Recenzje książek

świąteczny cud

JEDYNY DZIEŃ W ROKU – Agnieszka Jeż

*** JEST TAKI DZIEŃ, BARDZO CIEPŁY, CHOĆ GRUDNIOWY ***

Agnieszka Jeż, to genetycznie krakowianka i góralka, urodzona i wykształcona w Warszawie. Mieszka w Sulejówku. Jest pisarką, filolożką polską i lituanistką. Przez wiele lat zawodowo zajmowała się książkami na stanowisku redaktorki i wydawczyni. W liceum wpatrzona w matematykę i fizykę, na studiach filologia polska i filologia bałtycka. Jako autorka zadebiutowała w roku 2016 esejem o międzywojniu „Kuchnia dwudziestolecia. Co i jak jadano”, a jej pisarski debiut to powieść „Nie oddam szczęścia walkowerem”.

Jedyny dzień w roku to powieść świąteczna z dużą dawką humoru.

PREMIERA KSIĄŻKI 20 PAŹDZIERNIKA 2021

Wydawnictwo FILIA
stron 336

Kiedy zbliżają się święta Bożego Narodzenia, świat zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Wszędzie słychać świąteczne piosenki, czuć zapach pierników, cichną spory a ludzie stają się sobie bliżsi. Dorota nie wie, czy cieszy się na wspólnie spędzone święta z rodzicami i bratem, dwa wcześniejsze lata panującej pandemii nie pozwoliły jej na to. Ale niespodziewanie kolacja wigilijna zamiast być w cudownej magicznej atmosferze zamienia się w katastrofę. Wracając do domu, dziewczyna myśli tylko o jednym: żeby ten dzień wreszcie się skończył. Jednak poranek następnego dnia okazuje się czymś, co nie wiadomo, czy jest żartem, czy złośliwością losu, ponieważ kolejny dzień również okazuje się Wigilią, i kolejny, i kolejny… Dzieją się te same rzeczy, dziewczyna spotyka tych samych ludzi i wieczór spędza na kolacji z rodzicami. Czy powtarzający się czas pozwoli jej zobaczyć pewne sprawy inaczej niż w pierwszym wigilijnym dniu? Czy to, aby kilkukrotnie przeżyła coś, sprawi, że podejdzie do życia bardziej refleksyjnie? Czy latami nagromadzone żale będą miały wreszcie okazję na rehabilitację myśli?

Czy pamiętacie film „Dzień świstaka”? To ta książka jest właśnie napisana w podobnym stylu. Dorocie, młodej, samotnej kobiecie dobiegającej trzydziestki kilka dni z rzędu powtarza się dzień wigilii.

Przyznam szczerze, że kiedy po raz kolejny zaczęłam czytać o tym co było kilka rozdziałów wstecz, poczułam lekkie znużenie. No bo ile razy można przeczytać tę samą historię, zmienioną jedynie jakimiś kolejnymi wstawkami przemyśleń głównej bohaterki?

(…) Była zła, cholernie zła na Stefana z radia, na komercjalizację świąt, na swoją matkę, na brata, na ojca, na los/przypadek/cholera wie, co odpowiadało za ten paskudny Dzień Świstaka, (…)

Ale z każdym kolejnym rozdziałem, który zaczynał się tak jak poprzedni odkrywałam coś nowego, coś co zmuszało mnie do refleksji.

Główna bohaterka przeżywając po raz kolejny ten sam dzień, również wnosiła w fabułę coś nowego. Czy komuś nie zdarzyło się kiedyś coś takiego, że wieczorem lub po jakimś czasie od przeżytego zdarzenia, nie myślał o tym, że gdyby wydarzyło się teraz, to postąpiłby inaczej? Mnie niestety często się zdarza, ponieważ działam bardzo impulsywnie i spontanicznie, często nie zastanawiając się nad tym, że coś mogłabym powiedzieć czy zrobić inaczej.

W kolejnych etapach przeżywania ponownie tego samego dnia, główna bohaterka zaczyna zauważać i rozumieć coraz więcej. Przestaje oceniać ludzi a zaczyna zastanawiać się nad tym, dlaczego robią to co robią.

To samo dotyczy więzów rodzinnych. Aby czerpać z życia przyjemność nie można ciągle żyć obwiniając wszystkich za to jak się zachowują. Może czasami trzeba pomóc komuś zobaczyć to, czego on nie jest w stanie zauważyć skupiając się tylko na sobie.

