LITERATURA POLSKA
PUDEŁKO Z MARZENIAMI – Magdalena Witkiewicz/Alek Rogoziński
Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego nie będę przedstawiała, ponieważ oboje tyle razy już gościli na moim blogu, że chyba nie muszę się powtarzać. Zresztą, chyba nie ma wśród czytelników osoby, która by tej pary pisarzy nie znała. ONI SĄ WSZĘDZIE. Na moich półkach książkowych również.
Jak się zaczęła historia pudełka z marzeniami?
Najpierw dostałam tajemniczą przesyłkę o treści:
Serdeczne pozdrowienia przesyłamy z pewnego miasteczka, gdzie marzenia się spełniają
#nietylkoodświęta
W niewielkiej restauracji na ulicy Czereśniowej stoi
#pudełkozmarzeniami
Liczymy na to, że bęzie4sz chciała odwiedzić to miejsce. Miejsce pełne ciepła bijącego od rozpalonego kominka, blasku świec i zapachu cynamonu.
Czujesz ten zapach?
Zapraszamy Ciebie serdecznie!
Kiedy zaczęłam się zastanawiać, co oznacza ta dziwna kartka, zauważyłam na Fb, że kilka moich koleżanek również chwali się, że otrzymało taką przesyłkę. I zaczęły się spekulacje… kto to przysłał, w jakim celu itp.
Wydawnictwo FILIA rok 2017
stron 329
Pudełko z marzeniami to komedia romantyczna, której fabuła umiejscowiona została w czasach nam współczesnych, w małym miasteczku.
Malwina ma problem ze swoim ukochanym. Pewnego dnia postanawia zmienić swoje życie, wyjeżdża do pewnego miasteczka, w którym kupuje stary dom i zakłada w nim restaurację. Niestety chłopak Malwiny odchodzi „w siną dal”, ale za to z dalekiej Francji wraca do Polski babcia dziewczyny i postanawia zamieszkać z wnuczką. Zdradzony przez narzeczoną i oszukany przez wspólnika Michał, po tym jak ciocia na łożu śmierci wyjawia mu pewną tajemnicę rodzinnego skarbu, postanawia wyjechać do miejscowości, o której cioteczka wspominała i… poszukać tegoż skarbu. Niestety jest pewien problem, bo w miejscu, w którym powinien być ukryty skarb znajduje się restauracja. Czy Malwina i Michał dogadają się w sprawie skarbu? Kto i dlaczego będzie się starał połączyć tych dwoje? I co wspólnego z nimi mają dwie wścibskie staruszki, dwójka dzieci i kapliczka z figurką świętego Ekspedyta?
Myślę, że jeżeli ktoś przeczytał chociaż jedną książkę któregoś z tych autorów, domyśla się czego można się spodziewać po tej powieści. Nastrajająca bardzo pozytywnie fabuła, z wątkiem zimowo-świątecznym to coś, co z pewnością pozwoli na oderwanie się od szarości dnia codziennego. Poznajemy w tej historii ciekawe osoby, ale, jeżeli ktoś czytał „Pracownię dobrych myśli” to spotka w niej również bohaterów z tamtej powieści. Moją ulubioną postacią jest oczywiście pani Wiesia, wiedząca wszystko o wszystkich i proponująca każdemu nalewkę malinową „dla zdrowotności”.
Bardzo wyraziste postacie wykreowane przez autorów, to cudowny dodatek do fabuły, która bawi, wzrusza i nie pozwala na oderwanie się od stron książki na dłużej. W tej książce mamy całą plejadę osób różnych pokoleń, od dziecka do staruszki, które niewiele mają wspólnego z typowymi przedstawicielami swoich pokoleń. Staruszki, są może trochę wszędobylskie, ale chcą przecież tylko czynić dobro. Bo „przecież znają się na rzeczy, bo i gazety czytają, i telewizję oglądają i nawet mają fifi”. A dzieciom raczej daleko do błogiej dziecięcej naiwności, są kreatywne i pomysłowe, chociaż nie zawsze ich dążenie do czynienia dobrych uczynków, kończy się dla wszystkich pozytywnie.
