dobra powieść
MIŁOŚĆ NA PÓŹNIEJ – Mhairi McFarlane
Mhariri McFarlane to urodzona w Szkocji w 1976 roku autorka bestsellerowy powieści z listy „Sunday Timesa”. Studiowała filologię angielską na Uniwersytecie w Manchesterze. Po studiach zajmowała się dziennikarstwem. Obecnie skupia się na pisaniu komedii romantycznych, które cieszą się zarówno uznaniem mediów jak i czytelniczek. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „You Had Me At Hellou” która ma zostać wkrótce zekranizowana, pisarka jest również autorką scenariusza. Obecnie mieszka w Nottingham.
Miłość na później to powieść obyczajowa z nutką dramatu, szczyptą romansu, dawką humoru i odrobiną wzruszeń.
PREMIERA KSIĄŻKI 01 WRZEŚNIA 2021
Laurie jest odnoszącą sukcesy prawniczką, która od ponad osiemnastu lat żyje w szczęśliwym związku z Danem. Gdy mężczyzna jej życia nagle postanawia ją zostawić, a w bliższej przyszłości zostać ojcem dziecka innej kobiety, Laurie jest zdruzgotana. Dramatu dodaje również fakt, że oboje pracują w tej samej kancelarii prawniczej. Przypadek sprawia, że pewnego dnia młoda prawniczka zostaje uwięziona w popsutej windzie z kolegą uważanym w pracy za prawdziwego playboya. Ona chce zemścić się na byłym a on pragnie pokazać przed szefostwem jak bardzo jest stabilnym uczuciowo człowiekiem, co może pomóc mu awansować. Laurie zmęczona szerzącymi się w firmie plotkami na temat jej rozstania z Danem wchodzi z Jamiem Carterem w układ udając przez kilka miesięcy parę, bardzo zakochanych w sobie. Jednak ten dość prosty plan zaczyna się nieco komplikować, kiedy mężczyzna zabiera swoją „dziewczynę” w rodzinne strony i kiedy Laurie łapie się na tym, że czuje do niego coś więcej niż tylko obojętność. Czy uda im się przekonać wszystkich wokół o swojej „miłości”? Jak zareagują pracownicy biura i szefostwo na ten dość osobliwy romans? Jak zakończy się uknuta przez nich intryga?
Biorąc do ręki tę powieść liczyłam na lekką, łatwą i przyjemną lekturę, która pozwoli mi na chwilę relaksu. Czy książka taka jest musi przekonać się każdy sam. Bo dla jednych powieść może być właśnie lekką, a dla innych nie. Fakt, że nie potrafiłam się od niej oderwać przez kilka wieczorów, świadczy chyba na korzyść książki.
Początek odrobinę mnie przynudzał, ale nie należę do tych, którzy odkładają książki przed dotarciem do ostatniej strony.
(…) Sama nadal ni w ząb nie rozumiała, co właściwie zaszło. Co zrobiła nie tak? Od tygodni nieustannie zadręczała się tym pytaniem. Usiłowała zrekonstruować przeszłość i odkryć, w którym momencie Dan przestał ją kochać. (…)
Był moment, kiedy użalanie się głównej bohaterki nad sobą i ciągłe wspominanie „byłego” nieco mnie irytowało. Ale jak mówi powiedzenie „im dalej w las, tym więcej grzybów” (tak, wiem ma się to do czytania jak pięść do nosa) tym fabuła zaczęła mnie bardziej wciągać.
Nie było nagłych zwrotów akcji (do czasu 😉) ale wydarzenia towarzyszące głównym bohaterom mogły nieźle mącić w sytuacji w jakiej się oboje znaleźli.
Ciekawie przedstawiony wątek pseudo związku, to z pewnością coś co zaskoczy wielu czytelników. Chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że jest aż nazbyt przewidywalny, to autorka nieźle potrafiła w nim namieszać.
Wiem, że często trudno jest się otrząsnąć po tym jak człowiek staje nagle przed dylematem „żyć, czy być” bo po czymś co wydawało się szczęśliwym związkiem, który nagle został zniszczony nie jest łatwo przejść do kolejnego etapu życia, ale jak się czegoś chce, to można.
Czasami są ludzie obok nas, których nie doceniamy, stereotypowo odbierając ich na podstawie tego jak przedstawiają nam ich inni. Nie zagłębiamy się ani w ich życie prywatne, ani w ich osobowości myśląc sobie: są, bo są. Dopiero bliższe poznanie takiej osoby często otwiera nam oczy, że to co wszyscy starali się nam pokazać jest zupełnie inne. Tak było w przypadku Jamie Cartera, którego wszyscy w biurze widzieli jako kogoś, od kogo lepiej trzymać się z daleka, a nikt nie próbował nawet poznać go z tej innej strony.
(…) Bo przecież w oczach wszystkich właśnie miała romans z pierwszą biurową łajzą, ze znanym pożeraczem serc niewieścich. I widziała, jak bardzo ta wiedza wstrząsnęła Danem, zobaczyła to w jego spojrzeniu (…) Czy osiągnęła swój cel? (…)
Autorka w dość ciekawy sposób pokazała kobietę, która lata swojej młodości przeżyła u boku kogoś, kto w pewien sposób spowodował, że zamiast spontanicznej młodości tkwiła w stabilnym, prawie małżeńskim związku.
Czy rutyna jest w stanie zniszczyć związek budowany latami i przekształcany w ciepłe gniazdko z wygodnymi kapciami i kolacyjką podaną pod nos?
Myślę, że w każdym związku potrzebna jest odrobina szaleństwa, pikanterii i zmian, które pomogą zniweczyć tę rutynę.
