Recenzje książek

LITERATURA POLSKA

ZAUŁEK SZCZĘŚCIA – Urszula Jaksik

Urszula Jaksik gościła już na moim blogu, ale przedstawię ją tym osobom, które nie czytały moich wcześniejszych wpisów, w których dzieliłam się swoimi odczuciami po przeczytaniu jej książek. Autorka urodziła się na Górnym Śląsku i obecnie mieszka w Bytomiu. Ukończyła Bibliotekoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i całe życie zawodowe pracowała w sieci Miejskich Bibliotek Publicznych. Debiutowała w czasopiśmie „Płomyk” opowiadaniem dla nastolatków pt. „Z zapisków młodszego brata” (1981). W 1998 zdobyła trzecią nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Miesiąc z życia kobiety” ogłoszonym przez czasopismo „Twój Styl”. W 2004 roku przyznano jej główną nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złote pióro” za opowiadanie pt. „Zakopany topór”. Otrzymała „Literacką Przepustkę Zwierciadła” – wyróżnienie w konkursie literackim na dziennik „Dzień po dniu” zorganizowanym przez czasopismo „Zwierciadło” (2004).

Urszula Jaksik  Zaułek szczęścia_Urszula Jaksik

Wydawnictwo REPLIKA rok 2012

stron 322

Zaułek szczęścia to współczesny dramat psychologiczny, którego fabuła umiejscowiona została na Śląsku.

Julia jest samotną kobietą wychowującą syna, który wkrótce wejdzie w dorosłe życie. Jest osobą zamożną, jednak po śmierci męża priorytetem stało się dla niej wychowanie dziecka. Postępująca choroba w każdej chwili może przykuć ją do wózka inwalidzkiego, który już teraz jest jedną z niezbędnych sprzętów w jej życiu.  Kiedy jej syn dostaje szansę wyjazdu do Stanów Zjednoczonych na roczny pobyt, w głowie Juli zaczyna kiełkować myśl, aby na zawsze uwolnić go od coraz bardziej kalekiej matki, która z każdym kolejnym rokiem staje się większym ciężarem. Julia postanawia wynająć kogoś, kto podczas nieobecności syna pomógłby jej w codziennych funkcjonowaniu, myśli jednak, aby była to osoba na tyle niezdarna, aby sama doprowadziła do wypadku, w którym życie Julii skończyłoby się. Znajoma przyprowadza do Juli Ritę, kobietę prostą i pechową, którą wszyscy uważają za kompletną nieudacznicę. Jak potoczy się współpraca bogatej, kulturalnej, wykształconej i bardzo kruchej kobiety z osobą o posturze rosłego mężczyzny, wychowaną w środowisku biedy i prostych ludzi? Czy obie kobiety dogadają się, czy będą toczyły wieczną „wojnę”? Czy jest możliwa przyjaźń między tak skrajnie wychowanymi osobami?

Przyznam szczerze, że dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji. Osobliwe studium osobowości dwóch bohaterek to po prostu majstersztyk. Autorka bardzo wnikliwie podeszła do przedstawienia czytelnikowi postaci wykreowanych w jej powieści. Dwie różne od siebie kobiety, które tak właściwie nie powinny mieć ze sobą nic wspólnego, nagle stają się osobami sobie bardzo bliskimi. Jedna, potrzebuje pomocy w normalnym funkcjonowaniu, a druga pomocy w tym, aby przeżyć. I chociaż są jak ogień i woda, jak piękno i brzydota to w pewnym momencie stają się bardzo od siebie zależne, życie jednej zaczyna współgrać z życiem drugiej na tak bliskiej płaszczyźnie, że trudno w to uwierzyć.

Autorka funduje czytelnikowi sporą dawkę dramatyzmu, i to takiego na różnych etapach życia człowieka. Poznajemy zatem dramat małej dziewczynki, dramat młodej studentki i dramat dojrzałej kobiety. Każdy z nich dotyczy innej osoby, ale łączy och coś więcej niż tylko towarzyszące im strach, łzy i ból zarówno fizyczny jak i psychiczny. Funduje również ciekawą lekcję empatii i człowieczeństwa w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Ta książka to dowód na to, że każdy z nas potrzebuje kogoś, kto w pewnym sensie zastąpi mu Anioła Stróża, kogoś na kim zawsze może polegać, komu zawsze może zaufać i komu może oddać się pod opiekę w każdej chwili swojego życia. Julia potrzebowała Rity nie tylko do pomocy w sensie dosłownym, ale dla zrealizowania swojego planu. Rita natomiast potrzebowała nie tylko pomocy finansowej, ale i kogoś, kto pomoże jej odnaleźć się w tym okrutnym dla niej świecie. Każda z nich potrzebowała innej pomocy i chociaż obie w pewnym momencie stanęły na rozstaju swoich życiowych dróg, to razem trafiły na drogę, która poprowadziła ich do wspólnego celu. Celu, jakim była wartość prawdziwej rodziny i prawdziwej przyjaźni.

