Recenzje książek

Monthly Archives: styczeń 2015

KURHANEK MARYLI – Ewa Bauer

Ewa Bauer

Ewą Bauer spotkałam się już kilka razy, zarówno czytelniczo jak i osobiście. Jest ona początkującą pisarką, która do tej pory ma na swoim koncie trzy powieści obyczajowe. Z zawodu jest prawniczkę, ale pasjonuje się psychologią. Jest osobą uwielbiającą podróże i… to by było na tyle co mogę o niej powiedzieć.  Prywatnie jest bardzo otwartą i ciepłą osobą, szybko nawiązującą znajomości.

Kurhanek Maryli

Wydawnictwo Szara Godzina rok 2014

stron 255

Kurhanek Maryli to dramat psychologiczny, powieść wstrząsająca a zarazem wyjątkowo pouczająca.

Marta bardzo szybko została sierotą, gdy miała zaledwie 3 lata jej rodzice zginęli tragicznie. Opiekę nad dziewczynką przejęła babcia Rozalia; starsza, prosta kobieta mieszkająca w małej wsi. Dopóki dziewczynka była mała, wiejskie życie była dla niej rajem, lecz w pewnym momencie zapragnęła innego świata. Jeszcze przed ukończeniem osiemnastu lat uciekła od babci z przygodnie poznanym mężczyzną, który wydawał jej się księciem z bajki. Niestety tylko „wydawał”, ponieważ mężczyzna pod przykrywką miłości wykorzystał ją i…”zatrudnił” w domu publicznym. Szczęście się jednak do niej uśmiechnęło, do tegoż domu trafił młody, przystojny i wyjątkowo szarmancki młody lekarz. Piotr, „wykupił” ją z tego przybytku i zaoferował wspólne życie. Małżeństwo z Piotrem okazało się jednak następną pomyłką w życiu Marty, po raz kolejny została zniewolona, chociaż tym razem w bardzo „koronkowy” sposób. Niestety musiała wybierać między miłością do mężczyzny swojego życia a miłością do jedynej krewnej, czyli babci. Wybrała oczywiście Piotra. Czy podjęła dobrą decyzję? Jak potoczyło się jej życie u boku znanego lekarza i przystojnego mężczyzny? Czy osiągnęła to, czego oczekiwała od życia, tego nie zdradzę ponieważ kto jest ciekawy musi doczytać sam.

Ta książka mną wstrząsnęła i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Myślę, że przeżyłam ją w dość specyficzny sposób, ponieważ znam osobę, która żyje w takim związku jak bohaterka tej lektury. Niby w oparach szczęścia i dobrobytu, a tak właściwie w kajdanach toksycznej miłości. Wiem, że jest wiele kobiet, które dają złapać się na czułe słówka. Pozwalają zniewolić przez mężczyznę, który potrafi tak omamić otoczenie, że w przypadku jakiejkolwiek skargi czy żalu, wina zawsze będzie po stronie żony, nie męża.

Po przeczytaniu dwóch poprzednich książek tej autorki nie spodziewałam się tak mocnej lektury. Świetnie przedstawione osobowości i ciekawie zaprezentowane cechy charakteru bohaterów tej powieści powodują, że czytelnik od samego początku przyjmuje albo pozytywną albo negatywną postawę wobec tych osób. Niestety mimo wielkiej empatii do Marty, nie potrafiłam polubić tej bohaterki. Współczułam jej, martwiłam się jej niepowodzeniami, ale nie potrafiłam poczuć do niej sympatii.

Książka jest trudna jeśli chodzi o fabułę, ale czyta się ją wyjątkowo szybko. Problem poruszony w niej to problem typowo psychologiczny, jaki dotyka z pewnością wiele kobiet. Szantaż emocjonalny, mobbing, i walka między rodzicami o prawo do dziecka to chyba najgorsze w każdym związku. Może zniszczyć najsilniejszą miłość.

Autorka w bardzo jednoznaczny sposób zadziałała na wrażliwość czytelnika, pokazując jak można zniszczyć siebie poświęcając się dla drugiego człowieka. Często nie miłość tym kieruje a strach. Przyzwyczajenie do dóbr materialnych i obłudne pokazywanie siebie w fałszywym świetle może zniszczyć najbardziej ludzkie instynkty. W każdym związku najgorsza chyba jest chęć dominacji nad drugim człowiekiem, która zabija prawdziwe i szczere uczucia.

