Leśniczówka-fragment-3
Widać było, że ktoś tutaj zaglądał od czasu do czasu, bo wszystko było utrzymane w takiej czystości, jak gdyby zaraz mieli wrócić mieszkańcy tego domu. Teraz ona jest właścicielką leśniczówki i z każdą chwilą ma ochotę zostać tutaj na zawsze. Pieniędzy wystarczy jej na długo, a jak się skończą to poszuka jakiejś pracy. Dopiła wina i pomyślała, że najwyższy czas położyć się, ale tysiące myśli kotłowało się w jej głowie.
Ciekawe, o której godzinie Bartek przyjedzie, aby rozpocząć prace remontowo – konserwatorskie. Miała nadzieję, że zdąży wstać przed jego przyjazdem. Zaniosła pusty kieliszek do kuchni, zmyła chusteczką makijaż, włożyła na siebie stary podkoszulek i położyła się.
– Emi, wróciłaś, tęskniłem za tobą! – Z werandy dobiegł radosny głos małego chłopca. – Dlaczego tak długo cię nie było, kochana?
– Oli ja też za tobą tęskniłam! Przecież wiesz, że byłam u cioci i wujka na wakacjach – w drzwiach stała mała, około pięcioletnia dziewczynka i wyciągała swoje małe rączki do chłopca.
– Dlaczego mnie nie zabrałaś ze sobą? – Płaczliwy głos chłopca brzmiał, z nutą pretensji,
– Och Oli, jesteś jeszcze za malutki na tak daleką podróż – dziewczynka uśmiechnęła się do chłopca i pocałowała go w policzek,
– Ale ja czekałem, Emi…, Eemii…, Eeeemiiiii…
Głos zanikał, oddalając się w stronę lasu.
Emilia usiadła na łóżku i spojrzała w okno. Nikogo nie było. Księżyc świecił jasno oświetlając werandę i brzeg lasu. Znowu ten sen. Kim jest ten chłopiec. Ma na imię tak jak jej syn, ale dlaczego w snach, mówi używając jej imienia. Co się z nią dzieje? Dlaczego w snach nawiedza ją to dziecko? Chyba za dużo czasu spędza ze swoimi dziećmi, może czas pobyć trochę z dorosłymi ludźmi. Przecież ma prawo do życia jak każdy człowiek, ma prawo do przyjaźni, do miłości, do szczęścia, w którym nie koniecznie muszą być tylko dzieci. Jako matka czuje się spełniona, ale oprócz macierzyństwa jest przecież jeszcze inne życie, nie tylko matki, ale po prostu kobiety.
Powieki zaczęły jej ponownie opadać, położyła się, przytuliła twarz do poduszki i odpłynęła w kolejny sen.
* 3 *
Obudziło ją głośne szczekanie psów na podwórku. No tak, Bartek przyjechał a ona jeszcze w rozsypce.
– Ale wstyd – pomyślała i szybko wyskoczyła z łóżka. Narzuciła na siebie dres i wyszła na zewnątrz. Przy furtce stała starsza kobieta. Była otyła, dziwnie ubrana w kilka warstw ubrań, w ręku trzymała kosz, w którym były przeróżne rośliny.
– Po co przyjechałaś? – Kobieta krzyknęła w stronę Emilii. – Po co wróciłaś, znowu chcesz kogoś zniszczyć? – Usta kobiety ułożyły się w złośliwy uśmiech. – Wynoś się stąd! Wynocha! – Zawołała i ręką wskazała w stronę samochodu.
– Przepraszam, ale chyba mnie pani z kimś pomyliła? – Głos Emilii zadrżał, bo obecność kobiety wywołała w niej dziwny niepokój.
– Wynocha, bo jak nie to ja ci pokażę! – Kobieta groźnie pogroziła kijem, który trzymała w drugiej ręce.
– Kamratowa, co wy? Co pokażecie tej młodej pani? Przecież jej nawet nie znacie, odejdźcie w spokoju i dajcie spokoju innym. – Zza drzew dobiegł męski głos i oczom Emilii ukazał się młody mężczyzna, przy boku, którego spokojnie kroczył brązowy bokser.