Ta książka, to również dowód na to jak wielki wpływ na życie człowieka może mieć przeszłość, często bolesna, często ukrywana przed światem. Czy wystarczy otworzyć się przed kimś, wyrzucić z siebie te zmory ciążące na sercu i sumieniu, aby wyzwolić się z traumy?

Wplatane w fabułę różne wątki były jednocześnie częścią i całością, uzupełniając niedopowiedziane myśli, które towarzyszyły głównym bohaterkom. Nie wiem, czy autorka napisała dalszy ciąg tej historii, ale byłabym jej bardzo ciekawa. Po skończeniu książki czułam wręcz jakiś niedosyt, pragnienie poznania dalszych losów niektórych osób: Rity, Pawła i Karoliny.

Autorka w tej jednej, niezbyt grubej powieści ukazała tyle problemów, że mogłaby z tego powstać kolejna książka. Uwidocznienie problemu nieuleczalnej choroby z punktu widzenia osoby chorej i z punku widzenia osoby zajmującej się pomocą tej chorej to tylko jeden z koszmarów wielu ludzi. Nic tak nie wzrusza człowieka jak okropności dzieciństwa, jakim niewyobrażalnie trudnym do pogodzenia się z nim faktem może być gwałt, czy molestowanie dziecka o tym wie tylko ten, kto przeżył to na własnej skórze. Odrzucenie przez środowisko z powodu gorszej pozycji, czy z powodu pewnego rodzaju „inności” okazywanej przez dzieci, to coś, czego nie można tolerować a wiele dzieci mu z tym żyć. A życie w kłamstwie? Kłamstwie, które pozwala być inną osobą dla kogoś, kogo się bardzo kocha? Kłamstwie, które nie zawsze potrafi współgrać z własnym sumieniem.

Książka napisana jest bardzo lekkim piórem, ale z pewnością nie mogę jej zakwalifikować do lekkich, łatwych i przyjemnych. To powieść z tych, przy których czytaniu paczka chusteczek to za mało. Zmusza do refleksji i otwiera oczy na wiele dramatów, jakie odgrywają się w pobliżu nas, a które nie zawsze zauważamy.

Polecam tę powieść całym sercem, szczególnie tym, którzy nie stronią od powieści smutnych i dramatycznych, chociaż znalazło się w niej kilka epizodów humorystycznych i optymistycznych. To książka, którą każdy powinien przeczytać chociażby dlatego, żeby dostrzec wiele niedotyczących nas spraw widzianych oczami innych. Aby zrozumieć, że każdy z nas potrzebuje kogoś, kto pomoże mu odnaleźć w życiu to co najcenniejsze.

Gorąco polecam również inne książki tej autorki, które miałam okazję przeczytać, i niecierpliwie czekam na kontynuację jednej z nich.

Dom nad brzegiem oceanu  Odwrócone życie_Urszula Jaksik



MORFINA – Szczepan Twardoch

Szczepan Twardoch urodził się w 1979 roku. Mieszka na Górnym Śląsku i jest jednym z najbardziej cenionych współczesnych publicystów i pisarzy polskich. Z wykształcenia jest socjologiem. Jego powieść „Drach” uhonorowana została Nagrodą im. Kościelskich i niemiecką nagrodą Brucke Berlin. Za powieść „Morfina” otrzymał Paszport Polityki, Wawrzyn Śląski, Nagrodę Czytelników Nike i sporą liczbę nominacji.

                                  Szczepan Twardoch   Morfina_Szczepan Twardoch

Wydawnictwo Literackie rok 2012, dodruk rok 2017

stron 579

Morfina to dramat wojenny w ujęciu bardzo psychologicznym.

