SAVOIR-VIVRE XXI WIEKU. Polityka okiem prowincjusza – Michał MICHU Heppner
Michał MICHU Heppner urodził się w 1955 roku. Z natury jest humanistą, z wykształcenia nauczycielem. Obecnie zawodowo zajmuje się dorosłymi osobami niepełnosprawnymi, prowadząc pracownię artystyczną. Od dziesięciu lat współpracuje z Powiatową Gazetą Drawską. Jest bibliofilem od dziecka kolekcjonującym książki, ale interesuje się również muzyką. Gra na gitarze basowej w rockowym zespole Still Contract.
Savor-vivre XXI wieku. Polityka okiem prowincjusza to zbiór felietonów publikowanych w „Powiatowej Gazecie Drawskiej” przez Michała MICHA Heppnera w przeciągu kilku lat począwszy od roku 2013 aż do roku 2020.
PREMIERA KSIĄŻKI 16 GRUDNIA 2021 ROKU
Obyczaje czy maniery, których przestrzegali nasi dziadowie, nijak się mają do współczesnej rzeczywistości. Jak dziś powinien zachowywać się prawdziwy dżentelmen? Co jeszcze niedawno było pożądanym zachowaniem, a dziś traktowane jest jako gafa? I odwrotnie, nad czym dawniej dobrze wychowany osobnik nie byłby w stanie przejść, nie oburzając się, a obecnie jest to standardem w relacjach między ludźmi? A co jeśli przyjrzymy się reprezentantom naszego państwa? Czy politycy wiedzą, co im przystoi? Autor ma co do tego wątpliwości, a przykładów nie trzeba długo szukać: „Do dobrych obyczajów, jak sądzę, należy także rzeczowe odpowiadanie na zadane pytania. Tej umiejętności nie posiadło wielu polityków”. Książka ta to nie tylko opis zasad zachowania się w różnych okolicznościach. To również kronika zdarzeń, których my, Polacy, jesteśmy świadkami każdego dnia.
To możemy przeczytać jako opis wydawcy, a co tak naprawdę znajdziemy w środku książki?
Przyznam szczerze, że biorąc do ręki tę lekturę nie byłam pewna czego tak właściwie mogę się po niej spodziewać, ale nie ukrywam, że jej treść mnie nie zawiodła, a momentami nawet bardzo rozbawiła.
Jestem świadoma tego, że chociaż nie wiem jak bardzo bym się starała popełniam gafy, nie wiem, czy znam kogoś kto ich nie popełnia. Jedni robią to świadomie, wówczas jest to odbierane jako żart, a inni nieświadomie. Ale uważam, że osoby publiczne (tu mam na myśli głównie polityków i dziennikarzy) powinny baczniej zwracać uwagę na to co, gdzie i do kogo mówią, bo tego wymaga od nich społeczeństwo.
Autor chwilami prześmiewczo, a czasami bardzo poważnie zwraca uwagę na zachowania naszych polityków ironicznie przytaczając ich błędy językowe czy te, które świadczą o ich kulturze, albo raczej o braku kultury.
Przyznam szczerze, że nigdy nie przepadałam za debatami politycznymi, czy rozmowami polityków, którzy często mówią nie wiadomo do kogo, ponieważ jak przy stole, czy w pomieszczeniu znajduje się na przykład pięć osób, to potrafią mówić wszystkie jednocześnie, i kto wówczas jest słuchaczem?
Zawsze wydawało mi się, że aby zostać wybranym do sejmu, senatu czy na jakiekolwiek inne stanowisko publiczne taki kandydat przede wszystkim powinien pokazać się od strony kulturalnej i językowej. Niestety nie jeden raz przekonaliśmy się o tym, że z kulturą nasi politycy nie mają wiele wspólnego, a często charakteryzują się iście patologicznym słownictwem.
Wiem, że zdarzy się mi popełnić pleonazm (wyrażenie składające się z dwóch bądź więcej wyrazów znaczących to samo, lub prawie to samo), mówiąc czasami coś szybko, lub chcąc szybko coś komuś przekazać, ale potrafię za to przeprosić i przyznać się do tego, że nie posłużyłam się poprawną polszczyzną. Nie uważam, aby wspomnienie pleonazmu nie należało do tematu savoir-vivre, ponieważ to znajomość zwyczajów i form towarzyskich pomaga nam wysławiać się poprawnie i świadczy o naszej kulturze i dobrym wychowaniu.
