jolanta kosowska
WYSPA LUZU – Jolanta Kosowska
(…) Ludzie lubią ekscytować się emocjami innych, żyć cudzym życiem. Szczególnie wtedy, kiedy nie mają odwagi żyć w pełni własnym. Tak jest bezpieczniej. Można przeżyć olbrzymie emocje, nie ryzykując niczego. (…)
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
Wyspa luzu to powieść obyczajowa z romansem w tle.
PREMIERA KSIĄŻKI 05 LUTEGO 2025
Michał jest absolwentem prawa, który jednak nigdy nie podjął pracy w zawodzie. Jest dziennikarzem prowadzącym audycje radiowe poświęcone podróżom. Od ukończenia studiów minęło pięć lat, ten czas pozwolił aby Michał całkowicie stracił kontakt z przyjaciółmi ze studiów oraz ze swoją byłą dziewczyną Natalią, którą kiedyś chłopak potraktował bardzo podle. Na zjeździe absolwentów, na który namówiło go kilku kolegów Michał dowiaduje się rzeczy związanych z przeszłością o których nie miał najmniejszego pojęcia, to wówczas uświadamia sobie jak bardzo skrzywdził byłą dziewczynę, która po rozstaniu z nim wyjechała na wyspę Kos. Mężczyzna postanawia pojechać na wyspę, aby stworzyć cykl reportaży i jednocześnie chociaż spróbować naprawić to co kiedyś popsuł. Czy to co zastanie w Grecji zachwyci go czy raczej zniesmaczy? Jak zachowają się w stosunku do niego mieszkańcy wyspy i czy Natalię ucieszy spotkanie z nim czy raczej otworzy dawno zabliźnione rany? Oboje są już zupełnie innymi ludźmi, czy potrafią rozbudować uczucie na nowo?
Po książki Jolanty Kosowskiej sięgam z kilku powodów. Lubię jej styl jakim pisze, taki spokojny, nieco nostalgiczny i lubię dzięki jej powieściom podróżować po świecie.
Tym razem autorka z pięknego Wrocławia zabiera czytelników do Grecji, na wyspę Kos. Miejsce, w którym czas płynie wolniej, a mieszkańcom nie brakuje luzu. Nigdy tam nie byłam, i pewnie nigdy nie będę osobiście, ale po przeczytaniu tej książki mam wrażenie jakbym te wszystkie miejsca opisane w powieści odwiedziła, dlatego że autorka dosłownie maluje słowami obrazy, które przy odrobinie wyobraźni stają się tak realne jakbyśmy oglądali zdjęcia lub foldery reklamowe.
Ta książka jest romansem, ale takim trochę specyficznym, pokazującym jak silnym uczuciem bywa miłość, nawet ta zdradzona czy odrzucona.
(…) Dziwnie zaczynała się ta nasza miłość. Niespiesznie, rozważnie, leniwie. Nie miała w sobie nic z zauroczenia, szaleństwa, burzy hormonów. To wszystko przyszło dopiero parę miesięcy później. Uczucie kiełkowało w nas powoli. Pewnego dnia poczułem się zawiedziony, kiedy nie spotkałem jej w autobusie. (…)
To co połączyło bohaterów tej historii, to uczucie zarówno piękne jak i bardzo bolesne. Jedno z nich nie do końca gotowe na takie uczucie dało się zmanipulować zazdrości.
Nie polubiłam Michała, nie dlatego, że na początku został przedstawiony w negatywnym świetle. Później wprawdzie się zrehabilitował, ale do końca powieści nie potrafiłam poczuć do niego szczerej sympatii. Może dlatego, że bardzo współczułam Natalii i to ona moim zdaniem jest zdecydowanie pozytywną postacią.
Na tle bajecznie pięknej greckiej wyspy jesteśmy świadkami czegoś co zradza się jak Feniks z popiołów. Dawne rany się zabliźniają dzięki nowemu podejściu do życia, rodzi się coś nowego, coś między cielesnym pożądaniem a uczuciem. Czy sprawdza się powiedzenie, że stara miłość nie rdzewieje?
Autorka pisząc o miłości pokazuje nam zarówno tę miłość pełną planów i pasji, spontaniczną i piękną, jak i miłość zaborczą, ubezwłasnowolniającą, która dąży do celu niszcząc wszystkich, którzy staną na jej drodze. A może to wcale nie jest miłość, a chęć dominacji nad drugim człowiekiem?