Warszawa rok 1939. Konstanty Willemann, syn niemieckiego arystokraty i spolszczonej Ślązaczki ukrywa się w okupowanej Warszawie. Prowadzi życie dość rozrywkowe, jest podporucznikiem, który po kampanii wrześniowej nie chce brać udziału, w jego zdaniem przegranej już wojnie. Jego żona i synek są tylko jakimś bladym oparciem w jego życiu, nie przykłada się jednak do tego, aby prowadzić przykładne życie męża i ojca. Jest narkomanem, niestroniącym od kobiet i alkoholu. Pewnego jednak dnia wbrew swojej woli, zostaje wciągnięty do organizacji wywiadowczej. Pod przybranym nazwiskiem, jako Niemiec rozpoczyna działalność konspiracyjną. Czy pomoże mu to w odnalezieniu siebie? Czy działając pod przykrywką, znienawidzony przez bliskich i dalszych znajomych odzyska to, co utracił przepuszczając swoje życie w nic nieznaczącym komercjalizmie?

Przyznam szczerze, że chociaż autor znany mi był do tej pory z nazwiska, nie miałam okazji sięgnąć po którąś z jego książek. Czy straciłam na tym? Nie wiem. Z pewnością długo pozostanie ta książka w mojej głowie, nie dlatego, że się nią zachwyciłam ale dlatego, że chyba pierwszy raz spotkałam się z tak nietypową narracją.

Fabuła książki ciekawa, lubię powieści z historią wojenną w tle i może właśnie dlatego sięgnęłam po tę lekturę, ale… nie ukrywam, że trochę się przy niej namęczyłam, czytając. Dziwny styl autora, który pisze raz w osobie pierwszej, raz w osobie trzeciej mając na myśli jedną i tą samą osobę, trochę powodował dyskomfort w czytaniu.

Dla przykładu zacytuję fragment (str. 51)

(…) A teraz nie mogę zasnąć. Nie mogę zasnąć, Nie mogę zasnąć.

Nie może zasnąć, nie możesz zasnąć, nie możesz zasnąć. Nie może zasnąć. Leży na tej kanapie, zbrukany leży, pod kocem leży, leży samotny, mały, głupi, leży zdeptany. Leży. (…)

Trzeba przyznać, że jest to tekst, którego nie spodziewałabym się w poważnej powieści. Z całą pewnością, autor miał swój powód, aby taką narrację wprowadzić, tylko czy aby nie jest ona zbyt zbędną. Bez tych powtórek, i zdań wypowiedzianych nie wiadomo przez kogo, książka z pewnością nie miałaby tylu stron. Pozostałaby ciekawa fabuła bez zbędnych myśli głównego bohatera. To właśnie tak wygląda, jakby w jednym człowieku były dwie osobowości, każda posiadała własne myśli i jakby rozmawiały ze sobą. Czasami te rozmowy wyglądały tak, jakby mówiły różne osoby i jakby dotyczyły różnych osób. A może to sumienie rozmawiało z rozsądkiem?

Główny bohater na początku książki przedstawia się czytelnikowi, nie szczędząc samokrytyki przeplatanej samochwalstwem, używając do tego sporej ilości wulgaryzmów. Autor nie oszczędza w słowach i opisach sytuacji dość prymitywnych. Sporo erotyki i wątków seksualnych jest przepełnionych wyuzdanym erotyzmem. Nie brakuje przy tym ordynarnych słów i wulgaryzmów, zwłaszcza przy opisach scen drastycznych, takich jak na przykład wydłubanie komuś oka.

Zachowanie głównego bohatera kojarzy mi się z kimś chorym psychicznie, z kimś kto ma urojenia, człowiekiem którego ciało zamieszkają dwie różne osoby, każda inna. Osoby rozmawiające ze sobą i o sobie.

Częste rozważania filozoficzne głównego bohatera przeplatają się z fabułą wspomnień i… przepowiedniami przeszłości.

Pięknie natomiast ukazana została Warszawa w pierwszych miesiącach wojny. Pięknie, nie ze względu na jej piękno wizualne, ale na piękno historyczne. Obrazowo wręcz opisane ulice, domy, knajpy z przebywającymi w nich obywatelami zarówno polskim jak i niemieckimi i miejsce warszawskich Żydów, ukazane w dość smutny, ale nie brutalny sposób. I życie. Życie w tej „zgwałconej” Warszawie. Życie dla jednych będące chwilą przetrwania a dla innych burżujską zabawą, mimo wojny. Egzystencja człowieka pozbawionego podstawowych produktów a niepozbawionego dostępu do używek, tak zbytecznych dla jednych a tak niezbędnych dla drugich.

