Monthly Archives: listopad 2016
SZCZĘŚCIE PACHNĄCE WANILIĄ – Magdalena Witkiewicz
Magdalena Witkiewicz to pisarka, po książki której sięgam bardzo chętnie. Nie będę pisała o niej jako autorce ponieważ przedstawiałam ją już na swoim blogu wiele razy. Po jej książki sięgam chętnie nie dlatego, że znam osobiście pisarkę ale dlatego, że emanuje ona wyjątkowo pozytywną energią, którą zaraża w niektórych swoich książkach. Przyznam szczerze, że wolę te z jej książek, w których bohaterkami są tak niesamowite osoby jak Milaczek, bardzo energiczna Zofia Kruk czy najukochańsze dziecko świata – Zuzanka czyli Bachor, no? oczywiście nie zapomniałam o psie arystokracie, który wabi się Parys Antonio.
Wydawnictwo FILIA rok 2014
stron 271
Szczęście pachnące wanilią to komedia obyczajowa, której fabuła umiejscowiona została w Gdańsku.
Trzy młode matki, i jedna singielka (bezdzietna) spotykają się w małej cukierni na jednym z gdańskich osiedli. Cukiernię prowadzi jedna z nich – samotna matka – Ada, mistrzyni w pieczeniu ciasteczek, tortów i słodkich babeczek. Po odejściu niani, właścicielka cukierni ma nie lada problem, jej mały synek nie może przecież przebywać cały czas z nią… w pracy. Jedna z pań wpada na pomysł, aby w cukierni zrobić kącik dla dzieci, i jako pierwsza oferuje pomoc w tak zwanej opiece nad dziećmi co ma nie tylko przynieść chwilę czasu „dla siebie” innym młodym mamom, co pomóc finansowo cukierni. Czy pomysł się sprawdzi? Czy młode kobiety połączy tylko interes? I co wspólnego będzie miała ciocia Milenki, czyli Milaczka oraz niezastąpiony Bachor z małą cukiernią na gdańskim osiedlu?
Jak już wspomniałam wcześniej, kiedy tylko się dowiaduję, że autorka wydała kolejną książkę, w której spotkać można Milaczka, Bachora i Zofię Kruk, to sięgam po lekturę z zamkniętymi oczami. Kocham tego typu literaturę, ponieważ działa na mnie wyjątkowo odprężająco. Wiem, że sporo moich znajomych woli czytać powieści bardziej poważne, ja również od takich nie stronię, ale uważam, że każdy ma prawo „na chwileczkę zapomnienia”. Naładowanie „akumulatorów” pozytywną energią jaką znajduję w tych książkach pozwala mi zapomnieć o trudnościach dnia codziennego.
Ale… żeby nie było, że w tej książce jest tylko hi-hi i ha-ha, pozornie komediowa fabuła zawiera wiele bardzo poważnych wątków, które często możemy znaleźć we własnych otoczeniach. Jednym z nich jest na przykład samotne macierzyństwo, jak wiele kobiet znosi jego trudy, ale mimo trudności kocha swoje dzieci nad życie. Kolejny wątek poważny to zapracowanie matek niepracujących zawodowo. Pamiętam jak mój mąż wracał do domu i okazywał zdziwienie moim zmęczeniem, kiedy ja przecież NIE PRACOWAŁAM tylko siedziałam sobie cały dzień w domu z dwójką dzieci. Nie rozumiał tego, że obiad sam się nie ugotował, zakupy same się nie zrobiły, a dzieci same się sobą nie zajęły przez cały dzień.
Eeee… takie sobie wspomnienia z młodości wrzuciłam.
Autorka bardzo zręcznie i zarazem obrazowo opisuje te wszystkie zmagania, zmęczenia i brak chwil dla siebie. Niby śmiejemy się czytając, ale gdzieś tam w podświadomości zdajemy sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest tak „różowe”.
Ciekawie przedstawione osobowości kobiet (i nie tylko, bo mężczyźni również grają jakąś rolę w tej powieści) sprawiają, że wydaje się iż znamy te panie tak dobrze jak sąsiadkę z bloku. Smaczku dodają bardzo humorystyczne, ale jednocześnie wciągające dialogi. Sporo ironii zakamuflowanej i prawdziwej w połączeniu z ciekawą fabułą i zabawnymi dialogami to z pewnością plusy tej powieści. Chociaż… przyznam szczerze, że początkowo nie mogłam się połapać w osobach i musiałam sobie wypisać na karteczce kto jest czyim mężem i jak nazywają się dzieci poszczególnych par, żeby nie stracić wątku głównego.
Czytelnikom i czytelniczkom znającym dorobek tej autorki chyba nie muszę polecać tej książki, ale tym, którzy jeszcze nie mieli styczności z książkami Magdaleny Witkiewicz to polecam całym sercem. Wystarczy popatrzeć na tę słodką, aczkolwiek cudownie nieszablonową okładkę a człowiek wie, że chętnie zajrzy do środka. Dla czytelniczki jak ja, takie powieści to wisienki na torcie i mam nadzieję, że w długie jesienne wieczory uda mi się więcej takich książek przeczytać, bo bardzo potrzebuję terapii antystresowej. Kiedy na dworze szaro buro i ponuro, nic tak nie poprawi nastroju jak książka z pozytywnym przesłaniem. Po przeczytaniu takiej książki człowiek zaczyna bardziej zdawać sobie sprawę z tego, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Ta książka bawi i wzrusza, ale przede wszystkim pobudza pozytywne myślenie.
Chociaż jest to tak zwana literatura kobieca, polecam tę książkę również panom, a może zwłaszcza panom, może po przeczytaniu jej popatrzą na pewne sprawy nie tylko z perspektywy własnego JA.
Powieść trafiła w moje ręce dzięki hojności sponsorów i wymianie książkowej na czwartym spotkaniu miłośników książek w Sopocie: „A może nad morze z książką”.
Takie słodkie babeczki towarzyszą nam na spotkaniach w Sopocie 🙂
Dziękuję AUTORCE oraz wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej powieści i zachęcam do niej nie tylko tych, którzy lubią taki gatunek.
Polecam również inne książki Magdaleny Witkiewicz, które miałam okazję przeczytać: