Recenzje książek

DIECI PLANETY ZIEMIA – Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska, pseudonim „Eviva” to warszawianka, urodzona w 1966 roku. Ukończyła Studium Medyczne na wydziale elektroradiologii. Od dwudziestu pięciu lat pracuje w szpitalu dziecięcym. Jest fanatyczną miłośniczką wszystkiego, co porusza się na czterech łapach, za pomocą skrzydeł, płetw lub zgoła bez żadnej pomocy. Od 2010 roku działa aktywnie w Stowarzyszeniu Treksfera, polskim zgromadzeniu fanów Star Treka. Pisze od dwunastego roku życia, głównie powieści awanturnicze. W dorobku posiada kilkanaście e-booków oraz trzy książki wydane w tradycyjny sposób, powieść sf „Dusza”, kontynuacja jej, „Kawalkada”, oraz powieść fantasty „Jesteś na to zbyt młoda”.

Dzieci planety Ziemia

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2013

stron 314

Dzieci planety Ziemia, to opowieść o grupie ludzi, którzy po katastrofie, jaka dotknęła Ziemi, błąkając się przez dwa miesiące, lądują na nieznanej planecie.

Na planecie Patris ląduje kilka promów kosmicznych, z ludźmi, którzy przekonani o zagładzie Ziemi, próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nowym środowisku. Skrupulatnie badają wszystko co nowe, smakują nowych roślin, poznają obce im dotąd zwierzęta czasami narażając własne zdrowie i życie. Skomputeryzowane życie, które pozbawione jest wielu naturalnie ludzkich cech ma być łatwe, miłe i wygodne, ale czy takie jest?

Głównym zadaniem przybyszy jest założenie kolonii, która zastąpiłaby im to, co utracili. Wszystko jednak musi być dokładnie zaplanowane i wykonane według z góry określonego schematu. Zwykłym ludziom towarzyszą androidy, które w specyficzny sposób zaspokajają potrzebę towarzystwa, bliskości drugiego człowieka, niesienia pomocy w każdej sytuacji. Androidy w wielu przypadkach zastępują ludzi, chociaż nie mogą pochwalić się czymś tak ważnym dla człowieka jak uczucia.

Któreś dnia na Patris pojawia się ślad istnienia innych ludzi, prawdopodobnie potomków zaginionych członków innej ekspedycji, która dotarła na tę planetę kilkadziesiąt lat wcześniej. Pojawia się również ogromne zagrożenie dla wszystkich, którym jest… ( tego nie zdradzę, aby rozbudzić ciekawość potencjalnego czytelnika).

Książka jest wprawdzie wytworem wielkiej wyobraźni autorki, ale jest jednocześnie ogromną skarbnicą wiedzy dotyczącej różnych dziedzin życia. Duża dawka fantazji miesza się z szarą rzeczywistością, która w każdym miejscu i każdym czasie bywa bardzo do siebie podobna. Autorka w bardzo ciekawy sposób połączyła ze sobą różne wątki, wykorzystując do tego wyjątkową znajomość dziedzin często bardzo odległych przeciętnemu człowiekowi. Bogate słownictwo i wiedza zarówno techniczna, a także z takich dziedzin jak biologia, mikrobiologia, biochemia czy elektrotechnika pozwalają tę lekturę wyróżnić. Nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna o wszystkim i o niczym, ot takie sobie romansowe czytadło, ale coś głębszego. Na około 300 stronach znalazły się różne wątki. Znaleźć tam możemy wątek miłosny, kryminalny, obyczajowy jak i thriller.

Urzekły mnie w niej szczególnie dwa fragmenty. Wśród twardości życia jakie przypadło w udziale nowym mieszkańcom planety Patris, znalazły się uczucia takie jak pragnienie ciepła, miłości, czy troska o zranione zwierzę, które wcześniej było potencjalnym zagrożeniem.

