ŚWIĄTECZNY TROP – David Rosenfelt
David Rosenfelt urodził się w Peterson, New Jersey w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem, który napisał trzydzieści trzy powieści, dzięki niemu powstały również trzy filmy telewizyjne. Głównym bohaterem większości jego książek jest Andy Carpenter, adwokat i miłośnik psów. Autor ukończył Uniwersytet Nowojorski, a następnie zdecydował się na pracę w branży filmowej. Po rozmowie z wujkiem, który był prezesem United Artists został zatrudniony i pracował w kierunku kultury korporacyjnej zostając prezesem marketingu Tri-Star Pictures. Kiedy odszedł jednak z branży korporacyjnej i napisaniu kilku scenariuszy do filmów i telewizji, zabrał się do pisania powieści i szybko stał się bardzo cenionym w gatunku kryminału. W 1995 roku wraz z żoną założył fundację „Tara”, która uratowała prawie 4000 psów. Jest miłośnikiem psów i wspiera ponad dwa tuziny psów. Jest żonaty i ma dwoje dzieci.
Świąteczny trop to kryminał z nutką humoru, którego fabuła rozgrywa się w okresie świąt Bożego Narodzenia.
stron 349
Andy Carpenter jest adwokatem i miłośnikiem psów. Pewnego dnia, tuż przed Bożym Narodzeniem natyka się na bezdomnego siedzącego na ulicy w towarzystwie psa. Wręcza mu pieniądze i talon na psie jedzenie o dość wysokim nominale. Następnego dnia dowiaduje się, że człowiek i jego pies zostali zaatakowani, przez nieznanego sprawcę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo bezdomni często są napadani przez miejscowych zbirów, ale pies, który przebywał w towarzystwie tego bezdomnego, ugryzł napastnika, przez co wylądował w schronisku na obserwacji. Andy postanawia pomóc mężczyźnie i jego psu, ale sprawy się komplikują, kiedy okazuje się, że człowiek ten jest poszukiwany za morderstwo i zostaje siłą wyprowadzony z domu Andy’ego. Adwokat wierzy w niewinność bezdomnego i wraz z żoną, byłą policjantką i grupą ludzi pracujących dla ich agencji detektywistycznej stara się udowodnić niewinność swojego klienta. Czy Don Carrigan naprawdę nie popełnił zbrodni i jest niewinny? Kto i dlaczego próbuje wmanewrować byłego żołnierza w brutalne morderstwo? Czy Andy zdoła udowodnić niewinność swojego klienta?
Gdyby nie ktoś kto wie, że uwielbiam czytać i zna trochę mój gust czytelniczy zapewne nigdy nie dowiedziałabym o istnieniu tego autora. Przyznam jednak uczciwie, że ta książka na tyle mnie zaintrygowała, że zaczęłam szukać w księgarniach internetowych kolejnych jego książek.
Już sam fakt, że autor uwielbia psy spowodował, że polubiłam go, a po przeczytaniu tej powieści chyba polubiłam również jego książki. I wcale się nie dziwię, że główny bohater, czyli adwokat Andy Carpener zyskał sobie przychylność tak wielu czytelników. U nas wprawdzie jeszcze nie jest zbytnio znanym, ale kto wie, może wkrótce się to zmieni.
W obliczu setek książek, które zalewają księgarnie zarówno internetowe jak i stacjonarne, muszę powiedzieć, że po ten kryminał naprawdę warto sięgnąć. Nie musi to być w okresie świątecznym, chociaż fabuła ma mocną świąteczną oprawę a wiadomo, że jak święta to i każdy liczy na świąteczny cud.
Ta książka to połączenie dobrego wątku kryminalnego z odrobiną humoru i bardzo ciekawymi osobowościowo bohaterami. A wszystko to oplecione jest cudowną nicią empatii.
Myślę, że autor wymyślając postać Andy’ego pozwolił wielu ludziom spojrzeć na zawód adwokata zupełnie z innej strony. Bo kim jest dobry prawnik, dobry adwokat? Z całą pewnością to ktoś, kto potrafi udowodnić to o czym jest przekonany i zrobi wszystko, aby pokazać się z tej nie tylko prawniczej strony, ale głównie z tej typowo ludzkiej.