Przyznam szczerze, że chociaż początkowo irytował mnie ten zapętlony w czasie „dzień świstaka” to z każdym kolejnym rozdziałem podchodziłam do tego coraz bardziej pozytywnie, bo zaciekawiało mnie i intrygowało to co bohaterka zrobi, jak postąpi w kolejnej odsłonie czyjegoś zachowania.

Humor przeplata się tutaj ze smutkiem, euforia z irytacją, ale myślę, że jest to książka, obok której raczej nie powinniśmy przejść obojętnie, bo ileż razy w naszym życiu zdarza się coś, nad czym się nigdy nie zastanawiamy, a jest ważne.

A przecież każde zachowanie człowieka ma jakiś cel. Irytuje nas, kiedy zaczepiają nas na ulicy ankieterzy czy sprzedawcy, ale czy zastanawialiśmy się nad tym, dlaczego oni wykonują te czynności?

(…) Drobna zmiana planów i swojego nastawienia sprawiły, że zobaczyła świat w innej odsłonie. Ci sami ludzie nagle wydali się jej inni; ona sama wydała się sobie inna. Jeżeli właśnie wszechświat, Bóg czy los chcieli jej powiedzieć, to wreszcie się z tym przebili. To jednak było za mało, jak widać, bo kolejny raz wrzuciło ją do dwudziestego czwartego grudnia. (…)

Widzimy w lunaparku czy galerii handlowej albo na jakimś jarmarku kogoś przebranego w coś, w czym my nigdy byśmy się nie pokazali, śmiejemy się z tej osoby, czasami patrzymy na nią z ironią, ale czy zastanawiamy się nad tym, co skłoniło ją do tego, aby tak się przebrać?

I chociaż przyznam się do tego, że od jakiegoś momentu w trakcie czytania przestałam odczuwać irytację czytając o tym samym, to były momenty, kiedy mocno się wzruszyłam.

(…) – Tak. Do Flory. To trzy przystanki stąd. Robią bardzo ładne wieńce. Od dwudziestu lat zamawiam, ale w tym roku zamówienie przyjmowała nowa pracownica i nie wiedziała, że to… – Pani na moment się zawahała. – Nie na stół, tylko na cmentarz. (…)

Ta książka to taka trochę psychoterapia uświadamiająca, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a żale czy pretensje możemy zastąpić pozytywnym myśleniem i odmienić postrzeganie tego co odbieramy w negatywnym sensie.

Wigilia to dzień szczególny, nie po darmo mówi się, że to dzień cudów. W tej książce autorka udowadnia, że często zwykłe gesty empatii, zwykłe zachowanie pozwalające na zrobienie komuś nawet małej przyjemności, popatrzenie na kogoś inaczej, mogą być cudami.

Chociaż, czy pomaganie drugiej osobie, przepraszanie albo dostrzeganie w kimś jego dobrych cech, to są cuda? No cóż, w zależności jak na to patrzymy.

Jeżeli ktoś jest ciekawy jakie cuda dokonały się za pośrednictwem bohaterki tej opowieści, koniecznie niech sięgnie po tę książkę.

Myślę, że wielu czytelników odbierze z tej lektury świetną lekcję życia, która z pewnością przyniesie wiele dobrego. Polecam tę książkę szczególnie w okresie zbliżającym nas do świętowania Bożego Narodzenia, wszak Wigilia to JEDYNY DZIEŃ W ROKU.

Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej lektury, która trochę przedłużyła u mnie okres świąteczny.

