LITERATURA POLSKA
MOC AKVAMARYNU – Julia Bardini
Julia Bardini jest bardzo młodą osobą, w której żyłach płynie włosko-polska krew. Urodziła się w 1999 roku i pierwsze lata życia spędziła w pięknej Italii w miejscowości Sarzana. Do Polski przyjechała w roku 2010 i chociaż początki były bardzo trudne, zwłaszcza pod względem językowym, zaaklimatyzowała się. Trudne początki w polskiej szkole spowodowały, że dziewczyna chwilowo zamknęła się w świecie fantazji ukrytych w książkach, co pozytywnie wpłynęło na jej wenę. Czytać i pisać lubiła od najmłodszych lat, do jedenastego roku życia pisała jedynie w języku włoskim. Dziś biegle włada również językiem polskim, czego dowodem jest właśnie wydana książka.
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2014
stron 137
Moc Akvamarynu to powieść fantasty.
Kto widział kiedykolwiek kolor sycylijskich wód ten pragnie tam wracać. Może woła go szum fal, a może syreni śpiew. Południowy wiatr opowiada tam zapomniane historie: o przyjaźni i poświęceniu, o przeznaczeniu i ludzkim losie; o zbrodni, która nie powinna się zdarzyć i o miłości, która powinna istnieć, a która może uratować świat.
(Opis z okładki książki)
Na jednej z włoskich wysp od jakiegoś czasu dzieją się dziwne rzeczy. Giną ludzie i albo nie można odnaleźć ich w ogóle, albo odnajdują się jedynie zwłoki. Marek, jest rybakiem i wraz ze swoim przyjacielem Salvatore często przebywa w okolicy wyspy łowiąc delfiny. Któregoś dnia ich łódź, trudnym do wyjaśnienia okolicznościom zostaje rozbita, a Marek budzi się z dziwnego stanu pół snu, pół jawy na plaży, widząc nad sobą piękną dziewczynę, która… jak się później okazuje jest syreną. Oczywiście między tym dwojgiem istot rodzi się uczucie, nad którym nie potrafią zapanować. Jednak sytuacja nie jest przychylna ich związkowi i piękna syrena o imieniu Alina musi wybierać między człowiekiem a siostrami i delfinami. Marek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo on, jego siostra a także odnaleziony po kilku dniach Salvatore powiązani są z tajemniczym i trudnym do zrozumienia przez zwykłego śmiertelnika światem Aliny. Nad wyspą unosi się klątwa, której spełnienie grozi zagładą. Jednak jest coś i ktoś, kto może tę klątwę zmienić. Kto i co, dobrze by było przeczytać samemu, bo przecież nie mogę zdradzać wszystkiego.
Książka jest w prawdzie przeznaczona dla czytelników młodych, ale jej fabuła i styl jakim została napisana może zainteresować nawet dorosłego, poważnego człowieka. Sama byłam zaskoczona tym, jak wciągnęły mnie kolejne rozdziały tej [niby] młodzieżowej literatury. Kiedyś uwielbiałam baśnie, legendy i książki z tej półki magii i tajemniczości i chyba dlatego tak bardzo ta książka mnie oczarowała. Gdybym nie wiedziała ile lat ma jej autorka, to pewnie z takim samym zainteresowaniem podeszłabym do tej lektury.
Ta powieść jest pięknym połączeniem prozy współczesnej z fantazją, legendami i magią. Bogaty język jakim posługuje się ta młoda autorka, mógłby zawstydzić niejednego „doświadczonego” pisarza i dzięki niemu drobne błędy w pisowni czy w tekście pozostają prawie niezauważalne, a przede wszystkim nie rażą tak jak to bywa u niektórych. W treść wkomponowane są piękne szkice delfinów i syren, co jeszcze dodatkowo ubarwia fabułę.
Książka jest wyjątkowym połączeniem uczuć takich jak przyjaźń, miłość, odpowiedzialność, ale również zazdrość i fałsz. Chwilami humorystyczna, chwilami dramatyczna wywołuje zarówno uśmiech jak i szybsze bicie serca. Ta młodziutka autorka potrafiła nawet zahaczyć o wątek grozy.