(…) – Oczywiście. Don Carrigan to człowiek honoru, a przy tym bohater wojenny. Zrobił, co do niego należy, dla dobra kraju poniósł konsekwencje. Zbrodnia, którą pan opisał, nie zgadza się z profilem osobowości Dona ani z jego stanem psychicznym. (…)
Przyznam szczerze, że całkiem dobrze się przy tej książce bawiłam, chociaż narracja pierwszej osoby czasu teraźniejszego nie należy do moich ulubionych, ale kiedy wciągnie człowieka nietuzinkowa fabuła, to przestaje się zwracać uwagę na narrację, styl czy interpunkcję. A przyznać muszę, że fabuła pochłonęła mnie całkowicie.
(…) Te słowa Jaimego są niczym miód na moje uszy. Tomasino niniejszym przyznał, że wysoki i biały Carrigan jest według niego niski i gruby. (…)
Sprytne metody jakimi posługuje się adwokat, aby udowodnić swoje tezy, są z jednej strony niesamowicie ciekawe, może czasami lekko nieprzepisowe, ale z całą pewnością bardzo skuteczne.
Polecam tę trochę świąteczną powieść wszystkim miłośnikom kryminałów, komedii kryminalnych, miłośnikom psów i wszystkim tym, którzy po prostu lubią dobre książki. Jeśli chodzi o mnie to z pewnością sięgnę jeszcze kiedyś po którąś z książek tego autora, a zwłaszcza po taką, której bohaterem będzie Andy i jego żona.
UWIERZ W MIKOŁAJA – Magdalena Witkiewicz
Magdaleny Witkiewicz chyba nie muszę przedstawiać, ponieważ tyle razy ta pisarka gościła na moim blogu, że ci, którzy tu zaglądają, z pewnością znają ją bardzo dobrze. Przypomnę tylko, że jest mieszkanką Gdańska. Urodziła się w 1976 roku. Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańskiego Studium Bankowości oraz Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menadżerów. Miała własną firmę marketingową, przez pewien czas jednocześnie prowadziła ją i pisała powieści. Dziś jej życie zawodowe to książki. Jest jedną z najbardziej czytanych polskich pisarek, a ja sięgam prawie po każdą powieść, bo lubię jej „pióro”.
Uwierz w Mikołaja to powieść świąteczna.
stron 408
Agnieszka każdego roku spędza święta z babcią, która od dawna zastępuje jej tragicznie zmarłych rodziców, w tym roku jednak babcia za wszelką cenę chce wysłać wnuczkę do ciepłych krajów. Dziewczyna jednak nie wyobraża sobie spędzenia świąt bez babci i przyjeżdżając na Kaszuby zastaje dom seniorki… pusty. Robert jest policjantem, który od lat podkochuje się w pewnej młodej kobiecie, ale niestety jest to miłość platoniczna, ponieważ wybranka jego serca żyje z człowiekiem, któremu z pewnością nie jest po drodze z prawem i policją. Jest jeszcze małżeństwo/niemałżeństwo, które kiedyś, gdy dzieci były małe wolało spędzać świąteczny czas w ciepłych krajach bez pięknej otoczki polskich tradycji świątecznych. Dla uzupełnienia bohaterów tej powieści dodam, że jest jeszcze pewien dom spokojnej starości o barwnej nazwie Happy End, w którym przebywa kilkoro całkiem fajnych seniorów. Czy Agnieszce uda się spędzić Wigilię i święta z ukochaną babcią, i co wspólnego będzie miał z dziewczyną pewien (młody) Mikołaj? Czy wspomniane wcześniej małżeństwo/niemałżeństwo zapragnie wreszcie spędzenia świąt w Polsce, z choinką, polskimi kolędami? Czy Robertowi uda się wreszcie skłonić kobietę od dawna goszczącą w jego sercu do bliższej relacji? I kim jest mała, rezolutna Zosia, która koniecznie chce dostać od Mikołaja… Babcię? Czy ją dostanie?
Jedna świąteczna opowieść, wielu bohaterów. I wiele marzeń do spełnienia. Bo może żeby pięknie spędzić święta, trzeba uwierzyć w Mikołaja.
Ta książka czekała rok na przeczytanie, ponieważ nie zdążyłam jej przeczytać w zeszłym roku, a TAKIE powieści czytam tylko w okresie około świątecznym. Nie wyobrażam sobie czytania powieści świątecznych w innym czasie.
I… jestem nią dosłownie oczarowana. Warto było czekać, a z pewnością wrócę do niej w innym świątecznym czasie.