Ciekawe studium psychologiczne człowieka, przedstawione na przykładzie Konstantego. Człowieka inteligentnego, zamożnego, obytego w towarzystwie, a jednocześnie zagubionego we własnym JA. Człowieka, dla którego nawet w obliczu tragedii liczyło się zaspokojenie własnej żądzy, chuci, nałogu, własnego egoizmu. Kto ma pieniądze – ma wszystko i nie liczy się wówczas miłość, nie liczy się odpowiedzialność za innych, nie liczy się szacunek nawet do siebie.

Moim zdaniem, nie jest to książka łatwa w odbiorze, chociaż przyznam, że fabuła mnie urzekła. Psychologiczne podejście do człowieka takiego jak Konstanty Willemann okazało się nie tyle ciekawym, co przedstawiającym Polaka-niePolaka w obliczu wojennej zawieruchy i polityki wojennej. Trudno mi było czasami czytać z powodu wcześniej wspomnianej narracji, ale fabuła sama w sobie przyciąga.

Polecam tę książkę szczególnie miłośnikom literatury historycznej – wojennej. Dla wielu z pewnością będzie to książka, w której na początku trudno znaleźć jakikolwiek sens. Myślę jednak, że książka warta jest przeczytania, chociaż ja osobiście trochę się na niej zawiodłam. Może inna książka tego autora bardziej mnie przekona do jego powieści, a może dla mnie to literatura zbyt „wysokich lotów”.

Dziś trudno nam uwierzyć w to, czego doświadczyli nasi przodkowie. TO przecież nas nie dotyczyło. Ale bez względu na czas i miejsce, musimy pamiętać, że nie każdy człowiek potrafi pogodzić się z zaistniałą sytuacją. I chyba tak właśnie było w przypadku Konstantego Willemanna.

Jak ZIEMIANKOWIE ROBILI BIZNES W POLSCE – Grażyna Kałowska

Grażyna Kałowska urodziła się w roku 1955. Jest mieszkanką Gdańska, absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego na którym ukończyła filologię polską. Obecnie pracuje w bibliotece UG. Uwielbia czytać, spacerować i kontemplować przyrodę podziwiając potęgę ludzkiej myśli zaklętej w architekturze. W roku 2004 otrzymała wyróżnienie w konkursie literackim UG za utwór „W poszukiwaniu czterolistnej koniczyny”.

Grażyna Kałowska  Jak Ziemiankowie robili biznes w Polsce_Grażyna Kałowska

Wydawnictwo Białe Pióro rok 2018

stron 184

Jak Ziemiankowie robili biznes w Polsce to książeczka, w której znajdują się trzy różne gatunkowo  opowiadania.

Opowiadanie nr 1 – sf.

Ziemiankowie mieszkają na odległej planecie. Któregoś dnia postanawiają spróbować swoich sił w biznesie na innej planecie i do tego eksperymentu wybrali sobie kraj, w którym ludzie jeszcze niezbyt potrafią sobie poradzić z robieniem pieniędzy – czyli Polskę. Kilkoro z nich wyrusza do Polski z planem zrobienia czegoś, co stawiało swoje pierwsze kroki w polskim biznesie w latach 80-90 ubiegłego wieku, czyli piramidzie finansowej. Czy uda im się namówić Polaków do takiego biznesu?

Opowiadanie nr 2 – kryminał.

Pewien pijaczek został posądzony o rozprowadzanie narkotyków. Zaangażowana w śledztwo policja i Straż Miejska, starają się dotrzeć do źródeł, ale niestety wszystko się komplikuje, kiedy ów podejrzany umiera na ulicy z niewiadomych przyczyn. W kręgach policyjnych wrze, ponieważ okazuje się, że wielu funkcjonariuszy ma pozakładane w swoich telefonach i na swoich samochodach tzw. pluskwy. Kto  winny jest śmierci pana Zenka i  kto stoi za rozprowadzaniem narkotyków?

Opowiadanie nr 3 – fantazja polityczna (?)

Sejm, czyli politycy polscy, postanawiają zmienić ustrój w kraju i wprowadzić monarchię. Z tego powodu ogłaszają nabór na króla/królową wśród wszystkich obywateli szczycących się znanym monarszym nazwiskiem. Nie wszyscy Jagiellonowie, Sasi, Wazowie czy Jagiełła chcą się zarejestrować, jednak liczba osób pretendujących do tronu jest i tak ogromna. Potrzebna jest spora selekcja. Kiedy już dochodzi do dnia ostatecznych wyborów, Polskę nawiedza pogodowy kataklizm. Czy kraj będzie miał króla/królową?

Przyznam szczerze, że styl pisarski tej autorki jest dość specyficzny. To nie pierwsza książka Grażyny Kałowskiej, którą przeczytałam i chyba powinnam się już do jej stylu przyzwyczaić.