Czy to, że rozpadł się długoletni związek Laurie i Dana nie było przypadkiem spowodowane taką „chorą stabilnością”?
Tę powieść czyta się bez nadmiernych skoków ciśnienia, raz jest zabawnie, raz wzruszająco. Z jednej strony jest to spokojna powieść obyczajowa, a z drugiej pełen ciekawych zwrotów romans.
(…) Właśnie przetańczyła z Jamiem całą piosenkę, ani przez chwilę nie zastanawiając się nad tym, czy są obserwowani przez Dana. Znowu wróciło pytanie Emily: Jak wyobrażasz sobie sukces? Teraz znała odpowiedź: Sukcesem był szacunek do samej siebie. (…)
Przyznam szczerze, że chociaż pierwsze 1/3 książki czytałam bez szczególnego zaangażowania się w fabułę, tak kolejne 2/3 dosłownie pochłaniałam, kibicując głównym bohaterom, których bardzo polubiłam.
Polecam tę powieść jako czysty weekendowy relaks. Teraz, kiedy wieczory robią się coraz dłuższe, taka książka przyjemnie umili czas.
To subtelna i podnosząca na duchu opowieść o tym, że życie szykuje dla nas czasem bardzo zaskakujące scenariusze. Znakomicie napisana, zabawna i skłaniająca do refleksji miłosna historia w stylu setek filmowych opowieści, której fabuła wydaje się wymyślona jak na scenariusz komedii romantycznej.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za propozycję przeczytania tej książki i myślę, że nazwisko autorki na długo zapadnie w mojej pamięci.
USTA MORDERCY II. STĄPAJĄC PO POLU MINOWYM – Artur Kawka & Monika Wysocka
Artur Kawka jest współwłaścicielem rodzinnej firmy handlowej. Jego pasją jest literatura sensacyjna. Mimo wielu obowiązków, które wiążą się z prowadzeniem własnej firmy, udało mu się zrealizować marzenie o pisaniu. Jest autorem między innymi takich książek jak: „Niebezpieczne sąsiedztwo” oraz w duecie z Moniką Wysocką „Nawrócony”, „Śmierć przyjdzie ze wschodu” i pierwszej części „Usta mordercy”. Miłośnik historii, szczególnie tej związanej z II wojną światową.
Monika Wysocka jest filologiem języka polskiego, miłośniczką historii, literatury oraz kotów oraz autorką artykułów na temat Haliny Poświatowskiej. Jest również laureatką konkursów poetyckich. Jako czytelniczka nie stroni od bardziej męskiej literatury, kryminału czy thrillera.
Usta mordercy II. Stąpając po polu minowym to powieść sensacyjno-kryminalna.
PREMIERA KSIĄŻKI 13 CZERWCA 2021
W Odessie, w tajemniczych okolicznościach znikają dwie młode kobiety spędzające razem wakacje. Oficjalna wersja jest taka, że zginęły w wypadku do jakiego doszło na jachcie. Rodziny kobiet jednak nie wierzą w tę wersję. Śledztwo intryguje również kontrowersyjnego Toma Wilmowskiego i jego przyjaciół, którzy wpadając na pewien trop, starają się udowodnić, że kobiety wcale nie zaginęły pod wodą, tylko… No właśnie, dokąd zaprowadzą ślady? Czy ludziom z ekipy Wilmowskiego uda się odnaleźć kobiety żywe? Jakim cudem dwie młode inteligentne osoby znalazły się na łodzi pewnego człowieka.
Przyznam szczerze, że nie czytałam pierwszej części zatytułowanej „Usta mordercy” chociaż słyszałam na temat tej książki wiele pochlebnych opinii. Nie gustuję w książkach tego typu, ale też od nich nie stronię.
Ta lektura jest czymś w rodzaju powieści kryminalnej, sensacyjnej, przygodowej, ale przede wszystkim mocnej w formie swojego przekazu. Dzieje się dużo i szybko. Jest brutalnie, mafijnie i jak to w takich środowiskach bywa, momentami nieprzewidywalnie.
Moim zdaniem jest to książka typowa dla panów, chociaż wiem, że wiele pań również zaczytuje się w tego typu literaturze.
Głównym wątkiem powieści jest handel ludźmi. Konkretnie dotyczy młodocianych dla celów pedofilskich i z przeznaczeniem na organy dla bogatych terminalnie chorych oraz kobiet w celach oczywiście seksualnych. Walka z tym to jak chodzenie po polu minowym, nigdy nie wiadomo, czy uda się przez nią przejść i pozostać przy życiu.
(…) Nieraz słyszałem o porwaniach młodych kobiet, handlowaniu nimi, zapraszaniu ekskluzywnych prostytutek, po których wszelki ślad ginął jak ziarnko piasku na pustyni. Daj sobie spokój, bo wchodzisz na pole minowe, z którego już nie wyjdziesz. (…)
Ta książka jest z całą pewnością głównie dla miłośników serii o Bondzie. Szybkie akcje, mnóstwo militarnych gadżetów, brutalność, władza i wielkie pieniądze.
Czytając tę lekturę, momentami miałam wrażenie, że to taka trochę bajka dla dorosłych, nie jestem w stanie wyobrazić sobie rzeczywistego wymiaru takich akcji, w których bądź co bądź, zło zawsze przegrywa a dobro wygrywa.
Autorzy w swojej powieści pokazują jak bardzo pieniądze potrafią zaślepić humanitaryzm. Aby się wzbogacić, wielu świadomie podejmuje się czegoś, co jest sprzeczne z naturą człowieka. Zwierzę zabija z głodu, czy w samoobronie, człowiek natomiast skory jest zabić drugiego człowieka dla zysku i wygodnego życia.
(…) – Widzicie, tyle jesteście warci – zauważył z westchnieniem Wilmowski, krążąc wokół stołów i lekarzy. – Uratujecie życie temu chłopcu – wskazał podbródkiem Portugalczyka – zabijając tego – wskazał na Dimitria, przystanął i zapytał spokojnie: – Skasujecie szmal i wasze sumienia będą spokojne? Nie będzie was, (***), gryzło sumienie, że uśmierciliście dziecko? Czternastoletnie dziecko? – krzyknął nagle, aż zebranym przeszły ciarki po plecach. – Jesteście zwykłymi mordercami… (…)
Z całą pewnością świat ukazany w powieści jest daleki od świata zwykłego śmiertelnika. Odwaga nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem, ale dla potrzeb pokazania środowiska kryminalnego, mafijnego, policyjnego czy szpiegowskiego możemy sobie wyobrazić wiele.
Bardzo obrazowo, pokazany ten obcy wielu ludziom świat powoduje, że czytając o tym czujesz dreszcze strachu i adrenaliny.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, pomyślałam, że nie wiem czy chcę zrozumieć o co chodzi w fabule, bo lektura ta zdecydowanie nadaje się dla czytelników o silnych nerwach. Mocna, brutalna, taka typowo męska. Ale zostałam mile zaskoczona, bowiem od pierwszych do ostatnich stron wyraźnie przyciągnęła mnie, a ciekawość nie pozwoliła odłożyć jej na później.
Nagłe zwroty akcji, niby dotyczące jednej sprawy a przy okazji odkrywające kolejne mroczne strony świata przestępczego skupionego na handlu ludźmi prawie cały czas trzymają w napięciu.
Muszę przyznać, że trochę gubiłam się w bohaterach, których tutaj było całkiem sporo. Może gdybym wcześniej przeczytała część pierwszą, czyli „Usta mordercy” te osoby byłyby mi bliższe nie tylko osobowościowo.
Ale braki w lepszym rozeznaniu bohaterów z pewnością nadrobiły ciekawe dialogi które również nie są bez znaczenia, ponieważ dzięki dialogom czytelnik lepiej wciąga się w rozmowę, a tutaj takich intrygujących rozmów nie brakuje.
Polecam tę powieść szczególnie czytelnikom preferującym mocne wrażenia w książkach, tutaj z całą pewnością ich nie zabraknie. Ale znajdziemy również odrobinę odskoczni w postaci romansu, a nawet kilku „momentów”.
Książkę przeczytałam błyskawicznie, (mimo, że nie przepadam za tego typu literaturą) a to świadczy chyba o tym, że nie miałam okazji się przy niej nudzić, a to już jest chyba wystarczająca zachęta, aby sięgnąć po nią.
Dziękuję Autorom za propozycję przeczytania tej książki, i przyznam, że trzeba mieć sporą wiedzę zarówno pod względem militarnym jak i środowiskowo mafijnym, czy policyjno-śledczą, żeby odważyć się na napisanie takiej powieści.
NASZ KAWAŁEK ŚWIATA – Tomasz Kieres
Tomasz Kieres to pisarz, którego poznałam literacko dopiero w zeszłym roku, podczas czytania antologii Mazurskie lato. Z tego co zdążyłam się o nim dowiedzieć, to jest idealistą i niepoprawnym romantykiem, co odzwierciedla się w jego powieściach. Jego siłą i inspiracją jest muzyka, a hale koncertowe są jego drugim domem. Jest weganinem i wierzy w siłę, która często tkwi uśpiona w każdym człowieku. Jest autorem sześciu książek i mam nadzieję, że wkrótce ukaże się kolejna jego powieść.
Nasz kawałek świata to współczesna powieść obyczajowo-psychologiczna z dawką romansu i dramatu.
PREMIERA KSIĄŻKI 09 CZERWCA 2021
Kuba uważa, że wszystko w życiu jest transakcją i nie jest zależne czy dotyczy pracy czy życia prywatnego. Kiedy na przyjęciu, na które trafił przypadkowo poznaje piękną, samotną kobietę, jego świat wywraca się do góry nogami. Kobieta jest tajemnicza, przychodzi do niego niespodziewanie wciągając go w wir erotycznych uniesień. Szok jaki pojawia się w momencie, kiedy Kuba odkrywa czyją jest żoną, jest ogromny. Ale chyba jest już za późno na wycofanie się z tego związku, bo kobieta staje się dla niego kimś więcej niż tylko namiętną kochanką. Czy uda mu się wyplątać z tego związku, czy raczej będzie dążył do zalegalizowania go? Kim jest tajemnicza kobieta i dlaczego tak bardzo działa na mężczyznę, który do tej pory przebierał w kobietach jak mało kto?
Uwielbiam książki Nicholasa Sparksa, kto z nas nie czytał lub nie oglądał filmu z Kevinem Costnerem „List w butelce”?
Tak właśnie pisze Tomasz Kieres. Niby jest romantycznie, niby jest nostalgicznie, a jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że nagle mamy wielkie „bum”.
Fabuła książki od początku jest takim dość specyficznym romansem. On szukający rozrywki w ramionach kobiety i Ona, tajemnicza, namiętna i nieprzewidywalna.
(…) Jedno było pewne, nie lubiła tracić czasu na zbędne ceregiele. Tutaj ogień nie rozpalał się wolnym płomieniem. Tutaj od razu wybuchał wulkan. Przychodziła nagle i mogło się wydawać, że znikąd, a moim zdaniem on cały czas płonął tam gdzieś w środku. (…)
Między wątki przepełnione romantyką i erotyką dość dziwnych spotkań dwojga dorosłych ludzi wplecione zostały wątki obyczajowe odnoszące się do pracy zawodowej głównego bohatera.