– Ech wy, wszystkie takie same, każdy jej broni, ale ja tu jeszcze wrócę paniusiu!
To powiedziawszy kobieta splunęła pod nogi, popatrzyła jeszcze raz na Emilię, potem na mężczyznę i odeszła w stronę lasu kilkakrotnie oglądając się za siebie, mamrocząc i spluwając na ziemię. Emilia stała zaskoczona czując, że drży na całym ciele. Kobieta była tak wrogo do niej nastawiona, że ogarnął ją lęk nie do opisania. Gdyby nie młody mężczyzna, to nie wiedziała, do czego ta kobieta byłaby zdolna i co mogłaby uczynić. Odwróciła się w stronę domu. Na progu stały dzieci, a ich miny mówiły same za siebie, że też się przestraszyły dziwnej pani. Kiedy kobieta była już daleko w lesie i nie było jej ani widać, ani słychać dzieci podbiegły do matki i mocno przytuliły się.
– Mamusiu, dlaczego ta pani na ciebie krzyczała? – Zapytała jedna z bliźniaczek.
– Mamusiu, kto to był? – Druga z córek nie ukrywając strachu, zawtórowała siostrze.
– Mamusiu, czy ta pani tu wróci i zrobi nam krzywdę?
Dzieci mówiły równocześnie, mocno tuląc się do matki. Były przerażone tak samo jak ona i tak samo jak matka zaskoczone wizytą starszej kobiety. Przytuliła je mocno do siebie i spojrzała na radośnie szczekające psy. Dopiero teraz przypomniała sobie o swoim wybawcy. Młody, około trzydziestopięcioletni mężczyzna, ubrany na sportowo, stał przy furtce opierając się o płot i uśmiechał do niej, a jego pies wesoło „gaworzył” sobie z Sabą i Nery.
– Bardzo panu dziękuję za pomoc – Emilia odwzajemniła uśmiech. – Ta pani, chyba mnie z kimś pomyliła. Nie znam jej, pierwszy raz w życiu widziałam ją na oczy…
– Spokojnie to miejscowa wariatka, wszyscy ją tu znają. Niech się pani jej nie obawia. Ona nie jest groźna, tylko lubi się innym czasami odgrażać – mężczyzna popatrzył w stronę lasu. Pogodny uśmiech rozjaśnił jego twarz. – Przepraszam, nie przedstawiłem się, nazywam się Mariusz Porębski, jestem tutejszym lekarzem, a pani zapewne letniczka?
Emilia podeszła do płotu i stanęła przy furtce. Spojrzała najpierw na mężczyznę, a potem na psa. Nad płotem podała mężczyźnie rękę i nieco uspokojona powiedziała:
– Nazywam się Emilia, jestem nową właścicielką leśniczówki, a to moje dzieci Wiktoria, Nikola i Olaf. – Dzieci już stały przy płocie i przez drewniane szczeble głaskały bokserka.
– O, przepraszam to jest Borys – to powiedziawszy mężczyzna wskazał na swojego psa. – Borys przywitaj się z panią i jej ślicznymi dziećmi.
Pies stanął na dwóch łapach, wesoło pomachał ogonem i dwa razy szczeknął.
– Zaprosiłabym pana na herbatę, czy nawet na śniadanie, ale obawiam się… –Emilia spojrzała na Sabę i Nery. – Czy nasze psy nie zrobią sobie krzywdy. – Wzruszyła ramionami robiąc bardzo zatroskaną minę.
– One już się polubiły, czy nie zauważyła pani tego? – Mężczyzna spojrzał na trzy biegające wzdłuż ogrodzenia psy. – Borys jest już stary i na pewno nie będzie tym dwom panienkom naprzykrzał się zbytnio, ale nie wiem jak pani psy? – Odwrócił głowę i popatrzył w stronę Saby i Nery.