Do plusów można zaliczyć również ciekawe i przede wszystkim zabawne dialogi.
Ta książka to opowieść o tym, że dobro można znaleźć pod każdą postacią. Ludzie potrafią być bezinteresownie życzliwi, i budują poczucie wiary w to, że marzenia mogą się spełniać, gdy tylko mocno czegoś chcemy. Ktoś może uznać, że jest to taka niecodzienna baśń dla dorosłych, ale czy my – dorośli, nie możemy podelektować się trochę baśniami?
Pisanie w duecie zawsze wydawało mi się trochę ryzykowne, czytelnik nie powinien bowiem domyślać się, który z fragmentów napisała ta czy tamta osoba. W przypadku tej książki, myślę że udało się zaskoczyć czytelników, ponieważ każdy z tych autorów ma podobne poczucie humoru i podobny styl. Przeczytałam prawie wszystkie książki Magdy Witkiewicz i wszystkie Alka Rogozińskiego i tylko z małymi fragmentami nie miałam wątpliwości, kto pisał, ale co do całości to… no cóż pozostało mi się domyślać.
Chyba nie muszę tej książki specjalnie polecać, zwłaszcza tym, którzy czytali „Pracownię dobrych myśli”. Ponowne spotkanie z panią Wiesią i jej nalewkami dla zdrowotności to z pewnością coś bardzo przemiłego. I chociaż wiele sytuacji w tej książce było dość przewidywalnych, to jak tu się oprzeć tak cieplutkiej, przeuroczej historyjce, która człowieka nastraja bardzo pozytywnie, zwłaszcza w okresie przed świętami Bożego Narodzenia. Jest to lekka, łatwa i przyjemna lektura szczególnie na długi, pochmurny wieczór, gwarantująca uaktywnienie w organizmie endorfin, których bardzo ich potrzebujemy gdy na dworze szaro, buro i ponuro, i wiary w to, że marzenia często się spełniają.
Kapliczkę z świętym Ekspedytem, patronem pilnych spraw, miała Michalina w piwnicy swojej restauracji. On też sprawiał w Miasteczku, że marzenia wrzucane do pudełka się spełniały. Była to naprawdę jego sprawka, czy siła autosugestii ludzkich umysłów i woli ludzkich serc?
CZTERY PŁATKI ŚNIEGU – Joanna Szarańska
Joanna Szarańska urodziła się w 1982 roku. Jest nie tylko pisarką, ale również copywriterką o stu specjalnościach, osobą pogodną i czarującą świat swoim uśmiechem. Zakochana w piłce nożnej, języku hiszpańskim i książkach. Miłośniczka powieści Stephena Kinga. Współpracuje z fundacją Miasto Słów i Klubem z Kawą nad Książką.
Wydawnictwo CZWARTA STRONA rok 2017
stron 330
Cztery płatki śniegu to książka z gatunku współczesnej literatury obyczajowej.
W pewnej kamienicy mieszkańcy są tak bardzo pochłonięci problemami życia codziennego, często wyimaginowanymi, że nie zauważają jak szybkimi krokami zbliża się magiczny czas Świąt Bożego Narodzenia. Zuzanna i Kajetan z powodu pewnego kartonu będącego własnością przyjaciela, który mężczyzna postanowił przechować we własnym domu, zaczynają podejrzewać się wzajemnie o zdrady. Monika i Jakub – rodzice małego chłopczyka, niby wiodą szczęśliwe życie, ale dla młodej matki solą w oku jest teściowa, która na jakiś czas postanawia zamieszkać z synem i synową. Anna jest żoną Waldemara, człowieka obsesyjnie ogarniętego skąpstwem. A Marzena samotnie wychowuje kilkuletnią córeczkę Stasię, która ma ciągłe wyrzuty sumienia, że nie jest dla swojej mamy wystarczająco dobrym dzieckiem. Jest jeszcze Maciej – zastępczy wychowawca klasy 2a, oraz ksiądz Wojciech i chyba najważniejsza osoba – pewna staruszka, która jest nie tylko mieszkanką tej kamienicy, ale również samozwańczą dozorczynią i ekspertem od wszystkich uczuć i związków międzyludzkich, która marzy tylko o jednym… zmobilizować sąsiadów aby święta były piękne, radosne i… wspólne. Czy samotnej staruszce uda się zaśpiewać kolędę w towarzystwie sąsiadów? Czy przed świętami rozwiążą się problemy ludzi mieszkających w tym samym domu? Czy wystarczą tylko cztery płatki śniegu aby poczuć magię świąt?
Ta książka, niby jest lekturą świąteczną, ale trudno z niej początkowo zaczerpnąć tej świątecznej magii. Jest to natomiast niesamowita opowieść o tym, jak ludzie tłumią w sobie emocje, snują bezpodstawne przypuszczenia, katują się podejrzewaniami zamiast szczerze ze sobą porozmawiać. W natłoku egoizmu i bezmyślnych decyzji często zapominają, czym tak naprawdę jest zwykła ludzka życzliwość, zapominają czym jest tradycja i jak pięknie można przygotować się do świąt znajdując radość w tym, że wspólnie można więcej.
Jak często jest tak, że ludzie mieszkają w jednym bloku, w jednej kamienicy, w jednej klatce a znają się tylko z widzenia. Zagonieni pracą, zapatrzeni w siebie, nie zauważają tego co jest jedną z podstawowych zasad ludzkości – humanitaryzm. Sąsiadka z parteru widziana zawsze z uśmiechem na twarzy, być może oprócz tego, że jest miłą staruszką może być równocześnie bardzo samotną staruszką. Sąsiadka z piętra, elegancka miła pani, być może jest zastraszoną i tyranizowaną przez męża kobietą, której nie wolno nawet umówić się na kawę z koleżanką. Sympatyczna mała dziewczynka wychowywana przez samotną matkę, która zawsze grzecznie się kłania, zawsze czysta i zadbana być może walczy z samotnością, bo nie może się odnaleźć w gronie koleżanek, których rodzice są lepiej sytuowani finansowo.
Aspołeczna znieczulica to jedna wielka SAMOTNOŚĆ. Czy warta jest tego wszystkiego, co szczelnie zamykamy w swoich domach, w swoich sercach i w swoim życiu?
(…) Chociaż mieszkali w jednym budynku i pozornie wiedzieli o sobie wszystko, tak naprawdę nie zadali sobie trudu, by choć odrobinę się poznać. Wpatrywali się w czubki własnych nosów, wmawiając sobie, że ich to nie dotyczy. (…)
Autorka porusza w książce bardzo ważne tematy, problemy dotyczące wielu przeciętnych ludzi. Robi to z humorem, ale tak naprawdę stara się w ciepły i wzruszający sposób opowiedzieć kilka historii zwykłych ludzi, których może połączyć coś pięknego, po warunkiem, że będą tego chcieli.
Czytając tę lekturę, na zmianę uśmiechałam się i tłumiłam łzy, potępiałam jednych bohaterów, jednocześnie mocno trzymając kciuki za drugich. Jedno jest jednak pewne, te kilka przedstawionych historii skłoniło mnie do refleksji. I to nie tylko refleksji dotyczących świąt Bożego Narodzenia.
Na początku książki trochę się gubiłam, kto jest kim i z kim, przyznam szczerze, że musiałam sobie nawet zrobić taką małą ściągę, żeby połapać się w bohaterach, których w tej książce jest wielu. Przedstawione w fabule perypetie rodzinne wielu osób są przykładem na to jak łatwo można zapomnieć o tym co jest najważniejsze i co tak naprawdę w liczy się w życiu. Tym wszystkim ludziom zabrakło jednego – szczerej, rozmowy, która potrafiłaby rozwikłać niejeden problem.
