Recenzje książek

czytam legalnie

KAWIARNIA PEŁNA MARZEŃ – Agnieszka Lis

CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA, CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA…

Agnieszka Lis to jedna z najpoczytniejszych pisarek literatury obyczajowej. To nie tylko pisarka, ale również pianistka i felietonistka. Ukończyła Akademię Muzyczną (z wykształcenia jest pianistką) oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (chciała nauczyć się lepiej pisać). Jak sama mówi o sobie – jest pełna sprzeczności i uważa, że gdyby miała dzisiaj jeszcze raz decydować o kierunku studiów, zdecydowałaby tak samo, ponieważ muzyka nie tylko uwrażliwia, ale przede wszystkim wzbogaca, a rozumienie języka muzyki jest czymś szczególnym. To autorka, która pisze o życiowych perypetiach, bólu, rozstaniu, trudnych relacjach i chyba właśnie za to cenię ją bardzo jako pisarkę.

Kawiarnia pełna marzeń, to powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym. Jest to kontynuacja losów dwóch przyjaciół i ich rodzin.

PREMIERA KSIĄŻKI 27 PAŹDZIERNIKA 2021

Wydawnictwo Skarpa Warszawska
stron 333

W gronie wieloletnich przyjaciół wiele się dzieje. Rodziny Arkadiusza i Klemensa od zawsze spędzają razem Wigilię, ale nie zawsze wszystko wychodzi tak jak trzeba. Kiedy Dagmara traci pracę wreszcie przychodzi czas na zrealizowanie swojego marzenia o własnej kawiarni. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że od marzenia do realizacji nie zawsze prowadzi prosta droga. Na szczęście jej teściowa jest doświadczoną restauratorką, tylko czy uwagi i propozycje będą dobrze przez Dagmarę przyjęte, czy potraktuje je jak „wtrącanie się”. Justyna zmuszona zostaje do przeprowadzki na jakiś czas do teściów, z powodu trwającego dość długo remontu domu, który jest efektem ubocznym włamania. Na szczęście jest dość ekscentryczny sąsiad, który prawdopodobnie miał coś wspólnego z włamaniem, ale… w ramach rekompensaty zorganizował „remontowe zamieszanie”. Gdzie w tym roku spędzą Wigilię przyjaciele? Czy znajdzie się przy ich stole miejsce do kogoś jeszcze? Czy wszyscy jak co roku spotkają się przy wigilijnym stole?

(…) Tylko ten zapach. Tylko to się zmieniło. Dagmara znów przymknęła oczy i wdychała go, przez chwilę o niczym nie myśląc. A potem przemknęło jej przez głowę, że tak pachną marzenia. I uśmiechnęła się na myśl, że właśnie ten zapach ma być spełnieniem jej marzeń. (…)

Kiedy dwa lata temu poznałam bohaterów powieści Zapach goździków, to byłam przekonana, że nie pozwolę sobie na to, aby o nich zapomnieć, bardzo byłam ciekawa dalszych losów bohaterów książki, ale nie wiem, dlaczego, (może to nadmiar książek świątecznych) w zeszłym roku umknęła mi druga część Blask choinki ☹ Ale myślę, że to nadrobię, jak nie w tym sezonie świątecznym to w kolejnym.

Przyznam szczerze, że trochę gubiłam się w postaciach do tego stopnia, że musiałam sobie wypisać osoby i powiązania rodzinne. Pewnie gdybym rok temu „spotkała się z nimi, byłoby mi nieco lżej.

Znając jednak „pióro” autorki, wiedziałam, że jej kolejna książka mnie nie zawiedzie.

Okładka sugeruje ciepłą, pachnącą świętami powieść, dla której teraz w grudniu jest jak najbardziej czas na czytanie.

Mamy okazję poczuć nie tyle magię świąt, ale mocne pełne ciepła, tolerancji i empatii więzy zarówno rodzinne jak i przyjacielskie. To jest piękne zważywszy na to, jak wielu ludziom tego teraz brakuje.

Bohaterami tej powieści są osoby związane z przyjaciółmi Klemensem i Arkadiuszem, którzy od lat żyją jak jedna wielka rodzina.

Gdyby ktoś nie czytał wcześniejszych części, to autorka na końcu książki bardzo dokładnie przedstawia swoich bohaterów. Przyznam szczerze, że można się trochę pogubić w tych postaciach (i żałuję, że nie zaczęłam czytać książki „od końca”) ale jak człowiek się skupi na czytaniu, to szybko „powiąże” wszystkich.

Fabuła książki to ciepła opowieść, w której nie brakuje wątków pełnych miłości, przyjaźni, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Ale nie brakuje w niej również dramatyzmu życia, który dotyka nie tyle głównych bohaterów, co ludzi z ich otoczenia.

Autorka porusza na przykład dramat alkoholizmu, bolesny problem, który zawsze odbija się na życiu niewinnych ludzi. Takich, którzy albo trwają w toksycznych związkach z niemocy, albo strachu. Chociaż chyba jedno z drugim się wiąże.

Ale mamy tutaj bardzo optymistycznie ukazane dążenie do spełnienia marzeń. Tytułowa kawiarenka jest tego pięknym przykładem, chociaż nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, ile trudu może nas kosztować realizacja marzenia.

(…) Obrzuciła jeszcze wzrokiem wnętrze kawiarni – wszystko lśniło. Dominował zapach kawy, w mdłym świetle ulicznych latarni dochodzącym zza wielkich szyb kolory wnętrza otulały. „Choć jestem zmęczona jak wielbłąd po wyścigu na pustyni, dobrze się czuję” – pomyślała. (…)

Chciałabym powiedzieć, że jest to lekka, łatwa i przyjemna lektura z wątkiem świątecznym, ale nie wiem czy mogę tak ją określić.

Chociaż pokazane w niej życie głównych bohaterów jest piękne, opiewające w luksus i elegancję to wątki te drugoplanowe są trudne i z pewnością nie należą ani do lekkich, ani do przyjemnych.

Ale takie jest życie, które jednym udaje się ułożyć w miarę luksusowo, a inni muszą przeżywać je nieco inaczej.

Piękne w tej powieści jest jednak to, że prawie w każdym człowieku można odnaleźć dobro. Ale jednocześnie bardzo smutne jest to, że często człowiek będąc w otoczeniu innych, bywa bardzo, bardzo samotny.

(…) A przede wszystkim oznaczały, że wokół byli ludzie. Michał dopiero niedawno uświadomił sobie, w jakiej ciszy egzystował. Mieszkał z rodziną w wielkim domu, w którym zwykle nie było słychać nic, nawet odgłosów z oddalonej ulicy. Każdy z domowników zamykał się w swoim pokoju, a gospodyni wychodziła zanim Michał wrócił z pracy. Cisza… (…)

Różnorodnie wykreowane osobowości bohaterów sprawiają, że książka nie jest monotonna i nudna, a kiedy ktoś wszystkimi zmysłami odbiera fabułę, to jest w stanie poczuć aromatyczny zapach kawy, nieziemski smak Bûche de Noël, czy usłyszeć muzykę, której autorka w swojej opowieści nie poskąpiła.

(…) Ostatecznie wybrał 20 kolęd Witolda Lutosławskiego. Dawno tego nie słuchał, zresztą kiedy słuchać kolęd? Tylko w okresie Bożego Narodzenia. Rozważał też którąś z kantat Bacha albo koncertów Corellego. Jednak Lutosławski wydał mu się czymś wybitnie eleganckim, wartym jego żony. (…)

Polecam tę książkę właśnie teraz, w okresie zbliżającym nas do świąt. Mam nadzieję, że chociaż trochę każdy poczuje tę magię świąteczną, w której dominuje dobroć, przyjaźń, miłość.

Dziękuję Autorce za to, że pozwoliła mi na chwilę oderwać się od myśli nie koniecznie związanych ze świętami, dziękuję za obecny mi podczas czytania aromat kawy (która musiała mi towarzyszyć przy czytaniu). Dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska za możliwość przeczytania tej książki, która dzięki Wam nie umknęła mi znów w wysypie książek świątecznych.

Chociaż staram się w święta przygotowywać tradycyjne potrawy, takie jakie dominowały w rodzinnym domu, to po raz kolejny nabrałam ochoty na przygotowanie Bûche de Noël.

(…) Dominowało tradycyjne prowansalskie Bûche de Noël, biszkoptowa rolada w kształcie polana drewna, spożywana zwyczajowo we Francji po pasterce. Ciasto nawiązywało do starej tradycji – w okresie Bożego Narodzenia przynoszono do domu duże polano, które miało palić się w kominku przez wiele godzin, ogrzewając rodzinę w świąteczny wieczór. (…)

DRZEWKO SZCZĘŚCIA – Magdalena Witkiewicz

CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA, CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA…

Magdalena Witkiewicz gości na moim blogu już po raz… ojoj… któryś. Ktoś, kiedyś powiedział o niej, że jest „pisarką dla kucharek”, ale która z nas nie jest kucharką? Ostatnio została okrzyknięta „pisarką od szczęśliwych zakończeń”, i chyba jest to prawda. Urodziła się w 1976 roku i mieszka w Gdańsku.  Z wykształcenia jest marketerką. Jest miłośniczką literatury oraz dzieci (w szczególności swoich). Jej pierwsza powieść, Milaczek, poprawiła humor tysiącom czytelników. Nie będę się rozpisywała o tej autorce, ponieważ kto tutaj do mnie zagląda, wie, że chętnie sięgam po jej książki a co za tym idzie, opinie o nich często pojawiają się na moim blogu. Pisze dla dorosłych i dla dzieci, a jej książki są dosłownie rozchwytywane.

Drzewko szczęścia to powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym.

PREMIERA KSIĄŻKI 27 PAŹDZIERNIKA 2021

Wydawnictwo FILIA
stron 380

Kornelia Trzpiot to dość wiekowa pani, która podczas jednej kolacji wigilijnej oświadcza swoim krewnym, że do szczęścia potrzebuje herbu. Informuje wszystkich, że nie umrze, dopóki rodzina nie odnajdzie w jej przodkach kogoś, kto mógłby szczycić się godnym tytułem. Rodzina seniorki nie domyśla się nawet, że w oświadczeniu tym kryje się mały haczyk, który starsza pani ma zamiar wykorzystać nie dla uzyskania rodowodu czy herbu, ale do zintegrowania rodziny, która w ostatnich latach nieco się od siebie oddaliła. Nikt nie jest pewien, ile Kornelia wie, ile się domyśla ale większość zdaje sobie sprawę z tego, że od jakiegoś czasu rodzina nie jest dla nich najważniejszym ogniwem życia. Jedni angażują się w poszukiwania dowodu na istnienie w rodzinie Kornelii „godnego” przodka, inni nie zawracają sobie tym głowy, a starsza pani tylko obserwuje. Czy znajdzie się ktoś z tytułem szlacheckim? Ile można poświęcić dla znalezienia rodowego herbu? Czy te poszukiwania wpłyną na rodzinę pozytywnie czy wręcz odwrotnie?

