Monthly Archives: grudzień 2022
ZACZAROWANA ZIMA W OLSZOWYM JARZE – Joanna Tekieli
– A po za tym, mam nadzieję, że zarażę się od ciebie świątecznym bzikowaniem. Fajnie by było znowu poczuć i czekać na Gwiazdkę jak wtedy, gdy miałem dziesięć lat.
Joanna Tekieli jest mieszkanką Krakowa. Jest autorką czterotomowej sagi, której akcja rozgrywa się w pensjonacie Leśna Ostoja oraz autorka powieści: „Leśniczówka Wszebory”, „Szepty pienińskich ścieżek” oraz „Schronisko w Podgórowie”. Ceni sobie ciszę i spokój, uwielbia wędrować po górach i kocha przyrodę.
Zaczarowana zima w Olszowym Jarze to powieść świąteczna z nutką romansu.
PREMIERA KSIĄŻKI 22 PAŹDZIERNIKA 2022
Weronika spędzała w dzieciństwie każde wakacje, ferie i święta w domu dziadków w małej miejscowości Olszowy Jar. Z czasem jednak przestała tam bywać, dorosłe życie sprawiło, że emocjonalnie zaniedbała dom dziadków. I chociaż wspomnienia z beztrosko spędzonego czasu z przyjaciółką i kuzynką wracały jak bumerang, daleko Weronice było do powrotu do tamtego domu. Z pomocą przyszedł jej mąż kuzynki, który poprosił ją aby przygotowała willę na przyjazd jego i jego małżonki, którzy postanawiają wrócić do Polski zza granicy. Weronika zamiast myśleć o życiowych niepowodzeniach rzuca się w wir pracy, zmienia wystrój willi i przygotowuje miejsce do świąt. Wśród pracowników zatrudnionych do remontu jest się stary znajomy, czy ich relacje pozostaną na układach pracodawca-pracownik czy tych dwoje ludzi połączy uczucie? Dlaczego wszyscy tak cieszą się na powrót do Olszowego Jaru kuzynki Weroniki? Czy Weronika zdąży z przygotowaniami do świąt?
Muszę przyznać, że to jedna z nielicznych powieści świątecznych, w której odnalazłam tę prawdziwą magię Bożego Narodzenia, chociaż zachowanie głównej bohaterki momentami wydało mi się lekko przesadzone.
Być może przyczyniła się do odnalezienia tej magii postać Weroniki, młodej kobiety będącej prawdziwą fanką atmosfery świątecznej. Przygotowania jakie robiła na zlecenie i prośbę przyjaciół, i wszechobecna zimowa aura sprawiły, że rzeczywiście można było poczuć ten klimat zbliżających się świąt.
(…) Zanim położyła się spać, spojrzała w okno i zobaczyła, że pada śnieg. Grube płatki opadały bezgłośnie na ziemię i od razu topniały, ale było w tym widoku coś tak uspokajającego i kojącego, że wszystkie złe emocje, które się w niej tego dnia nagromadziły, nagle pierzchły. Zamiast nich pojawiło się odprężenie i senność. (…)
Taką wisienką na torcie była dla mnie wizyta w wiosce Mikołaja, miejscu magicznym pod względem wystroju, z którego aż biła atmosfera świąteczna i ten prawdziwy świąteczny nastrój.
Przyznam, że trochę zaskoczyła mnie fascynacja mieszkańców miejscowości powrotem do rodzinnego domu byłej mieszkanki Olszowego Jaru, ale tak sobie wyobraziła autorka i nic mi do tego. Trochę mi ten wątek nie pasował do całości, ale przecież nie wszystko musi być po mojej myśli. To nie moja książka.
Akcja powieści prawie w całości rozgrywa się we wsi umiejscowionej w urokliwym miejscu, w której mieszkają dość zaprzyjaźnieni ze sobą ludzie. Tu każdy o każdym wiele wie, a wzajemna pomoc jest na porządku dziennym.
Autorka sporo uwagi poświęciła na opisanie domu, w którym główna bohaterka spędziła niejedne wakacje i który był dla niej pewnego rodzaju źródłem sentymentu i tęsknoty za byłymi mieszkańcami tego domu, a konkretnie pisząc za dziadkami, do których miłość nie wygasła, a z którymi Weronika spędziła najbardziej beztroski czas swojego dzieciństwa.
Mimo wielu lat przetrwała przyjaźń trzech dziewcząt, które z dzieci stały się mądrymi, dorosłymi kobietami. Ta pięknie przedstawiona relacja między oddalonymi od siebie kobietami to coś, co dodatkowo wpływa na odbiór tej powieści.