Moim zdaniem ta lektura nie jest taką typową ciepłą opowiastką przedświąteczną, która wprowadzi nas w ten magiczny świąteczny czas, ale z pewnością nam uświadomi, czego nie należy unikać w stosunku do innych ludzi, zwłaszcza w okresach takich jak przedświąteczny. Przecież między gruntownymi porządkami, pieczeniem makowca, czy strojeniem choinki może moglibyśmy znaleźć tę odrobinę czasu dla drugiej osoby, dla kogoś, kto chętnie podzieli się dobrym słowem.
Polecam tę książkę jako lekką, łatwą i przyjemną lekturę na jakiś weekend. I chociaż, tak jak wspomniałam wcześniej, autorka porusza w niej dość trudne tematy, to z całą pewnością jest to książka przepełniona humorem, a tego nie powinniśmy unikać. Jest to moje pierwsze spotkanie z dorobkiem pisarskim tej autorki, bardzo bym chciała, aby nie było ostatnim. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze sięgnę po inną książkę Joanny Szarańskiej.
ANIOŁ DO WYNAJĘCIA – Magdalena Kordel
Magdalena Kordel urodziła się w 1978 roku w Otwocku. Jest autorką, bestsellerowych powieści „Uroczysko” i „Sezon na cuda”. Podobno pisać zaczęła, by poradzić sobie z trudną przeszłością, ale szybko okazało się, że jej książki stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników.
Uwielbia podróżować, czytać i gotować. Razem z mężem i dwójką dzieci mieszka w Otwocku i kiedy tylko może, ucieka w Sudety, bo marzy się jej dom gdzieś wysoko w górach. Wie, jak ważne są marzenia, dlatego pomaga spełniać je innym.
Wydawnictwo ZNAK rok 2016
stron 381
Anioł do wynajęcia to współczesna powieść obyczajowa, którą powinno się przeczytać w okresie zbliżającym nas do świąt Bożego Narodzenia.
Michalina to osiemnastolatka, która uciekła z domu, ponieważ nie potrafiła pogodzić się z rządami swojej macochy i trudnej do zaakceptowania roli ojca w jej nowej rodzinie. Po śmierci ukochanej babci, nie może sobie znaleźć miejsca w życiu i kiedy w wyniku dość bezmyślnego zachowania staje się coś, co z pewnością zaważy na jej życiu, dziewczyna ucieka z domu. Tuła się po mieście, które coraz bardziej ogarnia zimowa przedświąteczna aura ,i kiedy już wydaje jej się, że dłużej tej tułaczki nie wytrzyma, na jej drodze stają (niby) przypadkowe osoby, które… być może są odzewem na jej prośbę skierowaną do Boga, w przypadkowym kościele:
(…) Gdybyś całkiem przypadkiem, tam u siebie na górze, miał jakiegoś bezrobotnego anioła, anioła do wynajęcia, to pamiętaj mnie. Bardzo proszę. A, i gdybyś mógł mi pomóc w tym, żebym tak do końca nie zapomniała, czym jest miłość i radość. (…)
W tym samym czasie, pewna dość apodyktyczna staruszka, również ma dość swojego samotnego życia. Cóż z tego, że ma piękne, duże mieszkanie, ma pieniądze, gdy nie ma nikogo bliskiego. Czy coś połączy te dwie kobiety? Co takiego musi się wydarzyć w życiu, aby człowiek otworzył oczy i zobaczył drugiego człowieka? Czy przedświąteczny czas naprawdę sprzyja uczuciom takim jak miłość, wiara w drugiego człowieka, wybaczenie?
To moje pierwsze spotkanie książkowe z dorobkiem pisarskim tej autorki. Ta powieść to moim zdaniem baśń dla dorosłych, ale czy dorośli nie mają prawa do baśni? Historia opisania w książce przecież mogła zdarzyć się naprawdę. Kto wie, może nawet nie jest fikcją literacką a odzwierciedleniem czyjegoś trudnego życia.
