Monthly Archives: marzec 2022
JUŻ NIE UCIEKNĘ. Siostry z ulicy Wiśniowej tom 1 – Joanna Nowak
Ona i On, oboje na życiowych zakrętach, oboje oszukani przez życie.
Joanna Nowak jest absolwentką administracji na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pochodzi ze Strzelna, niewielkiej miejscowości na Kujawach, ale obecnie mieszka i pracuje w Poznaniu. Z zawodu jest księgową, a z zamiłowania pisarką, która jako autorka zadebiutowała w roku 2020. Pisze powieści obyczajowe, których fabuła osnuta jest wokół problemów dnia codziennego. Jest miłośniczką książek, zwłaszcza tych napisanych przez polskich autorów oraz miłośniczką smakowitej kuchni, głównie meksykańskiej i włoskiej. Uwielbia psy i koty.
Już nie ucieknę to współczesna powieść obyczajowa, pierwszy tom sagi SIOSTRY Z ULICY WIŚNIOWEJ.
PREMIERA KSIĄŻKI 29 WRZEŚNIA 2021
Ada jest młodą kobietą, która po odejściu narzeczonego przeżywa załamanie nerwowe. Jej siostry Jagna i Sara, próbują wyrwać ją z tego stanu, ale kiedy wszelkie metody nie działają, kobiety zwracają się o pomoc do matki mieszkającej w małym miasteczku na Kujawach. Pod pretekstem problemów związanych z prowadzonym przez nią schroniskiem dla zwierząt, matka prosi Adę, aby przyjechała i spróbowała ją wesprzeć lub pomóc. Powrót do Graborówka, przynosi kobiecie nie tylko ukojenie w bólu po rozstaniu z narzeczonym, ale również okazją do naprawienia dawnych błędów jakie popełniła jako młoda dziewczyna w stosunku do chłopaka, którego kiedyś kochała z wzajemnością. Czy uda się Adzie odbudować stare relacje z Adamem? Jak bardzo zaangażuje się w pomoc przy upadającym schronisku i czy powrót do miejsca, w którym się wychowała wpłynie na Adę pozytywnie czy negatywnie?
Muszę przyznać, że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i myślę, że nie ostatnie. Styl jakim pisze jest nie tylko lekki i przyjemny, ale potrafi również przyciągnąć czytelnika.
Jeśli chodzi o mnie, to często zdarza mi się zwracać uwagę na wątki, które inni albo potraktowali bardzo ogólnie, albo nie zwrócili na nie uwagi. W tej powieści pierwszym co mnie zastanowiło, to ciekawy pogląd na temat mężczyzny i to takiego, który zdradził żonę z młodą, atrakcyjną dziewczyną co oczywiście doprowadziło do tego, że został surowo ukarany przez żonę odseparowaniem od córek. Nie odnosi się to bezpośrednio do głównego wątku powieści i do głównej bohaterki, ale w jakiś sposób jest z nią związane.
Niby facet powinien być przeze mnie, czyli przez kobietę odebrany bardzo negatywnie, a jednak czułam, że wina za to co zrobił (niech nikt nie myśli, że go usprawiedliwiam, bo tak nie jest) ponosi także jego żona.
Nie chcę stawać po stronie tego mężczyzny, chociaż autorka przedstawiła go w samych superlatywach, a jego „skok w bok” stanowił jeden z jego nielicznych występków na minus, ale postawa żony, matki trojaczek chyba również trochę się do tego przyczyniła. Sama jestem żoną i matką, ale nie rozumiem tego jak można zaniedbać siebie siedząc w domu. Kiedy kobieta chodzi do pracy, dba o swój wizerunek, a gdy zostaje w domu, nie musi już tego robić? Bo dla kogo? Dla dzieci? Dla garnków czy mopa? Nie! Powinna zadbać o swój wizerunek DLA SIEBIE, dla własnego samopoczucia.
