dobra powieść
ZAGUBIONY ANIOŁ – Magdalena Kordel
Nie wiem, jak to tam do końca z Tobą jest, jeżeli istniejesz, to bardzo Cię proszę o bezpieczny dach nad głową. Nie muszę Ci tłumaczyć, że jest mi teraz wyjątkowo potrzebny… Tylko do lata, bo potem… Potem już sobie poradzę.
Magdalena Kordel urodziła się w 1978 roku w Otwocku. Jest autorką, bestsellerowych powieści „Uroczysko” i „Sezon na cuda”. Podobno pisać zaczęła, by poradzić sobie z trudną przeszłością, ale szybko okazało się, że jej książki stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników.
Uwielbia podróżować, czytać i gotować. Mieszka w Otwocku i kiedy tylko może, ucieka w Sudety, bo marzy się jej dom gdzieś wysoko w górach. Wie, jak ważne są marzenia, dlatego pomaga spełniać je innym.
Zagubiony Anioł to powieść świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 31 PAŹDZIERNIKA 2022
stron 492
Rok wcześniej pewna dziewczyna odważyła się wypowiedzieć skryte życzenie, a że czasami życzenia się spełniają to jej życzenie również się spełniło. Dziś ma cudowną córeczkę, ukochanego mężczyznę u boku i jest szczęśliwą. Pracuje w kwiaciarni i robi to co lubi. Tego roku Michalina spotka dziewczynę, która tak jak ona rok wcześniej jest bardzo zagubiona i samotna. Haśka zrobiłaby wszystko, aby zapewnić swojej córeczce ciepło i bezpieczeństwo, ale los bywa przewrotny i dziewczyna ląduje w małym mieszkanku na strychu, gdzie z sufitu kapie woda a chłód roznosi się po wszystkich zakamarkach. Gdy Michalina po raz pierwszy spotyka zziębniętą i samotną dziewczynę z maleńkim dzieckiem, widzi w niej cząstkę siebie z przeszłości co skłania ją do podarowania obcej młodej kobiecie tego co najcenniejsze – nadzieję na lepsze jutro. Czy Haśka będzie gotowa zaufać obcej dziewczynie będącej kimś w rodzaju Anioła? Przed kim Haśka musi się ukrywać? Kto i dlaczego postanawia pomóc Michalinie w doprowadzeniu schorowanej kobiety do zdrowia i czy robi to z własnej woli?
Przyznam szczerze, że najpierw zauroczyła mnie okładka, ale znając „pióro” autorki byłam przekonana, że treść również mnie zauroczy i… tak się stało.
Ktoś, kto przeczytał chociaż jedną książkę Magdaleny Kordel nie będzie się zastanawiał nad sięgnięciem po jej kolejną powieść świąteczną, bo wiadomo, że jest w niej magia i wiele pozytywnych emocji.
(…) Więc gdybyś całkiem przypadkiem tam u siebie, na górze miał jakiegoś bezrobotnego anioła albo takiego wolnego tylko na chwilę… anioła do wynajęcia, to pamiętaj o mnie. Bardzo proszę. (…)
Książka jest kontynuacją losów pewnej dziewczyny, ale jeżeli ktoś nie przeczytał wcześniejszej powieści Anioł do wynajęcia to i tak śmiało może sięgnąć po tę, a ja myślę, że prędzej czy później również zapragnie poznać wcześniejsze losy Michaliny.
Myślę, że czytając tę książkę nikt nie będzie narzekał na brak emocji, ponieważ podczas czytania i uśmiechnie się i uroni łezkę wzruszenia. Autorka bowiem stworzyła kolejną poruszającą i niezwykle ciepłą powieść, której fabuła momentami bawi, a chwilami bardzo wzrusza.
Magdalena Kordel zabiera nas w świat dramatu i patologii rodzinnej przedstawiając samotną młodą kobietę, właściwie dziewczynę, z maleńkim dzieckiem ukrywającą się przed despotycznym ojczymem. Ale na szczęście są na świecie ludzie-anioły, którzy najkoszmarniejszy dramat potrafią zamienić w szczęście.
Ta książka jest pełna emocji i wzruszeń, ale to również, opowieść o nadziei i radości, o empatii i zrozumieniu. Los lubi ludziom rzucać kłody pod nogi, ale jeżeli obok pojawi się ktoś, kto pomoże te kłody usunąć, to życie nabiera kolorów i staje się kolebką szczęścia.