Autorka pozwala czytelnikowi na chwilę zapomnieć o otaczającej znieczulicy i uwierzyć w cuda, których mogłoby być na tym świecie więcej gdybyśmy się sami o nie postarali. Czasami wystarczy czyjś uśmiech, podanie komuś dłoni, niewiele znacząca pomoc, która może okazać się czymś wyjątkowym i ważnym.
Ta lektura, to z całą pewnością ciepła i pouczająca opowieść o tym, że czasami mały gest może być dla kogoś wielkim szczęściem. I nie musi być to w okresie, w którym działa na wielu magia świąt. Te trudne problemy poruszone w powieści nie są fikcją, takich problemów jest wokół nas wiele, tylko że nie zawsze je zauważamy. Pracując ze starszymi ludźmi doskonale wiem, jak wielkim problemem dla nich jest samotność. Ale ilu młodych ludzi czuje tę samotność nawet we własnych domach, w których z pozoru wszystko jest tak jak należy.
Czytając tę książkę, czułam wręcz zbliżające się święta. Autorka w cudowny, prawie magiczny sposób potrafi czytelnika wprowadzić w ten nastrój, malowniczo opisując wszystko, nawet pieczenie ciast. Wiem, że to śmieszne, ale kiedy czytałam o tych piernikach, czy kwiatach, to prawie czułam ich zapachy.
Mimo tego, że fabuła przedstawia czytelnikowi trudne i bolesne sytuacje, jest to powieść dość zabawna. Styl pisarski Magdaleny Kordel jest tak specyficzny, że czytając, na przemian śmiałam się i wzruszałam. Gdybym miała dać tej autorce jakiś przydomek, to nazwałabym ją Królową Emocji.
Bardzo wyraziste postacie, i ciekawie skonstruowane (często bardzo zabawne) dialogi są z pewnością atutami tej powieści, a w połączeniu z fabułą, tworzą prawdziwy majstersztyk.
Ta powieść ma w sobie jakąś magię, emanuje ciepłem i pozytywną energią. Może dlatego tak to odczuwam, że od zawsze wierzyłam w moc aniołów, i chociaż mój osobisty Anioł Stróż czasami bierze sobie wolne, to zawsze wierzę, że w końcu do mnie wróci.
Kiedyś, gdy działo się w moim życiu coś, co spowodowało, że zachwiała się moja wiara w ludzi, w Boga, i nawet w mojego Anioła Stróża, moja koleżanka przysłała mi pewien filmik i powiedziała całkiem poważnie: „nie odtrącaj go, on jest przy tobie, daj mu szansę”. Daleko mi do kościoła jako instytucji, ale wierzę, że gdzieś tam jest ktoś, kto kiedy upadam, podaje mi rękę i pomaga wstać. Może to jest tylko moja wewnętrzna siła, a może…
Polecam tę powieść nie tylko miłośniczkom literatury kobiecej. To lektura obowiązkowa przed każdymi świętami Bożego Narodzenia, i ja chętnie wrócę do niej nie raz. To książka, która pozwoli się wyciszyć, ale również rozbawi do łez. I z całą pewnością na długo pozostawi w nas pozytywną energię jaką nas naładuje.
P.S. Bardzo ciekawym dodatkiem są na końcu książki przepisy potraw świątecznych, i przyznam, że chyba któryś z nich w tym roku wykorzystam.
KSIĘGA WYSP OSTATNICH – Anna Klejzerowicz
Anna Klejzerowicz gościła w moich skromnych blogowych progach już wiele razy. To wszechstronnie uzdolniona gdańszczanka – pisarka, publicystka, fotograf, redaktor. Jest autorką książek kryminalnych, kryminalno-historycznych i obyczajowych, przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, jak fotograf i redaktor publikacji teatralnych. Z wykształcenia jest mgr resocjalizacji.
Wydawnictwo REPLIKA rok 2017
Stron 285
Księga wysp ostatnich to kryminał łączący w sobie historię ze śledztwem dziennikarskim, które prowadzi gdański dziennikarz Emil Żądło.