Muszę przyznać, że moim zdaniem autorka oddała nie tylko klimat tej pięknej przyjaźni, ale przede wszystkim wprowadziła nastrój, emocje towarzyszące podczas czytania to z jednej strony obraz melancholii spowodowanej wspomnieniami, a z drugiej strony miły powrót do beztroskiego dzieciństwa, w którym dominowały nie tylko miejsce domu w Olszowym Jarze, ale wspomnienia zapachów i obrazów towarzyszących tym wspomnieniom.
(…) „To był taki piękny, beztroski czas” – westchnęła w duchu, wspominając dziadka niemiłosiernie fałszującego podczas śpiewania kolęd, babcię zasłuchaną w jego anegdotki, którymi sypał jak z rękawa ku uciesze wnuków, ciocię stawiającą na stole najlepszy sernik, jaki Weronika kiedykolwiek jadła… „Chyba powinnam ją odwiedzić” – przyszło jej do głowy. (…)
Mamy w tej powieści również nieco romantyzmu, uczucia rodzącego się bez pośpiechu i rozsądnie, które jest dopełnieniem tej klimatycznej świątecznej opowieści.
Wyraziści bohaterowie ze swoimi pragnieniami i oczekiwaniami, są nie tylko dodatkiem do fabuły.
Ta powieść należy do takich, które najlepiej czyta się otulonym ciepłym pledem, ze stojącą w pobliżu ciepłą herbatką z goździkami i pomarańczami. Ja tak czytałam i było mi dobrze, błogo i spokojnie.
Polecam te powieść do przeczytania teraz, w okresie okołoświątecznym. Z pewnością przeniesie Was w świat Bożego Narodzenia i świąt jedynych w roku.
Dziękuję Wydawnictwu Filia za poznanie kolejnej polskiej autorki, której książki z pewnością nie jeden raz zagoszczą w mojej biblioteczce.
WIECZÓR CUDÓW – Kinga Gąska
– Może i naszym dzieciakom będzie trochę raźniej? Wie pan, jak zobaczą, że nie każdy spędza święta w domu. Bo w mediach, filmach, nawet w książkach zawsze kolacja wigilijna opisywana jest w towarzystwie najbliższych. A nasi milusińscy albo ich nie mają, albo nigdy nie powinni mieć.
Kinga Gąska wierzy w moc słowa, dlatego wybrała filologię polską. Z książkami jest związana od zawsze, ale przez wiele lat trzymała swoją pisaninę na dnie szuflady. Na co dzień pracuje jako nauczycielka i redaktorka. Jest wegetarianką, miłośniczką zwierząt, szczególnie kotów, a w ramach odstresowania biega. (Lub mieli kawę, którą uwielbia i pija nałogowo.) Uważa, że na świecie jest sporo zła do opisania, a ludziom warto dodawać otuchy lub przynajmniej skłaniać ich do uśmiechu.
(Opis pochodzi z portalu Lubimy czytać)
Wieczór cudów to powieść obyczajowo świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 19 PAŹDZIERNIKA 2022
Warszawiacy w rytm świątecznych przebojów szykują się do świąt Bożego Narodzenia. Adam postanawia uporządkować swoje życie i nieoczekiwanie wywraca je do góry nogami. Julia jedzie do domu na święta, chociaż zarzekała się, że nigdy tam nie wróci. Tymon, didżej, dla którego życie jest jedną wielką imprezą, po kolejnym hardcorowym występie naraża się wszystkim wokół. Ewa doświadczy wigilijnego cudu, który miał się zdarzyć kilka lat wcześniej, ale odebrał go jej tragiczny w skutkach wypadek. Maksymilian, egocentryk ceniący wygodę, będzie musiał odnaleźć się w zupełnie nowej roli i w dodatku zawalczyć o względy dwóch opornych dam. Każda z tych postaci poczuje żywsze bicie serc, a dużą rolę w przebiegu wydarzeń odegra projekt mający połączyć dwa pokolenia: dziadków i wnuków, których nie łączą więzy krwi, a fakt, że nie spędzą świąt w rodzinnym gronie.
(Opis pochodzi z okładki książki)
Adam, Julia, Tymon, Ewa, Maksymilian to główne postacie tej książki.
W pierwszej chwili, gdy sięgnęłam po te lekturę, pomyślałam, że będzie to coś w rodzaju „Listów do M” i przyznam szczerze, że niewiele się pomyliłam, tylko…
No właśnie, to jedno maleńkie „tylko” sprawiło, że początkowo bardzo czułam się zagubiona w wątkach i historiach odnoszących się do poszczególnych postaci.