Jak wielu polityków nawet nie zna tego słowa, nie mówiąc już o kaleczeniu języka polskiego, które często jest przykre dla słuchaczy. Niestety w języku codziennym co rusz używane są takie określenia „masło maślane” i nie zawsze osoba mówiąca zdaje sobie z tego sprawę, a może tylko nie zastanawia się nad tym co mówi.
(…) Pan zwraca się do kolegi, który zawracał samochodem na drodze: „cofaj do tyłu”. Korciło mnie spytać: „a można cofnąć do przodu?” (…)
Nie wszyscy zwracają uwagę na to, jak wysławiają się osoby, które reprezentują nas, zwykłych szarych ludzi, którzy na co dzień nie chodzą może w garsonkach i garniturach, ale potrafią powiedzieć: „proszę”, „przepraszam”, „dziękuję”.
Autor w książce podkreśla również, że nie zawsze pamiętamy o tym savoir-vivre podczas przedstawiania czy witania się z kimś. A przecież od lat obowiązuje kilka żelaznych zasad.
(…) Młodszy jako pierwszy kłania się starszemu. Mężczyzna pierwszy pozdrawia kobietę. Osoba wchodząca z pomieszczenia, w którym znajdują się inni ludzie, pierwsza wypowiada słowa powitania – nawet jeżeli jest leciwą kobietą, a wewnątrz przebywają młodzi chłopcy. (…)
Myślę, że jeśli chodzi o wysławianie się, warto przypomnieć sobie kilka zwrotów, których raczej nie powinniśmy używać. Autor wspomniał w swojej książce sytuację, kiedy ustępująca pani premier w jednym z ostatnich swoich wystąpień, użyła określenia „tylko i wyłącznie” aż osiem razy (dokładnie policzył) w pięciominutowym przemówieniu.
(…) Sprawa może dotyczyć na przykład „tylko ekonomii” lub „wyłącznie ekonomii”. Łączenie tych dwóch określeń to błąd jaskrawy. Szczególnie razi w wypowiedziach przepełnionych patriotyzmem i troską o ojczyznę. Głoszenie patriotyzmu powinno zaczynać się od szacunku do ojczystego języka. (…)
Ciekawym tematem poruszonym w książce są również znaczenia różnych powiedzonek, których używamy, ale nie koniecznie wiemy skąd się wzięły i jakie mają znaczenie. Dla przykładu powiem: „dobry żart tymfa wart”, czy wszyscy wypowiadający te słowa wiedzą czym ten ów tymf był? I dlaczego dobry żart jest jego wart? Odsyłam do książki, autor pięknie nam to wytłumaczył, to i jeszcze wiele innych powiedzonek używanych powszechnie.
I tak na zakończenie, ciekawa jestem ilu moich znajomych wie skąd się wzięło określenie savoir-vivre? Przyznam szczerze, że ja nie wiedziałam, chociaż domyślałam się, że pochodzi z języka francuskiego. Savoir znaczy wiedzieć, vivre znaczy żyć, stąd savoir-vivre można przetłumaczyć jako „wiedzieć jak żyć” lub „sztuka życia”, a dokładniej jako znajomość dobrych obyczajów, form towarzyskich, reguł grzecznościowych.
Polecam tę książkę i jako świetną rozrywkę i jako coś w rodzaju lekcji, ponieważ często słysząc czy widząc popełniane błędy u innych zastanawiamy się nad tymi, które możemy popełnić sami.
Daleko mi do polityki, może właśnie dlatego, że zachowania naszych polityków, z panem prezydentem na czele, często bardzo odbiegają od tego czym kierują się zasady savoir-vivre. A przecież oni powinni być dla nas przykładem. Ja jednak za takie przykłady, dziękuję.
Myślę, że kto sięgnie po tę książkę, nie będzie mógł jej odłożyć na dłuższy czas, ponieważ krótkie i bardzo ciekawie napisane felietony wciągną go jak magnes.
Dziękuję Autorowi za tę lekcję, mam nadzieję, że większość jego rad i sugestii już na zawsze zostanie w mojej pamięci, i dziękuję wydawnictwu AlterNatywne za propozycję przeczytania tej książki, która pozwoliła mi na wiele spraw spojrzeć innym okiem.