Suczki biegały wesoło wzdłuż płotu, zachowując się tak, jakby nie mogły doczekać się swojego gościa. Szczekały, skamlały i najwyraźniej przymilały się do Borysa.
Emilia zdecydowała się wpuścić na teren leśniczówki nowo poznanego mężczyznę. Biło od niego coś takiego, że poczuła nieodpartą potrzebę porozmawiania z nim. Otworzyła furtkę i gestem zaprosiła obu gości do ogrodu. Dzieci od razu doskoczyły do nowego psa i zaczęły go głaskać, przytulać się do niego, a ten tylko mruczał zadowolony jakby czekał na takie pieszczoty od dawna. Emilia odprowadziła Mariusza do werandy i wskazała mu miejsce na fotelu.
– Proszę usiąść i zaczekać, zaraz zaparzę kawę… – odeszła w stronę drzwi wejściowych, ale nagle zatrzymała się i zawołała – O nie! – Złapała się za głowę i roześmiała. – Zaprosiłam pana na kawę, a nie mam prądu. Niestety nie mam jak zagotować wody, może napijemy się soku, albo wody mineralnej? – Zaproponowała.
– No trudno, taką miałem ochotę na tę kawę – mężczyzna uśmiechnął się do niej. – Proszę się nie przejmować, bardzo chętnie napiję się wody mineralnej. – To powiedziawszy mrugnął figlarnie okiem.
Emilia weszła do domu, szybko wskoczyła do swojego pokoju, aby się przebrać. Pomogła Olafowi założyć czyste ubranko, dziewczynkom również nakazała zmienić piżamki na koszulki i krótkie spodenki. Przyniosła z kuchni butelkę wody, dwie szklanki i usiadła obok mężczyzny w swoim ulubionym fotelu.
Na drodze pojawił się duży zielony samochód terenowy Bartka. Słysząc jego warkot wszystkie psy podbiegły do bramy głośno szczekając i radośnie machając ogonami.
– No ładnie! Widzę, że nasz doktorek czasu nie marnuje – Bartek wyskoczył z samochodu.
– O, wujek! – Trzy piskliwe głosiki zawołały z okna na piętrze.
– Wujek? – Mariusz zrobił zdziwioną minę.
Bartek otworzył bramę i powoli wjechał samochodem na podwórko. Wysiadł i zaczął wypakowywać przeróżne skrzynki z narzędziami i materiałami budowlanymi, które przywiózł ze sobą.
– Witam doktorku, cześć Emi! – Podszedł do werandy i podał rękę gospodyni, a potem Mariuszowi. – Ty masz nosa, piękną kobietę nawet pod ziemią znajdziesz, co?
Bartek mrugnął figlarnie do Emilii i usiadł na werandzie obok Mariusza. Jego wesołe oczy wprawiły oboje w zakłopotanie. Emilia poczuła rumieniec na twarzy, a Mariusz opuścił wzrok i nieśmiało uśmiechnął się. Chwilę siedzieli w milczeniu, wreszcie Bartek wstając skłonił się w stronę Emilii i powiedział:
– No cóż, wy sobie tu gruchajcie, a ja tymczasem zabieram się za robotę. Bo moja szefowa mnie zwolni – wstał i klepnął Mariusza w ramię.
– Szefowa? – Mariusz posłał w stronę Emilii pytające spojrzenie.
– Och, jaka tam szefowa. Bartek zaofiarował się pomóc mi. Nie mamy prądu ani wody, nikogo tutaj nie znamy, więc to tylko przyjacielska przysługa.
– A, to teraz rozumiem. – Mariusz wstał i podszedł do Emilii. – Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. Teraz muszę już lecieć, bo za godzinę zaczynam dyżur w przychodni. – To powiedziawszy podał jej rękę, odwrócił się i gwizdnął na psa.