Jak to mówią „im dalej w las…” tym z każdym kolejnym rozdziałem, będąc bliżej finału, coraz bardziej odnajdowałam się w tej patchworkowej historii.
Jest to książka o niesieniu pomocy, o cieple jakie można okazać innym, ale to również opowieść o podejmowaniu często bardzo trudnych decyzji oraz o nawiązywaniu relacji między ludźmi. Są w niej również wątki mocno odnoszące się do przygotowywania świąt.
(…) Adam może i był pantoflarzem, zdawał sobie przecież z tego sprawę, ale resztki męskiego honoru gdzieś się w nim tliły. Nie będzie żebrał o uwagę. Skoro sama po tylu latach nie zdobyła się na żaden ludzki odruch, on nie zamierzał o to zabiegać. Przynajmniej na razie.
Losy bohaterów w pewnym momencie łączą się ze sobą i początkowy chaos jaki ogarniał mój umysł został uspokojony.
Moim zdaniem, autorka przekazując nam tę książkę daje ciepłą, refleksyjną opowieść, która z pewnością poruszy niejedno serce.
Być może początkowo pomyślałam:’ „ale to już było”, zarówno w „Listach do M” jak i w innych powieściach (chociażby w książce Karoliny Wilczyńskiej – „Święta do wynajęcia”) ale zauroczył mnie pomysł z organizowaniem wspólnej wigilii dla seniorów z Domu Opieki z dziećmi z Domu Dziecka.
Nie wiem, czy fabuła tej powieści na długo pozostanie w mojej głowie, końcówka książki z pewnością będzie gościła dłużej niż jej początek, w którym tak jak wspomniałam wcześniej nieco się gubiłam wątkowo, ale z pewnością zapamiętam nazwisko autorki i kiedyś sięgnę po inną jej książkę, ponieważ to spotkanie było moim pierwszym.
Ta książka jest jak rozsypane puzzle, do ułożenia których potrzeba uwagi, skupienia aby nie zniszczyć ostatecznego obrazu.
To historie, które momentami wzruszają, ale momentami pozwalają na uśmiech rozbawienia. Chwilami tak pokręcone, że można się pogubić, ale gdy dobrnie się do końca można poczuć powiew mile spędzonego czasu z książką.
(…) Jak to jest? – dumała wieczorem Julka, leżąc w świeżej pościeli i wtulając nos w miękkie futerko Kacpra. Ktoś, kto miał być najważniejszy na świecie, zawiódł jej zaufanie. A ktoś, komu ona przez lata psuła krew, bez wahania otworzył przed nią ramiona. (…)
Wiadomo nie od dziś, że ilu ludzi tyle emocji, problemów, radości. Każdy z nas niesie na swoich barkach inny bagaż życiowy i tak też jest w tej książce. Ilu ludzi, tyle historii.
Jedni przeżywają szczęśliwe chwile, inni dramaty. Jednych życie łaskocze innych przytłacza rozgoryczeniem. Ale czasami warto popatrzeć przed siebie i za siebie i dostrzec tego drugiego człowieka, który być może czeka na naszą wyciągniętą w jego stronę dłoń.
Nie od dziś wiadomo jak ważne jest wsparcie drugiej osoby, nieważne czy będzie to przyjaciel, czy ktoś z bliższej czy dalszej rodziny, ważne, aby był obok w chwilach dla nas trudnych, w chwilach samotności.
Mamy tutaj ciekawy dodatek poradnikowy pojawiający się między rozdziałami, który z pewnością wiele osób zmusi do refleksji. Czy jesteśmy tacy jak miliony ludzi, czy jest w nas odrobina indywidualności.
(…) Przejrzyj kartony z ozdobami. Przygotuj te, które zechcesz zawiesić. Zdecyduj się na styl galeriowo- bankowy, czyli dobierz bombki i łańcuchy w jednym przewodnim kolorze lub postaw na swobodę. Pamiętaj, to twoja choinka. Żadne trendy nie będą ci dyktować, jak powinna wyglądać. (…)
Polecam tę książkę osobom, które lubią spokojne powieści obyczajowe. Myślę, że wielu odnajdzie w tej książce cząstkę siebie.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość poznania kolejnej polskiej autorki.