W jednej z gdańskich willi zostają odnalezione zwłoki dwóch mężczyzn. Jednym jest znany naukowiec i bibliofil, a drugim zwykły włamywacz. Policja, mimo najszczerszych chęci nie potrafi rozwiązać zagadki tych śmierci, ale w śledztwo angażuje się były policjant a obecnie bardzo dociekliwy dziennikarz. Emil Żądło wraz ze swoją partnerką Martą odkrywają, że zamordowany bibliofil, prywatnie brat znajomego Marty, był w posiadaniu bardzo cennego starodruku, który zniknął z domu naukowca. Kolejne ślady odkryte przez dziennikarza brną w ślepy zaułek, ale Żądło się nie poddaje. Determinacji w odkryciu prawdy dodają mu kolejne śmierci osób, być może wiedzących coś na temat zaginionej księgi. Czy policji i dziennikarzowi uda się odnaleźć księgę i odnaleźć winnych dokonanych morderstw? Czy angażując się w śledztwo, Emil i Marta nie ryzykują swojego życia?
Przyznam szczerze, że czekałam na kolejną książkę tej autorki z zapartym tchem. Stęskniłam się już za Emilem Żądło, którego poznałam we wcześniejszych powieściach z tej serii i nie mogłam się już doczekać kolejnej historyczno-kryminalnej zagadki.
Autorka od samego początku aż do końca potrafi trzymać czytelnika w napięciu graniczącym z uczuciem grozy.
Cytat, strona 25
(…) Nagle zabytkowe drewniane schody naprzeciwko wielkiej jadalni zaskrzypiały pod jego miękkim przecież, zamszowym obuwiem, specjalnie w tym celu zakupionym. Widocznie obluzowała się jakaś stara deska. Zastygł w bezruchu z bijącym sercem… I może właśnie dlatego nie od razu usłyszał szelest, a następnie inne odgłosy – stłumione, niewyraźne. Jakby sapnięcie i zaraz po nim głuchy dźwięk (…)
Cytat, strona 256
(…) Powiew od morza szarpał gałęziami, coś postukiwało, pogwizdywało w koronach lip i kasztanowców, coś szeptało, skrzypiało w zaroślach. (…) Na tym tle panująca wokół cisza była niemal namacalna. (…) Obaj czuli, ze panuje tu zła energia, coś nie było w porządku. Coś się tu wydarzyło. (…)
Emil Żądło jest dziennikarzem śledczym, byłym policjantem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia. Odważny a zarazem wyjątkowo dociekliwy, potrafi wejść wszędzie, i zachowując się często bardzo irracjonalnie, zwłaszcza jeżeli zagrożone jest bezpieczeństwo kogoś z jego najbliższych. O swoją partnerkę jest wręcz chorobliwie zazdrosny, co powoduje nierzadkie spięcia między nimi. Ale widać, że oboje są do siebie stworzeni.
Autorka ma niesamowitą umiejętność tworzenia postaci. W tej książce, jak i w poprzednich również, postacie są bardzo wyraziste, każda jest pewnego rodzaju indywidualnością i kiedy czytelnik poznaje daną osobę, z łatwością potrafi ją sobie wyobrazić nie tylko wizualnie, ale również osobowościowo. A kiedy jeszcze bohaterowie powieści prowadzą ciekawe rozmowy, i dialogi wciągają niemal tak jak sama fabuła, to czegóż chcieć więcej?
Akcja dziennikarskiego śledztwa przeplatana jest w tej powieści różnymi opowieściami historycznymi. Dla jednych może to być dodatkowym atutem powieści, urozmaiceniem, odskocznią od współcześnie prowadzonego śledztwa a dla drugich cenną wiedzą (prawie) encyklopedyczną. We mnie autorka potrafi za każdym razem wzbudzić głód dalszej wiedzy. Anna Klejzerowicz, niby angażuje czytelnika w śledztwo, a przy okazji (a może całkiem świadomie) uruchamia w nim ciekawość historyczną. Tak jest i tym razem. Ze współczesnego Gdańska przenosi nas/czytelników do Biblioteki Aleksandryjskiej czy tajemniczej wyspy Thule, przy okazji przedstawiając Pyteasza z Massilii.