ZUPEŁNIE INNY CUD – Agnieszka Olejnik

JEST TAKI DZIEŃ, BARDZO CIEPŁY CHOĆ GRUDNIOWY, DZIEŃ, ZWYKŁY DZIEŃ, W KTÓRYM GASNĄ WSZYSTKIE SPORY…

Agnieszka Olejnik to polonistka i anglistka, mama trzech synów oraz właścicielka czterech psów. Odkąd zamieszkała w domu na skraju lasu, pod wielkimi dębami, codziennie budzi się z uczuciem spokoju w duszy i zwyczajnego szczęścia. Święcie wierzy, że to dzięki bliskości drzew. W młodości szybowniczka i wielbicielka jaskiń. Podróżniczka – odwiedziła m.in. Czarnogórę, Bośnię, Rumunię, Estonię, Sycylię, zjechała całą Skandynawię, by dotrzeć do Nordkapp. Tatry kocha miłością niemal romantyczną. Prowadzi bloga „Barwy i smaki mojego życia”, gdzie opowiada nie tylko o książkach, ale też o fotografowaniu przyrody, zdrowej kuchni i pysznych nalewkach. Autorka książki dla dzieci „Ava i Tim. Droga na północ” (2013), powieści młodzieżowej „Zabłądziłam” (2014) oraz kobiecego kryminału „Dante na tropie” (2015) a także wielu innych książek.

Zupełnie inny cud to powieść świąteczna z mocnym akcentem psychologicznym.

PREMIERA KSIĄŻKI 13 PAŹDZIERNIKA 2021

Wydawnictwo FILIA
stron 360

Pałacyk w Leszczynach to malownicza posesja będąca własnością milionera Norberta Halla, ojca trójki dzieci, których matkami są inne kobiety. W tym roku były tenisista postanawia spędzić święta nie tylko ze swoją obecną żoną i z wszystkimi swoimi dziećmi, zapraszając do wspólnego stołu również swoją matkę. Ma w zanadrzu pewną wiadomość, którą chce przekazać wszystkim po świętach. Niestety plan, aby spędzić święta w miłym ciepłym gronie rodzinnym niezbyt wypala, ponieważ nie każdy jest nastawiony do takich świąt optymistycznie. Pod uśmiechami kryją się ludzkie dramaty i wzajemne pretensje. Na dodatek matka mężczyzny znajduje w opuszczonym domku w ogrodzie bezdomnego mężczyznę, którego jedna z córek Norberta zaprasza do wigilijnego stołu. Czy tej rodzinie można pomóc w odnalezieniu wspólnej więzi? Czy przyprowadzony do domu bezdomny mężczyzna pozwoli na połączenie się członków rodziny, czy wręcz przeciwnie, skłóci ich jeszcze mocniej?

Z twórczością tej autorki spotkałam się dwa razy i to w dodatku w krótkich formach antologii, ale myślę, że z przyjemnością sięgnę po inne jej książki.

Boże Narodzenie to często czas radości, miłości i szczęścia. Rzadko ktoś czekając na święta myśli o wzajemnych niedopowiedzeniach, żalach czy pretensjach.  

(…) – Co jest z nami nie tak? – zapytała bezradnie. – Dlaczego nie mogą nam się udać chociaż jedne święta? Dlaczego nawet kiedy chcę zrobić coś dobrego, wszystko obraca się przeciwko mnie? (…)

Ta powieść teoretycznie powinna być ciepłą książką świąteczną, przynajmniej ja tak sobie o niej pomyślałam sugerując się słowem „cud” w tytule.

I chociaż nie zdradzę jaki cud wymyśliła autorka dając nam tę książkę, to muszę przyznać, że mile mnie tym zaskoczyła.

Początkowo fabuła nie jest zbyt optymistyczna i magiczna jak przystało na święta. Każdy z bohaterów to istna skarbnica żalów, niedopowiedzeń życiowych, frustracji i smutku. Każdy z nich niesie swój ciężar w samotności nie dostrzegając tego, że ktoś może nieść o wiele cięższy życiowy bagaż.

Ale jak to powinno być w święta, w których powinien dominować optymizm niesiony w worku empatii pojawia się w fabule bezdomny mężczyzna z okaleczonym, brzydkim psem i tok zdarzeń zupełnie zmienia swój bieg. Obcy, bezdomny gość przygarnięty częściowo z potrzeby spełnienia wigilijnego dobrego uczynku, a trochę z obowiązku przyzwoitości nie przez wszystkich jest dobrze widziany przy wigilijnym stole, ale wnosi zarówno do domu Norberta Halla, jak i do fabuły nieco humoru, ale jednocześnie budzi w bohaterach „człowieczeństwo”, co pozwala nagle zauważyć drugiego człowieka w zupełnie innym świetle.