WYŚNIONA GWIAZDKA – Anna Kapczyńska
Szkoda, że nie da się nagrywać snów, chociaż gdyby nawet było to możliwe, sam obraz i dźwięk nie oddałyby klimatu. Przecież czasami śnimy o jakiejś osobie, która wygląda w rzeczywistości zupełnie inaczej, a jednak podskórnie wiemy, że to właśnie ten człowiek.
Anna Kapczyńska jest poznanianką, jeżycką lokalna patriotką. Znana jest jako miłośniczka absurdu i czarnego humoru. Lubi białą kawę. Bywa pisarką, scenarzystką i reżyserką. Zdarza jej się występować na scenie, montować słuchowiska a także prowadzić warsztaty z kreatywnego pisania.
Wyśniona gwiazdka to powieść z źródłem świątecznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 02 LISTOPADA 2022
Wanda jest bardzo zapracowaną kobietą i to zarówno w domu jak i zawodowo. Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia niespodziewanie otrzymuje propozycję wyjazdu służbowego do Pragi. No tak, ale jak to pogodzić ze zbliżającymi się wielkimi krokami świętami, gdzie prawie wszystko jest na jej głowie. Jest jednak bardzo zmęczona życiem i marzy jej się kilka dni odpoczynku i relaksu nawet jeżeli nie będzie to relaks wymarzony. Od pierwszych chwil pobytu w delegacji Wanda wciągana jest w absurdalne sytuacje, które powodują, że jej planowany relaks zamienia się w frustrację, a ta z kolei toczy się jak kula śniegowa. W Czechach Wanda podejmuje decyzję, o którą rozsądna strona kobiety nigdy by się nie podejrzewała, zaczyna postępować zupełnie irracjonalnie wikłając się w kolejne sytuacje, które z każdą kolejną chwilą oddalają ją od rodzinnego domu i rodzinnie spędzonych świąt. Co takiego wydarzyło się w Czechach, że Wanda coraz mniej myśli o powrocie do domu? Kim jest tajemnicza staruszka, która pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach i co ma na myśli przekazując kobiecie tajemniczo brzmiące słowa? Czy rodzina Wandy sprosta przygotowaniom świątecznym, czy też pogrąży się w rozpaczy nad nieobecnością gospodyni?
Jest to trochę nietypowa powieść świąteczna, ponieważ autorka zabiera czytelników do Czech, gdzie sprawy toczą się całkiem spontanicznym torem. Jest trochę magii (a może tajemnicy?), dużo zimy i odrobinę marzeń. Czy można się oprzeć takiej mieszance?
Ciekawa jestem, ile kobiet, będących wzorowymi żonami, mamami, gospodyniami, odważyłoby się na wyjazd tuż przed świętami, kiedy w domu huk roboty, a domownicy dalecy są od udzielania jakiejkolwiek pomocy? No cóż, domownicy nie zawsze są chętni do pomocy. Można powiedzieć: jak sobie wychowasz tak masz i to właśnie miałam ochotę powiedzieć głównej bohaterce.
(…) A ja co? Mogłam się załamać, mogłam go przepraszać, mogłam pójść i się tłumaczyć, ale mi się nie chciało. Miałam dość służalczej roli w życiu jego i innych, powinnam zacząć grać wreszcie pierwszoplanową we własnym życiu. (…)
Pracująca zawodowo kobieta była dla swojej rodziny wynieś-podaj-pozamiataj. Córki nie kwapiły się do żadnej pomocy (nawet do wyprowadzania psa), a matka potrafiła jedynie się nad sobą użalać nie biorąc pod uwagę niczego w czym mogłaby zapracowanej córce pomóc. Mąż wiecznie zapracowany, nie miał czasu na nic, a… jest jeszcze wiekowa ciotka, osoba dość kontrowersyjna jak dla mnie o której można powiedzieć, że jest dodatkowym utrapieniem dla siostrzenicy.
Przez całą fabułę towarzyszy nam specyficzny humor chociaż główna bohaterka w większości chodzi podenerwowana lub dosłownie wkurzona.
Autorka przedstawia nam kobietę taką jakich w naszym społeczeństwie jest tysiące, ale ile z nich ma odwagę na zdrowy egoizm? Na chwilę zapomnienia? Na chwilę tylko dla siebie? Z jednej strony kibicowałam Wandzie, a z drugiej było mi jej żal, że nie potrafiła postawić (przynajmniej początkowo) na asertywność.
(…) Matka odsunęła talerz, czym doprowadziła mnie do furii. A jeszcze bardziej tym, że nie dała mi dokończyć. Nie tylko nie obchodziło jej, co u mnie, bo była zbyt pochłonięta użalaniem się nad sobą, to jeszcze nie dała mi dojść do słowa. (…)
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i chociaż książką się nie zachwyciłam to bardzo przypadł mi do gustu styl jakim pisze. Lekko, ładnie i przyjemnie z nutą sarkazmu.