Przyznam szczerze, że do połowy książki czytałam z lekkim luzem, ot tak dla samej przyjemności czytania. Myślę, że spowodowane to było przeświadczeniem, że „nie przepadam za literaturą sf”, książki czy filmy typu „Star Trek”, być może fascynowały mnie, ale kilkadziesiąt lat temu. Jednak przyznam szczerze, że po przekroczeniu drugiej połowy tej lektury, nie mogłam się już oderwać, książka pochłonęła mnie całkowicie. Treść fabuły od czasu do czasu przerywana Kroniką Estrelli Solis, czyli zapiskami prowadzonymi przez archiwistkę grupy, jakby dodawały autentyczności wydarzeniom.

Patrząc na okładkę, bardzo zmysłową i ładną jak dla mnie, która przedstawia w moim mniemaniu dwa światy, nie domyślałam się tego, co znajdę za nią. Twarda, skalista góra symbolizująca twarde zasady życia na Patris i słoneczny, zielony zakątek kojarzony z rajem, symbolizujący pragnienie ciepła i ludzkich uczuć, to wszystko, co na małym obrazku zgromadzone jest w środku książki za pomocą liter.

Jeśli chodzi o sam tekst, to nie będę się nad tym zbytnio wywodziła, bo sama autorka potrafi zainteresować czytelnika, jak to jest potem poskładane to już inna sprawa. Wydawnictwo dopiero raczkuje, dlatego nie zwracałam zbytniej uwagi na to jak została ksiązka wydana i chociaż na przykład, zbyt wysunięte akapity sprawiały mi trochę dyskomfortu czytelniczego, to sama treść książki mi to rekompensowała.

Polecam lekturę Luizy Dobrzyńskiej, ale tylko tym, którzy lubią na chwilę przenieść się w inny wymiar czasu i przestrzeni. Czytelnicy lubiący telenowelowe lub typowo kryminalne powieści nie znajdą w tej książce nic dla siebie ciekawego.

Jednak te osoby, które lubią wyzwania czytelnicze, myślę, że będą mieli niezłą ucztę.

 Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

 

 

 



ZAMEK Z PIASKU – Magdalena Witkiewicz

Magdalena Witkiewicz

Magdaleny Witkiewicz chyba nie muszę przedstawiać, bo pisałam o niej już na swoim blogu, raz opisując spotkanie autorskie z tą pisarką, a raz dzieląc się opinią po zapoznaniu się z jej pierwszą książką, którą przeczytałam pt. Milaczek.

Zamek z piasku

Wydawnictwo FILIA rok 2013

stron 281

Zamek z piasku, to książka która mnie trochę zaskoczyła, ponieważ po przeczytaniu „Milaczka„, nie byłam przygotowana na tak poważny tekst.

Weronika jest przeciętną, młodą kobietą, której właściwie wszystko się układa tak jak tego chce. Ma kochającego męża, który jest jej pierwszą i jedyną miłością poznaną w czasach szkolnych i z którym tworzy zgodne, szczęśliwe małżeństwo. Czy naprawdę? Jak większość kobiet Weronika marzy o dziecku i dalekie plany macierzyńskiego szczęścia, zaczynają wypierać z jej umysłu inne sprawy. Zaczynają wypierać wszystko. Niestety marzenia a rzeczywistość to dwa różne bieguny życia. Kobieta tak bardzo zatraca się w tym, czego pragnie, że przestaje myśleć o tym, co jest tu i teraz. W jej małżeństwo wkracza coś, co małymi kroczkami burzy dotychczasowy szczęśliwy związek. Pewnego wieczoru, siedząc sama na plaży i upijając się winem i swoim porażkami, poznaje pewnego mężczyznę, który zaniepokojony widokiem smutnej, samotnej kobiety w stanie „wskazującym” próbuje jej pomóc. Od tego dnia ów mężczyzna staje się dla Weroniki kimś w rodzaju przyjaciela-psychoterapeuty, ale czy związek ten jest bezpieczny?

Oprócz głównej bohaterki i jej przyjaciela-psychoterapeuty poznajemy również męża Weroniki, oraz jej dwie przyjaciółki, z których jedna jest szczęśliwą matką dwóch córek (nieplanowanych), a druga „kobietą harpią” polującą na wszystkich mężczyzn nie licząc się z konsekwencjami.