Napisałam wcześniej, że jest to powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym, chociaż okładka sugeruje, że jest to lektura stricte świąteczna, ponieważ historia zaczyna się i kończy wprawdzie świętami, ale pomiędzy mamy cały rok.

Chciałabym powiedzieć, że jest to w stu procentach komedia, ale kto zna „pióro” tej autorki, ten wie, że jej książki są często takie słodko-gorzkie. Nie brakuje tutaj momentów, w których szczerze można się uśmiać, ale są również wątki, które wywołują łzy, ale nie śmiechu.

Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawia różne osobowości ludzi, którzy pod wpływem pewnych okoliczności mogą zmienić się (tu mam na myśli zarówno podejście do życia jak i cechy charakteru) o 180 stopni.

(…) Konrad coraz gorzej znosił warszawską samotność. Jakie to dziwne, że w takim tłumie, wśród tylu ludzi zmierzających w różne strony, można poczuć się samotnym. (…)

Wchodzimy w relacje rodzinne, w których takim mocnym spoiwem jest seniorka rodu, cudowna i bardzo optymistyczna starsza pani, której nikt nie odważy się sprzeciwić, ale również każdy darzy ją wielkim szacunkiem.

Dominująca postać babci jest jak powiew ciepłego wiatru w chłodny dzień. Pani Kornelia jest bardzo nowoczesna i tolerancyjna, a przy tym o bardzo humorystycznym nastawieniu do życia, że nie można jej nie polubić.

(…) Ku swojemu zaskoczeniu Kornelia zgodziła się na taki układ. Jednak czuła, że musi komuś o tym powiedzieć, bo sytuacja trochę ją przerastała. W końcu nie codziennie jest się wspólnikiem w zbrodni. A jak by na to nie patrzeć – ukrywała u siebie prawnuczkę na gigancie. (…)

Zagłębiając się w rodzinę babci Trzpiot poznajemy osoby z kilku pokoleń i chociaż nie wszyscy z nich są na „pozycji pozytywnej” to te ich cechy negatywne szybko idą w zapomnienie.

I chociaż fabuła jest dość optymistyczna i wiele wątków wywołuje uśmiech na twarzy, to nie można zauważyć tych smutnych stron życia, które dominują w wielu (niby całkiem normalnych) rodzinach.

Nie ukrywam, że wzruszyła mnie historia chłopca wychowywanego w środowisku wiejskim, przez ojca. Samotność tego dziecka i to jak odbierany był przez rówieśników to naprawdę smutna historia.

Ale również historia dziewczynki będącej bardzo samotnej w rodzinie jakże odmiennej od tej, w której był chłopiec. Dziewczynki teoretycznie bardzo kochanej, której miłość i obecność w jej życiu rodziców zastępowały pieniądze, bo rodzice byli zbyt zapracowani, aby dzielić się z nią miłością.

(…) Siedzę u siebie albo u ciebie, na strychu. Wiesz, że oni w ogóle na górę nie zaglądają. Mogłabym mieć trupa w szafie albo… sama być trupem. Zorientowaliby się dopiero, gdybym zaczęła śmierdzieć, się rozkładać, a robaki by im spadały z sufitu na głowę. (…)

Biorąc do ręki tę książkę można się spodziewać ciepłej powieści świątecznej, czy też komedii romantycznej, ale chociaż usta często się śmieją, to można się również nieźle wzruszyć.

Polubiłam bohaterów, a najbardziej seniorkę i to dzięki niej mogę powiedzieć, że historia opisana w książce pozwoliła mi na cudowne chwile relaksu. Mam nadzieję, że inni również pokochają „bacięćpiot” (wyjaśnienie tego zwrotu znajdziecie w książce 😊).

Zapraszam do domu i do rodziny pewnej seniorki, z którą nawet ksiądz nie potrafi sobie poradzić, chociaż z przyjemnością wypija z nią codziennie herbatkę.

Będzie i zabawnie, i wzruszająco, ale takie powieści najbardziej trafiają w mój gust czytelniczy, ponieważ nie można się przy nich nudzić. A po skończeniu czytania miałam ogromną ochotę przytulić się do… krowy. Dlaczego? Kto sięgnie po książkę, ten się dowie.

Gwarantuję dobrą zabawę, ale tak na wszelki wypadek przygotujcie sobie również paczkę chusteczek.

Dziękuję Autorce za kolejną świetną powieść, a wydawnictwu FILIA za propozycję przeczytania tej książki, która pozwoliła mi pomyśleć, że…

CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA.

WKRĘCONA W RODZINĘ – Natasza Socha

Natasza Socha gościła już na moim blogu, jej poczucie humoru w połączeniu z realizmem życiowym przekonały mnie do sięgnięcia po kolejne jej książki. Urodziła się w Poznaniu w 1973 roku. Jest dziennikarką, felietonistką, pisarką, a także malarką i ilustratorką. Obecnie mieszka pod Akwizgranem w Niemczech. Jest absolwentką dziennikarstwa i nauk politycznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Zadebiutowała powieścią „Macocha”, która została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. Do tej pory ma na swoim koncie już kilka powieści obyczajowych, w których w dowcipny sposób pisze o sprawach poważnych, podbijając serca wszystkich, którzy czytają jej twórczość. Jest artystyczną duszą, maluje akwarele, a także tworzy ilustracje do dziecięcych bajek.