SZCZĘŚCIARZE – Agnieszka Lis
GDY NIE WIESZ, GDZIE SZUKAĆ POMOCY. Gdy wydaje ci się, że na świecie nie ma już światła, gdy nikt nie potrafi wskazać rozwiązania… okazuje się, że jest w tobie siła, która umożliwia pozornie niemożliwe.
Agnieszka Lis to jedna z najpoczytniejszych pisarek literatury obyczajowej. To nie tylko pisarka, ale również pianistka i felietonistka. Ukończyła Akademię Muzyczną (z wykształcenia jest pianistką) oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (chciała nauczyć się lepiej pisać). Jak sama mówi o sobie – jest pełna sprzeczności i uważa, że gdyby miała dzisiaj jeszcze raz decydować o kierunku studiów, zdecydowałaby tak samo, ponieważ muzyka nie tylko uwrażliwia, ale przede wszystkim wzbogaca, a rozumienie języka muzyki jest czymś szczególnym. To autorka, która pisze o życiowych perypetiach, bólu, rozstaniu, trudnych relacjach i chyba właśnie za to cenię ją bardzo jako pisarkę.
SZCZEŚCIARZE to powieść obyczajowo-psychologiczna z dużą dawką dramatu.
PREMIERA KSIĄŻKI 12 STYCZNIA 2022 ROKU
Nastoletnia Edyta ma wrażenie, że nie jest tym kim jest. Z pozoru normalna nastolatka, jednak w środku ukrywa się w niej ktoś, kogo tak właściwie nikt nie zna. Gdy zwykła rowerowa przejażdżka z przyjaciółmi kończy się dla dziewczyny tragicznie, w jej głowie coraz częściej zaczynają pojawiać się mroczne myśli. Walczy o swoją sprawność fizyczną, ale czy jest w stanie wygrać również w psychiką? Otoczona miłością, a może nawet nadopiekuńczością próbuje odnaleźć szczęście, czy może kiedyś powiedzieć o sobie „jestem szczęściarą”? Konsekwentnie dąży do celu, chociaż po drodze musi pokonać wiele życiowych kłód, ale czy w końcu uda jej się osiągnąć ten cel?
Ta książka to lektura pełna emocjonalnych zwrotów, nie jest ani lekka, ani łatwa, ale z pewnością ważna. Obok takich historii i takich książek nie powinniśmy przechodzić obojętnie.
Fabuła poprowadzona została dwutorowo, początkowo odbieramy ją tak, jakby dotyczyła dwóch różnych osób. Być może ona dotyczy dwóch osób, ale z pewnością łączy je jedno ciało. Fabuła odnosząca się do młodej dziewczyny, doświadczonej przez życie ciężkim urazem kręgosłupa przeplata się z fabułą odnoszącą się do młodego mężczyzny zmagającego się z problemami natury psychiczno-osobowościowej.
Narracja powieści również jest zmienna, raz w osobie trzeciej, a raz w formie wywiadu, czy może raczej zwierzeń.
Autorka wyjątkowo drobiazgowo przedstawia zarówno walkę wewnętrzną młodej osoby, która źle czuje się we własnym ciele, a później walczy z sobą, aby po wypadku zacząć w miarę normalnie funkcjonować ruchowo, ale pokazuje również jak silna i bezcenna potrafi być miłość rodzicielska.
Poświęcenie czasu dla własnego dziecka jest niczym w porównaniu z poświęceniem siebie, własnych pragnień, wewnętrznej siły i miłości będącej swoistym motorem w walce z czasem i emocjami drugiej osoby.
Dwa bardzo trudne tematy poruszone w tej powieści są być może dalekie w odebraniu istoty ich dramatyzmu dla wielu osób, ale czy możemy być pewni, że kiedyś nie będą dotyczyły nas, czy osób nam bliskich?
(…) Edyta krzycząca? To zachowanie właściwe dla patologii, a może to szpital wyzwalał takie emocje? Może Edyta dotarła do jakiejś granicy, za którą jest już tylko wściekłość i żal? Ale dlaczego? Przecież ma wszystko, co tutaj mogłaby otrzymać. Więcej niż inne dzieci. Bezgraniczną miłość, troskę, oddanie, serdeczność… (…)
Zagłębiając się w problemy zarówno głównej bohaterki jak i postaci z nią związanymi, widzimy jak trudne czasami bywa funkcjonowanie w świecie pełnym sprzeczności. Jak różne może być zaangażowanie pracowników medycznych czy rehabilitantów w to, aby człowiek po wypadku uwierzył w siebie i walczył o siebie cały czas, tak aby dramatyzm jego życia nie stał się normą, a zmienił się w normalność (oczywiście w miarę tego, co człowiek sam sobie wypracuje).