„Zamek z piasku” to lektura, którą mogłabym określić „wędrówką w psychikę” i nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie psychiki Weroniki, ale również Marka-jej męża, Kuby-jej przyjaciela i dwóch zupełnie różniących się kobiet. Każda z tych osób zaangażowanych w życie i pragnienia kobiety dążącej do macierzyństwa, jest inna. Nie potrafiłam poczuć do Weroniki sympatii, chociaż doskonale rozumiem jej chęć zostania matką. Chwilami bardziej solidaryzowałam się z jej mężem niż z nią, dlaczego? Nie wiem, może było mi po prostu żal tego mężczyzny.

Autorka bardzo wnikliwie podeszła do problemu jakim jest bezpłodność i brak możliwości zajścia w ciążę. Opisując ten problem na przykładzie Weroniki, skupiła się nie tylko na tym co czuje kobieta, ale również na tym jak postrzegają ten problem mężczyźni, zarówno ci zaangażowani bezpośrednio (tu mam na myśli męża Weroniki), jak ci stojący z boku (tu myślę o Kubie, czyli przyjacielu-terapeucie). Cała gama uczuć, przeżyć i emocji które przewijają się przez treść, nie pozwala na oderwanie się od kolejnych stron. Czytałam książkę jednym tchem, a potem w nocy miałam taki kipisz w głowie, że budząc się w środku nocy zastanawiałam się co jest snem, a co wrażeniami po przeczytanej lekturze.

Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu. To powieść obyczajowa która zasługuje na chwilę uwagi ze względu na to, co zawiera jej wnętrze. Zresztą wystarczy popatrzeć na okładkę, a już się wie, że kryje się za nią coś zmysłowego, może trudnego, ale z pewnością coś, co na jakiś czas wpędzi umysł w niecodzienne rozmyślanie.

Proponuję posłuchać, jak czyta fragment książki Magdalena Różczka.



JUTRO, W OBJĘCIACH CHŁODU – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (14)

baner jutro

Jutro3

Seria JUTRO jest jedną z najbardziej poczytnych książek John’a Marsdena i to nie tylko przez młodzież.

W tym kolejnym wpisie nie napiszę, jakie emocje wywołała we mnie kolejna część, ponieważ, tak jak postanowiłam wcześniej, o każdej przeczytanej części będę kolejno dzieliła się moimi spostrzeżeniami pod wpisem głównym czyli:

Seria JUTRO – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (11),

bo tak jak zauważyłam skończywszy część pierwszą, każda kolejna jest kontynuacją, więc zostawię to jako całość.

 



HANEMANN – Stefan Chwin

Stefan Chwin

Stefan Chwin urodził się w 1946 roku w Gdańsku i jest jednym z najbardziej znanych gdańskich powieściopisarzy. Jest również krytykiem literackim, eseistą, historykiem literatury a także grafikiem.

Jest absolwentem Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Gdyni-Orłowie oraz Uniwersytetu Gdańskiego. Jako naukowiec zajmuje się romantyzmem i romantycznymi inspiracjami w literaturze nowoczesnej. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim na wydziale Filologii Polskiej.

Pisze również beletrystykę pod pseudonimem Max Lars i pod tym nazwiskiem zadebiutował dwoma powieściami fantastyczno-przygodowymi dla młodzieży: Ludzie-skorpionyCzłowiek-Litera. Również w tym czasie ukazał się jego autobiograficzny esej Krótka historia pewnego żartu, w którym autor dokonał osobistego rozrachunku z historią Gdańska z lat pięćdziesiątych XX wieku.

 Hanemann

Wydawnictwo TYTUŁ

stron 248

Hanemann to powieść, która w 1995 roku została nagrodzona Paszportem Polityki.