Taką toksycznie dominującą osobą okazała się matka Michała, która nie patrząc na to ilu ludzi krzywdzi, doprowadziła do tego, że jej syn odrzucił najukochańszą osobę i na długi czas zerwał więzy z wieloma bliskimi mu ludźmi. Czy zrozumiał swój błąd? Czy naprawił to, co koncertowo zepsuł? Dowiecie się, jak przeczytacie książkę.
To opowieść o miłości, ale też o odkrywaniu siebie i szlifowaniu własnej osobowości.
Zazdroszczę ludziom, którzy nie widzą dramatu nawet w najgorszych momentach życia przyjmując zasadę: na wszystko można znaleźć radę. Ja się dopiero tego uczę i myślę, że ta książka dała mi dobrą lekcję.
(…) – Odrobina luzu panu nie zaszkodzi. Dystans do siebie i rzeczywistości ułatwia życie. Witamy na wyspie! – powiedział pogodnie. – To wyspa luzu. Im będzie się pan bardziej denerwował, tym bardziej panu ta wyspa dokopie. (…)
Myślę też, że w życiu nie wolno się poddawać, należy znaleźć swoje miejsce, zakopać głęboko to, co nas zraniło lub doprowadziło do tego, że coś zniszczyliśmy sami i zacząć od nowa.
Zapraszam na KOS, wyspę, na której dominuje spokój i luz. Jestem przekonana, że każdemu dobrze zrobi taka wycieczka, chociażby tylko na kartach książki, bo czy warto zadręczać się bolesną przeszłością jak można zbudować nową, szczęśliwą przyszłość?
Polecam tę książkę nie tylko miłośnikom romansów czy podróży w ciekawe miejsca. Polecam tę opowieść ku refleksji. Czas spędzony w pięknym miejscu zawsze jest czasem wytchnienia, zatem przyjmijcie, że ta książka będzie dla Was takim właśnie wytchnieniem, odpoczynkiem dla myśli.
Dziękuję Wydawnictwu Zaczytani za możliwość przeczytania tej cudownej powieści w ramach współpracy barterowej, a Autorce dziękuję za kolejną piękną podróż do Grecji.
KALENDARZ ADWENTOWY – Jolanta Kosowska & Marta Jednachowska
Z cyklu: CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA
(…) Jagoda bardzo nie lubiła, kiedy na nią krzyczano. Kojarzyło jej się to z domem, z którego zabrali ją, kiedy miała pięć lat. Mało z tego domu pamiętała. Wszystkie wspomnienia były związane z krzykiem i awanturami wiecznie pijanego ojca. Dziewczyna nie tęskniła za domem i nie żałowała, że jej biologiczna rodzina nie stara się o możliwość kontaktu z nią. (…)
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
O Marcie Jednachowskiej mogę napisać niewiele, chociaż poznałam ją osobiście i wiem, że jest córką Jolanty Kosowskiej, a książka „Spotkajmy się we śnie” jest jej debiutem, chociaż podobno napisała już kilka książek. Kocha zwierzęta, a w szczególności konie, których kilku jest właścicielką. I to tyle ile mogę zdradzić. Dopowiem jeszcze, że jest bardzo sympatyczną osobą i jeżeli ktoś będzie miał okazję kiedyś być na spotkaniu z nią, to polecam.
Kalendarz adwentowy to powieść świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 08 LISTOPADA 2024
W domu dziecka przy ulicy Zimowej trwają przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Opiekunki dokładają wszelkich starań, by dzieci choć przez te kilka dni czuły się tam jak w prawdziwym domu. Placówka boryka się jednak z poważnymi problemami finansowymi – funduszy brakuje nawet na prezenty dla wychowanków. By zmienić tę trudną sytuację, Marzena – dyrektorka domu dziecka – organizuje bożonarodzeniowy jarmark, a Klaudia, jedna z opiekunek, za własne pieniądze kupuje każdemu z podopiecznych kalendarz adwentowy. Nikt nie wie, że w upominkach dla dzieci znajdują się nie tylko czekoladki, ale także… tajemnicze liściki od nieznanego nadawcy, które wywrócą tegoroczne święta do góry nogami. Nadchodzi czas pełen magii i niespodzianek. Czy wszystkie dzieci ucieszą się z prezentów adwentowych i kto jest tajemniczym darczyńcą. Czy jarmark bożonarodzeniowy okaże się sukcesem czy porażką? Którą z opiekunek dzieci najchętniej by pożegnały na zawsze?