Bardzo trudny temat odnoszący się do postrzegania siebie (lub kogoś) w innej niż obecnie osobowości, czy w innym ciele, to wciąż w naszym kraju temat tabu, a przecież tacy ludzie są i funkcjonują i… męczą się sami ze sobą.
Ile trzeba odwagi i determinacji, aby przyznać się do tego, że psychicznie czuje się kimś innym? Ile siły wewnętrznej i uczucia trzeba, aby móc zrozumieć taką osobę i zacząć ją wspierać zamiast krytykować? Dla jednych to bzdura, wymysł, fanaberia, a dla innych wewnętrzny dramat i marzenie do spełnienia.
Są sytuacje w życiu, w których największą siłą jest miłość i wzajemne wsparcie, bo tylko dzięki temu można przetrwać emocjonalną nawałnicę, która szalejąc może zniszczyć wszystko co napotka po drodze, ale gdy obok jest ktoś, kto ochroni przed tą burzą, kto otoczy uczuciowym parasolem, nie pozwoli porwać, to wkrótce zaświeci słońce.
(…) Ważne dla niego było, że trwali razem, tak jak sobie przyrzekali – w zdrowiu i chorobie. Trwali, podtrzymywali się w trudnych chwilach, których nie szczędziło im życie, i wzajemnie chronili się, na ile było to możliwe. Rodzina to fundament… (…)
Polecam tę lekturę całym sercem zwłaszcza wyrafinowanym czytelnikom, którzy potrafią czytać „między wierszami”. Autorka bowiem nie tylko przedstawia nam kolejną historię, kolejnego człowieka, ale wręcz zagląda do ludzkiej duszy, która często kryje w sobie wiele niewiadomych.
Dziękuję za następną pełną emocji lekturę zarówno AUTORCE jak i wydawnictwu SKARPA WARSZAWSKA i jestem pewna, że ten kto sięgnie po tę lekturę, nie pożałuje wyboru, ale i obudzi w sobie sporo refleksji.
ŚNIEG OTULIŁ CIĘ BIELĄ – Katarzyna Misiołek
Katarzyna Misiołek, to autorka powieści społeczno-obyczajowych i kryminałów z cechami thrillera psychologicznego. Pisze również pod pseudonimem Daria Orlicz. Jest absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Przez kilka lat mieszkała w Rzymie, który do dziś jest bliski jej sercu. Była tłumaczką, radiową pogodynką i hostessą, obecnie współpracuje z kilkoma dużymi wydawnictwami prasowymi i książkowymi. Uwielbia literaturę i kino grozy, klimaty postapo, biografie i mroczne thrillery. Kocha fotografować, podróżować i… kupować buty.
Śnieg otulił cię bielą, to dramat obyczajowy z nutką romansu, kryminału i thrillera psychologicznego.
PREMIERA KSIĄŻKI 13 PAŹDZIERNIKA 2021
Kiedy Martyna była małą dziewczynką, zmarła jej starsza siostra. Rodzice ukryli jednak przed córką prawdziwy powód śmierci. Zaraz po pogrzebie wyprowadzili się do innego miasta. Kiedy po latach dziewczyna dowiaduje się, że jej siostra została brutalnie zamordowana, próbuje powrócić do miejscowości swojego dzieciństwa i odkryć prawdę. Martyna nie wie, komu może zaufać i czy morderca jej siostry nadal mieszka w Bieszczadach. Będąc na miejscu spotyka dawnego znajomego, brata przyjaciółki, będącego obecnie pracownikiem Straży Granicznej, ale chociaż serce zaczyna bić do przystojnego mężczyzny to gdzieś w środku czai się niepewność. Początkowo Martyna wynajmuje pokój w pensjonacie, ale warunki jakie w nim zastaje szybko ją z tego miejsca wyprowadzają. Z przyjacielską pomocą przychodzi kobieta, którą siostra Martyny kiedyś bardzo ceniła i podziwiała. Czy Martynie uda się zaprzyjaźnić z kobietą, w domu której jej siostra spędzała większość swojego wolnego czasu? Kto i dlaczego zamordował nastolatkę? Czy zrobił to zazdrosny chłopak, czy ktoś komu bezgranicznie ufała? Czy Ewelina była taką osobą, jaką całe swoje życie wyobrażała sobie Martyna?