Ta książka, przedstawiająca w niezwykle ciekawy sposób konsekwencje toksycznej miłości, to lektura którą powinna przeczytać każda młoda kobieta. Być może zrozumie, jak bardzo miłość potrafi najpierw zaślepić a następnie zniszczyć.

Patrząc na okładkę (zresztą bardzo śliczną, moim zdaniem) spodziewałam się kolejnej banalnej historyjki w klimacie sielskiej, ckliwej opowiastki. To, o czym przeczytałam na kartach tej książki przeczy temu w całej treści.

Żeby jednak nie było tylko tak „och” i „ach” to muszę przyznać, że brakowało mi w tej książce podzielenia treści na rozdziały. Wątki oddzielone od siebie jedynie kilkoma enterami nie wpływają pozytywnie na wygląd treści i czasami fabuła lekko zlewała się, mimo następujących po sobie oddzielnych wątków. Ale… nie to jest najważniejsze, ważne jest to, co autor/autorka chce przekazać w swojej powieści.

Polecam tę lekturę całym sercem. Nie jest to wprawdzie książka lekka, łatwa i przyjemna, ale należy do tych, których się nie czyta tylko pochłania, zostawiając wszystko, byleby szybciej dotrzeć do końca. Autorka zafundowała całą gamę emocji, od radości po rozpacz, od miłości do nienawiści. Nie spodziewałam się tak pięknej i wzruszającej historii. To książka z tych, których treść zapada w pamięć na bardzo długo.

Zapowiedź książki na Youtube

 

 Polecam również inne książki tej autorki, które przeczytałam w ramach Wyzwania JUTRO

W nadziei na lepsze jutro  Kruchość jutra



FARTOWNY PECH – Olga Rudnicka

Olga Rudnicka

Olga Rudnicka jest bardzo młodą i bardzo ciekawie zapowiadającą się pisarką, autorką kryminałów. Urodziła się w 1988 roku w Śremie. Jest absolwentką Wyższej Szkoły Komunikacji i Zarządzania w Poznaniu – kierunek pedagogika. Pracuje jako asystentka osób niepełnosprawnych w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej. Swoją pierwszą książkę wydała w roku 2008, książka ta pt. „Martwe Jezioro” została uhonorowana nominacją nagrody w konkursie „Śremskie Żyrafy” organizowanym przez Burmistrza Śremu. Na swoim koncie pisarskim ma kilka świetnych kryminałów, a jeden z nich na Festiwalu Kobiet Pióra i Pazura w 2014 roku  – „Drugi przekręt Natalii” zdobył Nagrodę Czytelniczek w kategorii Pazur.

Fartowny pech - Olga Rudnicka

Wydawnictwo Pruszyński i S-ka rok 2014

stron 303

Fartowny pech to powieść kryminalna, napisana z wyjątkowym poczuciem humoru.

Nadziany jest policjantem, który z powodu prześladującego go pecha oraz innych okoliczności zostaje przeniesiony do małej miejscowości. Dziany jest byłym policjantem, któremu marzy się własna agencja detektywistyczna, a Gianni jest gangsterem, który tak właściwie „pracuje” za granicą, ale zostaje wynajęty przez Padlinę – jednego z poznańskich gangsterów, któremu ktoś bardzo skutecznie przejmuje „teren haraczowy”. Wszyscy trzej panowie łączą swoje siły próbując odnaleźć osobników zagrażających interesom Padliny, którzy nieświadomie (a może świadomie) rozpoczynają wojnę gangów…

Książka napisana jest w formie zapisków, krótkie rozdziały są zapoczątkowane nazwą miejscowości, datą i godziną zdarzenia. Dzięki temu czytelnik płynnie przenosi się z jednego miejsca w drugie.

Duża dawka humoru jaką funduje autorka pozwala nie tyle na wnikliwe śledzenie akcji, ale jednocześnie na nietypowe odprężenie podczas czytania. Mimo niezbyt wielu pozytywnych cech, jakimi obdarzeni zostali bohaterowie, można ich polubić. Nawet Gianni, bezwzględny gangster potrafi być wyjątkowo „ludzki”. Bardzo ciekawa jestem skąd przyszły autorce do głowy nazwiska tych trzech mężczyzn (dlaczego Gianni, brat początkującego detektywa Krysia Dzianego to „Gianni” dowiadujemy się z treści). Przyznam szczerze, że chwilami gubiłam się w tych nazwiskach i Dziany i Nadziany trochę komplikowali mi czytanie, ale taki widocznie był zamysł autorki, żeby zagmatwaną gangsterską sprawę jeszcze trochę dodatkowo zagmatwać.

Początkowo, trochę raziły mnie wulgaryzmy, tak zwana „łacina półświatka”, ale w pewnym momencie pomyślałam, że przecież gangsterzy i ludzie zajmujący się szemranymi interesami, nie mogliby wyrażać się elegancko i kulturalnie, bo byłoby to z pewnością mało wiarygodne i chyba nie pasowało do ich osobowości.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę, od razu domyśliłam się, że jest to książka z tych: „twardy facet i spluwa” ale coś mnie rozśmieszyło w tym wizerunku. Dzisiaj już wiem, że był to mały pluszowy miś, który nijak mi nie pasował do tego „twardego faceta ze spluwą”. Pomyślałam, że chyba ta książka nie będzie aż tak drastyczna, mocna i poważna jak czytane dotąd lektury sensacyjne. I nie pomyliłam się, bo okazała się z tych „lekka, łatwa i przyjemna” a takie uwielbiam, zwłaszcza na rozładowanie emocji dnia.

Ta lektura to pierwsza książka tej autorki, którą miałam okazję przeczytać, ale po jej przeczytaniu wiem, że z pewnością nie ostatnia, dlatego z czystym sumieniem polecam ją zarówno miłośnikom mocnych wrażeń, fanom kryminałów i wszystkim, którzy „mają ochotę na chwileczkę zapomnienia”. Ta książka to lek na zimową chandrę, ponieważ nie dość, że podnosi w adrenalinę, to jeszcze zapewnia sporą dawkę endorfin.

                        FLK 2014  FLK 2014

 Olga Rudnicka odbiera Nagrodę Czytelniczek na FLK 2014 w Siedlcach

fot. Teresa Drozda Radio RDC

 



MARIA ANTONINA. Z WIEDNIA DO WERSALU – Juliet Grey

Juliet Grey to pseudonim literacki pisarki, która od dłuższego czasu zajmuje się historią europejskich rodów panujących. Mieszka na zmianę raz w Nowym Jorku a raz w południowym Vermoncie. Poza licznymi powieściami i książkami historycznymi ma na swoim koncie również wiele ról aktorskich. No i to by było na tyle ile udało mi się znaleźć o tej pisarce.

Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu

Wydawnictwo Bukowy Las rok 2013

stron 389

Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu to powieść historyczna, pierwsza części trylogii o królowej Francji.

Młodziutka Maria Antonina, córka cesarzowej Austrii bardzo szybko musiała pożegnać się z dzieciństwem. Już jako dziesięcioletnia dziewczynka, została przeznaczona na żonę, również młodego francuskiego delfina Ludwika Augusta, wnuka Ludwika XV. Aby sprostać wymaganiom króla Francji, matka nie szczędziła starań, aby jej mała córeczka przeobraziła się w prawdziwą, piękną damę, która zachwyci nie tylko przyszłego męża, ale i swoich przyszłych poddanych. Dziewczyna opuściła rodzinny dom (prawie) przygotowana do swojej nowej roli, nie spodziewała się jednak tego, co zastała na dworze francuskim zarówno w samym pałacu w Wersalu jak i wśród otaczających ją dworzan. Początkowy szok jaki przeżyła nauczył ją jednak czegoś i pozwolił godnie reprezentować swojego męża i swój rodzinny kraj. Wplątana w dworskie intrygi, rzucona na głęboką wodę dworskiej etykiety, szybko musiała dorosnąć ale jej wrodzony spryt, upór, odwaga w dążeniu do celu mimo infantylności pozwoliły jej szybko zjednać sobie nie tylko ówcześnie panującego króla Francji (dziadka jej męża Ludwika Augusta) ale również poddanych.

Maria Antonina to bardzo ciekawa postać; będąc we Francji miałam okazję przebywać w Wersalu, który nie zafascynował mnie tak, jak wioska Marii Antoniny. Znajoma, która oprowadzała mnie po Paryżu wiele opowiadała mi o tej królowej i bardzo zaciekawiła jej niezwykłą osobowością.