Autorka po raz kolejny dosłownie przeczołgała mnie emocjonalnie sprytnie manipulując uczuciami. Na zmianę śmiałam się i wzruszałam, chociaż wzruszenia nie dotyczyły tylko smutnych wątków.
Książka jest nie tyle magiczna, co pełna wiary w to, co może się przytrafić każdemu, nawet temu, kto już się poddał i nie walczy z przeciwnościami losu, nie wierzy w to, że ludzie zmieniają się, nie ufa swoim marzeniom.
Szkatułkowo przedstawiona fabuła jest ciekawym połączeniem losów i zdarzeń dotyczących różnych ludzi.
Fabuła pozwala uwierzyć w to, że w każdym człowieku ukryte jest coś, co wyzwala w nim dobro. Nieważne czy żyjemy w patologicznym, toksycznym związku, nieważne, że uciekamy od życia w pracę znajdując bezpieczny azyl w samotności własnych przekonań, ważne, aby wreszcie odnaleźć spokój ducha i… SIEBIE.
Już dawno przestałam wierzyć w magię świąt, dawno przestałam wierzyć w cuda, ale takie książki pozwalają mi oderwać się od tego, co drąży tunele smutku w środku mnie. Pozwalają marzyć chociażby o zasypanej śniegiem zimie, o uśmiechu kogoś, kto nigdy się nie uśmiecha, o tym, że świat może być piękny a życie ekscytujące.
Moi dziadkowie zawsze mi powtarzali, że dopóki będę wierzyła w Mikołaja, dopóty będę od Niego dostawała prezenty. A ja wierzyłam bardzo długo.
(…) – Ja wierzę, proszę pana. Ale moja mam już przestała. A ja wiem, że jak się w niego nie wierzy, to on wtedy nie przychodzi. A tego bym nie zniosła! (…)
Autorka pokazuje, że życie to nie tylko blichtr szczęścia, przedstawia te skrawki ludzkich losów, które bywają bardzo bolesne i trudne dla zrozumienia tym, którzy tego nie znają.
(…) Anna już dawno przestała wierzyć w Świętego Mikołaja. (…) Ostatni raz chyba jak się Zosia miała rodzić. A może wtedy też nic nie dostała? Sama już dobrze nie pamiętała. A co chciałaby dostać teraz? Spokój. Szczęście. Wigilię w gronie osób, dla których zwrot „Wesołych Świąt” nie jest tylko pustym frazesem. Chciałaby się uśmiechać, siedząc przy stole wigilijnym. (…)
Czytając takie książki zaczynamy zastanawiać się nad tym, co tak właściwie jest ważne w naszym życiu. Czy to są pieniądze? Czy to jest zdrowie? Czy to jest czas z kimś, na kim nam zależy? Dla każdego jest to coś innego, ale dopóki tego nie zauważymy, nasza nieświadomość i samotność będzie się tylko pogłębiała.
(…) W tym pędzie za pieniądzem zapomniał jednak, że czasu z dziećmi nie można kupić. Relacji z bliskimi nie da się kupić. Trzeba nad nimi nieustająco pracować. Każdego dnia. Kiedyś tego nie rozumiał. Teraz żałował. (…)
Czasami człowiek ma tak prozaiczne marzenia, że ktoś inny mógłby powiedzieć „przecież to normalność, jak można o tym marzyć?”, ale nie wszyscy mają to samo. Jeden marzy o podróżach, inny o pokaźnym koncie w banku, jeszcze inny o dziecku i spełnionym macierzyństwie, a jeszcze ktoś inny marzy tylko o spokoju. Starajmy się zobaczyć wokół siebie rzeczy i ludzi, których do tej pory nie widzieliśmy.
Czasami potrzeba niewiele, aby poczuć wiele.
(…) Też chciała, by te chwile trwały jak najdłużej. Bezpieczny sen, bez niechcianych rąk na ciele. Ciepła kołdra, spokojny oddech dziecka i pachnące szamponem włosy. Zanurzyła w nich twarz i uśmiechnęła się. Tak pachnie szczęście? Tak wygląda szczęście? Ciepło i bezpiecznie. (…)
Polecam tę książkę nie tylko w świąteczny czas, chociaż w takim najpiękniej się ją będzie czytało, bo pozwoli nam uwierzyć w wiele dobra jakie być może wokół nas się dzieje a którego nawet nie zauważamy.