Czytając tę książkę miałam prawie cały czas poczucie dziwnej nostalgii. „Kibicowałam” bohaterom do końca nie będąc pewna czy odkryją siebie na tyle aby zaryzykować i zatopić się nie tylko w fizycznej namiętności ale i miłości.
Początek książki jest dość spokojny, bez „fajerwerków” i można stwierdzić, że fabuła toczy się dość leniwie, co nie oznacza, że nudnie. Ale końcówka książki zapewne zszokuje niejednego czytelnika, chociaż jest nieco przewidywalna. Przewidywalna, ale nie pewna.
Autor porusza w swojej powieści wiele trudnych tematów od samotności w związku będącym czymś w rodzaju uzależnienia, bezduszność ludzką w odniesieniu do zwierząt, aż po przemoc w rodzinie, gdzie miłość nie istnieje, a prym wiedzie władza nad drugim człowiekiem.
(…) Kiedy niosłem tę malutką suczkę, kiedy widziałem krwawe rany na jej szyi, marzyłem o jednym, o kilku minutach z osobą, która zadała sobie tyle trudu tylko po to, aby wywieźć bezbronne stworzenie na to odludzie, przywiązać do drzewa i pozwolić umrzeć w męczarniach. (…)
Dominuje tu smutek i jakaś dziwna tęsknota wynikające z odbioru treści pełnej bolesnych wspomnień.
Autor odnosi się do polityki obecnej władzy niedoceniającej kobiet i wręcz gardzącej nimi. Ileż w tym pogardy i braku zaufania, ile pokazywania swojej władzy i bezwzględności wobec kobiet.
To nie jest lektura lekka, łatwa i przyjemna, myślę, że niejednej osobie podczas czytania zakręci się łza w oku, a niejednej zacisną pięści. Ale niestety tak już jest ten świat skonstruowany, że są tacy, którzy mają władzę nad innymi i tacy, którzy pokornie się tej władzy oddają.
Gdybym miała określić o czym jest ta książka, to nie byłoby to łatwe. Z całą pewnością jednak jest to opowieść o miłości. Miłości trudnej, spontanicznej, pełnej namiętności, będącej pewnego rodzaju ucieczką przed życiem w tak zwanej „złotej klatce” uzależnienia od innej osoby. To opowieść o tym, że w życiu wszystko jest pewnego rodzaju transakcją, robisz coś, co albo przyniesie zysk albo stratę.
(…) Jeśli chodzi o uczucia do kobiety stojącej w tej chwili przede mną, po prostu nie wiedziałem, co to jest. Może pociągało mnie właśnie to, że jej nie miałem, że przychodziła i odchodziła, kiedy chciała, zostawiając jakby coś niedokończonego, coś niewypełnionego, coś tak dla mnie nietypowego. (…)
Polecam tę książkę szczególnie czytelnikom zaczytującym się w książkach Sparksa, myślę, że odnajdą w niej styl jakim on pisze. Polecam również osobom, które preferują książki psychologiczne. Ale mamy tutaj dość osobliwy romans i nieco mocnych wrażeń kryminalno-sensacyjnych. Czyli… dla każdego coś.
Dziękuję wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej książki, która, nie ukrywam, trochę mnie wpędziła w taki pewnego rodzaju stan refleksji.
WIZJER – Magdalena Witkiewicz
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Magdalena Witkiewicz gości na moim blogu już po raz… ojoj… któryś. Ktoś, kiedyś powiedział o niej, że jest „pisarką dla kucharek”, ale która z nas nie jest kucharką? Ostatnio została okrzyknięta „pisarką od szczęśliwych zakończeń”, i chyba jest to prawda. Urodziła się w 1976 roku i mieszka w Gdańsku. Z wykształcenia jest marketerką. Jest miłośniczką literatury oraz dzieci (w szczególności swoich). Jej pierwsza powieść, Milaczek, poprawiła humor tysiącom czytelników. Nie będę się rozpisywała o tej autorce, ponieważ kto tutaj do mnie zagląda, wie, że chętnie sięgam po jej książki a co za tym idzie, opinie o nich często pojawiają się na moim blogu. Pisze dla dorosłych i dla dzieci, a jej książki są dosłownie rozchwytywane.
Wizjer to thriller psychologiczny, z mocnym akcentem programowo-informatycznym, delikatnym romansem i nutką kryminału.
PREMIERA KSIĄŻKI 16 CZERWCA 2021
Laura jest młodą samotną matką pracującą w banku. Kiedy w jej życiu zaczynają się dziać niewytłumaczalne logicznie rzeczy i kiedy jedni znajomi znikają, inni ulegają dziwnym wypadkom bądź popełniają samobójstwo, kobieta zaczyna zastanawiać się czy seria wydarzeń może mieć związek z jej nową pracą. Laura zajmuje się projektowaniem i prognozowaniem zachowań oraz potrzeb konsumentów. Czy istnieje ktoś, kto steruje nie tylko pracownikami, ale potencjalnymi klientami? Czym dokładnie zajmuje się firma, w której kobieta znalazła pracę tego samego dnia, kiedy odeszła z poprzedniej? Kim jest szefowa firmy i dlaczego nikt z pracowników nie miał okazji spotkać się z nią osobiście? Dlaczego wszyscy się jej boją? Co wspólnego z fundacją zajmującą się przeszczepami organów ma portal randkowy MoreThanHeart? Kto zdecyduje się na sięgnięcie po tę powieść, otrzyma odpowiedzi na te wszystkie pytania. A ja powiem tylko, że…
WARTO PRZECZYTAĆ!