Być może właśnie dlatego zainteresowałam się tą książką. Lektura napisana jest bardzo ciekawie i to nie tylko dlatego, że w fabułę wplecione są wątki historyczne. Czytałam jednym tchem, mimo dość małych (jak dla mnie) liter. Treść podzielona na niezbyt długie rozdziały, pozwalała mi na mój ulubiony ciąg czytania: „jeszcze jeden rozdział i idę spać”.

Autorka z wyjątkową precyzją i bardzo obrazowo opisywała zarówno stroje jakie wówczas noszono, czy fryzury ale i zachowania poszczególnych osób.

Książka napisana jest w osobie pierwszej i czyta się ją tak, jakby czytało się prawdziwy pamiętnik Marii Antoniny. W treści wplecione są listy, oparte na autentycznej korespondencji krążącej między Austrią a Francją, głownie między Cesarzową Marią Teresą a hrabią de Mercy przebywającym wraz z młodą delfiną w Wersalu.

Niestety minusem podczas czytania były dla mnie zwroty w języku francuskim, które nie zawsze były tłumaczone w stopce strony. I nie widzę powodu, aby pisząc w języku polskim nazywać jakieś rzeczy czy zachowania ludzi w obcym języku. To dla niektórych czytelników może być dużym utrudnieniem, aczkolwiek daje to możliwość głębszego przeniesienia się do Francji, zwłaszcza do tamtej epoki i czasu, w jaki przenosimy się za pomocą powieści.

Polecam tę książkę zwłaszcza fanom historii, osobom, które lubią mieć w swojej biblioteczce książki ciekawe, oparte na prawdziwych wydarzeniach. W tej lekturze fakty historyczne są przeplatane fikcją literacką, ale gdyby tak nie było książka być może nie byłaby tak ciekawa.

Z niecierpliwością będę wypatrywała kolejnych tomów tej trylogii.

PIERWSZA NA LIŚCIE – Magdalena Witkiewicz

Magdalena Witkiewicz

Magdaleny Witkiewicz w moim królestwie książek nie muszę chyba przedstawiać. Kto do mnie zagląda ten wie, że zarówno z samą autorką jak i z jej książkami spotkałam się  już kilkakrotnie, ale kto nie zaglądał do tej pory, to zapraszam do wcześniejszych wpisów:

Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz

Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz 2

Milaczek, Zamek z piasku, Panny roztropne, Szkoła żon

Pierwsza na liście

Wydawnictwo Filia rok 2015

stron 346

Pierwsza na liście to współczesna powieść obyczajowa o walce z chorobą, przyjaźni, miłości i zaufaniu.

Patrycja jest matką samotnie wychowującą dwie córki. Tatuś dziewczynek w pewnym momencie swojego życia stwierdził, że potrzebuje więcej wolności i po prostu odszedł w siną dal. Nie byłoby to dramatem, wszak wiele kobiet dzielnie pokonuje trud wychowawczy w pojedynkę, gdyby nie fakt, że u Patrycji zdiagnozowano ostrą białaczkę. Starsza z córek – Karolina przypadkowo odkrywa z komputerze mamy plik z zapiskami, w których mama pisze coś w rodzaju listu do córek i umieszcza w nim listę osób, z którymi powinny się spotkać w momencie, kiedy jej już nie będzie na świecie. Pierwsza na liście jest Ina, kobieta, której córki Patrycji nie widziały na oczy, a która kiedyś, bardzo dawno była najlepszą przyjaciółką ich matki. Co takiego się wydarzyło, że ta przyjaźń się skończyła, czy Karolinie uda się nawiązać kontakt z tą pierwszą osobą na liście mamy oraz z pozostałymi osobami. Jak skończy się choroba Patrycji, tego niestety nie zdradzę, ponieważ chciałabym gorąco zachęcić do przeczytania tej książki.

Po pełnych humoru książkach „Milaczek” i „Panny roztropne”, po nostalgicznym „Zamku z pisku”i erotycznej „Szkole żon” myślałam, że nic już nie będzie mnie w stanie zaskoczyć w książkach tej autorki, jak bardzo się jednak myliłam.

Ta lektura jest tak wyjątkowa, że po przeczytaniu ostatniej strony długo nie mogłam przestawić się na myślenie o czymś innym niż przeczytana historia. Fabuła książki jest tak poważna, zaskakująca i szokująca, że trudno mi było oderwać się od czytania.