Koniec drugiej wojny światowej jest okresem dramatycznym zarówno dla Niemców mieszkających w Wolnym Mieście Gdańsku, jak i dla Polaków przybywających do tego miasta. Tytułowy Hanemann jest lekarzem, profesorem anatomii pracującym w Akademii Medycznej. Któregoś dnia do prosektorium zostaje przywiezione ciało młodej kobiety, która zginęła podczas katastrofy statku. Kobieta okazała się narzeczoną Hanemanna. Po tym, młody lekarz nie potrafi już pracować tak jak dawniej przeżywając głęboki kryzys egzystencjalny.

Koniec wojny, jest dla wielu Niemców początkiem tułaczki „do siebie”, jest ucieczką przed wojskiem wrogiej armii. Hanemann postanawia jednak pozostać w Gdańsku mimo wielu czyhających na niego nieprzyjemności ze strony Polaków. Do domu, w którym mieszka, wprowadzają się polskie rodziny, wysiedlone z innych rejonów kraju. Jedni traktują młodego lekarza po przyjacielsku, inni czują do niego nienawiść i żal.

Bohaterami tej lektury są nie tylko ludzie, ale również miasto Gdańsk i przeróżne rzeczy. Książka „Hanemann”, to symfonia uczuć i doznań zarówno ludzi, jak i sprzętów, naczyń, pomieszczeń. Losy przeplatanych ze sobą osób – Niemców opuszczających w pośpiechu i strachu swoje gdańskie mieszkania w ostatnich dniach wojny i Polaków, którzy wygnani ze swoich domów na Wileńszczyźnie, Zamojszczyźnie, Warmii zajmujących ich miejsca. Cała gama myśli, wzruszeń, tęsknot i nadziei przeplatanych miłością, przyjaźnią i okrucieństwem tych, którzy powinni po tych kilku latach pożogi wojennej być dla siebie wsparciem.

Autor oprócz treści przedstawiającej kolejne ludzkie losy w charakterystyczny sposób ukazuje wizualną ich stronę. Opisane przez niego rzeczy, sprzęty, obrazy miejsc, domów czy ulic są przedstawione tak malowniczo jakby nie pisał o nich ale malował je. Kiedy czytałam o zimie, śniegu, zamieci, to prawie czułam chłód ogarniający tych ludzi, będących w danym miejscu, słyszałam szum morskich fal i krzyk osób próbujących się dostać na statek mający ich zabrać do „bezpiecznych portów”, prawie czułam zapach kwiatów i lawendy powkładanej między wykrochmaloną pościel.

Nieczęsto się zdarza, że za pomocą słów przelanych na papier, trafiających w inne punkty zmysłów, czytelnik nie tyle wyobraża sobie to o czym czyta, ale również czuje to.

Żeby jednak nie było tylko i wyłącznie tak pięknie, malowniczo i optymistycznie, to muszę dodać, że trochę chaotyczne wpisy zabarwione szeroką skalą przemyśleń, momentami powodowały pewnego rodzaju konsternację i musiałam się domyślać, co w tym momencie autor chce przekazać. Ale i tak w końcu wszystko skupiało się na głównym bohaterze – doktorze Hanemannie.

Natomiast okładka, według mnie, w żaden sposób nie współgra z treścią, nie wiem, dlaczego wybraną taką właśnie, ale jeśli chodzi o mnie, to nie pasuje mi ona do tego co znajduje się za nią.

Kolejnym dyskomfortem w czytaniu było dla mnie tak samo jak w książce „A jutro cały świat” (o której pisałam w jednym z wcześniejszych wpisów) przeskakiwanie z treści na tył książki, gdzie umieszczony został klucz do miejsc opisywanych przez autora. Chociaż przyznam z pewną dumą, że niektóre niemieckie nazwy ulic i miejsc już pozostały w mojej pamięci.

Książka napisana trochę jakby w dwóch częściach – jednej prowadzonej przez narratora z wątkiem opisującym sytuacje Niemców opuszczających Gdańsk przed wkroczeniem do miasta Armii Czerwonej, a druga w formie pamiętnika pisanego przez Piotra, chłopca jednej z polskich rodzin, który przyszedł na świat już w wyzwolonym Gdańsku i zamieszkał z rodzicami w jednym z poniemieckich mieszkań.