(…) W końcu nadeszła – i wtedy okazało się, że starszy pan jest zbyt wzruszony, aby wydusić z siebie coś więcej niż choćby proste „dużo szczęścia”. Ostatecznie rozpłakał się jak dziecko, a wtedy wszyscy poczuli się jeszcze bardziej zakłopotani i chyba nie było przy stole osoby, która nie chciałaby w owej chwili po prostu zniknąć. (…)

Książka jest jak najbardziej świąteczna, bajkowo białe opisy ogrodu, gorączka przygotowań świątecznych potraw i patchworkowa rodzina zebrana przy wspólnym wigilijnym stole.

Polecam tę powieść nie tylko na czas świąt. Być może nie jest to lektura z tych, lekka, łatwa i przyjemna, ale pozwala dostrzec wiele spraw, o których nie myślimy na co dzień.

Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość poznania tej książki, która nie tyle nastroiła mnie świątecznie, co wzbudziła refleksje odnoszące się do życia i kontaktów nie tylko z najbliższymi.

ŚWIĄTECZNY TROP – David Rosenfelt

David Rosenfelt urodził się w Peterson, New Jersey w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem, który napisał trzydzieści trzy powieści, dzięki niemu powstały również trzy filmy telewizyjne. Głównym bohaterem większości jego książek jest Andy Carpenter, adwokat i miłośnik psów. Autor ukończył Uniwersytet Nowojorski, a następnie zdecydował się na pracę w branży filmowej. Po rozmowie z wujkiem, który był prezesem United Artists został zatrudniony i pracował w kierunku kultury korporacyjnej zostając prezesem marketingu Tri-Star Pictures. Kiedy odszedł jednak z branży korporacyjnej i napisaniu kilku scenariuszy do filmów i telewizji, zabrał się do pisania powieści i szybko stał się bardzo cenionym w gatunku kryminału. W 1995 roku wraz z żoną założył fundację „Tara”, która uratowała prawie 4000 psów. Jest miłośnikiem psów i wspiera ponad dwa tuziny psów. Jest żonaty i ma dwoje dzieci.

Świąteczny trop to kryminał z nutką humoru, którego fabuła rozgrywa się w okresie świąt Bożego Narodzenia.

Wydawnictwo KOBIECE rok 2020
stron 349

Andy Carpenter jest adwokatem i miłośnikiem psów. Pewnego dnia, tuż przed Bożym Narodzeniem natyka się na bezdomnego siedzącego na ulicy w towarzystwie psa. Wręcza mu pieniądze i talon na psie jedzenie o dość wysokim nominale. Następnego dnia dowiaduje się, że człowiek i jego pies zostali zaatakowani, przez nieznanego sprawcę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo bezdomni często są napadani przez miejscowych zbirów, ale pies, który przebywał w towarzystwie tego bezdomnego, ugryzł napastnika, przez co wylądował w schronisku na obserwacji. Andy postanawia pomóc mężczyźnie i jego psu, ale sprawy się komplikują, kiedy okazuje się, że człowiek ten jest poszukiwany za morderstwo i zostaje siłą wyprowadzony z domu Andy’ego. Adwokat wierzy w niewinność bezdomnego i wraz z żoną, byłą policjantką i grupą ludzi pracujących dla ich agencji detektywistycznej stara się udowodnić niewinność swojego klienta. Czy Don Carrigan naprawdę nie popełnił zbrodni i jest niewinny? Kto i dlaczego próbuje wmanewrować byłego żołnierza w brutalne morderstwo? Czy Andy zdoła udowodnić niewinność swojego klienta?

Gdyby nie ktoś kto wie, że uwielbiam czytać i zna trochę mój gust czytelniczy zapewne nigdy nie dowiedziałabym o istnieniu tego autora. Przyznam jednak uczciwie, że ta książka na tyle mnie zaintrygowała, że zaczęłam szukać w księgarniach internetowych kolejnych jego książek.

Już sam fakt, że autor uwielbia psy spowodował, że polubiłam go, a po przeczytaniu tej powieści chyba polubiłam również jego książki. I wcale się nie dziwię, że główny bohater, czyli adwokat Andy Carpener zyskał sobie przychylność tak wielu czytelników. U nas wprawdzie jeszcze nie jest zbytnio znanym, ale kto wie, może wkrótce się to zmieni.