Borys podbiegł do swojego pana, a za nim wesoło przybiegły Saba i Nery. Psy wyraźnie były niezadowolone z tego, że goście już opuszczają ich posesję. Dzieci do tej pory zajęte, rozmową z Bartkiem, również dołączyły do swoich ulubieńców. Wszyscy odprowadzili Mariusza i Borysa do furtki, a kiedy obaj już odchodzili Emilia zawołała:
– Mam nadzieję, że jeszcze mnie kiedyś odwiedzisz?
– Bardzo chętnie! – Mariusz uśmiechnął się i pomachał ręką na pożegnanie.
Kiedy zniknęli w gęstwinie drzew, wróciła do domu i zabrała się za przygotowywanie śniadania. Zapowiadał się kolejny upalny dzień i koniecznie trzeba było jakoś zorganizować czas dla dzieci, żeby nie nudziły się na tym rozgrzanym słońcem podwórku.
Przygotowując kanapki cały czas myślała o kobiecie, która ją dzisiaj odwiedziła. Mariusz powiedział, że ona jest nie groźna, ale Emilia i tak czuła wobec niej dziwny strach. Postanowiła porozmawiać o niej z panem Tomaszem. On mieszka tutaj od lat i na pewno ją zna. Może będzie znał odpowiedź na to, dlaczego ta kobieta tak na nią napadła i co miała na myśli mówiąc: „Po co wróciłaś, znowu chcesz kogoś zniszczyć?”. Emilia postawiła śniadanie na stoliku, na werandzie i zawołała dzieci, a następnie poszła poszukać Bartka, aby zaproponować mu wspólny posiłek. Usiedli razem, jedząc przygotowane przez Emi śniadanie, kiedy Nikola przysunęła się do Bartka, złapała go za rękę i szepnęła:
– Wujku, jedna pani dzisiaj na mamusię nakrzyczała. Była straszna i wyglądała jak Baba Jaga, a potem przyszedł ten miły pan i ją wypędził.
Bartek popatrzył na Emilię.
– Jaka pani?
– Dziwna była… gruba… dziwnie ubrana i chociaż miała bardzo sympatyczną twarz, była na mnie strasznie wściekła – Emilia zamyśliła się. – Wygrażała mi, mówiła, że przyjechałam po to, żeby kogoś zniszczyć. Wystraszyła nas. Nie wiem, co by było, gdyby akurat wtedy Mariusz nie zjawił się ze swoim psem. – Powiedziała spokojnie z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
– A… pewnie Kamratowa! – Bartek kiwnął głową. – Kobieta nie jest groźna, ale nieszczęśliwa. Podobno kiedyś była bardzo zakochana w jakimś mężczyźnie, a ten wyjechał na studia i przywiózł ze sobą kobietę, z którą oczywiście ożenił się. Wydarzyła się jakaś tragedia i mężczyzna zginął w wypadku razem ze swoją młodą żoną. Po tym wypadku, podobno Kamratowa sfiksowała i powtarzała wszystkim, że to jej wina, bo życzyła tamtej kobiecie śmierci za to, że odbiła jej ukochanego. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się. – Ale to są tylko plotki, może jesteś podobna to tej jej rywalki? – popatrzył na swoją nową znajomą robiąc przy tym bardzo zagadkową minę. – Pogadaj z moim teściem, on ją zna lepiej i zna tę całą miłosną historię, podobno znał osobiście jej narzeczonego i tę jego żonę.
Podziękował za śniadanie i wrócił do swojej pracy. Chwilę później z wnętrza domu zaczęły dochodzić dźwięki wiertarki, młotka i innych narzędzi. Emilia sprzątnęła ze stolika i zadecydowała, że pojedzie z dziećmi nad jezioro. W domu i tak nie miała nic konkretnego do roboty, a jednocześnie nie chciała, aby dzieci kręciły się obok Bartka i przeszkadzały mu. Kiedy wyjeżdżali, słońce stało już wysoko na niebie, zostawiła swojemu nowemu przyjacielowi zapasowy klucz i powiedziała, że nie wie, o której godzinie wrócą. Potem zapytała, gdzie znajdzie pana Tomasza i odjechała.