To z całą pewnością jedna z najpiękniejszych świątecznych opowieści, gdyby została zekranizowana, to pewnie popularnością przebiła by nawet „Listy do M”.
ZOSTAŃ MOIM ANIOŁEM – Gabriela Gargaś
Gabriela Gargaś to polska autorka książek obyczajowych, pisząca najczęściej o kobietach i dla kobiet. Z wykształcenia jest ekonomistką o specjalności bankowej, ale z zamiłowania jest bibliofilką. Jest też niepoprawną optymistką. Za życiowe motto obrała sobie słowa Phila Bosmansa „Sztuką życia jest umieć cieszyć się małym szczęściem”. Przygodę z pisaniem rozpoczęła tak naprawdę dla zabicia czasu, kiedy to przebywała na zwolnieniu lekarskim. Prywatnie mieszka w Szkocji wraz z mężem i dzieckiem. Prowadzi również firmę produkującą lalki, maskotki, wyroby z drewna, koronek oraz ręcznie robioną biżuterię z bursztynu. Uwielbia dobrą kawę i polską kuchnię – w szczególności pierogi. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2011 powieścią „Jutra może nie być”.
Zostań moim Aniołem to współczesna powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 28 PAŹDZIERNIKA 2020
stron 350
Marietta i Berenika to dwie siostry, każda z nich jest inna, ale siostry bardzo mocno wiąże ze sobą siostrzana miłość. Marietta prowadzi sklep z ręcznie malowanymi naczyniami, mieszka z narzeczonym, a ich ślub zbliża się wielkimi krokami. Berenika jest samotna, pracuje w szpitalu na oddziale OIOMu. Pewnego wieczoru do sklepu Marietty przychodzi mężczyzna w stroju Anioła i wówczas życie kobiety zaczyna toczyć się innym rytmem. Natomiast Berenika niespodziewanie spotyka nowego sąsiada rodziców, który na pierwszy rzut oka jest nadętym palantem. W otoczeniu sióstr jest jeszcze wielu ludzi, którzy małymi lub większymi gestami mają wpływ na życie obu kobiet. Czy Marietta i Berenika odnajdą prawdziwe szczęście? Czy Święta Bożego Narodzenia zmienią coś w ich życiu?
Po książki tej autorki sięgam z przyjemnością. Ma ona w sobie coś nostalgicznego, co przelewa na kary swoich powieści. Potrafi w równym stopniu rozbawić czytelnika co wzruszyć do łez.
W tej powieści dzieje się dużo, i chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że zbyt dużo, to myślę, że szkatułkowa konstrukcja fabuły jest nieprzypadkowa.
Czasami, gdy jest zbyt wielu bohaterów można się pogubić w postaciach i ja nie ukrywam, że musiałam sobie na początku zrobić małą ściągę, na której zapisałam sobie osoby i ich powiązania rodzinne i te z głównymi bohaterkami. Mamy bowiem tutaj kilka opowieści z życia różnych ludzi. Poznajemy między innymi Konrada powiązanego więzami przyjacielskimi z Panną Migotką, babcią samotnie wychowującą dziesięcioletniego wnuka, którego żona Agnieszka wraz z ich synkiem wyjechała do Ameryki. Konrad ma również powiązanie z Mariettą, jakie? Kto przeczyta książkę, ten się dowie.
Mamy Krzysztofa, sąsiada rodziców Marietty i Bereniki, którego żona Ida zaginęła, a który zaprzyjaźnia się nie tylko z rodzicami sióstr.
Mamy również Marka, kolegę z pracy Bereniki oraz Mariannę, a także starszą panią Anastazję, która od lat nie utrzymuje kontaktu ze swoim synem Piotrem.
Każda z tych osób, to osobna historia życia, w której nie zawsze było różowo i kolorowo. Autorka położyła spory nacisk na kontakty międzyludzkie, a szczególnie na kontakty w związkach. To co na zewnątrz wygląda ciepło, ładnie i sympatycznie, nie zawsze ma widok sielanki w czterech ścianach tak zwanego „domowego ogniska”. Czasami to co na pozór wydaje się emocjonalną euforią miłości, często zamienia się w szarą obojętność, a ludzie zaczynają oddalać się od siebie, nierzadko szukając pocieszenia wśród innych ludzi.