Po książki Jolanty Kosowskiej sięgam bardzo chętnie, a ta jest drugą, która została napisana w duecie z Martą Jednachowską i myślę, że jest to wyjątkowo dobry duet. Przyznam szczerze, że chociaż znam dobrze „pióro” Jolanty Kosowskiej, to w tej książce nie do końca byłam pewna, która z pań pisała który rozdział.
Przez wiele lat przeczytałam wiele książek świątecznych, ale żadna jeszcze mnie aż tak nie poruszyła. W tej powieści głównymi bohaterami są nie tylko dzieci z domu dziecka, ale i emocje.
Dawno nie czytałam tak pięknej książki świątecznej, w której prawie na każdej stronie czuć magię adwentu, w której wzruszenie gra główną rolę jak w najpiękniejszym filmie. Moim zdaniem ta historia w pełni zasługuje na to, aby ją sfilmować i będę trzymała mocne kciuki, aby znalazł się producent.
(…) Wszyscy czekali na najważniejszy moment każdego ubierania drzewka. Nawet najstarszym dzieciom nigdzie się nie spieszyło. Oczekiwali zapalenia lampek na choince. Już po chwili błysnęły ciepłym, żółtym światłem. Ich blask oświetlił papierowe łańcuchy, ręcznie zrobione ozdoby i aniołki. (…)
Przeczytałam tę powieść dwukrotnie, raz gdy wydawnictwo poprosiło mnie o napisanie rekomendacji i drugi raz, aby ponownie przeżyć tę historię w okresie nadchodzącego czasu przedświątecznego i poczuć tę cudowną, magiczną moc adwentu.
Autorki przedstawiają nam dwanaścioro dzieci w różnym wieku, których przeszłość była dość dramatyczna, ale przyszłość może być piękna i szczęśliwa.
Każdy człowiek, czy to dziecko, czy osoba dorosła, o czymś marzy. Czasami są to marzenia realne do spełnienia, a czasami nieosiągalne. Tym dzieciom ktoś pomógł zrealizować marzenia nawet te, które dla nich wydawały się nie do zdobycia.
Czy to magia? Czy to tylko dobro czyjegoś (niesamolubnego) serca?
Czasami wystarczy mały gest, aby uszczęśliwić drugą osobę. Czasami poświęcenie siebie i tego co się ma drogocennego może przynieść więcej radości komuś niż sobie.
Adwentowe prezenty, które otrzymały dzieci tak bardzo pokrzywdzone przez los, nie należały do skromnych, ktoś może nawet powiedzieć, że były zbyt bogate, ale radość tych dzieci z pewnością była bezcenna. A przecież wielu ludzi uważa, że dawanie jest piękniejsze od otrzymywania.
Autorki poruszyły w swojej powieści wiele bolesnych wątków, pokazały, że w życiu wielu ludzi zdarzają się dramaty, jedni o nich mówią otwarcie, a inni zamykają swój ból głęboko w sercu. Czasami osoba pozornie niedostępna dla innych, oschła i niezbyt miła skrywa w sobie więcej miłości niż ktoś, kto uśmiecha się każdego dnia i odbierany jest przez innych jako ta bardzo miła.
(…) – Rozumiem – powiedziała dobrotliwie Monika. – Przede wszystkim muszę podziękować, że nie jestem w swoim rodzinnym domu, nie muszę słuchać krzyków ojca. Po drugie powinnam podziękować za to, że jestem w naszym domu. Wie pani, ja nigdy nie mówię, że jestem z domu dziecka. (…) Słowo „nasz” jest dla mnie najważniejsze. (…)
Tej książki nie można czytać bez wzruszeń, ponieważ zarówno historie dzieci jak i ich codzienne zmagania się z życiem, a także ich radości wywołują tak głębokie emocje, że trudno nad nimi zapanować.
Nie wiem, jak jest w domach dziecka, zapewne są domy pełne ciepła, w których dzieci czują się jak w najcudowniejszej rodzinie, jak i te, w których tego ciepła jest zbyt mało. Myślę jednak, że wszystko to zależy od osób pracujących tam jako opiekunowie.