(…) – Że dobre rzeczy mają to do siebie, że zawsze przychodzą znienacka. Na przykład miłość i szczęście – odparł. – Nijak się ich nie spodziewasz, przymykasz oczy i proszę: już są. Cały szkopuł w tym, żeby ich nie przegapić – dodał i zsunął czapkę tak, że była założona na bakier i z miejsca sprawiła, że zaczął wyglądać bardziej zawadiacko. (…)
Dwie prawie w tym samym wieku młode kobiety spotykają się przypadkowo. Czy aby na pewno to był przypadek, czy raczej przeznaczenie?
Strach i samotność potrafią zmienić podejście do życia, a jak jeszcze do tego dołączy upokorzenie i przeświadczenie o tym, że jest się nic niewartym śmieciem, to trudno zaufać innym i trudno uwierzyć, że ktoś może coś robić dla człowieka bezinteresownie, z potrzeby serca. Tak właśnie życzliwość Michaliny odbierała Haśka.
Dzięki tej powieści znów poczułam tę magię zbliżających się świąt, bo cóż innego jak wszechobecne dobro może dać nam poczucie magii, nawet wtedy, gdy ktoś nie wierzy w anioły. Ale przecież ludzie też mogą posiadać tę anielską moc niesienia dobra, empatii i serdeczności.
(…) Może właśnie o to chodzi, że jest nam za dobrze i nagle przestajemy widzieć to, co najważniejsze. Mamy ciepło, jedzenie, miłość. Mamy mnóstwo wszystkości i wiecie, co jest najgorsze? – Potoczyła po obecnych mokrym spojrzeniem. – Że zapomnieliśmy jak się tym dzielić. (…)
Jak już wspomniałam wcześniej, urzekła mnie ta słodko-gorzka historia, ale tak realistyczna, że aż ciepło mi się robiło na sercu, gdy ją czytałam. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to bzdura, że to niepoważne i wielce nierozważne wpuszczać do domu obcą osobę, ale czy w obliczu zagrożenia życia, zwłaszcza życia malutkiego dziecka, człowiek myśli racjonalnie? W takich przypadkach intuicja nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem, ale dzięki temu można poczuć dobrze spełnioną misję dobroczynności.
Haśka początkowo mnie irytowała, wystawiała pazurki i była opryskliwa, ale czy to właśnie nie życie tak ją wykreowało? Jak dziewczyna mogła uwierzyć, że ktoś bezinteresownie chce jej pomóc, gdy całe swoje młode życie słyszała, że jest nikim.
Człowiek uczy się na błędach, ale uczy się również obserwując innych ludzi, biorąc przykłady z ich zachowania.
(…) – Nie Nelu, bo tu spokój nie ma nic do rzeczy – powiedziała Michalina gorzko. – Tu trzeba wprost odpowiedzieć na pytanie, o co chodzi? Bo może o to, Konstanty, że zapomniałeś, skąd mnie wziąłeś w zeszłym roku. Skąd ja tu się wzięłam. (…)
Mogłabym jeszcze dużo o tej książce napisać, ale po co? Myślę, że lepiej będzie, jak sięgniecie po nią sami, przekonacie się, że warto.
Autorka na chwilę przenosi czytelniczki i czytelników do Warszawy i do pewnej kwiaciarni, w której powstają nie tylko piękne, ale również „koszmarne” bukieciki robione pod okiem pana Kochanieńkiego. Przeniesie Was do pewnego warszawskiego mieszkania cudownej, choć mocno kontrowersyjnej starszej pani, pod dachem którego schronienie znajdą wszyscy potrzebujący pomocy. Może spacerując gdzieś uliczkami zaśnieżonego miasta spotkacie tajemniczego pana sprzedającego pachnące drożdżówki.
Polecam tę ciepłą i bardzo świąteczną powieść z nadzieją, że nikogo ona nie znudzi, na ustach wywoła uśmiech a w oczach łzy wzruszenia.
Dziękuję Autorce za kolejną cudowną książkę, która sprawiła, że poczułam już tę magię zbliżających się świąt. A Wydawnictwu ZNAK dziękuję za propozycję przeczytania tej powieści.
POKURCZ – Krystyna Śmigielska
Los czasem wie lepiej, czy powinniśmy być rzuceni w wir wydarzeń, czy odsunięci od głównego nurtu życia. I za tę mądrość bądźmy mu wdzięczni.
Krystyna Śmigielska jest nie tylko autorką książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych, ale również animatorką kultury. Na scenie literackiej zadebiutowała w 2006 roku opowiadaniem „Zbieracz grzechów”. W swoim dorobku pisarskim ma takie powieści jak „Berżeretka bez przepisów”, „Węszący Renifer”, „Skarb leśnego grobowca” jak również bajki dla najmłodszych czytelników opowiadające o cudownej lalce Tekli. Jej książki przedstawiają pozytywny i słoneczny obraz świata, nie są jednak pozbawione refleksji i wnikliwych obserwacji otaczającej nas rzeczywistości.