Nie znalazłam w tej powieści oczekiwanej magii świąt co zasugerowały mi tytuł i okładka, większość fabuły odnosi się do służbowego wyjazdu do Pragi, oraz pewnego czeskiego miasteczka i chociaż jest śnieg, jest mowa o przygotowaniach do wigilii, jest nawet jarmark świąteczny (w Czechach) to czegoś mi tutaj zabrakło.
Z całą pewnością jest to książka, którą czyta się płynnie i która relaksuje, ale wbrew temu co pokazuje okładka i sugeruje tytuł nie znajdziecie w niej tej przedświątecznej iskry, która rozmarzy i przybliży nastrój świąt.
Podobało mi się w tej powieści takie swoiste carpe diem, kobieta, która jest motorem funkcjonowania rodziny wreszcie postanowiła postawić na siebie. Może nie wszystko wyszło tak jak powinno, ale liczy się spontaniczność i wspomniany wcześniej zdrowy egoizm.
(…) Kiedy zrobiło się zamieszanie, mój wzrok spotkał się ze wzrokiem profesora. I już wiedziałam, że nigdy mi tego nie wybaczy i być może właśnie w tym momencie moja kariera naukowa legła w gruzach. Ale właściwie jak miało lec w gruzach coś, co nie miało nawet fundamentów?
Mimo sporej dawki ironicznego humoru, myślę że ta lektura niejedną osobę zmusi do refleksji.
Polecam tę powieść dla czystego relaksu, myślę, że czas spędzony z nią nikt nie uzna za stracony. Jest trochę zabawnie, odrobinę wkurzająco, ale to tylko świadczy o tym, że tam gdzie są emocje tam jest dobra lektura.
Dziękuję wydawnictwu REPLIKA za możliwość poznania kolejnej polskiej pisarki, po książki której z pewnością jeszcze sięgnę, chociaż ta książka mnie nie oczarowała świąteczną aurą.
ZAGUBIONY ANIOŁ – Magdalena Kordel
Nie wiem, jak to tam do końca z Tobą jest, jeżeli istniejesz, to bardzo Cię proszę o bezpieczny dach nad głową. Nie muszę Ci tłumaczyć, że jest mi teraz wyjątkowo potrzebny… Tylko do lata, bo potem… Potem już sobie poradzę.
Magdalena Kordel urodziła się w 1978 roku w Otwocku. Jest autorką, bestsellerowych powieści „Uroczysko” i „Sezon na cuda”. Podobno pisać zaczęła, by poradzić sobie z trudną przeszłością, ale szybko okazało się, że jej książki stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników.
Uwielbia podróżować, czytać i gotować. Mieszka w Otwocku i kiedy tylko może, ucieka w Sudety, bo marzy się jej dom gdzieś wysoko w górach. Wie, jak ważne są marzenia, dlatego pomaga spełniać je innym.
Zagubiony Anioł to powieść świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 31 PAŹDZIERNIKA 2022
Rok wcześniej pewna dziewczyna odważyła się wypowiedzieć skryte życzenie, a że czasami życzenia się spełniają to jej życzenie również się spełniło. Dziś ma cudowną córeczkę, ukochanego mężczyznę u boku i jest szczęśliwą. Pracuje w kwiaciarni i robi to co lubi. Tego roku Michalina spotka dziewczynę, która tak jak ona rok wcześniej jest bardzo zagubiona i samotna. Haśka zrobiłaby wszystko, aby zapewnić swojej córeczce ciepło i bezpieczeństwo, ale los bywa przewrotny i dziewczyna ląduje w małym mieszkanku na strychu, gdzie z sufitu kapie woda a chłód roznosi się po wszystkich zakamarkach. Gdy Michalina po raz pierwszy spotyka zziębniętą i samotną dziewczynę z maleńkim dzieckiem, widzi w niej cząstkę siebie z przeszłości co skłania ją do podarowania obcej młodej kobiecie tego co najcenniejsze – nadzieję na lepsze jutro. Czy Haśka będzie gotowa zaufać obcej dziewczynie będącej kimś w rodzaju Anioła? Przed kim Haśka musi się ukrywać? Kto i dlaczego postanawia pomóc Michalinie w doprowadzeniu schorowanej kobiety do zdrowia i czy robi to z własnej woli?