W domu, w którym oprócz domowników mieszka miłość, odpowiedzialność za drugiego człowieka, opiekuńczość i empatia, można powiedzieć, że mieszkają radość i szczęście, które doskonale wypierają smutne wspomnienia. A to jest potrzebne każdemu młodemu człowiekowi do zbudowania dorosłości.
Zanim sięgniecie po tę książkę to przygotujcie sobie herbatę, kakao, ciepły koc i czas, bo od tej lektury trudno się oderwać. Niewielu potrafi tak pięknie ukazać magię świąt i Adwentu. Mimo trudnej przeszłości dzieci z domu dziecka na ulicy Zimowej cieszą się małymi rzeczami.
Ta opowieść przynosi radość, nadzieję i udowadnia, że Adwent to czas cudów.
POLECAM tę najpiękniejszą książkę świąteczną tego roku każdemu, kto tak jak ja czeka na ten jedyny w roku, piękny czas.
Dziękuję Autorkom za chwile pełne wzruszeń, a wydawnictwu Novae Res dziękuję za książkę, którą z pewnością jeszcze nie jeden raz przeczytam i którą bardzo gorąco polecam.
DÉJÀ VU – Jolanta Kosowska
(…) W pokoju był dziwny zegar. Okrągły, wiszący na ramieniu wychodzącym ze ściany, z dwoma cyferblatami pokazującymi czas na dwie strony. (…) Z jednej strony pod cyferblatem widniał napis Marco, a z drugiej Ani. Ten pierwszy zegar stanął, drugi nadal chodził. (…)
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
Déjà vu to powieść obyczajowa z romansem w tle.
PREMIERA KSIĄŻKI (wydanie drugie) 12 CZERWCA 2024
Rafał jest lekarzem i wykładowcą etyki zawodowej, po latach emigracji próbuje na nowo ułożyć sobie życie w Polsce. Na Akademii Medycznej obejmuje stanowisko po uwielbianym przez studentów, niedawno zmarłym wykładowcy, Marcu Brzezińskim. Nieświadom przeszłości Marca wynajmuje piętro domu, w którym jego poprzednik mieszkał wraz ze swoją ukochaną, Anią. W mieszkaniu mężczyzna zastaje kota o imieniu Murano, szafę pełną sukienek, albumy wypełnione zdjęciami oraz pamiętnik. Ten ostatni szczególnie przykuwa jego uwagę. Czytając pamiętnik, coraz częściej ma wrażenie, że żyje równolegle życiem swoim i poprzednich lokatorów. Nie wie jak to się dzieje, ale pamięta wydarzenia, w których nigdy nie brał udziału, miejsca, jakich nie odwiedził, a nawet obcych sobie ludzi, a tajemnicza wenecka legenda wkracza w jego codzienność i powoli zamienia ją w koszmar… Czy Rafał spotkał kiedyś Anię? dlaczego tak ciągnie go do Wenecji? Jak zmarł Marco?
Właśnie wróciłam z pięknej podróży do Wenecji. Nie jest ważne, że byłam tam jedynie dzięki wyobraźni i opisom miejsc, a nie fizycznie, bo wydaje mi się, że byłam tam naprawdę.
Myślę, że jestem szczęściarą, ponieważ kilka miesięcy temu miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu autorskim Jolanty Kosowskiej podczas którego cały czas w tle leciały slajdy ze zdjęciami pięknej Wenecji, a ponieważ autorka uwielbia robić fotografować to widzieliśmy wszystkie miejsca opisane w książce.
Ta książka jest niesamowita, jej fabuła tak działa na czytelnika, że w pewnym momencie wydaje ci się, że tam jesteś i razem z bohaterami przebywasz zarówno na sali wykładowej wśród studentów, przechadzasz się wąskimi uliczkami Wenecji, albo siedzisz na tarasie pewnego domu i pijesz z bohaterami wino.
Nie znam nikogo innego, kto tak pięknie potrafi malować słowami i „zarażać” innych tymi obrazami.
Tu nic nie jest oczywiste i zagłębiając się w fabułę wkraczamy w świat metafizyczny, który wydaje się tak nierealny, że aż trudny do logicznego go odebrania.
