się również muzyką. Gra na gitarze basowej w rockowym zespole Still Contract.
Savor-vivre XXI wieku. Polityka okiem prowincjusza to zbiór felietonów publikowanych w „Powiatowej Gazecie Drawskiej” przez Michała MICHA Heppnera w przeciągu kilku lat począwszy od roku 2013 aż do roku 2020.
PREMIERA KSIĄŻKI 16 GRUDNIA 2021 ROKU
Obyczaje czy maniery, których przestrzegali nasi dziadowie, nijak się mają do współczesnej rzeczywistości. Jak dziś powinien zachowywać się prawdziwy dżentelmen? Co jeszcze niedawno było pożądanym zachowaniem, a dziś traktowane jest jako gafa? I odwrotnie, nad czym dawniej dobrze wychowany osobnik nie byłby w stanie przejść, nie oburzając się, a obecnie jest to standardem w relacjach między ludźmi? A co jeśli przyjrzymy się reprezentantom naszego państwa? Czy politycy wiedzą, co im przystoi? Autor ma co do tego wątpliwości, a przykładów nie trzeba długo szukać: „Do dobrych obyczajów, jak sądzę, należy także rzeczowe odpowiadanie na zadane pytania. Tej umiejętności nie posiadło wielu polityków”. Książka ta to nie tylko opis zasad zachowania się w różnych okolicznościach. To również kronika zdarzeń, których my, Polacy, jesteśmy świadkami każdego dnia.
To możemy przeczytać jako opis wydawcy, a co tak naprawdę znajdziemy w środku książki?
Przyznam szczerze, że biorąc do ręki tę lekturę nie byłam pewna czego tak właściwie mogę się po niej spodziewać, ale nie ukrywam, że jej treść mnie nie zawiodła, a momentami nawet bardzo rozbawiła.
Jestem świadoma tego, że chociaż nie wiem jak bardzo bym się starała popełniam gafy, nie wiem, czy znam kogoś kto ich nie popełnia. Jedni robią to świadomie, wówczas jest to odbierane jako żart, a inni nieświadomie. Ale uważam, że osoby publiczne (tu mam na myśli głównie polityków i dziennikarzy) powinny baczniej zwracać uwagę na to co, gdzie i do kogo mówią, bo tego wymaga od nich społeczeństwo.
Autor chwilami prześmiewczo, a czasami bardzo poważnie zwraca uwagę na zachowania naszych polityków ironicznie przytaczając ich błędy językowe czy te, które świadczą o ich kulturze, albo raczej o braku kultury.
Przyznam szczerze, że nigdy nie przepadałam za debatami politycznymi, czy rozmowami polityków, którzy często mówią nie wiadomo do kogo, ponieważ jak przy stole, czy w pomieszczeniu znajduje się na przykład pięć osób, to potrafią mówić wszystkie jednocześnie, i kto wówczas jest słuchaczem?
Zawsze wydawało mi się, że aby zostać wybranym do sejmu, senatu czy na jakiekolwiek inne stanowisko publiczne taki kandydat przede wszystkim powinien pokazać się od strony kulturalnej i językowej. Niestety nie jeden raz przekonaliśmy się o tym, że z kulturą nasi politycy nie mają wiele wspólnego, a często charakteryzują się iście patologicznym słownictwem.
Wiem, że zdarzy się mi popełnić pleonazm (wyrażenie składające się z dwóch bądź więcej wyrazów znaczących to samo, lub prawie to samo), mówiąc czasami coś szybko, lub chcąc szybko coś komuś przekazać, ale potrafię za to przeprosić i przyznać się do tego, że nie posłużyłam się poprawną polszczyzną. Nie uważam, aby wspomnienie pleonazmu nie należało do tematu savoir-vivre, ponieważ to znajomość zwyczajów i form towarzyskich pomaga nam wysławiać się poprawnie i świadczy o naszej kulturze i dobrym wychowaniu.
Jak wielu polityków nawet nie zna tego słowa, nie mówiąc już o kaleczeniu języka polskiego, które często jest przykre dla słuchaczy. Niestety w języku codziennym co rusz używane są takie określenia „masło maślane” i nie zawsze osoba mówiąca zdaje sobie z tego sprawę, a może tylko nie zastanawia się nad tym co mówi.
(…) Pan zwraca się do kolegi, który zawracał samochodem na drodze: „cofaj do tyłu”. Korciło mnie spytać: „a można cofnąć do przodu?” (…)
Nie wszyscy zwracają uwagę na to, jak wysławiają się osoby, które reprezentują nas, zwykłych szarych ludzi, którzy na co dzień nie chodzą może w garsonkach i garniturach, ale potrafią powiedzieć: „proszę”, „przepraszam”, „dziękuję”.
Autor w książce podkreśla również, że nie zawsze pamiętamy o tym savoir-vivre podczas przedstawiania czy witania się z kimś. A przecież od lat obowiązuje kilka żelaznych zasad.
(…) Młodszy jako pierwszy kłania się starszemu. Mężczyzna pierwszy pozdrawia kobietę. Osoba wchodząca z pomieszczenia, w którym znajdują się inni ludzie, pierwsza wypowiada słowa powitania – nawet jeżeli jest leciwą kobietą, a wewnątrz przebywają młodzi chłopcy. (…)
Myślę, że jeśli chodzi o wysławianie się, warto przypomnieć sobie kilka zwrotów, których raczej nie powinniśmy używać. Autor wspomniał w swojej książce sytuację, kiedy ustępująca pani premier w jednym z ostatnich swoich wystąpień, użyła określenia „tylko i wyłącznie” aż osiem razy (dokładnie policzył) w pięciominutowym przemówieniu.
(…) Sprawa może dotyczyć na przykład „tylko ekonomii” lub „wyłącznie ekonomii”. Łączenie tych dwóch określeń to błąd jaskrawy. Szczególnie razi w wypowiedziach przepełnionych patriotyzmem i troską o ojczyznę. Głoszenie patriotyzmu powinno zaczynać się od szacunku do ojczystego języka. (…)
Ciekawym tematem poruszonym w książce są również znaczenia różnych powiedzonek, których używamy, ale nie koniecznie wiemy skąd się wzięły i jakie mają znaczenie. Dla przykładu powiem: „dobry żart tymfa wart”, czy wszyscy wypowiadający te słowa wiedzą czym ten ów tymf był? I dlaczego dobry żart jest jego wart? Odsyłam do książki, autor pięknie nam to wytłumaczył, to i jeszcze wiele innych powiedzonek używanych powszechnie.
I tak na zakończenie, ciekawa jestem ilu moich znajomych wie skąd się wzięło określenie savoir-vivre? Przyznam szczerze, że ja nie wiedziałam, chociaż domyślałam się, że pochodzi z języka francuskiego. Savoir znaczy wiedzieć, vivre znaczy żyć, stąd savoir-vivre można przetłumaczyć jako „wiedzieć jak żyć” lub „sztuka życia”, a dokładniej jako znajomość dobrych obyczajów, form towarzyskich, reguł grzecznościowych.
Polecam tę książkę i jako świetną rozrywkę i jako coś w rodzaju lekcji, ponieważ często słysząc czy widząc popełniane błędy u innych zastanawiamy się nad tymi, które możemy popełnić sami.
Daleko mi do polityki, może właśnie dlatego, że zachowania naszych polityków, z panem prezydentem na czele, często bardzo odbiegają od tego czym kierują się zasady savoir-vivre. A przecież oni powinni być dla nas przykładem. Ja jednak za takie przykłady, dziękuję.
Myślę, że kto sięgnie po tę książkę, nie będzie mógł jej odłożyć na dłuższy czas, ponieważ krótkie i bardzo ciekawie napisane felietony wciągną go jak magnes.
Dziękuję Autorowi za tę lekcję, mam nadzieję, że większość jego rad i sugestii już na zawsze zostanie w mojej pamięci, i dziękuję wydawnictwu AlterNatywne za propozycję przeczytania tej książki, która pozwoliła mi na wiele spraw spojrzeć innym okiem.