Ta książeczka, to taki „poprawiacz humoru” na jeden wieczór. Oczywiście dla osób, które potrafią ten specyficzny humor zrozumieć. W tej lekturze, Polska została ukazana w sposób dość ironiczny, ale między wierszami można wyczytać tak wiele prawdy, że czasami nie wiadomo czy śmiać się z tego czy nad tym płakać. Nie chcę twierdzić, że sporo sarkazmu przelanego na papier to tylko uświadomienie czytelnikowi prawdy o narodzie, który bywa często śmieszny z powodu swojej naiwności a czasami wręcz głupoty. Cynizm przedstawiający obywateli jest bardzo bliski szczerej opinii, aczkolwiek nie można przecież szufladkować wszystkich jednakowo.

Specyficzny sposób ukazania naszego społeczeństwa uświadamia, jak wielu wśród naszych rodaków to cwaniacy, hochsztaplerzy, naiwniacy i to w każdym środowisku, czy to zwykłych obywateli, polityków, czy funkcjonariuszy. Smutna prawda ukazana z przymrużeniem oka.

W tej książce fantazja i fikcja przeplata się z realizmem. To istna mieszanka wybuchowa łącząca ze sobą różne gatunki literackie, które mają wspólny mianownik, jakim jest… polskie społeczeństwo.

Nie wszystko jednak udało mi się łatwo zgrać podczas czytania. Tym czymś, co mnie dość mocno raziło, było przedstawianie – opisywanie postaci. Moim zdaniem zbyt mało zostało ukazane osobowości a zbyt wiele czynników zewnętrznych, głównie dotyczących ubioru danej postaci. Trochę mi brakowało opisów ludzi pod względem charakterologicznym. Być może się czepiam, ale jestem na tym punkcie przewrażliwiona, bo wielu moich redaktorów tekstu właśnie na takie detale zwraca uwagę.

Jeżeli ktoś ma ochotę rozerwać się w jakiś wieczór, zbytnio nie angażując się w fabułę książki, to polecam tę właśnie lekturę. Zresztą, wystarczy spojrzeć na okładkę i już się usta rozciągają w uśmiechu. Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, chociaż czasami odzwierciedlająca dość poważne sytuacje, które nie są zabawne. Po skończeniu tej książki pomyślałam, (nie wiem dlaczego) że kojarzy mi się ona z kreskówkami Różowej Pantery. Zabawnie i poważnie jednocześnie.

Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej książki. Spędziłam wieczór korzystając z jej poczucia humoru, ale jednocześnie książka ta uruchomiła we mnie pewne przemyślenia.

W ZAPACHU WŁOSKIEJ KUCHNI czyli BADANTE ZE WZGÓRZA CZTERECH WIATRÓW – Lucia

Lucia to pseudonim literacki Lucyny Kleinert, która gościła już na moich skromnych blogowo-książkowych stronach. Autorka od wielu lat pracuje jako badante, czyli Opiekunka Osób Starszych i Niepełnosprawnych, we Włoszech. Aby pozostawić w pamięci lata spędzone na obczyźnie, i jednocześnie podzielić się ze swoimi znajomymi (i nie tylko) emocjami towarzyszącymi jej zarówno w pracy jak i prywatnie, postanowiła uwiecznić swoje kilkuletnie życie najpierw na blogu Poza granicami Polski i nie tylko, a następnie wydając te wspomnienia w formie dzienników w postaci książkowej.

Lucyna Kleinert   W zapachu włoskiej kuchni

stron 660

W zapachu włoskiej kuchni, czyli badante ze Wzgórza Czterech Wiatrów, to czwarta książka autorki, opisująca ponad rok z życia Polki pracującej u włoskiej rodziny, na włoskiej wsi.

Lucia jest opiekunką dwójki starszych ludzi mieszkających razem z synem, synową i dwójką dorosłych dzieci. Pani starsza jest w zaawansowanym stanie choroby Alzheimera, a pan starszy z powodu bezwładu nóg porusza się na wózku. Do obowiązków badante powinna należeć tylko opieka nad państwem starszym, ale… często rodziny wykorzystują opiekunki również do innych prac domowych.

Przyznam szczerze, że bardzo podziwiam kobiety, które decydują się na pracę za granicą. Nie jest ważne czy pracują w Niemczech, Anglii czy we Włoszech. Wiele osób widzi tylko TE PIENIĄDZE, które one tam zarabiają, a ja mimo braku nadmiaru gotówki, chyba nigdy nie zdecydowałabym się na taki wyjazd, no chyba że miałabym „nóż na gardle”.