Sięgając po tę książkę nie zdawałam sobie sprawy z tego jaki mętlik wywoła ona w mojej głowie. Niby byłam przygotowana na to, że nie będę mogła się od niej oderwać, bo znam już „pióro” pisarki na tyle, że po jej książki chwytam, kiedy tylko nadarza się okazja, ale to co zrobiła ze mną ta powieść, chyba trochę przerosło mnie samą.
Jako mama informatyka, moim zdaniem mam dość dobrą wiedzę na temat programowania i ogólnie „funkcjonowania w sieci”. Nieraz przekonałam się o tym jak oddziałuje na mnie to co znajduję w internecie, i chociaż cały czas nie mogę tego zrozumieć, to wiem, że nikt w tym zawiłym świecie programów, aplikacji, mediów społecznościowych nie jest anonimowy.
Myślę, że wielu po przeczytaniu tej książki dwa razy zastanowi się nad tym co i gdzie wstawia, co udostępnia, żeby potem nie mieć pretensji do siebie za udostępnianie czegoś przez innych. Jeśli chodzi o mnie to wciąż nie potrafię się przekonać do płatności kartą, ale to już tak na marginesie.
W tej książce znajdziecie autorkę w zupełnie innej odsłonie, chociaż miała ona już do czynienia z thrillerem, pisząc w duecie ze Stefanem Dardą Cymonowski Młyn, ale myślę, że tak jak po mistrzowsku wręcz zabrała się za fabułę tej powieści, to mało kto się spodziewa.
Jeśli chodzi o mnie to fakt, że czytałam wczoraj (a właściwie dzisiaj) do prawie czwartej nad ranem i nie mogłam się oderwać od czytania mówi sam za siebie.
Autorka świetnie manipuluje emocjami powodując, że fabuła staje się magnesem tak silnie przyciągającym, że trudno się od książki oderwać. Jest odrobina humoru, ale i nie brakuje wzruszeń, jest jednak pewnego rodzaju siła przyciągania.
(…) Laura mogła mu w tym pomóc. Po krótkiej rozmowie dowiedział się, że ma pracować przy projekcie MoreThanHeart, a na podstawie swoich obserwacji Norbert uważał, że to klucz do rozwikłania zagadki. Zagadki, przez której próbę rozwiązania wyleciał z pracy. (…)
Świetnie wykreowani osobowościowo bohaterowie to dodatkowy atut i wielki plus dla powieści, i nie mam tutaj na myśli tylko głównych bohaterów Laury i Norberta, ale również pozostałe osoby.
W treść książki zostały wplecione krótkie przerywniki rozmów i komunikacji na pewnym portalu randkowym co moim zdaniem jeszcze podkreśliło tajemniczość fabuły, bo przecież bez powodu autorka by tego nie wstawiała. Ale kto doczyta do końca ten przekona się, że były ważną częścią powieści.
(…) Zauważył, że dane pobierane od użytkowników aplikacji randkowej są wykorzystywane do zupełnie innych celów. Są łączone z bazami, które nawet przed nimi były zaszyfrowane. (…)
O tym jak groźna dla szarego człowieka może okazać się technologia i rzeczy niezrozumiałe z laickiego punktu widzenia, niestety można się przekonać bardzo szybko. Czy wiemy co tak naprawdę kryje się za stronami internetowymi portali randkowych, fundacji czy mediów społecznościowych? W sieci można ukryć wszystko tak jak można znaleźć wszystko.
(…) Kobieta urodzona była w październiku, a mężczyzna w styczniu. Dokładnie w tych samych dniach co jej rodzice. Serce Laury zaczęło bić w zawrotnym rytmie. Zerwała się na równie nogi. Nie mogła swobodnie oddychać, coś dusiło ją w mostku. Musiała wiedzieć! (…)
Być może początkowo ktoś uzna, że jest to jedna z wielu książek obyczajowych, w której bohaterką jest samotna matka, zraniona uczuciowo, tęskniąca za miłością, która ma jednak wielkie ambicje zawodowe i zna się doskonale na tym co robi. Jednak zagłębiając się w fabułę, nie jesteśmy w stanie pozbyć się czegoś w rodzaju lęku, niepokoju, tajemnicy. I tu trzeba przyznać, że autorka powoli budując napięcie powoduje, że te schody emocjonalne zaczynają robić się coraz bardziej strome i niebezpieczne.
Czytając tę powieść zastanawiałam się do czego zdolny jest człowiek, aby stać się kimś w rodzaju nadczłowieka? Niestety pomysłowość, pazerność, znieczulica i zakłamanie nie mają granic dla niektórych ludzi.
Zakończenie książki jest takie, że chciałoby się krzyknąć: kiedy dalszy ciąg! Mam nadzieję, że i autorka i wydawcy zdecydują się na kontynuację, bo nie wolno zostawić czytelnika z takimi niedomówieniami 😉
Jeżeli nie zachęciłam do przeczytania tej lektury to trudno, ale moim zdaniem zarówno miłośnicy dobrych kryminałów, jak i uwielbiający dobre thrillery, ale również osoby preferujące romans czy powieść psychologiczną będą usatysfakcjonowani.
Jest powiedzenie, że są książki, które się czyta, są książki, które się pochłania i są książki, które pochłaniają czytelnika. Ta zdecydowanie należy do tych ostatnich.