(…) – Szczęście zaczyna się wtedy, gdy wiesz, czego od życia chcesz, i masz głęboko gdzieś, co myśli sobie o tobie ktoś inny (…) W pewnym momencie życia zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę trzeba łapać chwile, korzystać z okazji, czerpać radość z ciepłych słów. Mieć w nosie, że kolejna zmarszczka i siwy włos. (…)
Muszę jednak przyznać, że niektóre sytuacje opisane w książce wydały mi się mało wiarygodne i wręcz infantylne. Mam na myśli zachowania sióstr w pewnych sytuacjach, które były moim zdaniem dość głupie i nieprzemyślane, nie postrzegając ich już jako bardzo ryzykowne. Bo kto wpuszcza do pustego sklepu, krótko przed zamknięciem obcego mężczyznę i zamyka się z nim w tym sklepie? Nawet jeżeli facet jest w stroju Anioła. Albo pozostawia w przedpokoju mieszkania, śpiącego na podłodze pijanego w sztok obcego mężczyznę podkładając mu jeszcze pod głowę poduszkę? No cóż, można się śmiać albo tylko z niedowierzania nad ludzką głupotą pokręcić głową.
Książka jest jednak bardzo ciepła w swoim przekazie, nie czułam podczas czytania tej zbliżającej się magii świąt, ale z pewnością podczas czytania nie nudziłam się. Sam fakt, że pochłonęłam tę lekturę w trzy wieczory chyba świadczy o tym, że czytałam z zaciekawieniem.
(…) Czas… Czas to waluta życia. Im więcej go za nami, tym bardziej rozumiemy, że są rzeczy, dla których warto się starać, i takie które lepiej odpuścić. Przestać być miłym dla wszystkich to ogromna ulga. (…)
Autorka dzieli się ze swoimi czytelnikami wieloma mądrościami życiowymi, których tak na co dzień nie zauważamy w swoim życiu, a może po prostu nie zwracamy na nie uwagi, albo nie przykładamy do nich wagi. A są one ważne, dla naszego samozadowolenia, dla naszej miłości własnej. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że jak człowiek jest szczęśliwy, to rozdaje to szczęście dookoła, a jak jest zgorzkniały z powodu niepowodzeń życiowych, to swoim pesymizmem odtrąca wszystkich, nawet tych najbliższych.
(…) Pani Bereniko, nie można brać na swoje barki ciężarów innych ludzi. Można ludziom pomóc je dźwigać, ale nigdy brać ich w pełni na siebie. Człowiek by się załamał, dźwigając to wszystko. (…)
Polecam tę książkę nie tylko na czas przedświąteczny, myślę, że jest to lektura dla kogoś, kto jest osobą wrażliwą i empatyczną. To książka o życiu, o tym jak sami jesteśmy w stanie do niego podchodzić i jak sami potrafimy je sobie komplikować, zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafimy być szczerzy wobec drugiej osoby, ale przede wszystkim nie potrafimy być szczerzy wobec siebie.
TAK NAPRAWDĘ MAM NA IMIĘ HANNA – Tara Lynn Masih
Tara Lynn Masih to irlandzka pisarka i redaktorka. Dorastała w Northport nad zatoką Long Island. Za swoją debiutancką powieść „Tak naprawdę mam na imię Hanna” zdobyła nagrodę Julia Ward Howe Award oraz została finalistką National Jewish Book Award. Po ukończeniu C.W. Post College przeniosła się do Bostonu i uzyskała tytuł magistra w dziedzinie pisania i publikowania. W Emerson College wykładała kompozycję i gramatykę dla studentów pierwszego roku, a także uczyła studentów z problemami z pisaniem. Pracowała między innymi jako asystentka wydawcy w Pym-Randall Press, jako asystentka redaktora magazynu literackiego „Stories”, oraz asystentka w redakcji Little, Brown’s College, a także jako redaktor w Bedford Books/St. Martin’s Press. Kocha historię, kwiaty, wszystko co vintage, plażę, bagna, czekoladę i czas z rodziną.
Tak naprawdę mam na imię Hanna to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami powieść, w której druga wojna światowa widziana jest oczami dziecka.