Myślę, że jeżeli nadal będzie z pasją szlifowała swój warsztat pisarski, to za kilka lat zostanie jedną z najbardziej poczytnych pisarek młodzieżowych, czego jej z całego serca życzę.
Cudownie jest na chwilę przenieść się w inny świat, tak tajemniczy i zmysłowy. Spoglądając na okładkę, już wiedziałam, ze za chwilę przeniosę się do świata beztroskich, okrytych tajemnicą lat wieku młodzieńczego. Okładka, na której występuje syrena leżąca na kamiennej plaży zachęca do sięgnięcia po książkę, bo jest równie tajemnicza.
Polecam książkę, zwłaszcza młodym czytelnikom, ale nie twierdzę, że i osoba starsza (to znaczy taka w moim wieku, czyli średnim – pięknie nazywając) nie może jej przeczytać.
To, że dziewczyna ma wyjątkowo zmysłową fantazję i potrafi ją jeszcze pięknie ubrać w słowa pisane, kieruje wielki ukłon z mojej strony dla te młodej, dobrze zapowiadającej się autorki.
PANNY ROZTROPNE – Magdalena Witkiewicz
Magdaleny Witkiewicz, osobom, które wpadają do mnie na bloga nie muszę chyba przedstawiać, bo pisałam o niej zarówno opisując spotkania autorskie, jak i dzieląc się opiniami po przeczytanych jej dwóch książkach Milaczka i Zamku z piasku. Skupię się zatem na książce, a kto będzie miał ochotę na poznanie autorki bliżej zerknie do wcześniejszych wpisów.
Wydawnictwo SOL rok 2010
stron 254
Panny roztropne to kontynuacja „Milaczka”, ale książka może być również czytana niezależnie. To wyjątkowo humorystyczna powieść współczesna, której głównymi bohaterkami są cztery kobiety, a właściwie to cztery osoby płci żeńskiej bo jednej z nich do kobiet jeszcze chyba zaliczyć nie można. Milaczek jest dwudziestokilkuletnią singielką, dążącą do tego, aby wreszcie spotkać tego jednego – jedynego, jej ciocia Zofia Kruk, dość ekscentryczna osoba w wieku ponad sześćdziesięciu lat, „Bachor”, czyli zwariowana dziesięciolatka, będąca sąsiadką Milaczka i swatką jednocześnie, oraz młoda sportsmenka Aleksandra Pieczka, która postanawia uciec od byłego narzeczonego „ukrywając się” w wynajętym gdańskim mieszkaniu. Wszystkie cztery osóbki są przesympatyczne a ich losy splatają się ze sobą, dając czytelnikowi dużą dawkę odprężenia i humoru. To, co dzieje się w życiu zarówno Milenki (Milaczka), jak i Zuzanny (Bachora), oraz Zofii Kruk i Aleksandry to pasma wiecznych problemów, niespełnionych marzeń, z których jednak każda z nich wychodzi całkiem pozytywnie. Nie będę streszczała książki, bo JĄ trzeba przeczytać samemu. Dzieje się dużo i ciekawie.
Miałam okazję poznać autorkę zarówno z tej strony bardzo humorystycznej („Milaczek” i „Panny roztropne”) jak i z tej strony poważnej („Zamek z piasku”) i po raz kolejny muszę przyznać, że uwielbiam Magdalenę Witkiewicz, za JEJ POCZUCIE HUMORU. Wolę tę autorkę zdecydowanie w komediach, które pozwalają mi na odprężenie się i pozwalają na to, aby endorfiny krążyły w moim organizmie. Te książki działają na mnie jak dobra czekolada. Książka napisana jest lekkim stylem, i choć często bardzo poważne tematy poruszane w niej powinny sprowokować skupienie, to jednak usta same unoszą się do góry. Drugi raz w życiu zdarzyło mi się, że w trakcie czytania książki popłakałam się… ze śmiechu, pierwszy raz było podczas czytania książki Marioli Zaczyńskiej „Gonić króliczka” i uważam, że obie panie powinny otworzyć gabinety psychoterapii – leczenie śmiechem.