Wkręcona w rodzinę, to komedia obyczajowa.

PREMIERA KSIĄŻKI 14 KWIETNIA 2021

Wydawnictwo FILIA
stron 364

Kilkanaście lat wcześniej nastoletnia Kasia musiała pogodzić się z sytuacją, w której jej ojciec znalazł sobie nową żonę. Zanim jednak dziewczyna zdążyła poznać „macochę” wiedziała już że jest zła. Dzisiaj Katarzyna dobiega trzydziestki i wcale nie myśli o dzieciach. Żyje sobie szczęśliwie w związku ze swoim partnerem, mężczyzną „z odzysku” do czasu, kiedy niejako awansem, w jej poukładane życie nagle wkracza dwójka dzieci jej partnera, kiedy jego była żona musi wyjechać na dłuższy czas, na kontrakt naukowy do Chin. Z dnia na dzień, życie kobiety zmienia się w jeden wielki chaos. Ona sama staje się numerem dwa, traci swoją uprzywilejowaną pozycję w związku i musi zmierzyć się z problemami o jakich dotąd nawet nie śniła.  Ale na szczęście ma swoją macochę, która dzielnie pomaga jej w utrzymaniu dzieci w jako takiej zażyłości.  Czy uda się Katarzynie zdobyć serca dzieci tak jak zdobyła serce ich ojca? Jak trudna może być rola macochy? Czy ojciec dzieci będzie ją wspierał, czy utrudniał jej relacje z kilkulatkami?

(…) Coś co składa się wyłącznie ze słodkich warstw lukru, prędzej czy później okaże się zbyt mdlące. W życiu potrzebny jest cukier oraz pieprz. Niekoniecznie razem, ale naprzemiennie. (…)

Książka napisana została w pierwszej osobie, w formie pamiętnika, a ja uwielbiam taką narrację. Zresztą nie ukrywam, że po książki tej autorki sięgam zawsze i chętnie i nie wiem jak to się stało, że umknęła mi książka „Macocha” będąca jakby początkiem fabuły tej powieści.

Autorka mimo bardzo lekkiego „pióra” i humoru jaki wprowadza w książkach często porusza w swoich powieściach poważne tematy.

W tej książce na przykład poruszony został temat bardzo późnego macierzyństwa, łączącego w sobie i radość, i strach, które pojawiają się, kiedy kobieta przeświadczona o niepłodności zachodzi w ciążę w wieku 46 lat.

(…) – Czasem rzeczy, których się boimy, są o wiele mniej niebezpieczne od tych, o których nie myślimy wcale. Roma bała się starości, twarzy utkanej z siateczki zmarszczek i odstawienia na boczny tor życia. Tymczasem w prezencie od losu dostała zupełnie coś innego i to w dość późnym wieku. (…)

Ta powieść opowiada o perypetiach „tej drugiej”, która została postawiona w niezbyt przychylnej dla siebie sytuacji. Dla dzieci „ta druga” zawsze będzie gorsza choćby nie wiem, jak się starała, Nie wiem, czy wynika to ze strachu przed tym, że może być realną konkurentką do serca rodzica i skoro wybrał ją a zostawił mamę, to należy się temu sprzeciwić? Czy jest to strach przed tym, że może okazać się fajniejsza od mamy i co wtedy?

(…) Życie z dziećmi swojego partnera to sinusoida emocji. Kiedy wydaje ci się, że wszystko jest już w porządku, że dogadujecie się całkiem dobrze, a one chcą uczestniczyć w twoich weekendowych ucieczkach (na razie nie planuję kolejnych, są zbyt wyczerpujące), nagle ktoś oblewa cię kubłem zimnej wody. (…)

Dawno temu miałam okazję przekonać się o tym będąc przez krótki czas wakacyjny (na szczęście) „tą drugą”. Mogłam się dwoić i troić a i tak mama była mądrzejsza, mama lepiej gotowała, mama była po prostu numerem 1.  Ale kiedy usłyszałam (po kilku latach zmagania się z miejscem „tej drugiej”) słowa: „pani to jest jednak całkiem fajna, lubię z panią rozmawiać” to poczułam, że jednak wygrałam los na loterii. Dziś mam z tym młodym człowiekiem całkiem poprawny kontakt.

Ale wracając do lektury, świetnie wykreowane osobowości bohaterów to moim zdaniem połowa sukcesu książki, a tutaj to się autorce udało. I chociaż ojca dzieci jest w powieści niewiele, to „ta druga” i dzieci potrafiły udowodnić, że bez nich i bez ich pomysłów książka byłaby niewiele warta.

Zmagania się z dziećmi partnera to jedno, ale na uwagę moim zdaniem zasłużył również wątek dotyczący spotkań „macoch”, które we własnym gronie miały okazję nie tylko zwierzyć się ze swoich problemów natury macocha-pasierb/pasierbica, wyrzucić z siebie frustrację nagromadzoną dzięki często nieprzychylnym do nich dzieci, ale również nawiązać szczere przyjaźnie.

(…) życie to bardzo często wybuchowa mieszanka niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji i jednego wielkiego zamieszania. Wtedy jest najciekawiej i wtedy naprawdę czujemy, że żyjemy. (…)

Polecam tę książkę na rozładowanie negatywnych emocji, jeżeli nagromadziły się w nas. Polecam tę lekturę również osobom mogącym znaleźć się w sytuacji „tej drugiej” (lub „tego drugiego”). Myślę, że ta książka każdemu pozwoli na porządny relaks.

Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej książki, a Autorce dziękuję za piękne chwile z jej książką.

Wywiad z pisarką ANNĄ KLEJZEROWICZ

Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, kobietą wszechstronnie zaangażowaną. Jest nie tylko pisarką i publicystką, ale również redaktorką, zajmującą się także fotografią. Autorka zbiorów opowiadań grozy z cyklu: “Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”, powieści kryminalnych: „Sąd Ostateczny”, „Ostatnią kartą jest Śmierć”, „Cień gejszy” (książka – laureatka plebiscytu „Przy kominku” w 2011 r.), opowiadań w licznych antologiach, a także tekstów prasowych – beletrystycznych i publicystycznych. Przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych. Z wykształcenia jest mgr resocjalizacji, prywatnie „kocia mama”, miłośniczka gór, książek i sztuki.

Nie dla mnie światła rampy, jestem autorem starego typu, uważam, że do mnie należy pisanie, praca twórcza, a nie bezpośrednie uczestnictwo w sprzedaży książek. Mam zaufanie do wydawców, którzy są profesjonalistami i doskonale radzą sobie beze mnie…

Jak rozpoczęła się Twoja kariera pisarska, co skłoniło Cię do napisania pierwszej książki?

Mam zawsze problem z określeniem tego momentu, a nawet „pierwszej książki”. Bo to się jakoś tak rozkładało w czasie. Zanim wydałam pierwszą książkę – tak chyba będę bliżej prawdy – pisałam opowiadania dla prasy, portali literackich, do zbiorków. A jeszcze wcześniej artykuły do gazet, np. regularnie dla gdańskiego pisma dla młodzieży, do lokalnego „Muratora” czy „Spotkań z zabytkami”.  W międzyczasie redagowałam wydawnictwa teatralne i książki dla wydawnictw literackich, publikowałam do tekstów własne fotografie. To była moja „szkoła pisania”, trwała latami. Natomiast cały czas się zastanawiam, co było pierwszą książką… Po wyprowadzce z miasta zachłysnęłam się przyrodą i zaczęłam pisać „Czarownicę”. Najpierw jako opowiadanie, ale wyszło za długie dla gazety, więc przez parę lat leżakowało w pliku. Późnej z pobudek sentymentalnych dopisałam do niego ciąg dalszy, ale… dalej nie zdecydowałam się nigdzie tego wysłać. W międzyczasie napisałam nowelę kryminalną (długości klasycznego kryminału), która została opublikowana w letnim dodatku do pewnego tytułu prasowego – jako osobna broszura. Naiwnie oddałam wszelkie prawa na wieki wieków amen, więc przepadła. Ale zanim to się stało, wysłałam fragment tekstu do wydawnictwa Dolnośląskiego. Nie chcieli klasyki, ale zmotywowali mnie do napisania kryminału miejskiego i tak w tymże wydawnictwie ukazał się jako pierwszy „Sąd Ostateczny” z Emilem Żądło. I od razu zaczęłam pisać kolejny tom: „Cień gejszy”. Jednak – znowu w międzyczasie – inny wydawca zainteresował się moimi opowiadaniami grozy i tuż przed „Sądem…” wyszedł „Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”. Z kolei zaraz po „Sądzie…” – też jako rozszerzenie innej kryminalnej noweli – pojawiło się na rynku „Ostatnią kartą jest śmierć”, wydane w gdańskiej Oficynce. Aż w końcu odważyłam się ujawnić „Czarownicę”, która (po jeszcze kilku rozszerzeniach) przekonała szefową literacką wydawnictwa Prószyński. Tak więc moja de facto „pierwsza powieść” ukazała się na rynku jako któraś z kolei… Bałam się tego, bo już utożsamiano mnie z kryminałem, a tu nagle coś w rodzaju obyczaju. No ale tak wyszło. Skomplikowane to, prawda? Wiem!            

Który z Twoich bohaterów jest Ci najbliższy, Felicja Stefańska, Emil Żądło, czy Małgosia z „Czarownicy”?

Zawsze ten, o którym właśnie piszę. Zresztą oni dojrzewają ze mną, a ja z nimi. Zmieniamy się razem. Emil był pierwszy i mam do niego sentyment, to coś w rodzaju starego dobrego małżeństwa (śmiech). Małgośka, wiadomo, czarownica… myślę, że uosabia mnie z młodości, co prawda nie miałam takich przeżyć, ale przemyślenia już tak. Obecnie najbliższa jest mi chyba Felicja. W niej odbija się mój aktualny świat i jego problemy, które obserwuję – tu i teraz.

Skąd czerpiesz inspirację do pisania?

Och… zewsząd. Z wyobraźni, pasji i zainteresowań, przeżyć, lektur, rozmów, z życia społecznego, z życia w ogóle. Piszę zawsze i tylko o tym, co mnie naprawdę porusza. Czy, jak to się mówi, w duszy gra.