PREMIERA KSIĄŻKI 24 LISTOPADA 2020
stron 287
Hanna jest Żydówką, nastolatką, mieszkającą z rodziną w okupowanej przez Sowietów ukraińskiej wsi. Kiedy rozpoczyna się wojna, początkowo nic nie wskazuje na to, że życie jej rodziny znajdzie się w takim niebezpieczeństwie. Kiedy jednak do wsi wkracza Gestapo wielu Żydów zaczyna uciekać przed najeźdźcami, którzy nie mają litości dla ludności tego pochodzenia, ponieważ ich przywódca nakazał oczyścić wszelkie obszary z Żydów. Rodzina Hanny najpierw ucieka do lasu i ukrywa się w leśnych altanach, ale kiedy Niemcy coraz śmielej pozwalają sobie na plądrowanie i „oczyszczanie” leśnych terenów, kilka zaprzyjaźnionych żydowskich rodzin decyduje się na zejście do mrocznych jaskiń. Podczas gdy na górze giną ludzie z rąk Niemców, oni w podziemnym świecie starają się przetrwać. Czy uda się rodzinie Hanny przeżyć z dala od ludzi i świata w podziemiu? Jak uciekinierzy komunikują się z tymi, którzy znajdują się na górze? Ile czasu spędzą w podziemiach i jak poradzą sobie z głodem, zimnem, chorobami?
Ta powieść jest z jednej strony bardzo delikatna, a z drugiej bardzo mocna w swoim przekazie. Moim zdaniem zasługuje na to, aby polecać ją zarówno młodzieży jak i dorosłym czytelnikom. Zresztą uważam, że świetnie nadaje się na lekturę szkolną, bo pokazuje wojnę zarówno pod kątem napaści niemieckiej, ale również sowieckiej.
To książka piękna i okrutna zarazem, pokazująca wojenny świat widziany oczami dziecka. Wojna to nie tylko głód, zimno, brak szkół czy choroby, to przede wszystkim obraz strachu jaki był wszechobecny wszędzie.
Wojna i prześladowania Żydów w jej okresie nigdy nie będą traktowane jak banalne wspomnienie. Nienawiść człowieka do człowieka, tylko za to, że należy do innej społeczności zawsze pozostaną dla mnie bolesną zagadką.
W tej książce poznajemy życie rodziny i kulturę żydowską, zwyczaje, święta, przedmioty kultu i celebrację ważnych dni. Mamy możliwość poznania rodziny silnie związane ze sobą, i ludzi odpowiedzialnych za każdą osobę tak samo. Poznajemy rodzinę, w której wojna przedstawiona jest oczami nastolatki, dziewczynki, która zamiast ukrywać się przed złymi ludźmi, mogłaby w czasach spokojniejszych bawić się, uczyć, cieszyć życiem i poznawać pierwsze oznaki młodzieńczej miłości.
(…) W sobotę, czyli w szabas, który jest specjalnym darem Boga dla naszego narodu i dniem wyciszenia, Tora nakazuje nam odpoczywać. Tego dnia nie możemy używać zapałek ani jakichkolwiek urządzeń, ani przekręcać kluczy w drzwiach, ani gotować, ani pracować, zatem nie-Żydzi muszą nam pomagać i to oni tego dnia zapalają dla nas ogień albo otwierają kluczami zamknięte drzwi. Naszym szabasowym gojem jest najbliższa sąsiadka, pani Petrovich. (…)
Autorka pięknie ukazała przyjaźń, nie tylko ludzi ukrywających się razem w ciemnych, pozbawionych wszelkich dogodności życia jaskiniach, ale również ludzi, którzy nie wahali się pomóc prześladowanym Żydom. To ważne, ponieważ wojna w niejednym człowieku wyzwoliła wiele negatywnych zachowań, często, aby przeżyć samemu, ludzie wydawali w „paszczę lwa” jaką byli Niemcy, swoich najbliższych sąsiadów. Wielu ludzi chcąc zachować siebie i najbliższych nie wahało się przed zdradą i wydaniem innych.
(…) Świadomość, że wyjście na powierzchnię ziemi jest odcięte i że dociera do nas znacznie mniej powietrza niż wcześniej, nagle wzmaga w nas strach i przypomina, gdzie naprawdę jesteśmy – w podziemnej jaskini, mając nad głowami tony piachu, padliny i skał, które mogą w każdej chwili nas zmiażdżyć. (…)
Autorka pokazała, ile potrafią zdziałać przyjaźń, odwaga i nadzieja. Jak silnymi nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie musieli być ludzie, zaczynając od najbardziej odpowiedzialnego za innych w rodzinie, po najmłodszego, który jeszcze nie rozumiał dokładnie tego, co się wokół dzieje.