Bardzo się cieszę, że Magdalena Witkiewicz nie skupiła się tylko na poważnych tematach, poruszanych w jej innych książkach i napisała trzecią część „Milaczka”, mam nadzieję, że wkrótce uda mi się i tę przeczytać.
Co do okładki, to książka, którą przeczytałam jest wydania pierwszego z cyklu „Monika Szwaja poleca” i muszę przyznać, że chociaż bije z niej niesamowity optymizm, to gdybym miała zdecydować się na tę lekturę sugerując się okładką, to nie wiem czy bym to zrobiła. Jakoś sama okładka do mnie nie przemawia, już chyba kolejne wydanie, Wydawnictwa FILIA bardziej by mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę.
Tak, czy siak, polecam książkę całym sercem, zarówno tym, którzy lubią lekką, łatwą i przyjemną lekturę kobiecą, jak tym, którzy wolą ambitną lekturę. Uważam bowiem, że każdy powinien pozwolić sobie na chwilę relaksu i pobudzenie hormonów radości.
POZNAĆ PRAWDĘ – Marta Grzebuła
Marta Grzebuła to dość specyficzna osoba, która ma w sobie ogromne pokłady pasji pisania. Pisze wiersze, prozę, prowadzi blogi. W kręgach piszących i czytających jest odbierana różnie, jedni kochają jej twórczość, a inni ją bezkarnie krytykują. Pierwszy raz miałam okazję zapoznać się z jej twórczością, podczas „Wyzwania JUTRO”, kiedy przeczytałam „Dzień, który nie miał jutra”, wtedy również przybliżyłam czytelniczkom i czytelnikom mojego bloga osobę tej autorki.
Premiera rok 2014
Poznać prawdę to proza współczesna. Jest to powieść obyczajowa, w której poznajemy grupę przyjaciół, a właściwie dwie bardzo serdeczne przyjaciółki Amandę i Basię. Obie kobiety są młodymi, samotnymi matkami, jednakże każda z nich została samotną matką w inny sposób. Amanda nie zdążyła powiadomić swojego chłopaka o tym, że zostanie ojcem, ponieważ on wcześniej odszedł od niej, natomiast Basia została wdową, kiedy jej dziecko było jeszcze całkiem małe. Któregoś dnia przyjaciele obu kobiet aranżują spotkanie Amandy z innym ich przyjacielem, również samotnym rodzicem. Natomiast Basia także poznaje pewnego mężczyznę i próbuje ułożyć sobie z nim życie po śmierci męża. Niestety któregoś dnia traci przytomność i w bardzo ciężkim stanie ląduje w szpitalu, jej życie wisi na przysłowiowym włosku, a uczucie zostaje poddane wyjątkowej próbie.
Oprócz Amandy i Basi poznajemy w tej powieści również inne osoby, na uwagę zasługuje starsze, bezdzietnie małżeństwo, które zajmuje się letniskowym (i nie tylko) wynajmem pokoi, u którego Amanda i Basia oraz reszta przyjaciół często spędza wolne weekendy i urlopy, z czasem traktując ich jak rodzinę.
Nie będę się rozwodziła nad stylem jakim posługuje się autorka, bo jest to opinia przedpremierowa i tekst, który ja dostałam do przeczytania jest dziewiczym tekstem, który zostanie jeszcze kilkakrotnie zredagowany i poddany korekcie wydawnictwa, zanim książka trafi do księgarń. Muszę jednak przyznać, że samą autorkę widzę bardziej w poezji niż w prozie. Styl jakim pisze swoje książki jest wyjątkowo poetycki, przy poprzedniej jej książce bardzo raziły mnie wszelkiego rodzaju zdrobnienia, w tej książce ich nie ma aż tyle, jest natomiast bardzo dużo, bajecznie poetyckich opisów zarówno natury jak i pogody, czy nawet ludzkich uczuć. Trzeba przyznać, że chociaż fabuła jest dość bajkowa, wyobraźnia autorki jest ogromna. W bardzo wnikliwy sposób przedstawione są ludzkie emocje i marzenia, a także uczucia łączące zarówno przyjaciół jak i potencjalnych założycieli nowych związków rodzinnych, oraz uczucia dzieci, zarówno w stosunku do swoich rodziców jak i do innych osób. To co przytrafiło się Amandzie i Basi mogło spotkać wiele innych kobiet i pewnie niejedna czytelniczka znajdzie w którejś z kobiet cząstkę siebie i swojego życia.