Biorąc do ręki tę książkę, nie spodziewałam się ani powieści świątecznej, ani słodkiego romansu, ale nie spodziewałam się również takich emocji. Początek książki mocno trzepnął mnie emocjonalnie. Dramatyzm fabuły dosłownie wciskał się we wszystkie zakamarki umysłu. Od początku wiedziałam, że nie będzie to lektura z tych – lekka, łatwa i przyjemna, znając „pióro” autorki nie spodziewałam się infantylnej historii.
Książka napisana została dość specyficznie, dwutorowo, rozdziały odnoszące się do roku 2004 i życia nastoletniej Eweliny przeplatają się z rozdziałami z roku 2019 dotyczącymi jej siostry Martyny. Narracja również jest raz w pierwszej osobie, a raz w trzeciej.
Autorka porusza w powieści poważne tematy, między innymi trudne relacje między nastolatką a rodzicami, kiedy bunt i chęć bycia kochaną staje się narzędziem w walce emocjonalnej jaka toczy się w umyśle młodej dziewczyny.
Zapracowani rodzice chociaż wiele robią dla dobra dziecka nie zdają sobie sprawy z tego, że to „dobre” to często chwile rozmowy i zainteresowanie tym co robi ich dziecko, lub kogo spotyka.
To powieść o strachu i nadziejach, wierze w drugiego człowieka i upokorzeniach. To książka o buncie i miłości, która nie zawsze jest taka o jakiej marzy młoda dziewczyna, czy nawet dorosła kobieta. Ale to również opowieść o odwadze.
(…) Nie odpowiedziała. Bliska płaczu pomyślała, że oto właśnie na jej oczach kończyła się piękna bajka, która miała trwać do końca świata i jeden dzień dłużej. Nie mogła się przecież dłużej oszukiwać, on jej nie kochał. Traktował jak ostatnią naiwną, wręcz upokarzał… (…)
W powieści mamy dwie główne bohaterki. Jedną jest zbuntowana nastolatka, która jak każda dziewczyna marzy o luksusach, sławie i wielkiej miłości, a której życie kończy się zbyt szybko. Druga jest dorosłą kobietą pragnącą wyjaśnić okoliczności niespodziewanej śmierci siostry, która zanim zginęła była dla małej wówczas siostrzyczki idolką.
Stosunki panujące w rodzinie, zapracowana matka, wieczne kłótnie rodziców i brak zainteresowania z ich strony miały dość negatywny wpływ na dziewczynki, szczególnie na starszą.
Książka, którą w pierwszej chwili skojarzyłam ze spokojną zimową opowieścią obyczajową, okazała się bardzo emocjonalnie działającym na mnie thrillerem. Wciągnęła mnie w otchłań fabuły jak najsilniejszy magnes.
(…) Tam zaczęła płakać i nie potrafiła się uspokoić. „Tak, taka właśnie jestem… piękna wydmuszka z pustką w oczach. Dziewczyna, która nie wie, co zrobić ze swoim życiem i panicznie boi się przyszłości. (…)
Balansując między przeszłością a teraźniejszością autorka pozwoliła nam na poznanie dwóch różnych osobowościowo dziewczyn, które były ze sobą blisko związane.
Świetny styl jakim pisze Katarzyna Misiołek i interesujące, bardzo realistycznie poprowadzone dialogi, nietuzinkowa fabuła i ciekawe osobowości bohaterów sprawiły, że nie mogłam się od lektury oderwać.
Polecam tę książkę miłośnikom kryminałów, thrillerów i powieści obyczajowych, ale myślę, że miłośnicy romansów również nie będą zawiedzeni.
Dziękuję wydawnictwu FILIA za kolejną tak pełną emocji książkę, która dosłownie zniewoliła mnie na dwa wieczory.
DZWONKI, GWIAZDKI I SŁOMKI – Renata Kosin
*** DZWONKI, GWIAZDKI I SŁOMKI / NA BELCE ZACEPIĘ / Z MIODU, KORZENI I MĄKI / PIERNIKI ULEPIĘ ***
O Renacie Kosin wspomniałam już kilka razy goszcząc ją tutaj zarówno przy okazji opinii o jej wcześniej przeczytanych książkach, jak również we wpisie z Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach. Dla przypomnienia dodam tylko, że autorka pochodzi z Podlasia, ale od dawna mieszka na Warmii. Jest z wykształcenia humanistką, absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała wiele lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała. W 2011 roku otrzymała nagrodę w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Jej pasją nie jest tylko pisanie książek, ponieważ inne pasje: plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze również próbują zawalczyć o odrobinę jej czasu.
Dzwonki, gwiazdki i słomki to powieść świąteczna, której fabuła umiejscowiona została w małej wsi na Podlasiu.
PREMIERA KSIĄŻKI 20 PAŹDZIERNIKA 2021 ROKU
Matylda jest mieszkającą w Warszawie dwudziestokilkuletnią singielką, której marzą się tradycyjnie święta Bożego Narodzenia na wsi. Korzystając z okazji, że jedna z jej koleżanek wyjeżdża na święta do rodziny mieszkającej na wsi, dziewczyna dosłownie wprasza się do jej rodzinnego domu. Niestety wyidealizowany obraz wsi okazuje się zupełnie inny, a wieś pod wieloma względami odstaje od wyobrażeń jakie ma Matylda. Ale dziewczyna nie poddaje się i z całych sił próbuje dopasować zastaną rzeczywistość do swojej wizji, co prowadzi do wielu nieoczekiwanych i zabawnych zdarzeń. Czy uda się Matyldzie spędzić święta tak jak sobie wymarzyła? Czy miejska dziewczyna znajdzie przyjazną duszę wśród mieszkańców wsi? Jak odbiorą zachowanie i pomysły dziewczyny ludzie, u których się zatrzymała i czy ktoś na wsi kultywuje jeszcze tradycję, o której można przeczytać w książkach?
Jeżeli ktoś szuka książki lekkiej, łatwej i przyjemnej, to myślę, że śmiało mogę tę lekturę polecić.
Autorka zabiera czytelnika w przyjemny, zimowy świat wsi, który być może nie wygląda jak w powieściach Sienkiewicza, ale z całą pewnością cudownie oddaje zimowo-świąteczny klimat.
Główna bohaterka to z pozoru infantylna blondynka jak z dowcipów, ale w gruncie rzeczy, to bardzo uczuciowa i empatyczna osóbka, która potrafi sobie zjednać nie tylko ludzi, ale i zwierzęta.
(…) – Możemy go sobie stworzyć, to nic trudnego, a praca nie jest żadną przeszkodą, Wprost przeciwnie, może pomóc. Jeżeli robisz coś z radością w sercu, wówczas cię to nie męczy. A czym jest świąteczna atmosfera, jeżeli nie radością samą w sobie? (…)
Typowa dziewczyna z miasta marzy o sielskiej spokojnej wsi. Praca w korporacji być może daje jej pieniądze i satysfakcję, ale czy zapewnia szczęście? Funkcjonująca między wyidealizowanym światem wirtualnym, w mediach społecznościowych, czująca się w nim jak ryba w wodzie, skrycie marzy o ciszy, spokoju i prawdziwej miłości. Ale czy taką miłość można spotkać w miejscu dalekim od miejskiej, pełnej rozrywek i wyzwań rzeczywistości?
Jeśli chodzi o mnie, to polubiłam dziewczynę od pierwszych stron, chociaż jej infantylność początkowo trochę mnie irytowała. Ale bardzo szybko odnalazłam w niej odważną, otwartą na nowe wyzwania kobietę, która wie czego od życia chce.
Autorka nie pokazuje nam wsi o jakiej wielu z nas czytało i jaką wielu z nas sobie wyobraża. Pokazuje nam wieś nowoczesną, wykształconą i gotową na nowe pomysły.
Wiadomo, że w mentalności wiejskiego społeczeństwa nie wszystko można wyeliminować, ale przecież jak się chce, to wiele można zmienić na lepsze, a jak nie dosłownie na lepsze to na nowocześniejsze.
(…) Zrobiło jej się dziwnie gorąco, gdy Zoe wspomniała o sercu i jego głosie. Bo prawda była taka, że Matylda robiła wszystko, by go w sobie zagłuszyć. Istniało wiele powodów, dla których nie powinna go słuchać. O tym wciąż nie była gotowa rozmawiać. A jeżeli już, to nie z zielarką… (…)
Przyznam szczerze, że bardzo mi się podobała ta powieść. Spora dawka dobrego humoru sprawiła, że czytałam z czystą przyjemnością.