Pokurcz to powieść obyczajowa z dużą dawką dramatu psychologicznego, szczyptą romansu i erotyki.
PREMIERA KSIĄŻKI 18 WRZEŚNIA 2019
stron 251
Pod koniec sezonu na nadmorskim deptaku pojawia się młody mężczyzna szukający pracy. Kacper swoim wyglądem nie przypomina intelektualisty, jego twarz zasłania gęsta broda a w piwnych oczach widać melancholię. Jest skryty i tajemniczy. Pracując w jednej z restauracji szybko zdobywa zaufanie szefa i sympatię jego córki. Kiedy zaczyna rozwijać się romans Kacper dowiaduje się, że jego ukochana została przeznaczona dla innego. Pewnego dnia wskutek niespodziewanych okoliczności chłopak zostaje dotkliwie pobity i wrzucony do morza, jego oprawcy są przekonani, że zabili Kacpra Rawicza. Czy młody mężczyzna stracił życie, czy jednak jakimś cudem udało mu się wydostać z wody? Kim tak naprawdę jest Kacper Rawicz i dlaczego tak bardzo broni swojej prywatności? Co przeżył w przeszłości, że teraz nie potrafi szczerze cieszyć się życiem tylko cały czas ucieka?
Muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki bardzo mnie pozytywnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że będzie to tak mocna emocjonalnie psychologiczna powieść, która zapewne swoją fabułą zaskoczy niejednego czytelnika. Trudno mi w kilku zdaniach opisać tę książkę, bo zrobiła na mnie duże wrażenie, a za wrażeniem idą oczywiście emocje, więc…
Lubię książki z retrospekcją i tu również możemy przenieść się do przeszłości, wydarzenia odnoszące się do teraźniejszości przeplatane są wydarzeniami z przeszłości, kiedy kształtowała się przyjaźń dwóch różnych intelektualnie i osobowościowo chłopców.
(…) Stali obaj na klatce schodowej, tej samej, na której kilka miesięcy temu rozegrała się przykra dla Włodka scena. Starali się wymazać z pamięci drastyczne wspomnienia, nie potrafili jednak sobie nawzajem wybaczyć. Za młodzi, niedoświadczeni, bez dobrze zapowiadającej się przyszłości. (…)
Autorka zawarła w fabule wiele bardzo przemyślanych treści głęboko wciągając czytelnika w dramatyzm życia głównego bohatera. Myślę, że nie tylko ja zostałam sprowadzona do głębszego przemyślenia i dosadnego odebrania wątków.
To książka o samokrytycyzmie, o braku pozytywnej samooceny, bo przecież POKURCZ to «osoba lub zwierzę brzydkie i niezgrabne». Głównemu bohaterowi niczego nie brakowało oprócz tej wiary w siebie. Inteligentny, pracowity, uczuciowy i skrzywdzony przez najbliższą osobę i przez los, nie potrafił nawet zawalczyć o tę prawdziwą, jedyną miłość pozwalając się wykorzystywać przez ukochaną jak prostytutka.
(…) Układał się wygodnie na wznak, splecione dłonie wsuwając pod głowę. Spektakl ten był grany dla niego, starał się więc nie opuścić żadnego szczegółu z toczącego się właśnie przedstawienia. Jak wytrawny obserwator śledził ruchy kobiety, która przyszła do tego pokoju wyłącznie po to, żeby mógł ją pieścić, całować, wsuwać w miękkie ciepłe ciało.
Wspomniane wcześniej retrospekcje to istna kopalnia bólu, żalu, wielkich niespełnionych marzeń i samobiczowania emocjonalnego.
To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna chociaż czytałam ją wyjątkowo szybko, bo z zainteresowaniem. To książka dla wybranych czytelników, takich którym nie wystarcza „byle jaka lektura”. A my, często nie chcemy myśleć o trudnych sprawach jakie odnoszą się do naszych sąsiadów czy znajomych.
Czytając tę książkę można odnieść wrażenie, że autorka do wielu tematów podchodzi zbyt lekko, może nawet trochę lekceważąco, ale to nie jest prawdą. Miałam wrażenie, że Krystyna Śmigielska kamufluje prawdę, aby uchronić czytelnika od przedstawienia mu prawdziwych emocji jakie targają bohaterem.