Muszę przyznać, że sama fabuła jest tak skonstruowana i opisana, że czytając raz się śmiałam, a kilka stron dalej wzruszałam do łez. Jest to z pewnością dużym plusem dla autorki, która opisując z pozoru normalne życie potrafi wpleść tak skrajnie odbierane wątki.
Kiedy patrzę na okładkę widzę jedną z głównych bohaterek – Amandę, tak właśnie ją sobie wyobraziłam. Piękną, pogodną i pogodzoną z losem młodą kobietę, która mimo smutnych, jesiennych losów potrafi się uśmiechać i widzieć „tę jesień” w pięknych barwach, a nie tylko w smutnej szarudze.
Polecam książkę tym, którzy lubią literaturę typowo kobiecą, z pewnością ta książka bardziej zainteresuje kobiety niż osoby płci przeciwnej. Jest to ciepła, chwilami nostalgiczna opowieść, której wątki balansują na granicy prozy życia i bajecznych marzeń.
ZOBACZYĆ ISKRY – Grażyna Kamyszek
Grażyna Kamyszek jest kolejną debiutantką prozy polskiej, chociaż urodziła się w 1950 roku w Sztumie, jest kolejnym przykładem na to, że spełniać swoje marzenia można (i powinno się) w każdym wieku. Ukończyła filologię polską na UG i studia podyplomowe z bibliotekoznawstwa. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego w Postolinie i w Ustce. Jest autorką scenariuszy i realizatorką wieczorów poetyckich przybliżających twórczość H. Poświatowskiej, E. Stachury i K. K. Baczyńskiego – wystawianych na scenie Domu Kultury w Ustce. Jest również współredaktorką wydania tomu poezji „Młode głosy”(1997), promującego twórczość młodzieży. Aktualnie na emeryturze. Mieszka w Ustce, a latem w Barcicach.
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2014
stron 255
Zobaczyć iskry to powieść obyczajowa z nutą humoru, ale i dramatu.
Renata, dobiegająca trzydziestki nauczycielka języka niemieckiego, po likwidacji szkoły staje przed wizją bezrobocia. Na nic okazuje się wykształcenie, inteligencja i samozaparcie, kiedy sytuacja w kraju jest taka jaka jest. Nie mając dostatecznej siły w walce „z wiatrakami” systemu pracy, coraz częściej zagląda do „szklaneczki”. Któregoś dnia jej mama przynosi do domu informację, że ktoś poszukuje do pracy w Niemczech. Praca nie jest szczytem marzeń, ale daje szansę na bycie poza kręgiem bezrobotnych. Renata decyduje się prawie natychmiast, wmawiając sobie, że jest to jedynie chwilowa odskocznia i wyjeżdża do Niemiec jako opiekunka osób starszych. Zostaje zatrudniona u dość sędziwego pana, który na jej widok doznaje szoku i potrzebna jest natychmiastowa pomoc pogotowia ratunkowego. Jednak po wyjściu ze szpitala, Martin upiera się, aby tylko Renata była jego opiekunką, nazywając ją Ryfką. Co kryje się za tym imieniem i jak zakończy się pobyt Renaty na obczyźnie to już polecam przeczytać samemu.