Mama głównej bohaterki widocznie nie czuła takiej potrzeby, z dnia na dzień zszarzała, zobojętniała i stała się zgryźliwa, a potem zdziwiona odkryła, że w mężu obudził się „zew natury” tylko skierował się w inną stronę. Nie potępiam tej kobiety, tylko zastanawiam się jak bardzo zatracając się w domowych obowiązkach i opiece nad dziećmi przestajemy często myśleć o sobie. Czy winę za to ponosi zmęczenie, czy brak kontaktu z innymi ludźmi na takim poziomie jaki był kiedyś?
Ważnym tematem poruszonym w powieści jest problem schroniska dla zwierząt. Dla wielu ludzi wciąż nie warty uwagi, ja jestem innego zdania, bo czy kochamy zwierzęta, czy nie, możemy chyba w jakiś sposób wesprzeć osoby, które starają się tym sierotkom zapewnić dach nad głową i miskę karmy. Często poruszając taki temat słyszę: to tylko pies, to tylko kot. Sama adoptowałam psa ze schroniska i mogę zaświadczyć, że tyle miłości ile otrzymałam od tego zwierzaka nie da się zmierzyć żadną miarą. Bo to działa w dwie strony, ja jemu a on mnie. Tak niewiele, a tak wiele i to nie tylko satysfakcja, że pomogłam jakiemuś stworzeniu, bo zrobiłam to głównie dla siebie, ale to ja więcej na tym zyskałam niż ten pies, któremu zmieniłam brudny zimny kojec na ciepły, miły koc na kanapie.
Autorka wciągnęła również czytelników w romans i to taki, o którym mówi się, że „stara miłość nie rdzewieje”. Na przykładzie dwójki młodych ludzi pokazała, że nie zawsze stare rany zabliźniają się nie pozostawiając śladu, ale mogą zabliźnić się na tyle, że dawna miłość może zmienić się najpierw w przyjaźń, a potem… no cóż, jeżeli uczucie łączące dwoje ludzi było silne, to może wrócić jak bumerang.
(…) Adam poczuł mały promyk nadziei. Cichy głos w głowie podpowiadał mu, żeby się nie poddawał i zaczął walczyć o własne szczęście. Przecież mogło się ono czaić wszędzie, mimo że teraz tego nie dostrzegał. Może wystarczy rozejrzeć się dookoła i wreszcie przestać nad sobą użalać, pomyślał. (…)
Ona i On, oboje na życiowych zakrętach, oboje oszukani przez życie nie poddają się tylko zakasują rękawy i stają naprzeciwko NOWEGO. Często mówi się, że ludzie latami się docierają, albo że jak ktoś komuś pisany, to już nic nie pozwoli na to, aby ich drogi wreszcie się nie zeszły. Ileż w tym prawdy.
(…) Ale czy to możliwe, by miłość sprzed lat mogła odżyć nową siłą? Mówią, że stara miłość nie rdzewieje, zaś pierwsza pozostaje w sercu do końca życia. Ada wolała się nie zastanawiać, czy los znów postanowi nadać tym wydarzeniom bieg. (…)
W tej części poznajemy jedną z sióstr – trojaczek, kobietę, która mimo niepowodzenia uczuciowego nie ucieka od miłości, wręcz próbuje zbudować nowy związek na ruinach czegoś, co sama kiedyś zburzyła. Czy jej się uda? Myślę, że przekona się ten, kto sięgnie po książkę.
Muszę jeszcze dodać, że zauroczył mnie w tej powieści wątek odnoszący się do osieroconego rodzeństwa. Starszy brat stojący po przeciwnej stronie, którą jest obca w sensie emocjonalnym, ale bardzo bogata krewna, która, aby zdobyć serce swojej kolejnej matrymonialnej ofiary odgrywa fałszywie rolę kochającej cioci pragnącej zaopiekować się „biednymi sierotkami”.
Nie wiem co mówią na ten temat przepisy prawa, ale moim zdaniem pełnoletni, pracujący starszy brat o wyjątkowo dobrej opinii wśród sąsiadów powinien mieć pierwszeństwo w opiece nad małoletnim rodzeństwem. Zagłębiając się w ten wątek miałam odrobinę wątpliwości, ale to tylko fikcja, więc można przyjąć każdą kwestię tego sporu.
