barbara piórkowska
KRABOSZKI – Barbara Piórkowska
Barbara Piórkowska to gdańska poetka, pisarka, autorka między innymi powieści „Szklanka na pająki” i prozy „Utkanki”. W Gdańsku jest osobą dość dobrze znaną i bardzo lubianą, miałam okazję spotkać ją osobiście i przyznam, że dawno nie poznałam tak pozytywnej i ciepłej osoby. Jest współtwórczynią spektakli poetyckich i spacerów literackich po Gdańsku. Prowadziła warsztaty twórczego pisania mi.in. na ogólnopolskim festiwalu rozwojowym dla kobiet Progressteron. Jej teksty są tłumaczone na język angielski, niemiecki, rosyjski i litewski. Jest laureatką Nagrody Gdańskich Bibliotekarzy „Pro Libro Legendo” za rok 2010. Wielokrotna stypendystka Miasta Gdańska i Marszałka Województwa Pomorskiego.
Kraboszki to nostalgiczno-filozoficzna opowieść o bólu przetrwania, zmianach chorobowych i psychice, która mimo przeciwności losu stara się zachować dystans do tego co dzieje się z ciałem. To prywatna debata na temat relacji pacjentka-lekarze i odczłowieczenia w służbie zdrowia. Powieść oparta na rzeczywistych doświadczeniach, pozwala dostrzec emocjonalny aspekt zmagania się ze śmiertelną chorobą.
Kilka razy bolała ją głowa, potem upadła na ulicy. Tak zaczęła swoją podróż przez kolejne sale szpitalne, w której głównymi stacjami są „pobranie krwi” i „chemia”. Musi przyswoić reguły dotyczące życia w chorobie i jednocześnie znaleźć własną drogę do wyzdrowienia. Pomoc w utkaniu całkiem nowej nici życia przyjdzie z nieoczekiwanej strony.
PREMIERA KSIĄŻKI 23 MARCA 2020
W domach dziadom poświęcano, poza stołem, najładniejszy kąt. W nim cienie dusz zasypiały. Obecność zmarłych objawiała się w drewnianych maskach czy rzeźbionych figurach, które były upostaciowieniem duchów przodków. Maski nazywane kraboszkami ustawiano w izbie, na cmentarzu bądź w miejscu uroczystości. Dziś miejsce masek i figur zajmują fotografie, często umieszczane na płycie grobu zmarłego… Więcej na ten temat można przeczytać między innymi na blogu morizon.pl
W tym ciężkim emocjonalnie i fizycznie okresie, autorka próbuje zachować odrobinę dobrych myśli i wiary w pozytywną przyszłość. Do wielu spraw podchodzi humorystycznie, chociaż lepszym określeniem będzie – ironicznie.
(…) Baniak stoi przy łóżku przez najbliższe dni. Towarzyszy mi jak wierny kochanek. Żaden mężczyzna w moim życiu nie stał przy mnie tak wytrwale, jak ten pojemnik na siki plastikowy tutaj. Żaden nie strzegł mnie niczym ten przyżółkły rycerzyk pęcherza. (…)
Czasami z ograniczoną powagą stara się pokazać życie balansujące na granicy źle-lepiej-dobrze przedstawiając smutne realia pobytów szpitalnych, od ludzkich zachowań po strefę kulinarno-miejscowo-zdrowotną zarówno przed jak i po zabiegu oraz przed i po chemioterapii.
Metaforycznie i nostalgicznie ukazany świat wzrusza, a czasami zionie grozą, czy mocno specyficznym smutkiem.
Fikcja pisana myślami i szalejącym ze strachem i bólu umysłem przeplata się z szarą, czasami bezwzględną i lekceważącą wszelkie reguły, prozą życia. Czy trudno jest funkcjonować w takiej poplątanej rzeczywistości?
(…) Nie do końca też właściwie wiem, czy to, co się odbyło z tym całym zdrowieniem, wydarzyło się tylko w mojej głowie, czy jednak w którymś z istniejących naprawdę takich miejsc. Na wszelki wypadek o tym tutaj piszę, w mojej głowie odbywają się na co dzień takie rzeczy i tak jest pełna światów oraz przestrzeni nie z tego świata, że ciężko mi się już dziwić. (…)
Ta książka to refleksyjny reportaż o życiu i egzystencji w nim, zarówno w tym realnym jak i w tym wyimaginowanym, w którym „zdarzyła się” choroba. To bolesny przewodnik po szpitalu i odrealnionym świecie magii, wierzeń ludowych i wyobraźni, które lubią czasami płatać figle.
Czytając tę książkę na zmianę płakałam i śmiałam się w głos. Tak, można się śmiać nawet w obliczu groźnej choroby zabierającej nie tylko tkanki tłuszczowe z organizmu, ale często nawet to zwyczajne człowieczeństwo. Podziwiam Autorkę, że wspominając te jakże okrutne dla niej chwile, potrafiła żartować. Z siebie, z innych, z choroby, z zaglądającej i zbyt ciekawskiej Śmierci.
(…) Najpierw w kolejce do lekarza, potem czekanie na zupę z tablicy Mendelejewa, potem gabinet zabiegowy – szopka z wkłuwaniem, potem godziny skapywania. Moje żyły dalej nie chcą być męczone – pielęgniarkom trudno znaleźć dobre miejsce. (…)
I chociaż ciało i dusza bolą, to Śmierć przychodzi w brązowych rajtuzach. I chociaż samotność i strach są częstymi gośćmi, to za kaloryferem czy w łazience postanowiła rozgościć się Kikimora.
(…) Zmora przychodzi w nocy, siada na mnie, mości się swoim chudym dupskiem. Wysoka, niezbyt ładna, nic nie mówi, niczego nie chce, mocnym uściskiem odcina mi oddech, dłubie pazurem w płucach, podczas gdy ja duszę się pod spodem jak zrazy w sosie. (…)
Poznajemy w tej książce Rodzanice, i inne słowiańskie duchy czy bóstwa. Poznajemy również prawdziwe oblicze Strachu i Walki o Życie.
To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to książka dla Wybranych. Poetycki styl jakim pisze autorka, dla wielu może być nudny, ale wiele osób uzna go za piękny i wzniosły w przekazie codzienności.
Polecam tę książkę wyrafinowanym czytelnikom, którzy kochają poezję, nie boją się płaczącego humoru i potrafią docenić szczerość w słowach i przekazie treści.
Dziękuję wydawnictwu MARPRESS za propozycję przeczytania tej niesamowitej książki. Dziękuję Autorce, że podzieliła się z nami swoimi przemyśleniami.
Basiu, trzymaj się, wygoń tę Kikimorę i te Rozanice, które prują makatki życia. Cieszę się, że przetrwałaś, bo wszyscy, którzy Cię znają mocno trzymali kciuki. I nadal trzymamy.