Pomijając fakt, że wyjątkowo wzruszające wątki, często powodowały, wilgoć w moich oczach to jeszcze opisy pewnych sytuacji i miejsc budziły we mnie wspomnienia. Kiedy przeczytałam słowa: (…) Byłam zdumiona, jak dobro napędza dobro. Jak to się dzieje, że osoba, z którą w życiu zamieniłam kilka słów, robi takie rzeczy (…) przypomniało mi się, jak ponad 20 lat temu powstał łańcuch dobroci i pomocy, złożony z obcych lub prawie obcych mi ludzi, kiedy zdiagnozowano u mnie nowotwór. Też miałam wtedy dwoje dzieci, były w wieku 2 i 8 lat, i wtedy los postawił na mojej drodze tak wspaniałych ludzi, że kiedy teraz o tym myślę, to nie potrafię opanować wzruszenia.

Potem opis gdańskiego hospicjum, w którym spędziłam jakiś czas jako opiekunka medyczna spowodował, że znów znalazłam się na kilka chwil w tym budynku, wśród tych, których już dawno nie ma.

Ale wracając do książki, to muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem nie tyle historii opisanej w powieści, co wiedzy dotyczącej zarówno choroby, jak i procedur dotyczących przeszczepów. I tu składam ukłon w stronę Autorki.

Ta książka to wspaniała lekcja zaufania i wybaczania. To lekcja determinacji, która w obliczu miłości potrafi pokonać każdą przeszkodę, to nauka odwagi, wiary w dobro i nadziei.

Ktoś, kto przeczytał inne książki tej autorki nawet nie domyśli się jak inna – poważna i ważna jest ta lektura.

Spoglądając na okładkę, spodziewałam się lekkiej powieści, która spokojnie pozwoli mi zatopić się w literaturze kobiecej, ale „nie szata zdobi człowieka”, i…już symboliczny żółty żonkil – symbol hospicjum wywołał mieszane myśli.

Ta książka jest tak pełna emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych, że trudno oderwać się od czytania. Ale kiedy już się skończy, kiedy przewróci się ostatnią stronę, wtedy dopiero zaczyna się analizę, która… pozwala uwierzyć, że świat nie jest taki zły, że nawet w najtwardszym człowieku można odnaleźć empatię i dobro, pozwala uwierzyć w ludzi.

Bardzo dziękuję Autorce i wydawnictwu Filia za możliwość przeczytania tej książki i gorąco polecam tę lekturę zarówno młodym czytelnikom jak tym starszym bez względu na płeć. Wiem, że poruszy ona najtwardsze serca.

Wydawnictwo Filia
 

Już za tydzień 14 stycznia 2015 roku w EMPIKU w Gdańskiej Galerii Bałtyckiej będzie można spotkać się z Magdaleną Witkiewicz, w tym dniu będzie premiera książki „Pierwsza na liście”, ja będę obowiązkowo.

Pierwsza na liście

 Kto nie zna jeszcze książek tej autorki to polecam również:

Panny roztropne  Milaczek  Zamek z piasku  Szkoła żon



PUŁAPKA NOWEGO ROKU – Jolanta Kwiatkowska

Jolanta Kwiatkowska

Z twórczością Jolanty Kwiatkowskiej spotkałam się już po raz trzeci. Dwie jej poprzednie książki, które przeczytałam zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że mogę tylko powiedzieć „chcę więcej” i po przeczytaniu trzeciej wcale mi nie przeszła ochota do „więcej” wręcz przeciwnie „chcę”. W pierwszym moim wpisie dotyczącym książki tej autorki zacytowałam słowa, które znalazłam gdzieś w Internecie i chętnie przytoczę je jeszcze raz dla tych, którzy nie czytali:

to pisarka, która zadebiutowała w roku 2009 książką „Jesienny koktajl”. Twierdzi, że nie zdobyła żadnego szczytu, nie odkryła żadnego lądu i nie zrobiła innych nadzwyczajnych rzeczy. Lubi uczyć się życia, aby nie przegapić chwil szczęścia, które zsyła każdy dzień. Skromna i tajemnicza zarazem…

Wiem, że jest na naszym rynku pisarskim sporo dobrych i bardzo dobrych pisarek o których niewiele osób słyszało, dlatego bardzo chciałabym aby twórczość tej pisarki zdobyła serca czytelniczek/czytelników tak, jak zdobyła moje serce.