Powieść jest kilkuwątkowa, ale bardzo ładnie te wątki łączą się w całość, którą POLECAM głównie paniom, bo moim zdaniem jest to lektura przede wszystkim dla pań.
Dziękuję Wydawnictwu Replika za możliwość poznania kolejnej polskiej autorki i już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać książkę o kolejnej siostrze z ulicy Wiśniowej.
ZAPACH JESIENI – Anna Rybkowska
NIE MOŻESZ ZATRZYMAĆ ŻADNEGO DNIA, ALE MOŻESZ GO NIE STRACIĆ.
Anna Rybkowska jest poznanianką, studiowała kulturoznawstwo WNS UAM. Jej pasją jest fotografia, podobno zepsuła już kilka aparatów. Jest zauroczona kulturą żydowską, odwiedza stare cmentarze i dawno zapomniane bożnice. Uwielbia słuchać muzyki i ma ogromny szacunek do muzyków, gdyż nuty od zawsze stanowiły dla niej zbiór równie niedostępnych sensów, co chińskie znaki czy kabała. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2009 powieścią „Nell” wygrywając ogólnopolski konkurs wydawnictwa Red Horse na powieść kobiecą. Jest autorką takich książek jak „Jednym tchem”, „Zwolnij kochanie”, „Odszedł ode mnie” czy „Lawendowy kapelusz”.
Uśmiech zimy to współczesna powieść obyczajowa, której fabuła umiejscowiona została w jakimś odludnym zakątku Polski. Jest to kontynuacja losów Bereniki, o których można przeczytać w moich wcześniejszych wpisach: Dotyk lata, Uśmiech zimy i Smak wiosny, a zarazem ostatnia część cyklu Ślady życia.
Część 4 serii ŚLADY ŻYCIA
PREMIERA KSIĄŻKI 16 LISTOPADA 2021
Berenika jest kobietą w średnim wieku, rozwódką mieszkającą razem ze swoimi schorowanymi rodzicami, matką dwójki dorosłych dzieci i prawie babcią. Pewnego dnia otrzymuje nieoczekiwany spadek po Maksymilianie, znanym artyście malarzu, a jej byłym kochanku, o którym niestety nie ma miłych wspomnień. Otrzymuje posiadłość w maleńkiej podlaskiej wsi, lecz aby zatrzymać spadek musi zamieszkać tam przez rok. Dostaje również tajemniczego pendrive’a z zapiskami i nagraniami mężczyzny. Berenika zostawia wszystko i przenosi się do „swojego” nowego domu. Miało być sielsko, ale okazuje się, że dom skrywa wiele tajemnic i zaczynają się w nim dziać różne dość zagadkowe rzeczy. Kobieta przetrwała w tajemniczym domu już trzy pory roku, czy wytrwa w nim jeszcze jesień, czy zrezygnuje ze spadku? Czy uda jej się zaprzyjaźnić z miejscowymi czy stanie się dla mieszkańców wsi wrogiem? Co takiego stało się w przeszłości Bereniki, że romans z malarzem jest przykrym wspomnieniem?
Kto czytał trzy poprzednie części, tego z pewnością nie muszę namawiać na kontynuację. Ale jeżeli ktoś nie miał okazji poznać wcześniejszych losów głównej bohaterki, to śmiało może sięgnąć po tę, ponieważ autorka w dość czytelny sposób nakreśla fabuły tego co działo się w poprzednich książkach.
Jak już kiedyś pisałam, powieść jest dość specyficzna, z pewnością wiele czytelniczek/czytelników uzna, że jest dość chaotyczna w swoim przekazie, ale jest również świetną rozrywką, ponieważ nie brakuje w niej ani wątków wzruszających ani pełnych dobrego humoru.
Z całą pewnością ukazuje mocny obraz dezorientacji życiowej i podkreślenie pewnego rodzaju zagubienia, w którym poruszane są często bardzo trudne życiowe tematy, między innymi pociąg do alkoholu, opieka nad schorowanymi rodzicami, samotność czy też żal za upływającym życiem.