Jak wygląda Twój dzień pracy? Czy masz swoje ulubione godziny, w czasie których piszesz? Czy masz swoje ulubione miejsce do pisania? A może musisz mieć obok ulubiony napój (kawa, herbata, woda, wino 😉)

Mój dzień pracy wygląda za każdym razem inaczej. Nie planuję, nie ograniczam się, nie organizuję go sobie jakoś specjalnie. Jestem „nocnym markiem” z natury, więc zwykle piszę późnym wieczorem, nocą, wtedy najlepiej się czuję i mam spokój. Ale bywa, że i za dnia, czasem nawet rano. Mam jedno miejsce do klepania w klawiaturę: swoje biurko pod oknem z widokiem na ogród. Na nim musi obowiązkowo stać herbata – czarna, mocna, żadna zielona, owocowa ani żadne ziółka z miodem (śmiech). Jednak pisanie książki to przecież nie tylko zapisywanie słów i zdań. To cały proces myślowy, a on przebiega w różnych miejscach… dobrze mi się myśli w naturze. Albo w łóżku. Często zamiast spać, zapisuję w notesie pomysły, fragmenty dialogów, charakterystykę postaci.   

Jesteś mgr resocjalizacji, czy to, że ukończyłaś taki kierunek studiów na Uniwersytecie Gdańskim ma jakiś oddźwięk w kreowaniu postaci w Twoich książkach?

Myślę, że ma. Trochę lat przepracowałam w pierwszym zawodzie, pasjonowała mnie ta praca i studia. Z różnymi ludzkimi typami się zetknęłam, z różnymi sytuacjami, poznałam mechanizmy psychologiczne, zetknęłam się z kryminalistyką i pracą policji, trochę jakby od kuchni. Nie stosuję świadomie i celowo wiedzy naukowej czy praktycznej w beletrystyce, bardziej intuicyjnie, ale nie wyprę się tego bagażu, on jest we mnie i z pewnością kształtuje moje literackie fantazje.

Mówisz o sobie „gdańszczanka”, ale nie mieszkasz w Gdańsku. Czy możesz swoim czytelnikom, tym którzy Cię jeszcze nie znają zbyt dobrze, zdradzić, gdzie mieszkasz i co zadecydowało o tym, że przeprowadziłaś się tam, gdzie teraz mieszkasz?

Urodziłam się w Gdańsku, dorastałam w Gdańsku, studiowałam, pracowałam, mieszkałam prawie do czterdziestki. Większość mojej najbliższej rodziny też żyła w Gdańsku, moja mama pochodzi z Pomorza, rodzina ojca przybyła tu zaraz po wojnie, z Włocławka, Krakowa i Warszawy. Teraz nie mieszkam w samym mieście, ale nadal uważam, że „jestem z Gdańska”. Moja gmina graniczy z Gdańskiem, jest częścią powiatu gdańskiego, a przed wojną znajdowała się w granicach Wolnego Miasta Gdańska. Te więzi są bardzo silne i trwałe. To wciąż te same tradycje, klimaty, ludzie. Mała nadmorska ojczyzna.    

W Twoich książkach nie brakuje zwierząt, z Twojego profilu na FB widać, że Twoją miłością są koty. Czy wszystkie zwierzęta są Tobie tak bliskie jak właśnie te czworonożne mruczusie? Czy miałaś kiedyś inne zwierzę?

Zwierzęta są i były w moim życiu zawsze. Rodzice je kochali, dziadkowie też. Wychowałam się z czworonogami, jako dziecko wielbiłam wszystkie zwierzaki. Psy, koty, myszki, chomiki, ptaszki, motyle, ślimaki, biedronki, gąsienice, bez wyboru. Ale w domu najpierw były: kanarki, papużki, chomiki. I psy. Sporo piesków. Pierwszy kot – kotka Pusia – pojawił się, gdy już byłam młodą mężatką, w zasadzie przypadkiem. Chcieliśmy mieć psa, ale kotka przyjaciółki akurat okociła się i zakochałam się. Pusia była piękna i mądra, zawojowała całą rodzinę, nie wyłączając wiekowej już wówczas suczki moich rodziców, Kory. Później mieliśmy i psy, i koty, już w większej liczbie. Ostatnio doszły jeże. Mnie rozczulają zwierzęta, nie dzielę ich na takie, które lubię bardziej i takie, które mniej. One wszystkie są cudem natury. Gatunek jest drugorzędny, po prostu kotów jest u nas więcej, bo przychodzą same. 

Współpracowałaś z Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, jak wspominasz ten czas? Kiedy czułaś największą satysfakcję z tego co robiłaś, czy pracując jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych czy jako pisarka?

Ten czas wspominam stale. To lata, kiedy żyłam najbardziej chyba intensywnie, na wysokich obrotach. Jeden długi ciąg emocji, szaleństwa i ogromnej siły twórczej. Wiele przyjaźni, ciekawi ludzie, sztuka, która nas pochłaniała, niepowtarzalny klimat. Jednak z czasem trochę mnie to wyczerpało, może dlatego odnalazłam się w moim lesie. To był – jest – ogromny kontrast: ze świata pełnego gwaru, ludzi, premier, imprez… nagły przeskok do ciszy i spokoju przyrody. Myślę, że widocznie tak miało być. Tutaj dopiero zaczęłam tak naprawdę na serio pisać. Satysfakcja płynie z obu źródeł, nie da się tego porównać. Tam żyłam na najwyższych obrotach, gorączkowo, w biegu, gromadziłam doświadczenia. Tutaj zbieram owoce. Oczywiście że ten etap jest dla mnie teraz najważniejszy. Tak jakby całe moje dotychczasowe życie prowadziło mnie właśnie do niego. Robię to, co kocham, co czuję, że powinnam robić.   

Czy lubisz spotkania z czytelnikami? Miałam przyjemność uczestniczyć w kilku spotkaniach z Tobą i przyznam szczerze, że chociaż zawsze bardzo ciekawie opowiadasz, to odniosłam wrażenie, że czułaś się czasami nieco skrępowana.