Pułapka Nowego Roku

Wydawnictwo mg rok 2012

stron 319

Rok 2014 skończyłam zaczynając książkę Pułapka Nowego Roku i tym samym zaczynając rok 2015. Przyznam szczerze, że zrobiłam to z premedytacją.

Jest to książka napisana jednoosobowo w formie pamiętnika, jednak nie są to tylko wspomnienia, to myśli przeplatane bardzo ciekawymi dialogami.

Katarzyna jest świeżą emerytką, czyli kobietą 50+. W noc sylwestrową postanawia zrobić remanent swojego życia i wyrzucić z pamięci to, co nie zasługuje na zatrzymanie, a zostawić to, co sprawiało miłe bicie serca. Aby przedłużyć czas „inwentaryzacji” przesuwa wskazówki zegara kilkakrotnie wstecz, by móc spokojnie, o północy rozpocząć nowe życie. Po Nowym Roku, jej życie faktycznie nabiera innego tempa, ucząc się żyć pełnią szczęścia wraz ze swoimi przyjaciółkami organizuje je tak, by to były najpiękniejsze ich dni. Los oczywiście nie szczędzi jej niespodzianek, ale niczego nie potrafi zepsuć całkowicie, bo z każdej sytuacji można znaleźć pozytywne wyjście.

Kiedyś autorka stwierdziła, że nie potrafi pisać romansów sielskich i słodkich powieści. Nie mogę się zgodzić z tymi słowami, chociaż fakt, do książek o „leśniczówkach”, „sosnówkach” i „rozlewiskach” jest jej daleko, i nie o taką sielskość mi chodzi. Ale jej powieści oprócz tego, że zawierają wiele mądrości życiowych, filozoficznie i psychologicznie przedstawionych za pomocą wątków opisanych w książkach, jest w nich sporo sielskich klimatów. Sielskich, to znaczy takich, w których niejedna z nas żyje, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

W książkach tej pisarki znajdzie czytelnik dużą dawkę przemyśleń, które niejednokrotnie dopadają każdego z nas. Tematy poruszane w jej powieściach są poważne, czasami nawet bardzo poważne, ale napisane z niespotykaną dawką humoru, bywa, że dawką ironii, co powoduje, że od książki nie można się oderwać. Przynajmniej tak jest w tej książce.

Między bohaterami/bohaterkami nawiązuje się tak silna nić sympatii i miłości, że czytając tekst, często czułam jakieś wewnętrzne ciepło, które rozgrzewało mnie od środka. Pozytywne emocje górowały.

Gdyby ktoś zapytał mnie wprost, o czym jest ta książka, odpowiedziałabym jednym tchem „O ŻYCIU”, ale przede wszystkim o miłości i to różnej, bo miłości między matką i córką, miłości między kobietą i mężczyzną, miłości przyjacielskiej. Czyli… o przyjaźni… Przyjaźni między matką i córką, przyjaźni między kobietą i mężczyzną (chociaż niektórzy twierdzą, że nie ma takiej) i o przyjaźni między kobietami. To książka o znajdowaniu radości w każdej nadchodzącej chwili, bo szczęście można znaleźć wszędzie tylko trzeba nauczyć się go szukać.

Tej książki nie da się przeczytać dla zabicia czasu, to jest lektura, którą trzeba przeczytać z pełnym zrozumieniem i wyciągnąć z niej własne wnioski.

Polecam tę książkę zwłaszcza paniom w okolicach 50, ale nie tylko. Myślę, że każda czytelniczka (lub czytelnik) znajdzie w niej coś dla siebie. Chciałabym móc napisać, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale nie wiem czy sama w stu procentach się z tym zgadzam, bo znam gust niektórych (zwłaszcza młodych) i wiem, że mogłaby być dla nich zbyt trudna.

Ale powiem tak: jest lekka, bo czyta się ją bardzo lekko i szybko, czy jest łatwa? To już zależy od podejścia do literatury. Z pewnością jest przyjemna, bo witalność, energia i radość życia, jaką mają w sobie bohaterki tej książki, z całą odpowiedzialnością za nastrój przenosi się na czytającego.

Dla tych, którzy nie znają jeszcze twórczości tej autorki gorąco polecam również inne jej książki, które do tej pory udało mi się przeczytać:

Ja i oni pół żartem pół serio  Przewrotność dobra  

 

Napisz do mnie
styczeń 2015
P W Ś C P S N
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/