Bez względu na to, czy lubisz „pióro” tej autorki czy nie, zapewniam, że TA książka cię nie zawiedzie. Autorka dosłownie mistrzowsko zwodzi czytelnika, do ostatniej strony nie pozwalając mu przewidzieć zakończenia, chociaż wiele można się domyślać, to…
Dziękuję Autorce za ogrom emocji a wydawnictwu WAB dziękuję za propozycję przeczytania tej powieści jeszcze przed premierą. Myślę, że fabuła tej książki na długo zostanie nie tylko w mojej głowie powodując swoisty chaos myśli.
Wywiad z pisarką ANNĄ KLEJZEROWICZ
Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, kobietą wszechstronnie zaangażowaną. Jest nie tylko pisarką i publicystką, ale również redaktorką, zajmującą się także fotografią. Autorka zbiorów opowiadań grozy z cyklu: “Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”, powieści kryminalnych: „Sąd Ostateczny”, „Ostatnią kartą jest Śmierć”, „Cień gejszy” (książka – laureatka plebiscytu „Przy kominku” w 2011 r.), opowiadań w licznych antologiach, a także tekstów prasowych – beletrystycznych i publicystycznych. Przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych. Z wykształcenia jest mgr resocjalizacji, prywatnie „kocia mama”, miłośniczka gór, książek i sztuki.
Nie dla mnie światła rampy, jestem autorem starego typu, uważam, że do mnie należy pisanie, praca twórcza, a nie bezpośrednie uczestnictwo w sprzedaży książek. Mam zaufanie do wydawców, którzy są profesjonalistami i doskonale radzą sobie beze mnie…
Jak rozpoczęła się Twoja kariera pisarska, co skłoniło Cię do napisania pierwszej książki?
Mam zawsze problem z określeniem tego momentu, a nawet „pierwszej książki”. Bo to się jakoś tak rozkładało w czasie. Zanim wydałam pierwszą książkę – tak chyba będę bliżej prawdy – pisałam opowiadania dla prasy, portali literackich, do zbiorków. A jeszcze wcześniej artykuły do gazet, np. regularnie dla gdańskiego pisma dla młodzieży, do lokalnego „Muratora” czy „Spotkań z zabytkami”. W międzyczasie redagowałam wydawnictwa teatralne i książki dla wydawnictw literackich, publikowałam do tekstów własne fotografie. To była moja „szkoła pisania”, trwała latami. Natomiast cały czas się zastanawiam, co było pierwszą książką… Po wyprowadzce z miasta zachłysnęłam się przyrodą i zaczęłam pisać „Czarownicę”. Najpierw jako opowiadanie, ale wyszło za długie dla gazety, więc przez parę lat leżakowało w pliku. Późnej z pobudek sentymentalnych dopisałam do niego ciąg dalszy, ale… dalej nie zdecydowałam się nigdzie tego wysłać. W międzyczasie napisałam nowelę kryminalną (długości klasycznego kryminału), która została opublikowana w letnim dodatku do pewnego tytułu prasowego – jako osobna broszura. Naiwnie oddałam wszelkie prawa na wieki wieków amen, więc przepadła. Ale zanim to się stało, wysłałam fragment tekstu do wydawnictwa Dolnośląskiego. Nie chcieli klasyki, ale zmotywowali mnie do napisania kryminału miejskiego i tak w tymże wydawnictwie ukazał się jako pierwszy „Sąd Ostateczny” z Emilem Żądło. I od razu zaczęłam pisać kolejny tom: „Cień gejszy”. Jednak – znowu w międzyczasie – inny wydawca zainteresował się moimi opowiadaniami grozy i tuż przed „Sądem…” wyszedł „Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”. Z kolei zaraz po „Sądzie…” – też jako rozszerzenie innej kryminalnej noweli – pojawiło się na rynku „Ostatnią kartą jest śmierć”, wydane w gdańskiej Oficynce. Aż w końcu odważyłam się ujawnić „Czarownicę”, która (po jeszcze kilku rozszerzeniach) przekonała szefową literacką wydawnictwa Prószyński. Tak więc moja de facto „pierwsza powieść” ukazała się na rynku jako któraś z kolei… Bałam się tego, bo już utożsamiano mnie z kryminałem, a tu nagle coś w rodzaju obyczaju. No ale tak wyszło. Skomplikowane to, prawda? Wiem!
Który z Twoich bohaterów jest Ci najbliższy, Felicja Stefańska, Emil Żądło, czy Małgosia z „Czarownicy”?
Zawsze ten, o którym właśnie piszę. Zresztą oni dojrzewają ze mną, a ja z nimi. Zmieniamy się razem. Emil był pierwszy i mam do niego sentyment, to coś w rodzaju starego dobrego małżeństwa (śmiech). Małgośka, wiadomo, czarownica… myślę, że uosabia mnie z młodości, co prawda nie miałam takich przeżyć, ale przemyślenia już tak. Obecnie najbliższa jest mi chyba Felicja. W niej odbija się mój aktualny świat i jego problemy, które obserwuję – tu i teraz.
Skąd czerpiesz inspirację do pisania?
Och… zewsząd. Z wyobraźni, pasji i zainteresowań, przeżyć, lektur, rozmów, z życia społecznego, z życia w ogóle. Piszę zawsze i tylko o tym, co mnie naprawdę porusza. Czy, jak to się mówi, w duszy gra.