Wbrew pozorom to jest bardzo ciężka praca zarówno fizycznie jak i psychicznie, wiem z opowiadań moich koleżanek pracujących zarówno w Niemczech jak i we Włoszech, że nie zawsze człowiek potrafi pogodzić się z tym, co robi. A do tego dochodzi jeszcze tęsknota za domem rodzinnym, dziećmi, wnukami itp.

Autorka bardzo pogodnie opisuje swoje zmagania zarówno z podopiecznymi jak i z rodziną tych osób. Optymistycznie podchodzi i do ludzi i do obowiązków, próbując rekompensować sobie wszelkie niedogodności (zwłaszcza emocjonalne) tym co lubi, czyli gotowaniem i pielęgnowaniem ogrodu.

Niestety tak zwane „wypalenie zawodowe” dosięga chyba każdego, a zwłaszcza osoby, które zbytnio angażują się w pracę i nie potrafią zbyt konsekwentnie trzymać się praw dotyczących odpoczynku, czyli czasu wolnego. Pracuję jako opiekunka i wiem, jak bardzo jest to w naszym zawodzie potrzebne, między innymi dlatego nie chcę wyjeżdżać, bo tu idę do pracy na swoje ileś-tam godzin, a potem wracam do swojego domu i mam wszystko w… (wiadomo gdzie). A tam… często pracuje się nawet w czasie wolnym, bo tego na przykład wymaga sytuacja.

W tej książce czytelnik jest ponad rok z polską badante. Dzięki temu specyficznemu dziennikowi może poznać nie tylko zwyczaje świąteczne włoskiej rodziny ale również zwyczaje kraju. Autorka oprowadza czytelnika po pięknych okolicach miejscowości, w której mieszka i w której spędza swój czas wolny, a do tego rozpieszcza kulinarnymi opisami włoskich potraw.

W trakcie czytania złapałam się na tym, że ja – osoba nienawidząca czosnku, chętnie posmakowałabym pewnych potraw opisywanych przez autorkę, w których czosnek był wszechobecny.

Wracając do książki, to muszę przyznać, że pięknie, wręcz obrazowo opisane miejsca, które autorka zwiedzała czasami samotnie, czasami z osobą towarzyszącą, dosłownie przyciągały mnie turystycznie. Nigdy nie byłam we Włoszech, ale moja wyobraźnia została tak miło połechtana, że kto wie, czy nie zaplanuję sobie kolejnego urlopu właśnie do Italii.

Spisane przez autorkę wspomnienia, to dziennik dość specyficzny. Chwilami bardzo osobisty, a momentami aż kipiący zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi emocjami. Moim zdaniem, dobrze, że Lucia znalazła w sobie tyle odwagi i chęci, aby opisać to swoje życie jako badante. Może to pomóc innym kobietom wybierającym się do pracy z dala od domu podjąć decyzję. W tej pracy liczą się nie tylko pieniądze, które oczywiście są bardzo ważnym czynnikiem w życiu, ale ta praca to ogromne poświęcenie SIEBIE. I chociaż autorka aż kipi optymizmem, to między wierszami można wyczytać ból towarzyszący jej w wielu dniach codziennych. Ból nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim ból emocjonalny.

Przyznam szczerze, że podziwiam tę osobę, i jako kobietę i jako opiekunkę osób starszych i niepełnosprawnych. Chciałabym mieć w sobie tyle determinacji, siły i radości życia, zwłaszcza w momentach, gdy to życie potrafi być bardzo brutalne. Mając tyle lat ile autorka, (kto chce się dowiedzieć musi zajrzeć do książki, bo wieku nie zdradzę) to naprawdę trzeba być wyjątkowo silnym psychicznie, aby podołać temu wszystkiemu, o czym napisała.

I chociaż to istne tomiszcze (660 stron) i często nadgarstki bolały mnie od trzymania tej książki, to nie mogłam oderwać się od jej stron. Wykorzystywałam każdą wolną chwilę, aby trochę poczytać i uporałam się z tą lekturą wyjątkowo szybko. Tak bardzo wciągnęłam się w te dziennikowe zapiski, że w pewnym momencie przestałam zwracać uwagę (co zdarza mi się nader często czytając inne książki) na (błahe moim zdaniem) błędy interpunkcyjne czy literówki. Chyba to o czymś świadczy…

Polecam tę książkę całym sercem, szczególnie osobom, którym „marzy” się praca opiekunki. Pieniądze – pieniędzmi, ale trzeba jeszcze umieć pielęgnować szacunek dla siebie i optymizm, bez którego w takiej pracy nie można funkcjonować normalnie.

Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej książki, dziękuję za piękne spacery po ascolańskiej okolicy i za rozpieszczanie mojego gustu kulinarnego. Dziękuję za kwiaty, które nawet śniły mi się po nocach i z pewnością w tym roku w moim ogrodzie będą dominowały nasturcje i cynie, które pokochałam dzięki tej książce. Dla tych, którym do owej książki daleko polecam blog autorki Poza granicami Polski, ja zaglądam tam tak często, jak tylko pozwala mi na to czas.

UWAGA, WAŻNE! Jeżeli ktoś zdecyduje się na przeczytanie tej książki, to niech się zaopatrzy w przekąski, bo w trakcie czytania często nie można opanować ślinotoku. I jeszcze jedna ważna sprawa to CZAS – najlepiej zacząć czytać książkę, kiedy tego czasu ma się pod dostatkiem, bo oderwać się od stron książki jest bardzo trudno 🙂

 Kwiaty

Zdjęcie tych pięknych kwiatów pozwoliłam sobie „pożyczyć” z bloga Autorki

LATAWCE – Agnieszka Lis

Agnieszki Lis, stałym czytelnikom mojego bloga przedstawiać nie muszę, ponieważ gościła na nim już kilkakrotnie i pewnie zagości jeszcze nie raz. Jeżeli ktoś jednak nie poznał tej autorki i jej twórczości, to zapraszam do wcześniejszych wpisów „Pozytywka”, „Samotność we dwoje”, czy „Karuzela”.

Agnieszka Lis  LATAWCE_Agnieszka Lis

Wydawnictwo CZWARTA STRONA rok 2018

stron 149

Latawce to dramat psychologiczny.

Grzegorz, od momentu rozstania rodziców, nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem. Rozpad małżeństwa i wyprowadzenie się ojca z domu jest dla niego czymś trudnym do zaakceptowania. Dobry uczeń, z każdym kolejnym miesiącem staje się osobą wegetującą w szkole, a otaczający go świat emanuje tylko złem. Z czasem chłopak zaczyna coraz bardziej staczać się w swojej egzystencji i szukać pociechy w używkach, szczególnie narkotykach. Nadopiekuńcza matka, próbująca znaleźć ratunek dla ukochanego synka, nieświadomie popycha go coraz głębiej w ten trudny dla niego do zrozumienia świat, w pewnym momencie tracąc nad synem nie tyle kontrolę, co tracąc z nim rzeczywisty kontakt. Co musi się wydarzyć w życiu młodego człowieka, aby zrozumiał, że droga, którą kroczy nie jest tą właściwą? Dlaczego tak trudno znaleźć człowieka, który jest nie tyle pomocą, co zwyczajnym, przyjemnym obcowaniem z uzależnieniem i obojętnością wobec świata?

Wbrew pozorom, chociaż tytuł książki kojarzy się raczej z miłym i dziecięcym wspomnieniem, książka ta jest dość brutalna w swojej prostocie przekazu. Myślę, że określenie „brutalna” nie jest w tym przypadku czymś bardzo złym, ale użyłam tego określenia dlatego, że chciałam podkreślić jak bezsensowne i bolesne dla innych może być czasami zachowanie tych z pozoru najbardziej kochających osób.

Historia głównego bohatera porusza do głębi, i chociaż w niektórych momentach miałam ochotę wstrząsnąć tym chłopcem i porządnie mu przyłożyć, to z drugiej strony bardzo mi go było żal. Ale jeszcze bardziej wstrząsnąć miałam ochotę jego matką, której ślepa, nadopiekuńcza miłość nie pozwalała na to, aby chłopak poznał twardość życia. Miłość rodzicielska potrafi być okrutna, chociaż jako matka zdaję sobie sprawę z tego, że często zamiast dawać ukojenie, rani.

Biorąc książkę do ręki nie spodziewałam się tego, że poruszy ona we mnie tak antagonistycznie nastawione wobec siebie emocje. Znając już „pióro” autorki, domyślałam się, że nie będzie to lektura lekka, bowiem Agnieszka Lis należy do tych kobiet, które z powodu swojej bardzo wrażliwej i empatycznej osobowości, wyciągną na światło dzienne najboleśniejszy koszmar. I dobrze, że ktoś ma odwagę pisać, czy mówić głośno o tym, co często „nas nie dotyczy”. Jak wiele razy słyszymy o czyimś dramacie, i przechodzimy obok tego zbyt obojętnie, bo „nas to przecież nie dotyczy”.  Słysząc o czyimś dramacie, współczujemy nawet, ale za chwilę już nie pamiętamy, bo „nas to nie dotyczy”. A ileż takich dramatów rozgrywa się wokół nas?