Tematy poruszone w książce są bardzo smutne, ale jednocześnie bardzo ciekawe, zarówno pod względem historycznym jak i życiowym, dlatego polecam książkę osobom, które lubią wartościową literaturę, w której zawarte są poważne wątki historyczne.

 



Spotkanie autorskie z Anną Klejzerowicz

Mam trochę zaległości w pisaniu tego, co chciałabym napisać, ale mówi się „trudno” bo przecież tak jak na swoim blogu piszę bookfa – „i tak nie zdążę przeczytać wszystkiego co bym chciała zanim umrę…” i chyba nie zdążę napisać wszystkiego co bym chciała.

Pod koniec listopada byłam na spotkaniu promującym najnowszą książkę Anny Klejzerowicz, o której wspomniałam w jednym z moich wcześniejszych wpisów po przeczytaniu książki „Czarownica„. Biblioteka, w której odbyło się spotkanie znajduje się w dość dalekiej jak dla mnie dzielnicy Gdańska, ale lubię odkrywać nowe miejsca i poznawać nowych ludzi, więc pojechałam.

Spotkanie odbyło się w kameralnej atmosferze, ale przygotowane z nutą tajemniczości. Mam tu na myśli przytulne pomieszczenie, z przyciemnionymi światłami, itp. Tak „domowo”, czułam się jak na spotkaniu w gronie przyjaciół.

Jak na tak małą bibliotekę, przyszło nawet sporo osób i jak się później dowiedziałam niektóre przyjechały z jeszcze dalej położonych dzielnic niż moja. Miłym zaskoczeniem dla mnie był zróżnicowany wiek i płeć gości autorki, co nie często się zdarza, ponieważ różnorodność czytelników, jest chyba najlepszym dowodem na to, że dzieła danego pisarza nie zostały zaszufladkowane w jednej grupie.

Anna Klejzerowicz jest osobą dość tajemniczą, i chociaż miałam okazję dopiero przeczytać jedną z jej książek i to taką, którą autorka napisała dość przypadkowo, bo ten gatunek literacki nie jest jej domeną, to jestem więcej niż pewna, że z czystą przyjemnością sięgnę również po inne jej książki.

Jest miłośniczką zwierząt zwłaszcza kotów i dopiero po tym spotkaniu zrozumiałam jak wiele empatii włożyła w opisywanie zwierząt, które znalazły się w „Czarownicy”, którą niedawno przeczytałam.

Trochę zaskoczyła mnie informacja, że oprócz kryminałów autorka „lubi” pisać opowieści grozy, bo wcale nie podejrzewałabym jej o to, po przeczytanie tej ciepłej, pełnej nostalgii opowieści o Małgosi („Czarownica”).

Lubię spotkania autorskie, kiedy osoba prowadząca jest do tego przygotowana i nie zostawia danego autora na pastwę jego autoprezentacji zależnej od tego, o co zapytają czytelnicy. Na tym spotkaniu, osoba prowadząca bardzo staranie przygotowała sobie zestaw pytań, jak mniemam wcześniej zapoznając się z całą twórczością swojego gościa.

Wciąż jednak zastanawiam się nad tym, dlaczego tak niewiele osób poświęca czas na takie spotkania, bo przecież poznanie autora i jego podejścia do pisania, a także myśli związanych z tym co i dlaczego napisał, jest ciekawym doświadczeniem i pozwala na głębsze poznanie nie tyle samego pisarza ale jego twórczości zanim się sięgnie po kolejną jego książkę.

Oczywiście być na spotkaniu autorskim i nie otrzymać autografu… 🙂

Mój aparat niestety szwankuje w miejscach słabo oświetlonych, dlatego dziękuję Autorce za udostępnienie mi zdjęć z tego spotkania.


Napisz do mnie

kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  

Książki które przeczytałam

Recenzje moich książek

  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń

Znajdziesz mnie również na

lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/