(…) Prawdą też było, że nikt go inaczej nie nazywał. Włodek bądź Zamber, to wszystko. Żadnego tam Włodeczku, Włodziu, Włodusiu, Włodziuniu czy chociażby Włodzimierzu. O synku czy syneczku nie warto było nawet marzyć. Dlatego, stojąc tyłem do okna, czuł narastający w nim sprzeciw, duszącą ciężką kulę, gdzieś tam, w środku klatki piersiowej. (…)
Kiedy ktoś emocjonalnie odbiera siebie jako pokurcza, to nie jest to tylko psychologiczny problem, to problem społeczny, który jest obok nas, a któremu niejeden człowiek mógłby zaradzić, gdyby nie odwracał głowy w drugą stronę.
Jak już wspomniałam wcześniej, jest to trudna w odbiorze książka opowiadająca o specyficznej przyjaźni mlecznych braci, o namiętności wynikającej nie tylko z pożądania, ale z wielkiego uczucia szczerej miłości, takiej, która rekompensuje ból niedosytu miłości rodzicielskiej.
(…) Powoli stawiał gołe stopy na mokrym piasku. Czuł przeszywające go zimno, ale nie ten chłód w nogach doskwierał mu w tej chwili najbardziej. Próbował przypomnieć sobie wszystkie przeżyte do tej pory święta, szukając w pamięci rozpaczliwie tych, które mógłby z czystym sumieniem nazwać udanymi. (…)
To moje pierwsze spotkanie z prozą autorki, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. Świetnie wykreowane osobowości bohaterów w połączeniu z ciekawie zarysowaną warstwą psychologiczną i efektownie ukazane postaci młodych ludzi, różnych charakterologicznie, często pogubionych, czasami zbuntowanych, a czasami zobojętniałych, których dzielą różne życiowe priorytety.
To połączenie powieści psychologicznej z dramatem, romansem z dużą dawką wyważonego erotyzmu, a nawet nutką kryminału.
Jedynym minusem dla tej książki był dla mnie zbyt mały druk, który utrudniał mi czytanie, ponieważ bardzo męczył oczy.
Jeżeli lubicie książki z niebanalną fabułą, dobre książki, gdzie styl pisania autora/autorki współgra z emocjami, to POLECAM tę powieść.
Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej lektury, która na długo zapadnie w mojej pamięci, bo takich książek szybko się nie zapomina.
MARCEPANOWA MIŁOŚĆ – Agnieszka Lis
Czarek spoglądał w lusterko rozbawiony. „Kiedy ja tak patrzyłem na dziewczynę” – zastanawiał się i zazdrościł nastolatkom wszystkiego co pierwsze. Uśmiechów, spojrzeń, pocałunków, drżenia rąk, gorączki namiętności. Planów, nadziei, oczekiwań.
Agnieszka Lis to jedna z najpoczytniejszych pisarek literatury obyczajowej. To nie tylko pisarka, ale również pianistka i felietonistka. Ukończyła Akademię Muzyczną (z wykształcenia jest pianistką) oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (chciała nauczyć się lepiej pisać). Jak sama mówi o sobie – jest pełna sprzeczności i uważa, że gdyby miała dzisiaj jeszcze raz decydować o kierunku studiów, zdecydowałaby tak samo, ponieważ muzyka nie tylko uwrażliwia, ale przede wszystkim wzbogaca, a rozumienie języka muzyki jest czymś szczególnym. To autorka, która pisze o życiowych perypetiach, bólu, rozstaniu, trudnych relacjach i chyba właśnie za to cenię ją bardzo jako pisarkę.
Marcepanowa miłość to psychologiczna powieść obyczajowa z nutką świąteczną.
PREMIERA KSIĄŻKI 26 PAŹDZIERNIKA 2022
stron 318
Norbert jest nastolatkiem, właśnie zaczął uczęszczać do prywatnej szkoły, w której na pierwszy rzut oka spotyka dość kontrowersyjnie zachowującą się dziewczynę. Ponieważ serce nie sługa chłopiec zakochuje się a pierwsza nastoletnia miłość potrafi nieźle namieszać w życiu zarówno zakochanych jak i ich rodziców. Zbliżające się wielkimi krokami święta nie ułatwiają młodym kontaktów, a zamieszanie i zazdrość rówieśników jakie powstaje wokół nich dodatkowo utrudnia relacje. Justyna, mama Norberta mimo niedogodności życia codziennego i choroby młodszego dziecka wspiera syna całym sercem i postanawia zaprosić na wigilie dziewczynę syna wraz z jej rodzicami. Czy miłość młodych to tylko spontaniczne puppy love czy już coś poważniejszego? Jak zachowają się rodzice młodych w tym jednym z najważniejszych świąt? Czy magia świąt zadziała wśród ludzi, którzy różnią się prawie wszystkim?
Kto zagląda na mój blog, ten wie, że są autorki i autorzy, których książki czytam zawsze i wszędzie. Do takich autorek należy również Agnieszka Lis.
Jej kolejna powieść świąteczna wciągnęła mnie od pierwszych stron nie tylko dlatego, że niektórych bohaterów poznałam już we wcześniejszych książkach, ale dlatego, że bardzo zaciekawił mnie wątek młodzieńczej miłości o jakiej czytamy w tej lekturze.
Zapewne wielu z nas albo przeżyło taką pierwszą nastoletnią miłość osobiście, albo uczestniczyło w niej obserwując to pierwsze uczucie u własnego dziecka.
(…) Nie miał ochoty o tym rozmawiać, chwycił więc Zuzę za rękę. Spojrzała na niego zdziwiona, uśmiechając się nieśmiało. Dotknęli się po raz pierwszy i odczuła to jako wszechogarniającą pieszczotę (…)
Autorka w ciekawy sposób pokazała jak silne potrafi być to młodzieńcze uczucie, które mimo negatywnego odbioru przez najbliższych zdołało przetrwać największą emocjonalną nawałnicę.
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, ile pozytywnej mocy posiada ktoś, kogo na pierwszy rzut oka odrzucamy z powodu jej/jego dość specyficznego, buntowniczego wyglądu. Tak też ustosunkowała się Justyna – matka nastoletniego Norberta do dziewczyny jego westchnień.
(…) Aż tak ci dokuczyła? – spojrzała miękko na syna i usiadła koło niego przy kuchennym stole. Myślała jednocześnie o tym, jak ciężko jest być młodym, zakochanym chłopakiem. Nie wiedzieć co zrobić z za długimi rękami, wstydzić się pryszczy, piszczeć w najmniej oczekiwanych momentach i jeszcze do tego kochać kogoś jak jeleń zachód słońca na rykowisku. (…)
Ta książka, chociaż z mocnym akcentem świątecznym nie była odebrana przeze mnie jako powieść stricte świąteczna, może dlatego, że największe skupienie wątku świątecznego mamy dopiero pod koniec lektury.
Ale odebrałam ją jako piękną zimową opowieść o miłości i przyjaźni. I chociaż jest to powieść o słodkiej nastoletniej miłości nie jest ona przesłodzona, a wręcz mogę powiedzieć, że autorka bardzo poważnie momentami wręcz dramatycznie podeszła do emocji jakie targały młodymi ludźmi.
Trudno jest być matką nastolatka borykającego się ze szkolnym hejtem, wewnętrznym buntem i wielką miłością w sercu. Trudno jest nią być, zwłaszcza gdy życie rzuca pod nogi dodatkowe kłody w postaci chorego drugiego dziecka i bezradności jaka czasami taką matkę dopada. Trudno jest się rozdwoić i być idealną dla dwójki różnych wiekowo i temperamentnie dzieci, które kocha się tą samą matczyną miłością.
Autorka w dość istotny sposób przedstawia prawdziwe problemy rodzinne i szkolne, gdzie młodzież spotyka się z negatywnym odbiorem własnej niedoskonałości widzianej oczami innych nastolatków i negatywnym odbiorem nieodpowiedniego względem innych ubioru. Jak ważny jest ubiór dziecka w elitarnej szkole wiedzą tylko ci, którzy do takiej szkoły chodzili. Niestety pieniądze często są zgubą dla rozumu.
Czekałam na tę książkę z nadzieją, że pochłoną mnie zapachy świąt, pierników, kawy, marcepanu, bo z tej strony – takiej bardzo apetycznej poznałam już książki Agnieszki Lis. Ale mimo całego mojego zachwytu nad fabułą trochę rozczarowałam się tonąc w zapachu… dziecięcych kupek 😉
Wiem, że wątek walki z chorobą dziecka i często bezsilności matki w tym jest bardzo ważny, ale ciągłe bulgotanie w małym brzuszku z wyraźnym przekazem zapachu chyba przerosło zdolności wyobraźni moich kubków węchowych.
Ale mimo tych kupek jestem książką i fabułą zachwycona, bo mało kto potrafi tak dosadnie pokazać trudne tematy z takim sercem.
Polecam tę książkę jak i inne powieści Agnieszki Lis. Jej książki nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych, ale niosą w sobie ogromny ładunek emocji.
(…) W ciepłym świetle lampek magia świąt spłynęła na wszytskich zebranych. Kto mógł, przytulał się do siebie, ktoś inny – tylko patrzył. (…)
Dziękuję Autorce za te emocje a Wydawnictwu Skarpa Warszawska dziękuję za możliwość przeczytania tej pięknej powieści.