Książka jak na debiut pisarski jest niesamowita. Przez dwa dni nie potrafiłam oderwać się od jej kartek, przeżywając razem z główną bohaterką jej każdy dzień. Autorka w bardzo ciekawy sposób opisała relacje między pracującymi w tej samej branży kobiet, które potrafią się tak samo zaprzyjaźnić jak i mocno znienawidzić i zazdrościć. Przebywanie na obczyźnie ma swoje plusy i minusy, i docenić je może tylko ten, kto znalazł się w podobnej sytuacji.
Lektura ta jest wyjątkowo wciągająca, zarówno pod względem fabuły jak i słownictwa. Autorka ma bardzo bogaty zasób słów, i pisze bardzo zmysłowym i przemyślanym stylem. Potrafi zarówno rozbawić czytelnika do łez jak i wzruszyć do łez, nie każdy ma takie zdolności. Książka niby dość pogodna, ale poruszająca trudne, życiowe dylematy, zwłaszcza ludzi młodych, ale i nie tylko. Swoją fabułą przybliża pracę opiekunek osób starszych, która może być bardzo satysfakcjonująca jak i ciężka zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Przeczytałam w jakimś wywiadzie z autorką, że pracuje ona nad kolejną książką, która jest kontynuacją losów Renaty, przyznam szczerze, że z już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że na rynku księgarskim pojawiła się kolejna Maria Ulatowska, która zjedna sobie rzesze czytelniczek (i czytelników), którym obojętny jest wiek autora, ale ważne jest dla niego to, co ma do przekazania.
Niezwykle rzadko zdarza się aby ciekawa fabuła była przedstawiona ciekawym językiem (zwłaszcza u debiutantów), w tej książce możemy to znaleźć, dlatego właśnie czyta się przysłowiowym „jednym tchem”.
Trochę jednak nie podoba mi się oprawa książki. Okładka kojarzy mi się z tanim romansidłem, zbyt kolorowa i prowincjonalna. Może to był zamierzony zamysł wydawnictwa, ale najważniejsze, że za tą okładką znalazłam bardzo interesującą treść. Ogólne jednak pisząc, książka wydana bardzo ładnie, i widać, że wydawnictwo nie kierowało się drogą „ilość” ale „jakość”.
Polecam książkę każdemu, kto ma ochotę na czysty relaks, połączony z ciekawą i humorystyczną (częściowo) lekturą. Gwarantuję, nie tyle solidny odpoczynek, ale również niezastąpione wrażenia. Mam nadzieję, że autorka nie zrezygnuje z pisania i pozwoli na przeczytanie więcej swoich książek.
ANIELSKI KOKON – Karolina Wilczyńska
Książka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB, którą zainicjowała autorka Karolina Wilczyńka „Anielski kokon” rusza w świat.
Karolina Wilczyńska urodziła się w 1973 roku, i jest mieszkanką Kielc. Jest prezesem własnej fundacji, trenerką i terapeutką. W wolnych chwilach oprócz pisania haftuje, ozdabia przedmioty techniką decoupage, tworzy biżuterię. Jest autorką takich powieści jak: „ Performens” i „Ta druga” i zwyciężczynią konkursów na opowiadania „Secretum Calligo” i „Littera Scripta”. W 2012 roku jej powieść „Ta druga” była nominowana do nagrody na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióra i Pazura w kategorii Pióro i zdobyła nagrodę czytelniczek.
Wydawnictwo MWK rok 2013
stron 276
Anielski kokon to powieść dość kontrowersyjna, granicząca między jawą a snem, między realnym życiem a fantazją, między rzeczywistością a obłędem. Z pewnością jest to powieść dramatyczna.
Olga jest młodą, niezależną kobietą. Ma własne mieszkanie, dobrze płatną pracę, przystojnego chłopaka i tak właściwie niczego jej do szczęścia nie powinno brakować, ale czegoś brakuje. Pewnego dnia otrzymuje na służbową skrzynkę pocztową dziwnego maila, a następnie zauważa obserwującego ją z oddali mężczyznę. Początkowo, zupełnie niewinna obecność obcego mężczyzny zaczyna ją drażnić ale w pewnym momencie obsesyjnie czuje się przez niego prześladowana. Najpierw wzbudza to strach, potem złość, ale w końcu Olga postanawia „rozmówić” się z tajemniczym obserwatorem. Mężczyzna przedstawia się jako Anioł i przekonuje Olgę, że i ona została „wybrana” aby czynić dobro. Długie godziny rozmyślania i analizowania obecności tajemniczego Ananke powodują, że Olga odsuwa się od wszystkich. Wpada w obłęd świadomości, że jej życie musi się zmienić, że ona ma ważną do wykonania misję. Niestety kończy się to w szpitalu na oddziale psychiatrycznym, a potem…
Książka jak już wspomniałam wcześniej jest dość kontrowersyjna. We mnie wzbudziła sprzeczne emocje. Z jednej strony starałam się zrozumieć główną bohaterkę, a z drugiej strony potępiałam jej zachowanie. Czy na to, jak postępowała Olga i jakie podjęła decyzje miała wpływ budząca się w niej choroba? Jak często w naszych umysłach rodzą się myśli, z którymi nie potrafimy sobie poradzić, myśli potępiane przez innych i walczące z naszym wewnętrznym Ja.
Autorka z całą pewnością chciała ukazać wnętrze człowieka, którego on sam nie zawsze jest do końca świadomy. Czasami automatycznie wykonuje jakieś czynności będąc jednocześnie przekonanym, że mógłby robić coś zupełnie innego, ale nie ma do tego odpowiedniej odwagi wewnętrznej.
Książka napisana jest dość nostalgicznie, zmusza do myślenia i zastanowienia się na własnym życiem. Nie wiem, czy jest to powieść obyczajowa, i czy można książkę zakwalifikować do prozy współczesnej, chociaż zawiera wiele wątków współczesnego życia. Nie wiem również, czy mogę ją zakwalifikować do literatury fantasty, bo przecież duża dawka fantazji również jest w niej zawarta. Myślę, że jest to książka poruszająca przede wszystkim wątki psychologiczne. Tak, jak trudno mi było oderwać się od tej lektury, tak cieszyłam się, że w końcu się skończyła. Dlaczego? Chyba dlatego, że momentami irytowała mnie główna bohaterka. Jest tyle sposobów na robienie „dobra”, a ona nie potrafiła ich znaleźć obok siebie tylko szukała gdzieś daleko poza kręgiem normalności. Może to spowodował obłęd, w jaki wpadała, a może jakiś żal do świata, że nie jest taki jakim ona by chciała, nie wiem…
Jest to lektura, której nie można przeznaczyć na relaksujący wypoczynek, taki, który ma oderwać nas od szarej rzeczywistości po to, aby zapomnieć na chwilę o niej. Jak dla mnie to ciężka lektura, zmuszająca do refleksji, poruszająca bardzo poważne tematy, tematy podświadomości.
Muszę jeszcze zatrzymać się przy okładce. No cóż, jeżeli napiszę, że był to wyjątkowo trafny wybór grafika, to tak właściwie nic już nie musiałabym dodawać. Okładka piękna, zmysłowa, wzbudzająca ciekawość i zachęcająca do sięgnięcia po książkę. Wprawdzie nigdy nie kieruję się okładką przy wyborze lektury do czytania, ale tym razem to właśnie okładka spowodowała, że zapisałam się na listę do przeczytania tej książki i nie żałuję.
„Anielski kokon” został zgłoszony do trzeciej edycji Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur w kategorii Pióro i będę trzymała mocne kciuki, aby książka została nominowana do nagrody, ba… będę trzymała kciuki, żeby wygrała.
Polecam książkę, chociaż nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Polecam ją dlatego, bo uważam, że każdy powinien na chwilę zatrzymać się w biegu szarej codzienności i przemyśleć swoje życie, zastanowić się nad tym, co warto w nim zmienić, aby osiągnąć apogeum szczęścia.
„Anielski kokon” wśród moich Aniołków, dwa z nich otrzymałam w prezencie od podopiecznych z hospicjum (własnoręcznie je robili), a każdy następny również jest prezentem od kogoś bliskiego,
* * * na szczęście * * *