Moje przemyślenia
Płacz Wilka skończony
Właśnie skończyłam pisać moją kolejną książkę pt. „Płacz wilka”, fragment można przeczytać tu. Jeszcze tylko kilka małych poprawek i tekst zostanie wysłany do dwóch osób, które przeczytają, naniosą swoje poprawki i uwagi i będziemy negocjować co do tekstu.
Przyznam szczerze, że tym razem mam bardzo „ostre” panie, od których już niejeden raz dostałam po uszach. Obydwie przeczytały wszystkie moje książki, więc doskonale znają mój warsztat pisarski i chyba się trochę boję tego, co zostanie z mojego tekstu po ich czytaniu i poprawianiu.
Na szczęście należę do osób, których krytyka buduje i częściej pamiętam to co komuś się w moich książkach nie podobało, niż to co chwalono i to następnie odzwierciedla się w moich kolejnych tekstach.
Jakiś czas temu dostałam maila od jednej koleżanki-autorki, w którym napisała mi kilka dość ostrych uwag dotyczących jednej z moich książek, uwag ściśle związanych nie z treścią, ale składem, interpunkcją itp. Trochę się tym zdziwiłam, ponieważ tamtą książkę oddałam w ręce prawdziwej profesjonalistki, która korektą i redakcją zarabiała swego czasu.
Nie będę się wypowiadała na temat książek tej znajomej, która wydaje swoje teksty w tak zwanym „profesjonalnym wydawnictwie”, bo też się dopatrzyłam kilku błędów, ale przecież nikt nie jest idealny.
Wracając jednak do mojej książki, którą właśnie skończyłam. Nie jest to „cegła”, bo żadna z moich książek nie jest tomiskiem, ale mam taką cichą nadzieję, że komuś się spodoba. Starałam się w niej już „mniej płakać”, ale całkiem tego nie potrafiłam wyeliminować.
Co ja na to poradzę, że wzruszam się z byle powodu?
Przed nami kolejny długi weekend, który oczywiście mam zamiar w większości spędzić z książką, czego i innym molom książkowym życzę.
Czy to temat na kolejną książkę?
Rok 1979 to dla mnie bardzo pamiętny okres.
Dnia 17-go października 1979 roku urodziłam się na nowo.
To wspomnienia, które być może kiedyś opiszę w którejś ze swoich książek. Tego dnia wsiadłam na dworcu w Katowicach do nocnego pociągu relacji Katowice-Gdynia, miałam 18 lat, kilkaset złotych w kieszeni, których wcześniejszym przeznaczeniem było zapłacenie za obiady w szkole, opłatę szkoły muzycznej i lekcji języka angielskiego. Niestety moje plany przewidywały coś innego. Jedynie z plecakiem, (w którym znajdowały się głównie książki Goszczurnego) i gitarą, ale za to z sercem przepełnionym buntem, żalem i odwagą, a także nadzieją na zdobycie świata, wyruszyłam w moją pierwszą samotną podróż. Samotną i samodzielną, bez biletu powrotnego. Takie było moje z góry określone założenie. Jadąc w dość pełnym jak na tę porę roku pociągu, obserwowałam noc, która była zarówno straszna jak i wyzwolicielska. Nie myślałam o tym, co będzie dalej.
Płakałam.
Prawie całą drogę płakałam.
Wbrew przypuszczeniom wielu osób, nie podzieliłam losu Zośki, głównej bohaterki, z książki „Mewy” Goszczurnego, przetrwałam w tym obcym i fascynującym mnie świecie, jakże innym od tego, w którym się wychowałam.
Nie było łatwo…
Młoda, naiwna dziewczyna, przepełniona tęsknotami, marzeniami i strachem jakoś dała radę. Niejedną noc przepłakała, ale duma nie pozwoliła jej na powrót na Śląsk.
Kiedyś, jedna z moich przyjaciółek, której zwierzałam się z tego, co było, jak potoczyły się moje losy w Trójmieście, co zyskałam a co straciłam, powiedziała mi, że to byłby fantastyczny temat na książkę. Wtedy nie myślałam jeszcze o pisaniu, ale kto wie, być może kiedyś to opiszę.
Ale…
Chyba jeszcze nie jestem na to gotowa.
Jednak data 17-go października zawsze będzie mi się kojarzyła z jednym – z moim nowym przyjściem na świat, z zamknięciem jednego rozdziału mojego życia a otwarciem innego.