Ciekawie przedstawione osobowości głównych bohaterek i postaci drugoplanowych, których nie było zbyt wiele, więc nie można się było w nich pogubić, to dodatkowe plusy tej powieści.
Wciągające dialogi i niesamowity klimat typowej śnieżnej zimy, a także nutka tajemniczości to również dobre strony tej lektury.
Jest bardzo zimowo, jest humorystycznie, trochę romantycznie i świątecznie, ale w starym wydaniu (podłaźniczka zamiast tradycyjnej choinki, ciastka wróżące przyszłość) czy wyszukane potrawy kuchni molekularnej 😉
Myślę, że jak ktoś lubi powieści obyczajowe, to nie będzie się przy tej lekturze nudził. A po skończeniu jej, zapewne dopadną go pewnego rodzaju refleksje na temat tego, co tak właściwie w życiu jest ważne.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za prpozycję przeczytania tej książki, którą polecam szczerze, zwłaszcza w okresie około świątecznym (ale nie tylko 😉).
JEDYNY DZIEŃ W ROKU – Agnieszka Jeż
*** JEST TAKI DZIEŃ, BARDZO CIEPŁY, CHOĆ GRUDNIOWY ***
Agnieszka Jeż, to genetycznie krakowianka i góralka, urodzona i wykształcona w Warszawie. Mieszka w Sulejówku. Jest pisarką, filolożką polską i lituanistką. Przez wiele lat zawodowo zajmowała się książkami na stanowisku redaktorki i wydawczyni. W liceum wpatrzona w matematykę i fizykę, na studiach filologia polska i filologia bałtycka. Jako autorka zadebiutowała w roku 2016 esejem o międzywojniu „Kuchnia dwudziestolecia. Co i jak jadano”, a jej pisarski debiut to powieść „Nie oddam szczęścia walkowerem”.
Jedyny dzień w roku to powieść świąteczna z dużą dawką humoru.
PREMIERA KSIĄŻKI 20 PAŹDZIERNIKA 2021
Kiedy zbliżają się święta Bożego Narodzenia, świat zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Wszędzie słychać świąteczne piosenki, czuć zapach pierników, cichną spory a ludzie stają się sobie bliżsi. Dorota nie wie, czy cieszy się na wspólnie spędzone święta z rodzicami i bratem, dwa wcześniejsze lata panującej pandemii nie pozwoliły jej na to. Ale niespodziewanie kolacja wigilijna zamiast być w cudownej magicznej atmosferze zamienia się w katastrofę. Wracając do domu, dziewczyna myśli tylko o jednym: żeby ten dzień wreszcie się skończył. Jednak poranek następnego dnia okazuje się czymś, co nie wiadomo, czy jest żartem, czy złośliwością losu, ponieważ kolejny dzień również okazuje się Wigilią, i kolejny, i kolejny… Dzieją się te same rzeczy, dziewczyna spotyka tych samych ludzi i wieczór spędza na kolacji z rodzicami. Czy powtarzający się czas pozwoli jej zobaczyć pewne sprawy inaczej niż w pierwszym wigilijnym dniu? Czy to, aby kilkukrotnie przeżyła coś, sprawi, że podejdzie do życia bardziej refleksyjnie? Czy latami nagromadzone żale będą miały wreszcie okazję na rehabilitację myśli?
Czy pamiętacie film „Dzień świstaka”? To ta książka jest właśnie napisana w podobnym stylu. Dorocie, młodej, samotnej kobiecie dobiegającej trzydziestki kilka dni z rzędu powtarza się dzień wigilii.
Przyznam szczerze, że kiedy po raz kolejny zaczęłam czytać o tym co było kilka rozdziałów wstecz, poczułam lekkie znużenie. No bo ile razy można przeczytać tę samą historię, zmienioną jedynie jakimiś kolejnymi wstawkami przemyśleń głównej bohaterki?
(…) Była zła, cholernie zła na Stefana z radia, na komercjalizację świąt, na swoją matkę, na brata, na ojca, na los/przypadek/cholera wie, co odpowiadało za ten paskudny Dzień Świstaka, (…)
Ale z każdym kolejnym rozdziałem, który zaczynał się tak jak poprzedni odkrywałam coś nowego, coś co zmuszało mnie do refleksji.