Przyznam szczerze, że najpierw zauroczyła mnie okładka, ale znając „pióro” autorki byłam przekonana, że treść również mnie zauroczy i… tak się stało.
Ktoś, kto przeczytał chociaż jedną książkę Magdaleny Kordel nie będzie się zastanawiał nad sięgnięciem po jej kolejną powieść świąteczną, bo wiadomo, że jest w niej magia i wiele pozytywnych emocji.
(…) Więc gdybyś całkiem przypadkiem tam u siebie, na górze miał jakiegoś bezrobotnego anioła albo takiego wolnego tylko na chwilę… anioła do wynajęcia, to pamiętaj o mnie. Bardzo proszę. (…)
Książka jest kontynuacją losów pewnej dziewczyny, ale jeżeli ktoś nie przeczytał wcześniejszej powieści Anioł do wynajęcia to i tak śmiało może sięgnąć po tę, a ja myślę, że prędzej czy później również zapragnie poznać wcześniejsze losy Michaliny.
Myślę, że czytając tę książkę nikt nie będzie narzekał na brak emocji, ponieważ podczas czytania i uśmiechnie się i uroni łezkę wzruszenia. Autorka bowiem stworzyła kolejną poruszającą i niezwykle ciepłą powieść, której fabuła momentami bawi, a chwilami bardzo wzrusza.
Magdalena Kordel zabiera nas w świat dramatu i patologii rodzinnej przedstawiając samotną młodą kobietę, właściwie dziewczynę, z maleńkim dzieckiem ukrywającą się przed despotycznym ojczymem. Ale na szczęście są na świecie ludzie-anioły, którzy najkoszmarniejszy dramat potrafią zamienić w szczęście.
Ta książka jest pełna emocji i wzruszeń, ale to również, opowieść o nadziei i radości, o empatii i zrozumieniu. Los lubi ludziom rzucać kłody pod nogi, ale jeżeli obok pojawi się ktoś, kto pomoże te kłody usunąć, to życie nabiera kolorów i staje się kolebką szczęścia.
(…) – Że dobre rzeczy mają to do siebie, że zawsze przychodzą znienacka. Na przykład miłość i szczęście – odparł. – Nijak się ich nie spodziewasz, przymykasz oczy i proszę: już są. Cały szkopuł w tym, żeby ich nie przegapić – dodał i zsunął czapkę tak, że była założona na bakier i z miejsca sprawiła, że zaczął wyglądać bardziej zawadiacko. (…)
Dwie prawie w tym samym wieku młode kobiety spotykają się przypadkowo. Czy aby na pewno to był przypadek, czy raczej przeznaczenie?
Strach i samotność potrafią zmienić podejście do życia, a jak jeszcze do tego dołączy upokorzenie i przeświadczenie o tym, że jest się nic niewartym śmieciem, to trudno zaufać innym i trudno uwierzyć, że ktoś może coś robić dla człowieka bezinteresownie, z potrzeby serca. Tak właśnie życzliwość Michaliny odbierała Haśka.
Dzięki tej powieści znów poczułam tę magię zbliżających się świąt, bo cóż innego jak wszechobecne dobro może dać nam poczucie magii, nawet wtedy, gdy ktoś nie wierzy w anioły. Ale przecież ludzie też mogą posiadać tę anielską moc niesienia dobra, empatii i serdeczności.
(…) Może właśnie o to chodzi, że jest nam za dobrze i nagle przestajemy widzieć to, co najważniejsze. Mamy ciepło, jedzenie, miłość. Mamy mnóstwo wszystkości i wiecie, co jest najgorsze? – Potoczyła po obecnych mokrym spojrzeniem. – Że zapomnieliśmy jak się tym dzielić. (…)
Jak już wspomniałam wcześniej, urzekła mnie ta słodko-gorzka historia, ale tak realistyczna, że aż ciepło mi się robiło na sercu, gdy ją czytałam. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to bzdura, że to niepoważne i wielce nierozważne wpuszczać do domu obcą osobę, ale czy w obliczu zagrożenia życia, zwłaszcza życia malutkiego dziecka, człowiek myśli racjonalnie? W takich przypadkach intuicja nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem, ale dzięki temu można poczuć dobrze spełnioną misję dobroczynności.
Haśka początkowo mnie irytowała, wystawiała pazurki i była opryskliwa, ale czy to właśnie nie życie tak ją wykreowało? Jak dziewczyna mogła uwierzyć, że ktoś bezinteresownie chce jej pomóc, gdy całe swoje młode życie słyszała, że jest nikim.