Czytałam całą serię z bardzo mieszanymi uczuciami i muszę przyznać, że nie jest to lektura dla każdego. Myślę również, że nie można jej uznać za lekką, łatwą i przyjemną, chociaż nie brakuje w niej dosyć specyficznego humoru. Ale autorka nie poskąpiła również sporej dawki dramatu.
Przenosząc się do Nabokowa poznajemy specyfikę dość oryginalnej wsi, w której mieszkańcy są z jednej strony zacofani w swoich poglądach, co również okrutni. Topienie, okaleczanie czy znęcanie się nad zwierzętami to dla nich coś tak normalnego, że trudno to zrozumieć komuś, kto jest osobą daleką od takich praktyk.
Fabuła książki jest dość indywidualna, choćby ze względu na to, że dzieją się w niej rzeczy powszechnie uznawane za paranormalne. Na jakiś czas znikają ludzie by po kilku dniach odnaleźć się, jak gdyby nigdy nic.
(…) Ocknęła się, przemarznięta i prawie sztywna. Na szczęście nie znajdowała się w trumnie ani nawet w szufladzie prosektorium. Dobra nasza, pomyślała, żyję, bo nadal jestem głodna! Podniosła głowę i ujrzała podparty belkami strop w ziemiance. Nie mogła sobie przypomnieć, skąd się tu wzięła, ale nie było na to czasu, bo usłyszała głos Bruna… (…)
Główna bohaterka kontaktuje się ze swoim byłym kochankiem, który nie wiadomo, czy jest duchem, czy wytworem jej wyobraźni.
Berenika jest kobietą w średnim wieku, mamą i babcią, która moim zdaniem nie potrafi sobie poradzić sama ze sobą. Problemy zapija winem i nie przejmuje się tym, że robi z siebie pośmiewisko, czy że jest przez najbliższych postrzegana jako pijaczka. Tęskni za swoim byłym kochankiem zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że on cały czas ją upokarza, ale chyba nie potrafi sobie poradzić z tą toksyczną miłością.
(…) Powinna się wstydzić. Ale kiedy piła (to znaczy jeśli trzeźwiała, wiadomo, zawsze jest jakieś wytłumaczenie), zyskiwała lepsze samopoczucie, a jednocześnie „wzbogacała się” o krytyczną ocenę samej siebie. Wystawiała sobie najniższe cenzurki, w skrytości ducha pomstując na słabość charakteru. (…)
Czytając tę książkę, momentami można odnieść wrażenie, że nie rozumie się tego, co tak właściwie autorka chciała swoim czytelnikom przekazać, a w moim przypadku nie pomagało nawet czytanie w całkowitym skupieniu, ze zrozumieniem, ponieważ w niektórych fragmentach po prostu gubiłam się w tym dążeniu do zrozumienia.
Jak już wspomniałam wcześniej, książka jest dość specyficzna. Nieco nostalgiczna, nieco filozoficzna, a wpleciony w fabułę humor często jest cyniczny i ironiczny, że śmiech nie zawsze idzie w parze z humorem.
Moim zdaniem to opowieść o samotności, bo nie wystarczy być otoczonym ludźmi, nawet tymi najbliższymi, ponieważ nawet wśród ludzi człowiek może być bardzo samotnym.
To słodko-gorzka opowieść o więzach rodzinnych, które nie zawsze są podporą w życiu człowieka.
Tę książkę należy czytać w maksymalnym skupieniu, aby zrozumieć sens przekazu, może dlatego, że świat rzeczywisty miesza się tutaj z tym tajemniczym i nierealnym. Sporo trzeba sobie dopowiedzieć, bo chaos w niektórych fragmentach daleki jest od prostej historii.
Muszę jednak przyznać, że odniosłam wrażenie, że autorka jest wnikliwym obserwatorem życia, potrafi zarówno w dosadny sposób je skrytykować, ale potrafi też zadbać o to, aby je innym uprzyjemnić.
Przyznam szczerze, że zakończenie tego cyklu mocno mnie zaskoczyło.