Myślę, że kto nie miał jeszcze okazji poznać powieści, których głównym bohaterem jest dziennikarz śledczy Emil Żądło, to jest ku temu czas najwyższy. Przy okazji poznawania pięknego Gdańska, jego dzielnic i okolic, można zafundować sobie wycieczkę w przeszłość, tak daleką, że niewielu z nas potrafi ją sobie wyobrazić. A gdy ta daleka historia ociera się o nasze ziemie, o nasz Bałtyk i być może o nasze Wybrzeże to… chyba nikt nie oprze się poznaniu jej bliżej.
Muszę jeszcze dodać, że chociaż rzadko kiedy sięgam po książkę sugerując się okładką, to seria z Emilem Żądło mnie po prostu zachwyciła. Już z samej okładki bije w czytelnika jakaś tajemnica.
Jeżeli ktoś lubi połączenie historii i sztuki z intrygą kryminalną a także odrobiną romansu to z pewnością jest to książka dla niego. Czegóż chcieć więcej do miłego spędzenia czasu. Uprzedzam jednak aby nie sięgać po książkę w środku tygodnia, kiedy na drugi dzień czeka nas dzień pracy, najlepiej zacząć czytać w przededniu weekendu lub innego wolnego dnia ponieważ od tej książki trudno jest się oderwać.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej książki i polecam ją każdemu, kto lubi takie połączenie intryg kryminalnych ze sztuką i historią.
Polecam również inne książki, których bohaterem jest dziennikarz śledczy Emil Żądło. Na każdą kolejną czekam z niecierpliwością. Każda z tych książek tak bardzo pobudziła moje zainteresowanie tematem, że po skończeniu czytać długo jeszcze szperałam w Internecie zaspokajając swoją ciekawość.
PODRÓŻ PO MIŁOŚĆ. EMILIA – Dorota Ponińska
Dorota Ponińska pochodzi z Warszawy. Urodziła się w 1969 roku. Obecnym jej miejscem zamieszkania jest Konstancin Jeziorna. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego – Wydziału Polonistyki, ukończyła także amerykanistykę i public relations. Przez kilkanaście lat pracowała w branży PR, zarówno w agencji, jak i w międzynarodowych korporacjach. Była członkiem zespołu ds. uzyskania przez Warszawę tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. Po tych doświadczeniach zawodowych postanowiła poświęcić czas nowym pasjom: kulturze Orientu i pisaniu.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia rok 2013
stron 356
Podróż po miłość. Emilia to pierwszy tom cyklu książek. Ten tom przenosi czytelnika z Polski roku 1841 do dalekiego Stambułu.
Emilia po śmierci matki, została oddana na wychowanie do klasztoru. Bardzo szybko stała się ulubienicą Matki Przełożonej, która miała wobec dziewczyny bardzo poważne plany. Pewnego dnia jednak, zjawił się w klasztorze tajemniczy mężczyzna, przyjaciel ojca Emilii i poprosił o pomoc w odnalezieniu ojca i wykupieniu go z niewoli u tureckiego księcia. Dziewczyna bez wahania zdecydowała się opuścić klasztor i udać w daleką drogę do Turcji, aby odnaleźć ukochanego ojca, którego pamiętała z lat dzieciństwa. Jej podróż okazała się pełną przygód, rozczarowań, i trudnych wyborów. Kiedy wraz z towarzyszem podróży została porwana a następnie wykupiona przez pewnego młodego Turka, jej życie nabrało zupełnie innego tempa. Czy młoda Polka napotkała szczęście w świecie tak odmiennym od życia klasztornego? Czy udało jej się odnaleźć ojca, dla którego poświęciła swoje dotychczasowe spokojne życie klasztorne? I jak bardzo namieszał w jej życiu pewien angielski lord, przez którego mogła stracić coś bardzo cennego?