NA MIŁOŚĆ BOSKĄ – Malwina Ferenz
Malwina Ferenz to wrocławianka od urodzenia. Prywatnie mama trzech córek. Na co dzień jest analitykiem w jednym z banków. Od wielu lat pasjonuje się astronomią oraz fotografią mobilną. Jej zdjęcia Wrocławia pojawiały się na niejednej wystawie. Jest niereformowalną optymistką. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2018 książką „Pora na miłość”.
Na miłość boską to komedia kryminalna, której fabuła umiejscowiona została we Wrocławiu.
PREMIERA KSIĄŻKI 26 LUTEGO 2020 ROKU
W starych wrocławskich kościoła w tajemniczych okolicznościach giną niewielkie, zabytkowe rzeźby. Śledztwo policji, prowadzone przez atrakcyjną, ale samotną panią komisarz toczy się niezbyt dynamicznie. Kuria zatrudnia prywatnego detektywa, który jest wprawdzie urodzonym pechowcem, ale specjalistą od śledztw zlecanych przez rozwodzących się małżonków. Jest jednak jednym z najtańszych, zdaniem kurii detektywem. Kurii nie chodzi jednak o skradzione rzeźby a inne przedmioty, które zginęły niby przypadkiem, ale ich kradzież może mieć dużo gorszy skutek niż utrata posągów świętych. W pewnym dość przypadkowym momencie pani komisarz i detektyw łączą siły w wykryciu skradzionych przedmiotów. Czy uda im się odnaleźć zaginione rzeźby? I dlaczego kurii tak bardzo zależy na odnalezieniu zagubionych w różnych kościołach przedmiotów: brewiarza, książki z intencjami i klucza do zakrystii?
Jeżeli ktoś potrzebuje lekkiej, łatwej i zabawnej książki na jesienny wieczór, to ta lektura jest właśnie dla niego.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale ponieważ uwielbiam komedie kryminalne to z pewnością sięgnę jeszcze kiedyś po powieść jej „pióra”.
Świetnie wykreowane postacie w połączeniu z zabawną fabułą i nutką tajemniczości to lektura, która dosłownie „sama się czyta” 😉 Muszę przyznać, że prawie cały czas podczas czytania uśmiechałam się i teraz po skończeniu czuję się porządnie zrelaksowana.
(…) W trosce więc o dobro rasy ludzkiej w ogóle, a policji wrocławskiej w szczególe, szefowa Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego o wdzięcznej ksywie Dzika nadal grała rolę żeńskiej wersji terminatora, uniesień miłosnych doświadczając wyłącznie w postaci fikcji literackiej. (…)
Jak na komedię kryminalną przystało, mamy tutaj oczywiście wątek kryminalny, a nawet dwa, bo jeden jakby trochę zawoalowany, odnoszący się do pewnego zdarzenia, które miało miejsce w czasie drugiej wojny światowej. Zatem mamy wątek kryminalny historyczny, ale żeby nie było zbyt monotonnie (chociaż wcale nie jest, bo cały czas coś się dzieje) to autorka wplotła w fabułę jeszcze odrobinę romansu i dramatu. A wszystko to razem tworzy całkiem dobrą książkę, od której trudno się oderwać.
(…) Zaskoczona Krystyna rozłożyła ją, przeczytała a wtedy oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdumienia. Drobnym pismem zamieszczono na niej informację, o trzech wrocławskich kościołach i umieszczonych w nich wskazówkach, które doprowadzą poszukiwacza do nieprawdopodobnie cennego skarbu. (…)
Myślę, że ktoś kto zdecyduje się na sięgnięcie po tę powieść nie będzie tego żałował. Nie jest to krwawy, mocny pod względem fabuły męski kryminał, ale można się świetnie przy tej książce nie tylko zabawić, ale i zrelaksować.
Polecam szczególnie na szare jesiennie wieczory. Wierzę, że sięgając po tę lekturę zadowoleni będą zarówno miłośnicy kryminałów jak i komedii, znajdzie się też smakowity kąsek dla miłośników romansu i tajemnic.
Dziękuję wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej książki, a koleżankom czytelniczkom za polecenie jej. Autorce natomiast dziękuję za chwile pełne uśmiechu.