To bardzo kobieca książka, myślę, że skierowana do czytelniczek w wieku głównej bohaterki i takim właśnie osobom bardzo polecam tę powieść, którą najlepiej zacząć czytać oczywiście od pierwszej części, czyli Uśmiech zimy. Nie wiem czy osoby młode odbiorą ją na tyle pozytywnie, aby się do niej nie zniechęcić.
Ale myślę również, że w postaci Bereniki każda kobieta odnajdzie cząstkę siebie.
Dziękuję autorce za te chwile refleksji do jakich zmusiła mnie historia Bereniki i dziękuję wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej powieści.
ODGŁOSY CISZY – Wioletta Leśków-Cyrulik
CZASAMI JEDYNA MOŻLIWOŚĆ TO ZATRZYMAĆ W SOBIE CISZĘ I IŚĆ…
Wioletta Leśków-Cyrulik to pisarka i redaktorka, a także instruktorka teatrów dziecięcych. Jej żywiołem jest geograficzna Północ, tam czuje się najlepiej. Studiowała filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. W swoich książkach szczególną wagę przykłada do realizmu psychologicznego.
Odgłosy ciszy to powieść psychologiczna, której fabuła umiejscowiona została w dalekiej Islandii.
PREMIERA KSIĄŻKI 22 LUTEGO 2022
W małym islandzkim miasteczku splatają się losy kilku postaci, które mają za sobą trudne doświadczenia życiowe, które wbrew pozorom, w bieżącym życiu powodują u nich chaos. Różni ludzie nie potrafią sobie poradzić z codziennymi przeciwnościami oraz traumami sprzed wielu lat. Agnieszka, jej mąż, Jan i ich mała córeczka tworzą szczęśliwą rodzinę. Ona jest Polką, a on Islandczykiem, żyją na pozór szczęśliwie w trudnym jak na warunki islandzkie środowisku, ale kiedy po latach niespodziewanie na wyspie zjawia się matka Agnieszki, zaproszona przez matkę Jana, wracają traumy przeszłości przywołując wiele niechcianych i bolesnych wspomnień. Mieszkańcami wyspy, a zarazem życiowymi rozbitkami okazują się również miejscowy lekarz, Bjarni, a także Marianna, szefowa i przyjaciółka Agnieszki i Jana. Czy główni bohaterowie znajdą w sobie na tyle odwagi, aby stanąć do walki z przeszłością? Czy przyszłość okaże się dla nich spełnieniem ukrytych głęboko marzeń?
Z twórczością tej autorki spotkałam się po raz pierwszy i muszę przyznać, że mam bardzo mieszane uczucia. Książka ani nie spowodowała wielkiego „wow”, ani mnie nie nudziła, być może sprawił to czas, w którym przyszło mi czytać tę lekturę, kiedy moje myśli co chwilę ulatywały w stronę tego co dzieje się obecnie w Ukrainie.
Z całą pewnością nie jest to książka lekka, głównie mam tu na myśli stronę psychologiczno-emocjonalną i z pewnością należy ją czytać spokojnie, z sercem i ze zrozumieniem.
Czytając ją miałam wrażenie, że fabuła jest kontynuacją czegoś i nie pomyliłam się. Po skończeniu zaczęłam „szperać” w sieci i okazało się, że jest to druga część kronik Islandzkich i bohaterowie z którymi spotkałam się w tej powieści, już gdzieś, kiedyś zaistnieli.
Przedstawione w książce trudne relacje między matką a córką, bardzo obrazowo pokazują relacje międzyludzkie, pełne niedomówień, latami skrywanych żalów, wyrzutów sumienia. Ale przedstawiają również tęsknoty zamienione kiedyś w pretensje, gdzie panuje głód miłości, który nie zawsze można zaspokoić, bo kiedyś coś zostało zaprzepaszczone. Takie poczucie wewnętrznego osamotnienia prowadzi często, do latami pielęgnowanych traum wynikłych z czegoś, czego jako dziecko trudno było zrozumieć.
