To nie jest książka w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest to krótka forma literacka napisana w postaci pamiętnika. Dlaczego postanowiłam coś takiego napisać, wyjaśniam w pierwszych słowach tego tekstu.
Spotkanie z tą niesamowita osobą, skłoniło mnie do upamiętnienia kilku dni spędzonych z kobietą, której życie było tak barwne i różnorodne, że gdybym tak właściwie spisała wszystkie wspomnienia, to powstałaby z tego niezła książka. Udostępniłam ten tekst na wydaje.pl jako e-book, ale musiałam niestety zmienić zakończenie, bo kobieta o której pisałam – odeszła.
Moja pani Wandzia na początku maja miała wylew krwi do mózgu, który spowodował u niej zanik mowy, połykania i inne dolegliwości. Do tego stwierdzono u niej guz na płucach. Niestety jej stan się pogarszał i potrzebowała całodobowej opieki. Hospicjum. Codziennie jednak jeździłam do niej, myłam, karmiłam, rozmawiałam z nią, chociaż ostatnie dni była jak „roślinka”.
Wczoraj miałam bardzo ważny egzamin w szkole, ale prosto po egzaminie pojechałyśmy z koleżanką do hospicjum, Wandzia na nas czekała, chociaż oddychała bardzo ciężko i była spocona jakby miała co najmniej 40 stopni gorączki. Wypiła prawie całego Nutridrinka, i bardzo ładnie połykała. Cieszyłyśmy się z tego powodu, bo poprzedniego dnia nic nie przełknęła nawet łyczka herbaty. Stałyśmy przy niej i trzymałyśmy ją za ręce, koleżanka za jedna a ja za druga, głaskałyśmy i mówiłyśmy do niej. W pewnej chwili przyszło mi na myśl żeby zacząć mówić do niej po rosyjsku (to język jej dzieciństwa i młodości). Wyraźnie było widać, że ożywiła się trochę jak mówiłam do niej w tym języku. Co chwilę jednak miała dziwne drgawki,i coraz szybciej oddychała.
Zaczęłyśmy się modlić na głos razem z jedną pielęgniarką, to znaczy ona się modliła bo my miałyśmy zbyt wielkie kule w gardłach, które uniemożliwiały nam wypowiadanie slow. Zanim modlitwa się skończyła, Wandzia dwoma krótkimi oddechami odeszła. Przytulałam się cały czas do jej twarzy i widziałam jak moje łzy spływają na jej włosy. Odeszła tak jak chciała, w obecności bliskich i kochających ją osób, w otoczeniu miłości. Kiedy pielęgniarka wyszła, delikatnie wysunęłam swoją rękę z jej dłoni i pożegnałam się z nią. Ona podobno była w takim stanie od rana, ale czekała na nas. Czekała, żeby się z nami pożegnać. Odeszła dopiero wtedy, kiedy poczuła dotyk naszych dłoni i naszą obecność.
Kilka osób namawia mnie, abym kiedyś zmobilizowała się i wytężyła pamięć, aby spisać wszystko co przeżyłam z tą niespotykaną osobą. Być może kiedyś to zrobię, ale póki co na razie wystarcza mi to krótkie wspomnienie spisane na tych kilkudziesięciu stronach.