W obliczu setek książek, które zalewają księgarnie zarówno internetowe jak i stacjonarne, muszę powiedzieć, że po ten kryminał naprawdę warto sięgnąć. Nie musi to być w okresie świątecznym, chociaż fabuła ma mocną świąteczną oprawę a wiadomo, że jak święta to i każdy liczy na świąteczny cud.

Ta książka to połączenie dobrego wątku kryminalnego z odrobiną humoru i bardzo ciekawymi osobowościowo bohaterami. A wszystko to oplecione jest cudowną nicią empatii.

Myślę, że autor wymyślając postać Andy’ego pozwolił wielu ludziom spojrzeć na zawód adwokata zupełnie z innej strony. Bo kim jest dobry prawnik, dobry adwokat? Z całą pewnością to ktoś, kto potrafi udowodnić to o czym jest przekonany i zrobi wszystko, aby pokazać się z tej nie tylko prawniczej strony, ale głównie z tej typowo ludzkiej.

 (…) – Oczywiście. Don Carrigan to człowiek honoru, a przy tym bohater wojenny. Zrobił, co do niego należy, dla dobra kraju poniósł konsekwencje. Zbrodnia, którą pan opisał, nie zgadza się z profilem osobowości Dona ani z jego stanem psychicznym. (…)

Przyznam szczerze, że całkiem dobrze się przy tej książce bawiłam, chociaż narracja pierwszej osoby czasu teraźniejszego nie należy do moich ulubionych, ale kiedy wciągnie człowieka nietuzinkowa fabuła, to przestaje się zwracać uwagę na narrację, styl czy interpunkcję. A przyznać muszę, że fabuła pochłonęła mnie całkowicie.

(…) Te słowa Jaimego są niczym miód na moje uszy. Tomasino niniejszym przyznał, że wysoki i biały Carrigan jest według niego niski i gruby. (…)

Sprytne metody jakimi posługuje się adwokat, aby udowodnić swoje tezy, są z jednej strony niesamowicie ciekawe, może czasami lekko nieprzepisowe, ale z całą pewnością bardzo skuteczne.

Polecam tę trochę świąteczną powieść wszystkim miłośnikom kryminałów, komedii kryminalnych, miłośnikom psów i wszystkim tym, którzy po prostu lubią dobre książki. Jeśli chodzi o mnie to z pewnością sięgnę jeszcze kiedyś po którąś z książek tego autora, a zwłaszcza po taką, której bohaterem będzie Andy i jego żona.

UWIERZ W MIKOŁAJA – Magdalena Witkiewicz

Magdaleny Witkiewicz chyba nie muszę przedstawiać, ponieważ tyle razy ta pisarka gościła na moim blogu, że ci, którzy tu zaglądają, z pewnością znają ją bardzo dobrze. Przypomnę tylko, że jest mieszkanką Gdańska. Urodziła się w 1976 roku. Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańskiego Studium Bankowości oraz Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menadżerów. Miała własną firmę marketingową, przez pewien czas jednocześnie prowadziła ją i pisała powieści. Dziś jej życie zawodowe to książki. Jest jedną z najbardziej czytanych polskich pisarek, a ja sięgam prawie po każdą powieść, bo lubię jej „pióro”.

Uwierz w Mikołaja to powieść świąteczna.

Wydawnictwo FILIA rok 2019
stron 408

Agnieszka każdego roku spędza święta z babcią, która od dawna zastępuje jej tragicznie zmarłych rodziców, w tym roku jednak babcia za wszelką cenę chce wysłać wnuczkę do ciepłych krajów. Dziewczyna jednak nie wyobraża sobie spędzenia świąt bez babci i przyjeżdżając na Kaszuby zastaje dom seniorki… pusty. Robert jest policjantem, który od lat podkochuje się w pewnej młodej kobiecie, ale niestety jest to miłość platoniczna, ponieważ wybranka jego serca żyje z człowiekiem, któremu z pewnością nie jest po drodze z prawem i policją. Jest jeszcze małżeństwo/niemałżeństwo, które kiedyś, gdy dzieci były małe wolało spędzać świąteczny czas w ciepłych krajach bez pięknej otoczki polskich tradycji świątecznych. Dla uzupełnienia bohaterów tej powieści dodam, że jest jeszcze pewien dom spokojnej starości o barwnej nazwie Happy End, w którym przebywa kilkoro całkiem fajnych seniorów. Czy Agnieszce uda się spędzić Wigilię i święta z ukochaną babcią, i co wspólnego będzie miał z dziewczyną pewien (młody) Mikołaj? Czy wspomniane wcześniej małżeństwo/niemałżeństwo zapragnie wreszcie spędzenia świąt w Polsce, z choinką, polskimi kolędami? Czy Robertowi uda się wreszcie skłonić kobietę od dawna goszczącą w jego sercu do bliższej relacji? I kim jest mała, rezolutna Zosia, która koniecznie chce dostać od Mikołaja… Babcię? Czy ją dostanie?