UŚMIECH ANIOŁA – Renata Kosin
Potrzebowała choć odrobinę radości, nawet takiej bez powodu, i miała nadzieję, że otrzyma ją od anioła. Co prawda to była tylko kamienna figura, ale w przedziwny, niewytłumaczalny sposób potrafiła dodać otuchy i nieznacznie poprawić nastrój.
Ząbkowice Śląskie 2022
Zdjęcie własne autorki bloga
O Renacie Kosin wspomniałam już kilka razy goszcząc ją tutaj zarówno przy okazji opinii o jej wcześniej przeczytanych książkach, jak również we wpisie z Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach. Dla przypomnienia dodam tylko, że autorka pochodzi z Podlasia, ale od dawna mieszka na Warmii. Jest z wykształcenia humanistką, absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała wiele lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała. W 2011 roku otrzymała nagrodę w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Jej pasją nie jest tylko pisanie książek, ponieważ inne pasje: plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze również próbują zawalczyć o odrobinę jej czasu.
Uśmiech Anioła to powieść świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 28 września 2022
stron 333
Oskar i Katia od lat mieszkają razem, ale do zalegalizowania tego związku nie dochodzi. Pewnego dnia Oskar uświadamia sobie, że nie kocha już swojej dziewczyny, lubi ją, owszem, ale nie kocha i zanim podejmie decyzję, której być może kiedyś będzie bardzo żałował, postanawia rozstać się z dziewczyną w przyjaźni. Katia bardzo przeżywa rozstanie, ale ambicja nie pozwala jej na pokazanie tego. Wyprowadza się z domu Oskara następnego dnia znajdując mieszkanie w starej kamienicy w okolicy parku. Spacery po parku są jakby ukojeniem dla zdradzonej duszy, szczególnie wówczas, gdy na swojej drodze spotyka pewną specyficzną staruszkę i siedem kamiennych aniołów. W nowym domu dziewczyna nawiązuje znajomości z trzema sąsiadami, sześcioletnim chłopcem, który uważa, że starszy człowiek, sąsiad Alojzy, były magik zamienił przyjaciela chłopca w szczura. Jest jeszcze tajemnicza pani Róża, która wraz z Alojzym skrywa jakiś sekret. Czy Oskar i Katia pogodzą się na tyle, aby znów spróbować bycia razem? Co stało się z przyjacielem małego Józia? Czy Alojzy jest złym człowiekiem czy tylko się na takiego kreuje?
Podobno czasem trzeba coś stracić, aby docenić tego wartość.
Ta książka nie jest dla mnie typową powieścią świąteczną chociaż jest w niej śnieg, jest choinka, pachnie pysznymi pierniczkami i jest również ten świąteczny cud. Można to wszystko podpiąć pod powieść świąteczną, ale ja skupiłam się na psychologicznej stronie tej lektury, czyli na związku-przyjaźni Katii i Oskara, oraz na budowaniu relacji Katii z nowymi sąsiadami.
Książka mnie wciągnęła od pierwszych stron i nie ukrywam, że zauroczyła właśnie tą psychologiczną stroną.
Jak wiele można stracić nie doceniając tego co się posiada przekonał się jeden z głównych bohaterów, czyli Oskar, który w pewnym momencie bycia w związku z Katią „odkrył”, że odkochał się w dziewczynie i aby utrzymać z nią dobre relacje postanowił zamienić ich związek w przyjaźń.
(…) W pierwszej chwili chciał za nią pobiec, ale szybko dotarło do niego, że nie może. I wcale nie dlatego, że przez jedno ramię miał przewieszony płaszcz, a drugiego wciąż uczepiona była Ola. Nie mógł pobiec za Katią, ponieważ nie miał takiego prawa, powodu ani tym bardziej obowiązku. Nie była już jego dziewczyną. Nie musiał jej się z niczego tłumaczyć i wręcz nie powinien. (…)
Od jakiegoś czasu oddalali się od siebie. Oddalali? Czy po prostu żyjąc nie ze sobą, a obok siebie zaniedbali coś co powinni pielęgnować zamiast zostawiać samemu sobie. Rutyna i przyzwyczajenia do codzienności są największymi wrogami każdego związku. Moim zdaniem nie tylko powinniśmy tolerować wady partnerki/partnera, ale powinniśmy potrafić docenić jej/jego zalety.