Człowiek uczy się na błędach, ale uczy się również obserwując innych ludzi, biorąc przykłady z ich zachowania.
(…) – Nie Nelu, bo tu spokój nie ma nic do rzeczy – powiedziała Michalina gorzko. – Tu trzeba wprost odpowiedzieć na pytanie, o co chodzi? Bo może o to, Konstanty, że zapomniałeś, skąd mnie wziąłeś w zeszłym roku. Skąd ja tu się wzięłam. (…)
Mogłabym jeszcze dużo o tej książce napisać, ale po co? Myślę, że lepiej będzie, jak sięgniecie po nią sami, przekonacie się, że warto.
Autorka na chwilę przenosi czytelniczki i czytelników do Warszawy i do pewnej kwiaciarni, w której powstają nie tylko piękne, ale również „koszmarne” bukieciki robione pod okiem pana Kochanieńkiego. Przeniesie Was do pewnego warszawskiego mieszkania cudownej, choć mocno kontrowersyjnej starszej pani, pod dachem którego schronienie znajdą wszyscy potrzebujący pomocy. Może spacerując gdzieś uliczkami zaśnieżonego miasta spotkacie tajemniczego pana sprzedającego pachnące drożdżówki.
Polecam tę ciepłą i bardzo świąteczną powieść z nadzieją, że nikogo ona nie znudzi, na ustach wywoła uśmiech a w oczach łzy wzruszenia.
Dziękuję Autorce za kolejną cudowną książkę, która sprawiła, że poczułam już tę magię zbliżających się świąt. A Wydawnictwu ZNAK dziękuję za propozycję przeczytania tej powieści.
POKURCZ – Krystyna Śmigielska
Los czasem wie lepiej, czy powinniśmy być rzuceni w wir wydarzeń, czy odsunięci od głównego nurtu życia. I za tę mądrość bądźmy mu wdzięczni.
Krystyna Śmigielska jest nie tylko autorką książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych, ale również animatorką kultury. Na scenie literackiej zadebiutowała w 2006 roku opowiadaniem „Zbieracz grzechów”. W swoim dorobku pisarskim ma takie powieści jak „Berżeretka bez przepisów”, „Węszący Renifer”, „Skarb leśnego grobowca” jak również bajki dla najmłodszych czytelników opowiadające o cudownej lalce Tekli. Jej książki przedstawiają pozytywny i słoneczny obraz świata, nie są jednak pozbawione refleksji i wnikliwych obserwacji otaczającej nas rzeczywistości.
Pokurcz to powieść obyczajowa z dużą dawką dramatu psychologicznego, szczyptą romansu i erotyki.
PREMIERA KSIĄŻKI 18 WRZEŚNIA 2019
Pod koniec sezonu na nadmorskim deptaku pojawia się młody mężczyzna szukający pracy. Kacper swoim wyglądem nie przypomina intelektualisty, jego twarz zasłania gęsta broda a w piwnych oczach widać melancholię. Jest skryty i tajemniczy. Pracując w jednej z restauracji szybko zdobywa zaufanie szefa i sympatię jego córki. Kiedy zaczyna rozwijać się romans Kacper dowiaduje się, że jego ukochana została przeznaczona dla innego. Pewnego dnia wskutek niespodziewanych okoliczności chłopak zostaje dotkliwie pobity i wrzucony do morza, jego oprawcy są przekonani, że zabili Kacpra Rawicza. Czy młody mężczyzna stracił życie, czy jednak jakimś cudem udało mu się wydostać z wody? Kim tak naprawdę jest Kacper Rawicz i dlaczego tak bardzo broni swojej prywatności? Co przeżył w przeszłości, że teraz nie potrafi szczerze cieszyć się życiem tylko cały czas ucieka?
Muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki bardzo mnie pozytywnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że będzie to tak mocna emocjonalnie psychologiczna powieść, która zapewne swoją fabułą zaskoczy niejednego czytelnika. Trudno mi w kilku zdaniach opisać tę książkę, bo zrobiła na mnie duże wrażenie, a za wrażeniem idą oczywiście emocje, więc…
Lubię książki z retrospekcją i tu również możemy przenieść się do przeszłości, wydarzenia odnoszące się do teraźniejszości przeplatane są wydarzeniami z przeszłości, kiedy kształtowała się przyjaźń dwóch różnych intelektualnie i osobowościowo chłopców.