Narkotyki to nie jest problem tylko tego, kto bierze. To problem wszystkich. Jaką mamy gwarancję, że nasze dziecko kiedyś po nie sięgnie? Jaką mamy gwarancję, że aby uciec „na chwilę” od problemów nie skorzystamy z okazji i… nie spróbujemy?

Moim zdaniem największym problemem głównego bohatera nie było uzależnienie od narkotyków, jego największym problemem było znienawidzenie otoczenia w momencie, kiedy jego świat zawalił się, bo rodzice postanowili się rozejść. Być może zabrakło wówczas kogoś, kto wytłumaczyłby temu dziecku istotę tego, że tak w życiu bywa, a on nie jest ani pierwszym, ani ostatnim, który musi przez to przejść. Z pewnością dla jego matki to również była ciężka do przeżycia batalia, ale ona musiała sobie z tym poradzić – bo była dorosłą.

Przychodzi taki moment, że jest za późno i na nic mają się wszelkie starania, ale chyba warto się zastanowić nad tym, dlaczego jest za późno? Dlaczego wcześniej nie został TEN problem dostrzeżony.

Autorka w piękny, zmysłowy sposób ukazała na podstawie postrzegań dwojga młodych ludzi wizję życia. Pozwolę sobie zacytować fragment rozmowy Anny – dziewczyny wywodzącej się z biednej, patologicznej (tak wywnioskowałam z treści książki) rodziny, z chłopcem z rodziny rozbitej, ale stabilnej finansowo (bohaterem książki), któremu tak właściwie niczego nie brakowało, oprócz tego, że nie potrafił zaakceptować danej sytuacji rodzinnej, nie potrafił zaakceptować siebie i świata go otaczającego.

(…) – Grzegorz, po co ty tutaj?

– Życie to bagno, nie myślisz?

– Myślę, że trzeba z niego zrobić słoneczną plażę.

– Nie bardzo ona słoneczna. (…)

Różne wizje postrzegania świata nie zależą od kwestii materialnej, stabilnej rodzinnie, czy zawodowo, zależą wyłącznie od podejścia do życia i zaakceptowania go takim jakim w rzeczywistości jest. A główny bohater tego długo nie potrafił zrobić.

Ta lektura, to moim zdaniem apel. To wołanie o pomoc dla tych, którym można jeszcze pomóc nie czekając aż zdarzy się cud lub jeszcze większy dramat. Czy Grzegorzowi się udało?

Książka napisana została dość specyficznie, dialogowo. Czytelnik musi domyślić się głównego wątku fabuły poprzez wczytywanie się w krótkie dialogi, i przekazywane przez autorkę myśli. Często metaforyczne. Z pewnością po przeczytaniu tej historii, na długo pozostanie w głowie każdego czytelnika myśl nie tyle dotycząca głównego bohatera, czy jego matki, ale myśl dotycząca wszelkich problemów, z którymi nie zawsze potrafimy sobie poradzić.

Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale jeżeli ktoś zdążył już poznać styl i tematy, jakie porusza w swoich książkach autorka, ten z pewnością nie będzie zdziwiony. Odważne ukazywanie bólu, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego, i wszelkich problemów jakie mają miejsce we współczesnym świecie, nie należy do łatwych ale dobrze, że są osoby, które nie boją się mówić o tym głośno. To lektura na jeden wieczór, ale na tych kilkudziesięciu stronach ukrytych zostało tyle emocji, że pozostaną one na długo po skończeniu książki.

Dla kogoś, kto jeszcze nie miał okazji poznać twórczości tej autorki, na końcu książki znajdują się obszerne fragmenty innych jej powieści, które serdecznie polecam.

Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość przeczytania tej książki. Wiele wzruszeń dostarczyła mi ta lektura, ale nie żałuję, że zdecydowałam się ją przeczytać.

Wydawnictwo Czwarta Strona

Polecam również inne książki Autorki, które do tej pory przeczytałam i czekam na kolejne.

Samotność we dwoje_Agnieszka Lis  Pozytywka - Agnieszka Lis  Karuzela_Agnieszka Lis

Napisz do mnie
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/