Festiwal Literatury Kobiecej „Pióro i Pazur 2013”
Ostatni weekend był dla mnie bardzo ważny i muszę się podzielić wrażeniami. Po pierwsze miałam urodziny, które spędziłam w wyśmienitym gronie, po drugie byłam w Siedlcach na Festiwalu Literatury Kobiecej „Pióro i Pazur 2013”, gdzie spotkały się polskie pisarki z całej Polski i nie tylko…
Program festiwalu był bardzo ciekawy i dość napięty. Przyjechałam do Siedlec w piątek wieczorem i nie zdążyłam na spotkania pisarek w filiach bibliotecznych, ani na inne zaplanowane przez organizatorkę na ten dzień spotkania między innymi na rozmowy o kulisach literackich zbrodni, ani na literacki ping-pong. Za to sobota już była pełna wrażeń.
O godzinie 11:30 na Placu przy fontannie odbyło się zbiorowe czytanie książek, podobno pobito rekord, ponieważ w ciągu 5 minut jednocześnie książki czytało ponad 500 osób. Była również Instalacja Półki Wolnych Książek i uwalnianie książek przez czytelników, oraz przez nas, czyli polskie pisarki.
Maria Ulatowska i Beata Kępińska przygotowują się do wspólnego czytania
i wszyscy czytają
Następnie w Muzeum Regionalnym odbyło się kilka bardzo interesujących paneli dyskusyjnych i prelekcji takich jak rozmowa z dziennikarzami i krytykami na temat „Książka w mediach, czyli literatura popularna na prostej, czy na zakręcie”, „Literacka blogosfera, czyli świat literacki widziany oczami moli książkowych”, „Jak to robią Szwedzi, czyli fenomen czytelnictwa w Skandynawii” prowadziła Hanna Cygler, oraz „Jak e-czytają Polacy? Kwadrans o książce Elektronicznej”.
Blogerki: KSIĄŻKOWO, WIECZNIE ZACZYTANA, ZWIERZ POPKULTURALNY i NOTATKI KULTURALNE
Hanna Cygler
Po południu była wystawa okładek książek Anny Damasiewicz, oraz malarstwa Helene Szymanski, no a o godzinie 18:00 rozpoczęła się Gala wręczenia Nagród Pióra i Pazura.
Przed rozpoczęciem Gali zobaczyliśmy film emitowany na dużym ekranie, który rozśmieszył nas do łez.
Część książek nominowanych czytałam, chociaż nie wszystkie, i znowu mam mały problem, bo oczywiście chciałabym przeczytać wszystkie i przekonać się czy nominacje były słuszne.
O tym, kto i co wygrał, można poczytać na innych blogach na przykład na blogu Agnieszki Tatery Książkowo.
Jedną z wręczających nagrody była Urszula Dudziak, a całą Galę prowadziła organizatorka festiwalu Mariola Zaczyńska, oraz syn Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk.
Nominowane w jednej kategorii czekają na wynik…
Oczywiście po oficjalnej Gali wszystkie pisarki spotkałyśmy się na bankiecie w hotelu, w którym nocowałyśmy i zabawa trwała prawie do świtu.
Oj…powrót do Gdańska był ciężki, ale jak tylko wysiadłam z Polskiego Busa, to powiedziałam do moich dzieciaków, że w przyszłym roku zrobię wszystko, aby pojechać tam znów.
Joanna Jodełka, Katarzyna Bonda, Kasia Bulicz-Kasprzak, Iwona Grodzka-Górnik i ja
Małgorzata Warda, Magdalena Zimniak, Joanna Jodełka (w tyle), Hanna Cygler
A tu dumnie podpisuję swoje zdjęcie na plakacie, tak jak zrobiły to wszystkie obecne pisarki
Nabijanie czytelnika w butelkę, czyli ceny z kosmosu
Wczoraj zobaczyłam w kiosku książeczkę Tany Valko pt. „Arabski narzeczony” za… 99 groszy. Znam arabską serię tej pisarki, ale z „narzeczonym” się jeszcze nie spotkałam.
Książeczkę kupiłam, bo co tam znaczy 99 groszy, chociażby tylko żeby przeczytać ten mały fragment, jestem jednak zbulwersowana do granic możliwości.
Książki Tany Valko w Empiku są w cenach około 35-39 zł, nie jest to tanio, ale jak ktoś lubi tego tylu literaturę, to dlaczego miałaby sobie nie kupić jej książek. Książki mają po około 400 stron (i więcej), więc jest co czytać, ale książeczka z kiosku, to zapowiedź serii, która wynosi 20 sztuk i gdyby każda z tych mini książeczek kosztowała po 99 groszy, nawet po 2 złote to byłoby O.K., ale każda następna z tej serii będzie w cenie 8 złotych.
I tak 1 książeczka za 99 groszy plus 19 książeczek po 8 zł daje 152 zł.