Jedna świąteczna opowieść, wielu bohaterów. I wiele marzeń do spełnienia. Bo może żeby pięknie spędzić święta, trzeba uwierzyć w Mikołaja.

Ta książka czekała rok na przeczytanie, ponieważ nie zdążyłam jej przeczytać w zeszłym roku, a TAKIE powieści czytam tylko w okresie około świątecznym. Nie wyobrażam sobie czytania powieści świątecznych w innym czasie.

I… jestem nią dosłownie oczarowana. Warto było czekać, a z pewnością wrócę do niej w innym świątecznym czasie.

Autorka po raz kolejny dosłownie przeczołgała mnie emocjonalnie sprytnie manipulując uczuciami. Na zmianę śmiałam się i wzruszałam, chociaż wzruszenia nie dotyczyły tylko smutnych wątków.

Książka jest nie tyle magiczna, co pełna wiary w to, co może się przytrafić każdemu, nawet temu, kto już się poddał i nie walczy z przeciwnościami losu, nie wierzy w to, że ludzie zmieniają się, nie ufa swoim marzeniom.

Szkatułkowo przedstawiona fabuła jest ciekawym połączeniem losów i zdarzeń dotyczących różnych ludzi.

Fabuła pozwala uwierzyć w to, że w każdym człowieku ukryte jest coś, co wyzwala w nim dobro. Nieważne czy żyjemy w patologicznym, toksycznym związku, nieważne, że uciekamy od życia w pracę znajdując bezpieczny azyl w samotności własnych przekonań, ważne, aby wreszcie odnaleźć spokój ducha i… SIEBIE.

Już dawno przestałam wierzyć w magię świąt, dawno przestałam wierzyć w cuda, ale takie książki pozwalają mi oderwać się od tego, co drąży tunele smutku w środku mnie. Pozwalają marzyć chociażby o zasypanej śniegiem zimie, o uśmiechu kogoś, kto nigdy się nie uśmiecha, o tym, że świat może być piękny a życie ekscytujące.

Moi dziadkowie zawsze mi powtarzali, że dopóki będę wierzyła w Mikołaja, dopóty będę od Niego dostawała prezenty. A ja wierzyłam bardzo długo.

(…) – Ja wierzę, proszę pana. Ale moja mam już przestała. A ja wiem, że jak się w niego nie wierzy, to on wtedy nie przychodzi. A tego bym nie zniosła! (…)

Autorka pokazuje, że życie to nie tylko blichtr szczęścia, przedstawia te skrawki ludzkich losów, które bywają bardzo bolesne i trudne dla zrozumienia tym, którzy tego nie znają.

(…) Anna już dawno przestała wierzyć w Świętego Mikołaja. (…) Ostatni raz chyba jak się Zosia miała rodzić. A może wtedy też nic nie dostała? Sama już dobrze nie pamiętała. A co chciałaby dostać teraz? Spokój. Szczęście. Wigilię w gronie osób, dla których zwrot „Wesołych Świąt” nie jest tylko pustym frazesem. Chciałaby się uśmiechać, siedząc przy stole wigilijnym. (…)

Czytając takie książki zaczynamy zastanawiać się nad tym, co tak właściwie jest ważne w naszym życiu. Czy to są pieniądze? Czy to jest zdrowie? Czy to jest czas z kimś, na kim nam zależy? Dla każdego jest to coś innego, ale dopóki tego nie zauważymy, nasza nieświadomość i samotność będzie się tylko pogłębiała.