Naprawdę?  Nie, nie powiedziałabym, że skrępowana. Może raczej rozkojarzona. Jestem chaotyczna, czasem na początku trudno mi się skupić. Ale tylko na początku, potem się wyciszam i mam nadzieję, że mówię z sensem. Może to być też kwestia osobowości: jako introwertyk (przynajmniej częściowy) mam problem, by wyjść ze skorupy, ale jak już wyjdę, to mi to sprawia radość. Lubię spotkania z czytelnikami, lubię z nimi rozmawiać i zawsze pilnie słucham, co mają do powiedzenia. Przecież dla nich piszę, nie dla siebie, bo pisanie dla samego pisania wydaje mi się bez sensu, to tak, jakby gadać do lustra. Moje myśli są dla mnie, słowa dla czytelnika. 

Z tego co wiem, to nie jeździsz na Targi Książki. Uczestniczyłaś w wielu panelach autorskich dotyczących kryminałów, ale na Targach Książki raczej spotkać Cię nie można. Czy jest jakiś konkretny powód, czy po prostu wolisz spotkania mniej oficjalne?

Jest kilka powodów. Pierwszy jest prozaiczny: na dłuższe wyjazdy nie pozwala mi sytuacja rodzinna, tego nie będę wyjaśniać, bo rzecz nie dotyczy tylko mnie. Mam też dużo zwierzaków, które wymagają ustawicznej opieki, to jak rodzinny dom dziecka, nie przesadzam. I nie chodzi o te „rodzinne”, domowe, tylko o moje stadko bezdomniaków, wśród których są zwierzaki stare, chore, kalekie. Nie mogę ich zostawić i sobie gdzieś jechać, bo nikt inny tego za mnie nie ogarnie. Co tam targi, ja od kilkunastu lat nie byłam na wakacjach! Dobrze, że napodróżowałam się w dzieciństwie i młodości… Drugi powód jest taki, że nie przepadam za imprezami związanymi z handlem, marketingiem, za hucznymi masowymi imprezami – jak już wspomniałam, jestem introwertyczką i źle się w tym czuję. Może też dlatego – i to jest trzeci powód – że żyłam w ten sposób przez blisko 20 lat i teraz świadomie wybrałam spokój i odosobnienie, potrzebowałam tego. Tak, zdecydowanie wolę kameralne spotkania. Nie dla mnie światła rampy, jestem autorem starego typu, uważam, że do mnie należy pisanie, praca twórcza, a nie bezpośrednie uczestnictwo w sprzedaży książek. Mam zaufanie do wydawców, którzy są profesjonalistami i doskonale radzą sobie beze mnie, mojego makijażu, kiecki i ględzenia. Wiem, że promocja jest ważna, nie migam się od niej, ale do pewnych granic.   

Czy zdradzisz nam najbliższe plany wydawnicze?

To nie tajemnica. W pierwszej połowie lipca wyjdą dwie powieści kryminalne z Felicją Stefańską: „Osiedle odmieńców” i „Nagrobek”. Obie miały już wcześniej swoje debiuty w postaci elektronicznej, ukazały się autorskie (czyli prowadzone przez wydawcę, bez pośredników) profesjonalne audiobooki. Można przyjąć, że był to rodzaj promocji przed premierą papierową, takie było założenie na czas pandemiczny. W sierpniu ukaże się „Sekret czarownicy”, wydanie drugie poprawione, a w listopadzie „Skarb czarownicy” – kontynuacja, ostatni tom serii, który właśnie piszę i pomalutku zmierzam już do finału. Co dalej, jeszcze nie jestem pewna. Być może wrócę do któregoś cyklu, a być może rzucę się na głęboką wodę i napiszę coś całkiem nowego. Mam w głowie górski thriller, może nawet nowy cykl – bo kocham góry. Zobaczymy, sama jestem ciekawa.  

Jak zachęciłabyś czytelników, którzy nie znają jeszcze Twojej twórczości do tego, aby sięgnęli po Twoje książki i od których najlepiej powinni zacząć przygodę czytelniczą z Anną Klejzerowicz?

W ogóle nie będę zachęcać! To nie moja rola (śmiech). Naprawdę, mam w sobie dużo pokory. Myślę, że kto nadaje i odbiera na tych samych falach co ja, sam do mnie trafi. To jest jak chemia – albo magia. A kiedy ktoś mnie pyta, od czego zacząć, odpowiadam: może najlepiej od początku, czyli… chyba… no właśnie, chyba od „Sądu Ostatecznego” i „Cienia gejszy”, a jeśli ktoś nie lubi typowych kryminałów, zawsze może sięgnąć po Czarownice. I tak w każdej książce mnie znajdzie, bo piszę „sobą”.

Ostatnie pytanie jest BARDZO ode mnie, Czy Emil Żądło jeszcze wróci? Tęsknię za nim 😉

Ależ by się ucieszył… (śmiech). Czasem też za nim tęsknię, więc jest duża szansa na powrót. O ile oczywiście zechcą tego czytelnicy i wydawca. Potrzebowałam odpocząć od niego, bo chyba on najdłużej ze mną był. Jednak stara miłość nie rdzewieje.

Bardzo serdecznie dziękuję Ci za ciekawą rozmowę i cieszę się, że zgodziłaś się ze mną „porozmawiać” i o swoich książkach i o swoim życiu. Mam nadzieję, że czas pandemii wkrótce się skończy i będziemy miały okazję spotkać się osobiście. JA ze swojej strony bardzo GORĄCO polecam Twoje książki zawsze i wszędzie, bo myślę, że najbardziej wybredny czytelnik znajdzie w nich coś dla siebie.