Jak wygląda Twój dzień pracy? Czy masz swoje ulubione godziny, w czasie których piszesz? Czy masz swoje ulubione miejsce do pisania? A może musisz mieć obok ulubiony napój (kawa, herbata, woda, wino 😉)
Mój dzień pracy wygląda za każdym razem inaczej. Nie planuję, nie ograniczam się, nie organizuję go sobie jakoś specjalnie. Jestem „nocnym markiem” z natury, więc zwykle piszę późnym wieczorem, nocą, wtedy najlepiej się czuję i mam spokój. Ale bywa, że i za dnia, czasem nawet rano. Mam jedno miejsce do klepania w klawiaturę: swoje biurko pod oknem z widokiem na ogród. Na nim musi obowiązkowo stać herbata – czarna, mocna, żadna zielona, owocowa ani żadne ziółka z miodem (śmiech). Jednak pisanie książki to przecież nie tylko zapisywanie słów i zdań. To cały proces myślowy, a on przebiega w różnych miejscach… dobrze mi się myśli w naturze. Albo w łóżku. Często zamiast spać, zapisuję w notesie pomysły, fragmenty dialogów, charakterystykę postaci.
Jesteś mgr resocjalizacji, czy to, że ukończyłaś taki kierunek studiów na Uniwersytecie Gdańskim ma jakiś oddźwięk w kreowaniu postaci w Twoich książkach?
Myślę, że ma. Trochę lat przepracowałam w pierwszym zawodzie, pasjonowała mnie ta praca i studia. Z różnymi ludzkimi typami się zetknęłam, z różnymi sytuacjami, poznałam mechanizmy psychologiczne, zetknęłam się z kryminalistyką i pracą policji, trochę jakby od kuchni. Nie stosuję świadomie i celowo wiedzy naukowej czy praktycznej w beletrystyce, bardziej intuicyjnie, ale nie wyprę się tego bagażu, on jest we mnie i z pewnością kształtuje moje literackie fantazje.
Mówisz o sobie „gdańszczanka”, ale nie mieszkasz w Gdańsku. Czy możesz swoim czytelnikom, tym którzy Cię jeszcze nie znają zbyt dobrze, zdradzić, gdzie mieszkasz i co zadecydowało o tym, że przeprowadziłaś się tam, gdzie teraz mieszkasz?
Urodziłam się w Gdańsku, dorastałam w Gdańsku, studiowałam, pracowałam, mieszkałam prawie do czterdziestki. Większość mojej najbliższej rodziny też żyła w Gdańsku, moja mama pochodzi z Pomorza, rodzina ojca przybyła tu zaraz po wojnie, z Włocławka, Krakowa i Warszawy. Teraz nie mieszkam w samym mieście, ale nadal uważam, że „jestem z Gdańska”. Moja gmina graniczy z Gdańskiem, jest częścią powiatu gdańskiego, a przed wojną znajdowała się w granicach Wolnego Miasta Gdańska. Te więzi są bardzo silne i trwałe. To wciąż te same tradycje, klimaty, ludzie. Mała nadmorska ojczyzna.
W Twoich książkach nie brakuje zwierząt, z Twojego profilu na FB widać, że Twoją miłością są koty. Czy wszystkie zwierzęta są Tobie tak bliskie jak właśnie te czworonożne mruczusie? Czy miałaś kiedyś inne zwierzę?
Zwierzęta są i były w moim życiu zawsze. Rodzice je kochali, dziadkowie też. Wychowałam się z czworonogami, jako dziecko wielbiłam wszystkie zwierzaki. Psy, koty, myszki, chomiki, ptaszki, motyle, ślimaki, biedronki, gąsienice, bez wyboru. Ale w domu najpierw były: kanarki, papużki, chomiki. I psy. Sporo piesków. Pierwszy kot – kotka Pusia – pojawił się, gdy już byłam młodą mężatką, w zasadzie przypadkiem. Chcieliśmy mieć psa, ale kotka przyjaciółki akurat okociła się i zakochałam się. Pusia była piękna i mądra, zawojowała całą rodzinę, nie wyłączając wiekowej już wówczas suczki moich rodziców, Kory. Później mieliśmy i psy, i koty, już w większej liczbie. Ostatnio doszły jeże. Mnie rozczulają zwierzęta, nie dzielę ich na takie, które lubię bardziej i takie, które mniej. One wszystkie są cudem natury. Gatunek jest drugorzędny, po prostu kotów jest u nas więcej, bo przychodzą same.
Współpracowałaś z Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, jak wspominasz ten czas? Kiedy czułaś największą satysfakcję z tego co robiłaś, czy pracując jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych czy jako pisarka?
Ten czas wspominam stale. To lata, kiedy żyłam najbardziej chyba intensywnie, na wysokich obrotach. Jeden długi ciąg emocji, szaleństwa i ogromnej siły twórczej. Wiele przyjaźni, ciekawi ludzie, sztuka, która nas pochłaniała, niepowtarzalny klimat. Jednak z czasem trochę mnie to wyczerpało, może dlatego odnalazłam się w moim lesie. To był – jest – ogromny kontrast: ze świata pełnego gwaru, ludzi, premier, imprez… nagły przeskok do ciszy i spokoju przyrody. Myślę, że widocznie tak miało być. Tutaj dopiero zaczęłam tak naprawdę na serio pisać. Satysfakcja płynie z obu źródeł, nie da się tego porównać. Tam żyłam na najwyższych obrotach, gorączkowo, w biegu, gromadziłam doświadczenia. Tutaj zbieram owoce. Oczywiście że ten etap jest dla mnie teraz najważniejszy. Tak jakby całe moje dotychczasowe życie prowadziło mnie właśnie do niego. Robię to, co kocham, co czuję, że powinnam robić.
Czy lubisz spotkania z czytelnikami? Miałam przyjemność uczestniczyć w kilku spotkaniach z Tobą i przyznam szczerze, że chociaż zawsze bardzo ciekawie opowiadasz, to odniosłam wrażenie, że czułaś się czasami nieco skrępowana.