(…) Dziś każda z nich – Ilona i Agnieszka – była jak głaz tkwiący w pionowej ścianie klifu, w najbardziej niespodziewanym miejscu, w przedziwny sposób trzymający się litej skały, kruchy, umoszczony w posiwiałym ze starości mchu, jakby wspierany przez ukryte w miękkim podłożu mniejsze kamyki i coś jeszcze, o czym nie miała pojęcia. W przypadku Ilony takim kamykiem był pozór normalności, złudzenie, które w sobie podtrzymywała, bo pozwalało jej żyć po tym, co ją spotkało i co sama zgotowała własnej córce. (…)
Autorka w bardzo ciekawy sposób pokazuje jak trudne czasami bywają próby radzenia sobie ze zwykłymi sprawami codzienności, kiedy gdzieś głęboko w zakamarkach umysłu wciąż przechowywane są traumy przeszłości. Nie zawsze można słowami przekazać to, co chciałoby się powiedzieć, co od lat układa się, ale tylko gdzieś w środku, w sercu. Bywa, że czasami można ułożyć zdania i powiedzieć je tak, że jeszcze bardziej mogą zranić.
Może czasami warto milczeć? Jak często milczenie jest czymś wymowniejszym niż wypowiedziane na głos słowa, zwłaszcza te rzucone pod wpływem emocji, które zamiast działać na rzecz porozumienia, jeszcze bardziej oddalają, zakłócają ten wewnętrzny i często bardzo pozorny spokój.
Z całą pewnością mogę jednak przyznać, że książka jest unikatowa, jest indywidualnością, która przyciąga pewnego rodzaju szczerością i bolesnym realizmem emocji. Myślę, że nie znajdziecie wśród zalewanych rynek książkowy powieści o podobnej fabule, bo to nie jest książka dla każdego, myślę, że jest skierowana do bardzo wybiórczej grupy czytelników.
Agnieszka, jej mąż, Jan, i ich mała córeczka tworzą szczęśliwą rodzinę, ale coś powoduje, że od początku wyczuwa się między nimi jakieś trudne do zidentyfikowania napięcie.
Z jednej strony jest to mądra, głęboko poruszająca wszelkie struny emocjonalności a z drugiej strony to trudna i dość wymagająca lektura. I muszę przyznać, że chociaż tak jak napisałam na początku, że książka nie wywołała we mnie tego „wow”, to jednak nie mogę przestać o niej myśleć.
Moim zdaniem, dość intrygującą a zarazem ciekawą rolę w relacjach między bohaterami odgrywa matka Jana, która stara się łagodzić spory i te wyraźnie odczuwalne i te skryte gdzieś głęboko we wnętrzu. Jest to kobieta rozważna i ciepła, chociaż chyba nie jest osobą szczęśliwą.
Zimny, surowy klimat Islandii opisany w książce, jak gdyby współgra z tym co przeżywają ludzie, współgra z ich emocjami. Jest jakby bohaterem drugoplanowym. Jest to jeden z nielicznych czynników, które powodują, że powieść z jednej strony nie jest oszczędna w emocje, a z drugiej niepozbawiona swoistego prozatorskiego piękna. I chociaż opisom przyrody daleko do piękności (chociaż to jest uzależnione oczywiście od gustu), ale to tylko dlatego, że jak wiadomo Islandia jest krajem dość specyficznym, opisy przyrody i miejsc są zarówno surowe jak i piękne.
Myślę, że autorce bardzo dobrze udało się w wielce przekonujący a zarazem poruszający sposób przekazać skomplikowane relacje międzyludzkie, często trudne i niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka. Być może zasługą tego jest styl jakim pisze, taki nieco nostalgiczny, spokojny, a zarazem odważny w przekazywaniu uczuć i emocji.
I chociaż nie jest to lektura z tych lekka, miła i przyjemna, bo wywołuje sporo emocji i zmusza do refleksji, to czytając ją trudno jest się od niej oderwać. Jest jak magnes. Ukazuje bolesną prawdę, która tkwi gdzieś głęboko.
Z pewnością jest to książka dla wymagającego czytelnika, takiego, który szuka w powieści nie tylko rozrywki.
Polecam każdemu, kto kocha Islandię i kto lubi powieści psychologiczne.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za propozycję przeczytania tej książki, a zarazem poznania kolejnej polskiej autorki.