Główna bohaterka przeżywając po raz kolejny ten sam dzień, również wnosiła w fabułę coś nowego. Czy komuś nie zdarzyło się kiedyś coś takiego, że wieczorem lub po jakimś czasie od przeżytego zdarzenia, nie myślał o tym, że gdyby wydarzyło się teraz, to postąpiłby inaczej? Mnie niestety często się zdarza, ponieważ działam bardzo impulsywnie i spontanicznie, często nie zastanawiając się nad tym, że coś mogłabym powiedzieć czy zrobić inaczej.
W kolejnych etapach przeżywania ponownie tego samego dnia, główna bohaterka zaczyna zauważać i rozumieć coraz więcej. Przestaje oceniać ludzi a zaczyna zastanawiać się nad tym, dlaczego robią to co robią.
To samo dotyczy więzów rodzinnych. Aby czerpać z życia przyjemność nie można ciągle żyć obwiniając wszystkich za to jak się zachowują. Może czasami trzeba pomóc komuś zobaczyć to, czego on nie jest w stanie zauważyć skupiając się tylko na sobie.
Przyznam szczerze, że chociaż początkowo irytował mnie ten zapętlony w czasie „dzień świstaka” to z każdym kolejnym rozdziałem podchodziłam do tego coraz bardziej pozytywnie, bo zaciekawiało mnie i intrygowało to co bohaterka zrobi, jak postąpi w kolejnej odsłonie czyjegoś zachowania.
Humor przeplata się tutaj ze smutkiem, euforia z irytacją, ale myślę, że jest to książka, obok której raczej nie powinniśmy przejść obojętnie, bo ileż razy w naszym życiu zdarza się coś, nad czym się nigdy nie zastanawiamy, a jest ważne.
A przecież każde zachowanie człowieka ma jakiś cel. Irytuje nas, kiedy zaczepiają nas na ulicy ankieterzy czy sprzedawcy, ale czy zastanawialiśmy się nad tym, dlaczego oni wykonują te czynności?
(…) Drobna zmiana planów i swojego nastawienia sprawiły, że zobaczyła świat w innej odsłonie. Ci sami ludzie nagle wydali się jej inni; ona sama wydała się sobie inna. Jeżeli właśnie wszechświat, Bóg czy los chcieli jej powiedzieć, to wreszcie się z tym przebili. To jednak było za mało, jak widać, bo kolejny raz wrzuciło ją do dwudziestego czwartego grudnia. (…)
Widzimy w lunaparku czy galerii handlowej albo na jakimś jarmarku kogoś przebranego w coś, w czym my nigdy byśmy się nie pokazali, śmiejemy się z tej osoby, czasami patrzymy na nią z ironią, ale czy zastanawiamy się nad tym, co skłoniło ją do tego, aby tak się przebrać?
I chociaż przyznam się do tego, że od jakiegoś momentu w trakcie czytania przestałam odczuwać irytację czytając o tym samym, to były momenty, kiedy mocno się wzruszyłam.
(…) – Tak. Do Flory. To trzy przystanki stąd. Robią bardzo ładne wieńce. Od dwudziestu lat zamawiam, ale w tym roku zamówienie przyjmowała nowa pracownica i nie wiedziała, że to… – Pani na moment się zawahała. – Nie na stół, tylko na cmentarz. (…)
Ta książka to taka trochę psychoterapia uświadamiająca, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a żale czy pretensje możemy zastąpić pozytywnym myśleniem i odmienić postrzeganie tego co odbieramy w negatywnym sensie.
Wigilia to dzień szczególny, nie po darmo mówi się, że to dzień cudów. W tej książce autorka udowadnia, że często zwykłe gesty empatii, zwykłe zachowanie pozwalające na zrobienie komuś nawet małej przyjemności, popatrzenie na kogoś inaczej, mogą być cudami.
Chociaż, czy pomaganie drugiej osobie, przepraszanie albo dostrzeganie w kimś jego dobrych cech, to są cuda? No cóż, w zależności jak na to patrzymy.
Jeżeli ktoś jest ciekawy jakie cuda dokonały się za pośrednictwem bohaterki tej opowieści, koniecznie niech sięgnie po tę książkę.
Myślę, że wielu czytelników odbierze z tej lektury świetną lekcję życia, która z pewnością przyniesie wiele dobrego. Polecam tę książkę szczególnie w okresie zbliżającym nas do świętowania Bożego Narodzenia, wszak Wigilia to JEDYNY DZIEŃ W ROKU.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej lektury, która trochę przedłużyła u mnie okres świąteczny.