Naprawdę? Nie, nie powiedziałabym, że skrępowana. Może raczej rozkojarzona. Jestem chaotyczna, czasem na początku trudno mi się skupić. Ale tylko na początku, potem się wyciszam i mam nadzieję, że mówię z sensem. Może to być też kwestia osobowości: jako introwertyk (przynajmniej częściowy) mam problem, by wyjść ze skorupy, ale jak już wyjdę, to mi to sprawia radość. Lubię spotkania z czytelnikami, lubię z nimi rozmawiać i zawsze pilnie słucham, co mają do powiedzenia. Przecież dla nich piszę, nie dla siebie, bo pisanie dla samego pisania wydaje mi się bez sensu, to tak, jakby gadać do lustra. Moje myśli są dla mnie, słowa dla czytelnika.
Z tego co wiem, to nie jeździsz na Targi Książki. Uczestniczyłaś w wielu panelach autorskich dotyczących kryminałów, ale na Targach Książki raczej spotkać Cię nie można. Czy jest jakiś konkretny powód, czy po prostu wolisz spotkania mniej oficjalne?
Jest kilka powodów. Pierwszy jest prozaiczny: na dłuższe wyjazdy nie pozwala mi sytuacja rodzinna, tego nie będę wyjaśniać, bo rzecz nie dotyczy tylko mnie. Mam też dużo zwierzaków, które wymagają ustawicznej opieki, to jak rodzinny dom dziecka, nie przesadzam. I nie chodzi o te „rodzinne”, domowe, tylko o moje stadko bezdomniaków, wśród których są zwierzaki stare, chore, kalekie. Nie mogę ich zostawić i sobie gdzieś jechać, bo nikt inny tego za mnie nie ogarnie. Co tam targi, ja od kilkunastu lat nie byłam na wakacjach! Dobrze, że napodróżowałam się w dzieciństwie i młodości… Drugi powód jest taki, że nie przepadam za imprezami związanymi z handlem, marketingiem, za hucznymi masowymi imprezami – jak już wspomniałam, jestem introwertyczką i źle się w tym czuję. Może też dlatego – i to jest trzeci powód – że żyłam w ten sposób przez blisko 20 lat i teraz świadomie wybrałam spokój i odosobnienie, potrzebowałam tego. Tak, zdecydowanie wolę kameralne spotkania. Nie dla mnie światła rampy, jestem autorem starego typu, uważam, że do mnie należy pisanie, praca twórcza, a nie bezpośrednie uczestnictwo w sprzedaży książek. Mam zaufanie do wydawców, którzy są profesjonalistami i doskonale radzą sobie beze mnie, mojego makijażu, kiecki i ględzenia. Wiem, że promocja jest ważna, nie migam się od niej, ale do pewnych granic.
Czy zdradzisz nam najbliższe plany wydawnicze?
To nie tajemnica. W pierwszej połowie lipca wyjdą dwie powieści kryminalne z Felicją Stefańską: „Osiedle odmieńców” i „Nagrobek”. Obie miały już wcześniej swoje debiuty w postaci elektronicznej, ukazały się autorskie (czyli prowadzone przez wydawcę, bez pośredników) profesjonalne audiobooki. Można przyjąć, że był to rodzaj promocji przed premierą papierową, takie było założenie na czas pandemiczny. W sierpniu ukaże się „Sekret czarownicy”, wydanie drugie poprawione, a w listopadzie „Skarb czarownicy” – kontynuacja, ostatni tom serii, który właśnie piszę i pomalutku zmierzam już do finału. Co dalej, jeszcze nie jestem pewna. Być może wrócę do któregoś cyklu, a być może rzucę się na głęboką wodę i napiszę coś całkiem nowego. Mam w głowie górski thriller, może nawet nowy cykl – bo kocham góry. Zobaczymy, sama jestem ciekawa.
Jak zachęciłabyś czytelników, którzy nie znają jeszcze Twojej twórczości do tego, aby sięgnęli po Twoje książki i od których najlepiej powinni zacząć przygodę czytelniczą z Anną Klejzerowicz?
W ogóle nie będę zachęcać! To nie moja rola (śmiech). Naprawdę, mam w sobie dużo pokory. Myślę, że kto nadaje i odbiera na tych samych falach co ja, sam do mnie trafi. To jest jak chemia – albo magia. A kiedy ktoś mnie pyta, od czego zacząć, odpowiadam: może najlepiej od początku, czyli… chyba… no właśnie, chyba od „Sądu Ostatecznego” i „Cienia gejszy”, a jeśli ktoś nie lubi typowych kryminałów, zawsze może sięgnąć po Czarownice. I tak w każdej książce mnie znajdzie, bo piszę „sobą”.
Ostatnie pytanie jest BARDZO ode mnie, Czy Emil Żądło jeszcze wróci? Tęsknię za nim 😉
Ależ by się ucieszył… (śmiech). Czasem też za nim tęsknię, więc jest duża szansa na powrót. O ile oczywiście zechcą tego czytelnicy i wydawca. Potrzebowałam odpocząć od niego, bo chyba on najdłużej ze mną był. Jednak stara miłość nie rdzewieje.
Bardzo serdecznie dziękuję Ci za ciekawą rozmowę i cieszę się, że zgodziłaś się ze mną „porozmawiać” i o swoich książkach i o swoim życiu. Mam nadzieję, że czas pandemii wkrótce się skończy i będziemy miały okazję spotkać się osobiście. JA ze swojej strony bardzo GORĄCO polecam Twoje książki zawsze i wszędzie, bo myślę, że najbardziej wybredny czytelnik znajdzie w nich coś dla siebie.
Dziękuję serdecznie za ciekawe pytania, pozdrawiam czytelników.
Anna Klejzerowicz