(…) W tym pędzie za pieniądzem zapomniał jednak, że czasu z dziećmi nie można kupić. Relacji z bliskimi nie da się kupić. Trzeba nad nimi nieustająco pracować. Każdego dnia. Kiedyś tego nie rozumiał. Teraz żałował. (…)

Czasami człowiek ma tak prozaiczne marzenia, że ktoś inny mógłby powiedzieć „przecież to normalność, jak można o tym marzyć?”, ale nie wszyscy mają to samo. Jeden marzy o podróżach, inny o pokaźnym koncie w banku, jeszcze inny o dziecku i spełnionym macierzyństwie, a jeszcze ktoś inny marzy tylko o spokoju. Starajmy się zobaczyć wokół siebie rzeczy i ludzi, których do tej pory nie widzieliśmy.

Czasami potrzeba niewiele, aby poczuć wiele.

(…) Też chciała, by te chwile trwały jak najdłużej. Bezpieczny sen, bez niechcianych rąk na ciele. Ciepła kołdra, spokojny oddech dziecka i pachnące szamponem włosy. Zanurzyła w nich twarz i uśmiechnęła się. Tak pachnie szczęście? Tak wygląda szczęście? Ciepło i bezpiecznie. (…)

Polecam tę książkę nie tylko w świąteczny czas, chociaż w takim najpiękniej się ją będzie czytało, bo pozwoli nam uwierzyć w wiele dobra jakie być może wokół nas się dzieje a którego nawet nie zauważamy.

To z całą pewnością jedna z najpiękniejszych świątecznych opowieści, gdyby została zekranizowana, to pewnie popularnością przebiła by nawet „Listy do M”.

ZOSTAŃ MOIM ANIOŁEM – Gabriela Gargaś

Gabriela Gargaś to polska autorka książek obyczajowych, pisząca najczęściej o kobietach i dla kobiet. Z wykształcenia jest ekonomistką o specjalności bankowej, ale z zamiłowania jest bibliofilką. Jest też niepoprawną optymistką. Za życiowe motto obrała sobie słowa Phila Bosmansa „Sztuką życia jest umieć cieszyć się małym szczęściem”. Przygodę z pisaniem rozpoczęła tak naprawdę dla zabicia czasu, kiedy to przebywała na zwolnieniu lekarskim. Prywatnie mieszka w Szkocji wraz z mężem i dzieckiem. Prowadzi również firmę produkującą lalki, maskotki, wyroby z drewna, koronek oraz ręcznie robioną biżuterię z bursztynu. Uwielbia dobrą kawę i polską kuchnię – w szczególności pierogi. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2011 powieścią „Jutra może nie być”.

Zostań moim Aniołem to współczesna powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym.

PREMIERA KSIĄŻKI 28 PAŹDZIERNIKA 2020

Wydawnictwo Czwarta Strona
stron 350

Marietta i Berenika to dwie siostry, każda z nich jest inna, ale siostry bardzo mocno wiąże ze sobą siostrzana miłość. Marietta prowadzi sklep z ręcznie malowanymi naczyniami, mieszka z narzeczonym, a ich ślub zbliża się wielkimi krokami. Berenika jest samotna, pracuje w szpitalu na oddziale OIOMu. Pewnego wieczoru do sklepu Marietty przychodzi mężczyzna w stroju Anioła i wówczas życie kobiety zaczyna toczyć się innym rytmem. Natomiast Berenika niespodziewanie spotyka nowego sąsiada rodziców, który na pierwszy rzut oka jest nadętym palantem. W otoczeniu sióstr jest jeszcze wielu ludzi, którzy małymi lub większymi gestami mają wpływ na życie obu kobiet. Czy Marietta i Berenika odnajdą prawdziwe szczęście? Czy Święta Bożego Narodzenia zmienią coś w ich życiu?

Po książki tej autorki sięgam z przyjemnością. Ma ona w sobie coś nostalgicznego, co przelewa na kary swoich powieści. Potrafi w równym stopniu rozbawić czytelnika co wzruszyć do łez.

W tej powieści dzieje się dużo, i chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że zbyt dużo, to myślę, że szkatułkowa konstrukcja fabuły jest nieprzypadkowa.

Czasami, gdy jest zbyt wielu bohaterów można się pogubić w postaciach i ja nie ukrywam, że musiałam sobie na początku zrobić małą ściągę, na której zapisałam sobie osoby i ich powiązania rodzinne i te z głównymi bohaterkami. Mamy bowiem tutaj kilka opowieści z życia różnych ludzi. Poznajemy między innymi Konrada powiązanego więzami przyjacielskimi z Panną Migotką, babcią samotnie wychowującą dziesięcioletniego wnuka, którego żona Agnieszka wraz z ich synkiem wyjechała do Ameryki. Konrad ma również powiązanie z Mariettą, jakie? Kto przeczyta książkę, ten się dowie.