(…) – Wiem, Stephan, wiem, że nie możesz już nam pomagać. Ale moja rodzina i ja bardzo doceniamy to wszystko, co dla nas zrobiłeś. Bóg cię zapamięta. (…)
Jak wiele strachu, upokorzenia i bólu musieli przejść ludzie ukrywający się przed wrogiem? Często nieświadomi do końca tego, co może ich spotkać za najmniejszy błąd jaki nieświadomie popełnią.
(…) Tato puka w naszą ścianę dwa dni później i mówi, że teren jest czysty. Wypełzamy z ukrycia, sztywne i z zapuchniętymi oczami. Nasze ubrania są mokre i brudne, jesteśmy straszliwie spragnione. (…)
To książka, obok której nie powinno się przejść obojętnie, bo przecież ludzkie losy nie powinny nam być obojętne. To, co mówiono nam o wojnie to tylko ułamek tego, co działo się naprawdę, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. Pamiętajmy o tym, nie traktujmy tej wiedzy bez emocji.
Polecam tę książkę zarówno młodym czytelnikom w wieku od dwunastu lat, jak i tym dorosłym. Myślę, że fabuła nie zawiedzie nikogo. Przy okazji polecam również wcześniejsze książki z tej serii Chłopiec w pasiastej piżamie i Chłopiec na szczycie Góry. Przede mną jeszcze jedna książka z tej serii, i chociaż jej nie czytałam to słyszałam wiele pochlebnych słów na jej temat.
Myślę, że właśnie TAKIE książki powinny znaleźć się na liście lektur szkolnych, z całą pewnością czytane byłyby przez młodzież z przyjemnością a nie z konieczności .
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość poznania tej historii, której z pewnością długo nie zapomnę.
ZAPOMNIANA PIOSENKA – Agata Bizuk
Agata Bizuk to autorka poczytnych powieści obyczajowych między innymi takich jak „Narzeczona z second-handu” czy „Zielona 13”. Jest niepoprawną optymistką ze skłonnościami do marudzenia. Urodziła się w Wałbrzychu, a obecnie mieszka w Dublinie.
Zapomniana piosenka to współczesna powieść obyczajowa z akcentem świątecznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 14 PAŹDZIERNIKA 2020
Dominik to młody, mądry, niezależny finansowo mężczyzna, który wychował się w domu dziecka, gdzie trafił jako czterolatek. Powiedziano mu, że mama zmarła, a ojca nie miał wcale. Od kilku miesięcy zakochany w Ewie, osiemnastoletniej miłej dziewczynie. W domu, w którym mieszka jego dziewczyna jednym z sąsiadów jest starszy pan – Ksawery, mieszkający samotnie wdowiec, którego syn z rodziną przebywa za granicą. Pewnego dnia Ksawery przewracając się na chodniku łamie nogę, szczęściem w nieszczęściu jest to, że właśnie obok przechodzili Ewa z Dominikiem. Młodzi nie namyślając się wiele organizują pomoc, która nie ogranicza się tylko do wezwania pogotowia. Opiekują się starszym panem nawet po wyjściu ze szpitala. Przyjaźń między seniorem i młodymi nabiera zupełnie innego wymiaru, kiedy pewnego dnia w kartonie ze starymi zdjęciami Ewa odnajduje pewną fotografię. Czy Dominik dowie się prawdy o swojej przeszłości? Czy odnajdzie grób mamy? Dlaczego syn Ksawerego nie opiekuje się starym ojcem? Czy Dominika i Ksawerego łączy coś więcej niż tylko przyjaźń?
Przyznam szczerze, że jest to moje pierwsze spotkanie z autorką i jej książkami, ale bardzo bym chciała, żeby nie było ostatnie.
Książkę zakupiłam po kilku bardzo pochlebnych informacjach na jej temat i nie żałuję, ponieważ pomijając fakt, że pomalutku wciągnęła mnie w klimat świąteczny, to po prostu jest cudowna.
Fabuła książki niesie ze sobą optymizm, ale sama powieść jest dość wzruszająca. Wspomnienia Dominika z pobytu w domu dziecka i tęsknota za matką, nie mogą na czytelnika działać inaczej.