(…) Tworzyli idealny duet, dogadywali się ze sobą znakomicie i świetnie uzupełniali. Prawie nigdy się nie kłócili, a już na pewno nie bardzo poważnie. Żadne z nich ani razu nie podniosło na drugiego głosu, nie miewali też cichych dni. Lubili się i wzajemnie szanowali… (…)
Ani Katia ani Oskar w pewnym momencie nie potrafili ogrzać się ogniskiem miłości pozwalając, aby paliło się bez dorzucania do niego szczap emocji i uczuć. A w takim przypadku łatwo to ognisko zgasić. Czy oni całkowicie je ugasili czy odszukali tę ostatnią iskrę tlącą się w nim, dowiecie się po przeczytaniu tej powieści, którą polecam zwłaszcza teraz w okresie zbliżających się świąt.
Innym wątkiem, który mnie wzruszył i poruszył była stopniowo kierowana znajomość głównej bohaterki ze starym, zgorzkniałym i nieco złośliwym sąsiadem.
Uważam, że nie ma ludzi „aniołów”, bo każdy nosi w sobie odrobinę negatywnych cech i nie ma ludzi dogłębnie złych. Z każdego człowieka zachowującego się jak zło wcielone można wydobyć dobre cechy. I to akurat udało się młodej, odważnej i przychylnie nastawionej Katii do smutnego, złośliwego seniora.
(…) Możliwe, że chciał coś w ten sposób przed wszystkimi ukryć, schować się za ponurą maską, którą przybrał. Nie był złym człowiekiem, tylko głęboko nieszczęśliwym. (…)
Pięknie pokazana sąsiedzka życzliwość, która potrafiła starczą samotność zamienić w coś wyjątkowego. Coś co sprawiło, że w szarą, smutną codzienność ktoś wplótł kolory życia. Ktoś poczuł się potrzebny, a ktoś inny częstował życzliwością czerpiąc radość z tego czym mógł się podzielić.
Znajdziecie w tej książce również namiastkę kryminału, bo czym innym może być poszukiwanie zaginionego dziecka, które uznane zostało przez inne dziecko za zamienione w szczura? 😉
Myślę, że fabuła tej powieści zadowoli wielu czytelników, nawet tych, którzy nastawiają się na typową powieść świąteczną. Ale tak jak wspomniałam na wstępie, przygotowań do świąt jest tutaj sporo, bo jest choinka, jest śnieg, są pierniczki i świąteczny cud (może i więcej?), więc chyba jednak to jest powieść bardzo świąteczna 😊
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za propozycję poznania tej ciepłej i pełnej emocji powieści.
POLECAM tę książkę zarówno tym, którzy lubią romanse, jak i tym zaczytującym się w powieściach obyczajowych, oraz tym, którzy lubią kryminały (nie jest to typowy kryminał, ale…). Szczególnie polecam tę powieść wszystkim tym, którzy lubią „ciepłe” powieści świąteczne z odrobiną magii.
BOŻONARODZENIOWA KSIĘGA SZCZĘŚCIA – Jolanta Kosowska
…nie można przyjaźnić się z całym światem. Świat nie zasługuje i tego nie docenia. Ludzie często zachowują się gorzej od zwierząt. Atakują, niszczą i wykorzystują słabszych. Nie możesz być słaba.
Zdjęcie własne autorki bloga
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
Bożonarodzeniowa księga szczęścia to powieść obyczajowa z nutką świąteczną.
PREMIERA KSIĄŻKI 10 LISTOPADA 2021
stron 342
Rafał, Tomek, Lena, Joanna i Maria przyjaźnią się od czasów liceum. Mieszkają wprawdzie w różnych częściach świata, ale od lat kultywują tradycję świąteczną przesyłają co siebie listy bożonarodzeniowe, w których opisują co ich w danym roku spotkało. Pewnego roku do żadnego z przyjaciół nie dociera list od Leny. Kiedyś Lena i Rafał byli parą, więc obawa o to, że stało się coś złego najbardziej dotyka właśnie Rafała. Kobieta nie odbiera telefonu a rozmowa z jej córką jest jedną wielką niewiadomą. Mężczyzna postanawia pojechać do Chorwacji, w której obecnie mieszka Lena i przekonać, się, co dzieje się z przyjaciółką. Przed wyjazdem otwiera wszystkie poprzednie listy przysłane przez Lenę, z jednej strony przypominając sobie mile spędzone chwile z nią, a z drugiej walcząc z wyrzutami sumienia, bo to on stał się przyczyną ich rozstania. Czy Lena zapomniała wysłać w tym roku listy do przyjaciół? A może spotkało ją coś złego i nie mogła ich wysłać? Dlaczego nie odbiera telefonów?