Mamy Krzysztofa, sąsiada rodziców Marietty i Bereniki, którego żona Ida zaginęła, a który zaprzyjaźnia się nie tylko z rodzicami sióstr.

Mamy również Marka, kolegę z pracy Bereniki oraz Mariannę, a także starszą panią Anastazję, która od lat nie utrzymuje kontaktu ze swoim synem Piotrem.

Każda z tych osób, to osobna historia życia, w której nie zawsze było różowo i kolorowo. Autorka położyła spory nacisk na kontakty międzyludzkie, a szczególnie na kontakty w związkach. To co na zewnątrz wygląda ciepło, ładnie i sympatycznie, nie zawsze ma widok sielanki w czterech ścianach tak zwanego „domowego ogniska”. Czasami to co na pozór wydaje się emocjonalną euforią miłości, często zamienia się w szarą obojętność, a ludzie zaczynają oddalać się od siebie, nierzadko szukając pocieszenia wśród innych ludzi.

(…) – Szczęście zaczyna się wtedy, gdy wiesz, czego od życia chcesz, i masz głęboko gdzieś, co myśli sobie o tobie ktoś inny (…) W pewnym momencie życia zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę trzeba łapać chwile, korzystać z okazji, czerpać radość z ciepłych słów. Mieć w nosie, że kolejna zmarszczka i siwy włos. (…)

Muszę jednak przyznać, że niektóre sytuacje opisane w książce wydały mi się mało wiarygodne i wręcz infantylne. Mam na myśli zachowania sióstr w pewnych sytuacjach, które były moim zdaniem dość głupie i nieprzemyślane, nie postrzegając ich już jako bardzo ryzykowne. Bo kto wpuszcza do pustego sklepu, krótko przed zamknięciem obcego mężczyznę i zamyka się z nim w tym sklepie? Nawet jeżeli facet jest w stroju Anioła. Albo pozostawia w przedpokoju mieszkania, śpiącego na podłodze pijanego w sztok obcego mężczyznę podkładając mu jeszcze pod głowę poduszkę? No cóż, można się śmiać albo tylko z niedowierzania nad ludzką głupotą pokręcić głową.

Książka jest jednak bardzo ciepła w swoim przekazie, nie czułam podczas czytania tej zbliżającej się magii świąt, ale z pewnością podczas czytania nie nudziłam się. Sam fakt, że pochłonęłam tę lekturę w trzy wieczory chyba świadczy o tym, że czytałam z zaciekawieniem.

(…) Czas… Czas to waluta życia. Im więcej go za nami, tym bardziej rozumiemy, że są rzeczy, dla których warto się starać, i takie które lepiej odpuścić. Przestać być miłym dla wszystkich to ogromna ulga. (…)

Autorka dzieli się ze swoimi czytelnikami wieloma mądrościami życiowymi, których tak na co dzień nie zauważamy w swoim życiu, a może po prostu nie zwracamy na nie uwagi, albo nie przykładamy do nich wagi. A są one ważne, dla naszego samozadowolenia, dla naszej miłości własnej. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że jak człowiek jest szczęśliwy, to rozdaje to szczęście dookoła, a jak jest zgorzkniały z powodu niepowodzeń życiowych, to swoim pesymizmem odtrąca wszystkich, nawet tych najbliższych.

(…) Pani Bereniko, nie można brać na swoje barki ciężarów innych ludzi. Można ludziom pomóc je dźwigać, ale nigdy brać ich w pełni na siebie. Człowiek by się załamał, dźwigając to wszystko. (…)

Polecam tę książkę nie tylko na czas przedświąteczny, myślę, że jest to lektura dla kogoś, kto jest osobą wrażliwą i empatyczną. To książka o życiu, o tym jak sami jesteśmy w stanie do niego podchodzić i jak sami potrafimy je sobie komplikować, zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafimy być szczerzy wobec drugiej osoby, ale przede wszystkim nie potrafimy być szczerzy wobec siebie.

Napisz do mnie
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/