Jeśli chodzi o mnie to wolałabym iść do księgarni i kupić sobie książkę w jednej całości, nawet płacąc za nią 39 zł.
Wydaje mi się, że Wydawnictwo trochę przegina rzucając na rynek coś takiego jak te małe serie książkowe w takich cenach. Co z tego, że dana czytelniczka zapłaci raz w tygodniu tylko 8 zł, w miesiącu to już jest 32 zł (bo książeczki będą się ukazywały raz w tygodniu), a za tą cenę jak się ta czytelniczka zastanowi, to kupi całą książkę a nie tylko jej maleńką cząstkę.
No, chyba, że Wydawnictwo myśli innymi kategoriami „kupisz kilka części, a ci się nie spodoba, to nie będziesz czytać, a jak się spodoba, to kupisz inne książki tej autorki”.
Tak czy siak myślę, że to jest nabijanie czytelnika w butelkę i zarabianie na naiwności czytelniczek.
Spotkanie autorskie z Tanya Valko
Lubię spotkania autorskie, i na takie też wybrałam się dnia 03 września do Biblioteki Manhattan w Gdańsku. Pisarka znana, aczkolwiek dla mnie dość obca, ponieważ przeczytałam tylko jedną z jej książek, i to dość dawno.
Spotkanie było z autorką tak zwanej „sagi arabskiej”, która pisze swoje książki pod pseudonimem Tanya Valko.
Pisarka, próbowała swych sił na różnych kierunkach studiów, w końcu jednak zdecydowała się na arabistykę w Instytucie Filologii Orientalnej UJ i to był strzał w dziesiątkę. Odnalazła się w tym, ponieważ zawsze marzyła o dalekim, nieznanym, tajemniczym świecie.
Po raz pierwszy wyjechała do Libii w wieku 21 lat tam też połknęła bakcyla Orientu i jak sama powiedziała od tego czasu nie może żyć bez krajów arabskich i ich klimatu.
Obecnie mieszka w Arabii Saudyjskiej, lecz już wkrótce zamierza opuścić ten kraj, przenosząc się tym razem do islamskiej Azji.
Debiut powieściowy Tanyi Valko to bestsellerowa „Arabska żona”(2010 r.), która jest kwintesencją dwudziestoletnich kontaktów autorki z krajami muzułmańskimi. To jest właśnie książka, którą udało mi się kiedyś przeczytać, a ponieważ jest napisana w formie pamiętnika, byłam święcie przekonana, że autorka opisuje w niej swoje życie. Pani Tanya rozwiała jednak moje myślenie i przyznała, że książka ta jest wytworem jej wyobraźni, oparta jednak na autentycznych wydarzeniach.
Kontynuacją pierwszej jest „Arabska córka” (2011 r.), w której autorka ukazuje dalsze losy bohaterek. Trzecia część sagi pt. „Arabska krew” (2012 r.) opowiada o arabskiej wiośnie, czyli wojnie domowej w Libii, w której wir zostały wplątane dwie główne bohaterki z poprzednich części. W czwartej części cyklu, książce „Arabska księżniczka” (2013 r.), autorka opisuje dalsze koleje życia Doroty – Polki, która w młodości poślubiła Libijczyka, oraz jej dorosłej córki, która sama staje się matką Nadii.
Książki T.Valko przedstawiające arabskie, orientalne życie, to kwintesencja prawie dwudziestoletnich kontaktów z krajami muzułmańskimi, efekt studiów i badań, doświadczeń własnych oraz zasłyszanych opowieści.
Będąc orientalistką, autorka zna doskonale historię, kulturę i socjologię arabską, studiuje Koran oraz współczesne prace religioznawców, czyta opracowania naukowe, broszury, arabską prasę oraz ogląda lokalną telewizję.
Terroryzm to obecnie największa bolączka Bliskiego Wschodu oraz najpoważniejsze zadanie arabskich rządów i służb specjalnych, więc porusza się ten temat bardzo często, chętnie i na szerokim forum. W swoich książkach Tanya Valko zawiera wiele własnych doświadczeń i przeżyć oraz opisuje miejsca, w których była. mąż jest Polakiem, nie Arabem, a jedynie arabistą.
Myślę, że czas spędzony na tym nietypowym spotkaniu, Piszę „nietypowym”, ponieważ pisarka mówiła głównie o sytuacji w krajach arabskich, mogę zaliczyć do bardzo udanych. Pani Tanya, jest osobą bezpośrednią i z pewnością bardzo światową, oczytaną a zarazem bardzo sympatyczną. Opowiadała ciekawie i z przyjemnością wybrałabym się na kolejne spotkanie z tą autorką.
W kolejce po autograf