Literacki Sopot, Spotkanie A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ
rok… czy to ważne który 😉

Dziękuję serdecznie za ciekawe pytania, pozdrawiam czytelników.

Anna Klejzerowicz

MAMINSYNEK – Natasza Socha

Natasza Socha gościła już na moim blogu, jej poczucie humoru w połączeniu z realizmem życiowym przekonały mnie do sięgnięcia po kolejne jej książki. Urodziła się w Poznaniu w 1973 roku. Jest dziennikarką, felietonistką, pisarką, a także malarką i ilustratorką. Obecnie mieszka pod Akwizgranem w Niemczech. Jest absolwentką dziennikarstwa i nauk politycznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Zadebiutowała powieścią „Macocha”, która została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. Do tej pory ma na swoim koncie już kilka powieści obyczajowych, w których w dowcipny sposób pisze o sprawach poważnych, podbijając serca wszystkich, którzy czytają jej twórczość. Jest artystyczną duszą, maluje akwarele, a także tworzy ilustracje do dziecięcych bajek.

Maminsynek to komedia obyczajowa.

PREMIERA KSIĄŻKI (wydanie II) 17 MARCA 2021

Wydawnictwo FILIA
stron 381

Leandro jest samotnym mężczyzną, dobiegającym do 40-tki mieszkającym cały czas z matką. Każda kobieta, z którą zaczyna się spotykać, skutecznie zostaje przez matkę odstawiana „na boczny tor”. Kiedy mężczyzna poznaje Amelię, po raz kolejny wydaje mu się, że jest ona tą jedną jedyną (po mamusi oczywiście). Amelia zakochuje się na zabój, zrobi wszystko, aby jej ukochany mężczyzna nie tylko z nią zamieszkał, ale żeby połączył swoje życie z jej życiem. Jest tylko jeden mały problem, który w jakimś momencie dorasta do wielkości ogromnego problemu – Mamusia. Czy Amelii uda się pokonać zaborczą kobietę, która nie wyobraża sobie życia swojego synka u boku innej? Co musi wydarzyć się w życiu Leandra i Amelii, aby matka wreszcie zrozumiała, że jej syn ma prawo do własnego życia? Czy Matka zaufa kolejnej partnerce syna na tyle, że pozwoli mu odejść?

„Pióro” tej autorki znam doskonale i wiem, że chociaż porusza w swoich książkach często bardzo trudne i poważne tematy to robi to z gracją dobrego humoru.

Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej narratorem jest mężczyzna Leander (tytułowy Maminsynek), drugiej natomiast kobieta imieniem Amelia.

(…) Zdecydowanie nie lubiłem ubierać się sam. Matka robiła to tak sprawnie i z takim wdziękiem, że nie było sensu próbować samemu walczyć z ciągle plączącymi się nogawkami spodni, nie wspominając o koszulach, w których trafienie guzikiem do dziurki graniczyło z cudem. (…)

Autorka bardzo humorystycznie, aczkolwiek z mocnym akcentem ironicznym przedstawia uzależnienie emocjonalne dorosłego syna (38 lat) od nadopiekuńczej matki, która w każdej kobiecie widzi potencjalne zagrożenie dla tego uzależnienia.

(…) Byłem dopiero ośmiolatkiem, ale już zrozumiałem, że jest najwspanialszą kobietą na świecie. (…)

Ślepo zakochany mężczyzna nie zauważa krat złotej klatki, za którymi został zamknięty, bo przecież mamusia to dla niego „ósmy cud świata”. To jedyna kobieta, która go naprawdę rozumie, która pragnie tylko jego szczęścia i która dogadza ma nie tylko kulinarnie wmawiając, że gotowanie dla niego to szczyt jej marzeń. Matka, kiedy chce jest silna i opanowana, ale kiedy okoliczności nie są po jej myśli rozczula go swoją bezradnością.

Niestety, ale wciąż tacy mężczyźni istnieją. Duzi chłopcy, którzy boją się samodzielności i odpowiedzialności, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że jak kobieta czegoś (lub kogoś) zapragnie, to zburzy każdy mur stojący na jej drodze do szczęścia. Mur mamusinego uzależnienia również.

Czy taka właśnie jest Amelia? Kobieta, która bez względu na wszystko zakochała się w przystojnym maminsynku?

Autorka pokazuje, że sposobem można zdobyć nawet to, co jest nie do zdobycia. W bardzo dosadny, ale również groteskowy sposób przedstawia „walkę” kobiet o ukochanego mężczyznę.

Czytając tę książkę, zastanawiałam się co kieruje takimi matkami? Miłość czy egoizm?

Polecam tę lekturę dla czystego relaksu, dla rozluźnienia myśli i poprawienia sobie humoru.

(…) Swoją drogą to ciekawe. Początkowo chrapanie kojarzy nam się z dźwiękami słodkiego misiaczka, który nażarł się miodu. Z czasem miś coraz bardziej linieje i w końcu przepoczwarza się w knura profanującego pościel w sowy. Dodatkowo z kącików ust kapie mu ślina i to właśnie ona stanowi kropkę nad i. (…)

Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej książki i cieszę się, że kolejna powieść Nataszy Sochy trafiła do mojej biblioteczki.

Napisz do mnie
lipiec 2025
P W Ś C P S N
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/