Autorka porusza w tej powieści kilka ważnych, czasami dość omijanych w literaturze tematów. Jednym z nich jest oczywiście ten, w którym porusza samotność dziecka wychowanego bez rodziców, jego tęsknotę za matką, pamięć ulubionej kołysanki, ale również trudne chwile spędzone wśród innych dzieci, często niezbyt przyjaznych.
Pięknie ukazuje miłość dwojga bardzo młodych ludzi, przed którymi stoi wiele wyzwań, ale którzy swoją spontanicznością, empatią i wszelkimi innymi uczuciami potrafią dać radość nie tylko sobie nawzajem, ale potrafią również podzielić się nią z innymi.
Kolejnym, moim zdaniem ważnym tematem poruszonym w książce jest samotność starego człowieka, który w obliczu tej samotności robi sobie taki specyficzny rachunek sumienia, starając się tłumaczyć przed sobą, że chociaż coś w życiu zaniedbał, to przecież w dobrej wierze. Często dopiero po latach widzimy co złego zrobiliśmy w życiu, albo może do czego niezbyt mocno się przyłożyliśmy, aby było lepiej, bo kiedy jesteśmy młodzi, to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Ksawery tłumaczył sobie, że przecież jego miłością było właśnie zapewnienie żonie i synowi odpowiednich warunków finansowych. Sam pracował dużo, zarabiając dużo, ale nie zastanawiał się nad tym, że może ta żona i ten syn woleli by mieć mniej pieniędzy a więcej męża i ojca w domu. Trudny i wciąż aktualny temat, bo przecież ilu ludzi wyjechało za granicę pozostawiając swoich starych rodziców w kraju.
(…) Staruszek przełknął głośno ślinę. Tak, był dumny, chociaż teraz trudno było mu to przyznać. Chciał, żeby Michał przyjechał. Gdyby mógł, na pewno byłby już na miejscu, ale przecież nie mógł. (…) Wychowali go z Wandą najlepiej jak potrafili, ale życie pisze różne scenariusze. (…)
Czasami spotykamy kogoś na swojej drodze życia i wydaje nam się, że ta osoba jest nam bliska. Od czego to zależy? Od intuicji? Od pragnień? Od tęsknoty?
Jeden z głównych bohaterów tej powieści bardzo pragnął mieć rodzinę, czy to, że spotkał na swojej życiowej drodze samotnego staruszka, nie pogłębiło tej jego tęsknoty za rodziną?
(…) To wszystko było dziwne, bo przecież Ksawery był dla niego zupełnie obcy i chłopak wcale nie musiał się nim zajmować, ale w tej jednej chwili poczuł coś, czego doświadczył przez całe swoje życie. Jakąś więź i to, co można nazwać empatią. Oraz odpowiedzialność za drugiego człowieka. (…)
Starość to głownie samotność. Często starsi ludzie stają się egoistami, wiem coś o tym, ponieważ od kilku lat pracuję ze starszymi ludźmi. Chcieliby, żeby ktoś ciągle ich odwiedzał, czują się oszukani przez los, kiedy któregoś dnia nikt nie przyjdzie, nikt nie zadzwoni. I nie dopuszczają do siebie myśli, że młodzi przecież też mają swoje problemy, czasami nawet bardzo duże i muszą sobie z nimi radzić.
(…) Dom to ludzie, do których się wraca z przyjemnością, dom to zapachy, smaki, śmiechy i łzy. To zapach porannej kawy wypitej w dobrym towarzystwie, to granie w karty, kiedy za oknem pada i możliwość ugotowania drugiej osobie zupy. (…)
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to cudowna książka, chociaż nie wiem czy mogę ją zaliczyć do tych lekkich, łatwych i przyjemnych. Jest napisana lekkim językiem, ale jak wspomniałam wcześniej, autorka porusza dość trudne tematy.
Pozwala jednak pamiętać o tym, że można liczyć na ludzi, nawet wtedy, gdy nie ma się żadnej nadziei. To piękna opowieść o życiu trudnym, samotnym, ale i pełnym wiary w drugiego człowieka. O tym, że nie warto zamykać się w sobie, ale warto otworzyć siebie dla innych, bo każde dobro, które się zasieje, kiedyś wyda zdrowy plon.
Polecam tę powieść szczególnie teraz, w czasie przedświątecznym. Fajnie jest czasami uwierzyć w magię wigilijnego cudu, który może się przytrafić każdemu.