(…) Stali obaj na klatce schodowej, tej samej, na której kilka miesięcy temu rozegrała się przykra dla Włodka scena. Starali się wymazać z pamięci drastyczne wspomnienia, nie potrafili jednak sobie nawzajem wybaczyć. Za młodzi, niedoświadczeni, bez dobrze zapowiadającej się przyszłości. (…)
Autorka zawarła w fabule wiele bardzo przemyślanych treści głęboko wciągając czytelnika w dramatyzm życia głównego bohatera. Myślę, że nie tylko ja zostałam sprowadzona do głębszego przemyślenia i dosadnego odebrania wątków.
To książka o samokrytycyzmie, o braku pozytywnej samooceny, bo przecież POKURCZ to «osoba lub zwierzę brzydkie i niezgrabne». Głównemu bohaterowi niczego nie brakowało oprócz tej wiary w siebie. Inteligentny, pracowity, uczuciowy i skrzywdzony przez najbliższą osobę i przez los, nie potrafił nawet zawalczyć o tę prawdziwą, jedyną miłość pozwalając się wykorzystywać przez ukochaną jak prostytutka.
(…) Układał się wygodnie na wznak, splecione dłonie wsuwając pod głowę. Spektakl ten był grany dla niego, starał się więc nie opuścić żadnego szczegółu z toczącego się właśnie przedstawienia. Jak wytrawny obserwator śledził ruchy kobiety, która przyszła do tego pokoju wyłącznie po to, żeby mógł ją pieścić, całować, wsuwać w miękkie ciepłe ciało.
Wspomniane wcześniej retrospekcje to istna kopalnia bólu, żalu, wielkich niespełnionych marzeń i samobiczowania emocjonalnego.
To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna chociaż czytałam ją wyjątkowo szybko, bo z zainteresowaniem. To książka dla wybranych czytelników, takich którym nie wystarcza „byle jaka lektura”. A my, często nie chcemy myśleć o trudnych sprawach jakie odnoszą się do naszych sąsiadów czy znajomych.
Czytając tę książkę można odnieść wrażenie, że autorka do wielu tematów podchodzi zbyt lekko, może nawet trochę lekceważąco, ale to nie jest prawdą. Miałam wrażenie, że Krystyna Śmigielska kamufluje prawdę, aby uchronić czytelnika od przedstawienia mu prawdziwych emocji jakie targają bohaterem.
(…) Prawdą też było, że nikt go inaczej nie nazywał. Włodek bądź Zamber, to wszystko. Żadnego tam Włodeczku, Włodziu, Włodusiu, Włodziuniu czy chociażby Włodzimierzu. O synku czy syneczku nie warto było nawet marzyć. Dlatego, stojąc tyłem do okna, czuł narastający w nim sprzeciw, duszącą ciężką kulę, gdzieś tam, w środku klatki piersiowej. (…)
Kiedy ktoś emocjonalnie odbiera siebie jako pokurcza, to nie jest to tylko psychologiczny problem, to problem społeczny, który jest obok nas, a któremu niejeden człowiek mógłby zaradzić, gdyby nie odwracał głowy w drugą stronę.
Jak już wspomniałam wcześniej, jest to trudna w odbiorze książka opowiadająca o specyficznej przyjaźni mlecznych braci, o namiętności wynikającej nie tylko z pożądania, ale z wielkiego uczucia szczerej miłości, takiej, która rekompensuje ból niedosytu miłości rodzicielskiej.
(…) Powoli stawiał gołe stopy na mokrym piasku. Czuł przeszywające go zimno, ale nie ten chłód w nogach doskwierał mu w tej chwili najbardziej. Próbował przypomnieć sobie wszystkie przeżyte do tej pory święta, szukając w pamięci rozpaczliwie tych, które mógłby z czystym sumieniem nazwać udanymi. (…)
To moje pierwsze spotkanie z prozą autorki, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. Świetnie wykreowane osobowości bohaterów w połączeniu z ciekawie zarysowaną warstwą psychologiczną i efektownie ukazane postaci młodych ludzi, różnych charakterologicznie, często pogubionych, czasami zbuntowanych, a czasami zobojętniałych, których dzielą różne życiowe priorytety.
To połączenie powieści psychologicznej z dramatem, romansem z dużą dawką wyważonego erotyzmu, a nawet nutką kryminału.
Jedynym minusem dla tej książki był dla mnie zbyt mały druk, który utrudniał mi czytanie, ponieważ bardzo męczył oczy.
Jeżeli lubicie książki z niebanalną fabułą, dobre książki, gdzie styl pisania autora/autorki współgra z emocjami, to POLECAM tę powieść.
Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej lektury, która na długo zapadnie w mojej pamięci, bo takich książek szybko się nie zapomina.