Po książki tej autorki sięgam zawsze i z przyjemnością, bo wiem, że przy jej lekturze spędzę czas spokojnie i nostalgicznie, a czasami bardzo potrzebuję i spokoju i nostalgii.
Z tą książką było tak samo. Nie jest to typowa powieść świąteczna, pachnąca wanilią i piernikami, ale mamy w niej namiastkę świąt chociażby dzięki wysyłanym każdego roku przed świętami listów przez grupę przyjaciół.
Więcej tutaj jest lata niż zimy, ale za to jakiego lata. Myślę, że o takich wakacjach marzy wielu.
Autorka nie pisze, autorka maluje słowami, a robi to tak, że oczami wyobraźni możemy przenieść się do malowniczych okolic Chorwacji i zobaczyć coś czego nie zobaczylibyśmy nawet będąc w tych miejscach osobiście.
(…) To właśnie z Zadaru wypływają wszystkie wycieczkowe statki zabierające turystów na rejsy po Kornatii. To tutaj w porcie cumują żaglówki przed wyruszeniem na wody archipelagu. Ponad sto wysepek, pionowe klify, szalone barwy i delfiny… Wysepki wydają się śnieżnobiałe na tle wód Adriatyku. Adriatyk to czarodziej. Mami i przyciąga kolorami. (…)
W tej książce przenosimy się do pięknej i barwnej Chorwacji, która turystycznie zaczyna wypierać już egzotyczne miejsca z dalekich krajów.
Po każdej książce Jolanty Kosowskiej mam ochotę zostawić wszystko, wsiąść do pociągu, w samolot, samochód czy inny środek lokomocji i wyruszyć w podróż śladami bohaterów książki. Może kiedyś to mi się uda?
Wspominałam wcześniej, że nie jest to książka typowo świąteczna i jeżeli ktoś tak się do niej nastawi, to może się lekko rozczarować. Z pewnością jednak fabuła sama w sobie go nie rozczaruje.
To książka o pięknej przyjaźni trwającej lata mimo ogromnych odległości oddzielających bohaterów od siebie.
Ale to również książka o pięknych miłościach, i tych dających radość i spełnienie i tych, które nie zawsze bywają docenione i postawione w mniej ważnych szczeblach życia a zamiast szczęścia dają zupełnie coś odwrotnego.
Głównym bohaterem tej opowieści jest Rafał, który stracił wiele z powodu niedocenienia prawdziwego uczucia bo kiedyś postawił na karierę i pieniądze, czy uda mu się odzyskać chociaż część z tego co kiedyś zlekceważył?
Czasami od życia chcemy zbyt wiele, stawiamy karierę nad uczucia, bo wydaje nam się, że jeszcze zdążymy z tą miłością, Ale nie zawsze tak jest. Pieniądze, pozycja, kariera są w życiu ważne, ale dążenie do perfekcji, dążenie do „więcej” często może zniszczyć coś co jest w życiu równie ważne, a może i najważniejsze.
Rozważania Rafała nad tym jak koncertowo zniszczył miłość i czytanie corocznie wysyłanych przez Lenę listów, w których opisywała swoje nowe szczęście z pewnością było dla tego mężczyzny bolesne, ale czy nie zasłużył sobie na ten ból?
Powiedzenie mówi, że „stara miłość nie rdzewieje” i to jest prawdą. Jeżeli ktoś pokochał kogoś miłością szczerą, to nigdy tego uczucia nie wyprze ze swojej świadomości i pamięci.
Autorka na przykładzie grupy przyjaciół pokazuje jak ważna jest przyjaźń w życiu każdego człowieka. Jak ważne jest wsparcie w trudnych chwilach nawet wówczas, gdy oddzielają tysiące kilometrów. Siłą przyjaźni i miłości można pokonać wszelkie zło i wszelkie pełne dramatyzmu emocje.
(…) Nie da się mieć wszystkiego, dlatego każdy z was musi sobie uzmysłowić, co dla niego jest najważniejsze, i później się tego trzymać. W ten sposób unikniecie frustracji, rozczarowań, goryczy, a może i tragedii. (…)
Myślę, że ta książka wielu wzruszy, ja nie pamiętam już, kiedy ostatnio tyle podczas czytania książki płakałam. Może to wina mojego obecnego nastroju, a może to wina nastroju książki, w którą wciągnęła mnie autorka. Tak, to smutna książka, chociaż Jolanta Kosowska zawarła w niej tyle ciepła, że nie można o niej powiedzieć „dramat”.
Polecam tę książkę wszystkim, bez względu na wiek i płeć, to lektura dająca wiele do myślenia.
Dziękuję Autorce za tę piękną książkę i za emocje jakich podczas czytania jej doświadczyłam.