O serii Podróż po miłość słyszałam wiele. Opinie były różne, jedni się zachwycali inni wręcz przeciwnie. Kiedy książka trafiła w moje ręce, nie byłam pewna, czego się po niej spodziewać. Sam tytuł sugerował mi tkliwy romans, a za takim szczerze przyznam zbytnio nie przepadam. Książka jednak bardzo mnie zaskoczyła.
Dzięki tej powieści miałam okazję uczestniczyć w literackiej podróży do świata islamu, i orientu dalekiego Stambułu. Towarzysząc młodej Polce w jej egzotycznej podróży, poznałam tajniki życia muzułmańskiego, haremów i mogłam na chwilę znaleźć się w otoczeniu piękna tureckiej przyrody.
Książka została napisana dość nietypowo, rozdziały opowiadające o losach głównej bohaterki przeplatają się z rozdziałami dotyczącymi życia Soltana – syna imama i szejka Mewlana zwanego Rumim, znanego w tamtych czasach poety. Początkowo nie potrafiłam znaleźć związku między tymi dwoma wątkami tak różnymi od siebie, dopiero w dalszej części książki wszystko się wyjaśniło. Było to tak, jakbym czytała jednocześnie dwie różne powieści i o tyle nietypowo, że w jednej z nich narracja była w osobie pierwszej, a w drugiej, narracja była w osobie trzeciej.
Historia Emilii była jednak na tyle wciągająca, że w pewnym momencie przestałam zwracać uwagę na zmiany w prowadzonych fabułach. Wątek młodej Polki, wychowanej w bogobojnej wierze chrześcijańskiej, która nagle odkrywa uroki orientu i zakazanych owoców, to taka trochę bajkowa opowieść, ale pełna ciepła, nadziei i miłości. To nietypowa opowieść romantyczna, przepleciona historią Polski i historią dalekiego wschodu.
Autorka zaskakuje czytelnika i jednocześnie oczarowuje wplatanymi w fabułę szczegółami, pomalutku dawkując tajemniczą kulturę tureckiego orientu, umiejętnie przeplataną historią Europy po Powstaniu Listopadowym. Kiedy opisuje ogrody tureckich pałaców, to robi to tak, że wręcz można poczuć zapach rosnących tam kwiatów. Robi to wręcz malowniczo.
Przy okazji ciekawej historii miłosnej czytelnik ma okazję pobyć trochę w tureckim haremie. Ta mieszanka historii z fikcją literacką jest dość ekscytującą podróżą. Dwie opowieści zamknięte w jednej książce. I chociaż, gdybym miała wybierać, to wolałabym czytać te opowieści, jako osobne książki, to z pewnością dla wielu może się to okazać ciekawym doświadczeniem. Muszę jednak przyznać, że ta bajkowa opowieść mnie zauroczyła, chociaż główna bohaterka mimo swej ogromnej odwagi i momentami determinacji wydała mi się trochę zbyt infantylna, w przeciwieństwie do dwóch innych bohaterek drugiego planu. Myślę, że kiedyś sięgnę po kolejne części Podróży po miłość. Czasami takie oderwanie się od czasów teraźniejszych bywa interesującym doświadczeniem nie tylko czytelniczym, ale przede wszystkim, jak w przypadku tej powieści skarbnicą wiedzy, jaką wielu z nas posiada dość połowicznie.
Polecam tę książkę pasjonatom kultury osmańskiej, muzułmańskiej o ogólnie kultury dalekiego wschodu oraz osobom interesującym się historią nie tylko Europy, ale i Turcji okresu w jakim została przedstawiona fabuła. Dzięki przypisom dołączonym do treści książki możemy się dowiedzieć wielu ciekawostek dotyczących nie tylko islamu, ale również losów wielu Polaków, których przeznaczenie rzuciło na ziemie tureckie. Polecam tę książkę miłośniczkom intryg miłosnych i romansów. Myślę, że wielu znajdzie w tej powieści coś dla siebie.
Czy Polka żyjąc w tureckim haremie może zapomnieć o własnym kraju, i pochodzeniu?