(…) Nagle głos zaczął jej się niebezpiecznie łamać. Zamilkła. Odwróciła się do mnie plecami. Wlepiła wzrok w przestrzeń za oknem. Poczułem się winny. Może to błąd, że przyniosłem ten obraz. Może nie powinienem nikomu go pokazywać. (…)
Sny jednego z bohaterów są takimi obrazami, że czasami trudno odróżnić co jest prawdziwe, a co grą wyobraźni.
Nietuzinkowa fabuła przenosi czytelnika do świata… magii (?), legend, wyobraźni, ale robi to w taki sposób, że kiedy weźmiesz tę książkę do ręki, to nie potrafisz jej odłożyć, a gdy uda ci się to z jakiegoś względu zrobić, to cały czas masz w głowie tę niesamowitą historię.
Tutaj nie ma złych i dobrych bohaterów, wszystkie obecne w książce postacie są tak pozytywne, że z przyjemnością spędzasz czas w ich towarzystwie. Może dzieje się tak dlatego, że sama autorka (kto zna ją osobiście, potwierdzi moje słowa) jest taką właśnie osobą – bardzo pozytywną. Jeżeli ktoś miał okazję osobiście poznać Jolantę Kosowską ten przekonał się jakie ciepło i spokój reprezentuje swoją osobowością.
Fabuła książki z jednej strony jest dramatem, który jest podstawą całej historii. Ale tak naprawdę jest również romansem, opowieścią o pięknej miłości, którą zabiła pewna stara wenecka legenda. Chociaż… czy zabiła? A może tylko na jakiś czas uśpiła?
(…) To jakaś plątanina miejsc, czasu i przestrzeni. Wierz zawsze tylko w to, co czujesz, wszystko inne to pozory. Świat złożony jest z pozorów. Bardzo trudno w tej plątaninie odnaleźć choćby jeden konkret. (…)
Myślę, że każda miłość zasługuje na uwagę, każda miłość jest pierwsza, najpiękniejsza, najszczersza, jak śpiewała Irena Santor, dlatego ja chętnie sięgam po książki o miłości.
Ale ta historia jest inna, opisana w niej miłość jest tak niewiarygodna, że trudno sobie ją wyobrazić, Czy jest to miłość platoniczna? Czy można kochać kogoś, kogo się w życiu nie spotkało osobiście, kto występuje jedynie w wyobraźni i snach?
Napisać o tej książce, że jest piękna, to tak jakby nic nie napisać.
Oprócz świetnie wykreowanych osobowości bohaterów, dużym plusem są jeszcze piękne opisy Wenecji, którą (jeżeli ktoś nie miał okazji tam być) można podziwiać zarówno zagłębiając się w wyobraźnię lub po prostu zobaczyć na zdjęciach i filmikach jakie autorka udostępnia na grupie na Facebooku: „Szuflada Jolanty Kosowskiej”.
Ta książka jest pełna pozytywnych emocji, ale i pełna wzruszeń.
Dziękuję Autorce za książkę i za ciekawą, pełną wrażeń podróż do Wenecji. Może kiedyś będzie mi dane zobaczyć te wszystkie miejsca na własne oczy i jeszcze raz przeżyć historię Anny i Marca.
SPOTKAMY SIĘ WE ŚNIE – Jolanta Kosowska & Marta Jednachowska
(…) Kolejny sennik podkreślał, że jeżeli śni się o innym mężczyźnie niż ten, z którym się jest w związku, to oznacza, że osoba śniąca czuje się zaniedbana. Coś ukłuło mnie w środku. (…)
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
O Marcie Jednachowskiej mogę napisać niewiele, chociaż poznałam ją osobiście i wiem, że jest córką Jolanty Kosowskiej a książka „Spotkajmy się we śnie” jest jej debiutem, chociaż podobno napisała już kilka książek. Kocha zwierzęta, a w szczególności konie, których kilku jest właścicielką. I to tyle ile mogę zdradzić. Dopowiem jeszcze, że jest bardzo sympatyczną osobą i jeżeli ktoś będzie miał okazję kiedyś być na spotkaniu z nią, to polecam.
Spotkamy się we śnie to powieść obyczajowa oparta trochę na iluzji snów.
PREMIERA 20 PAŻDZIERNIKA 2023
Oliwia jest młodą pisarką, autorką powieści romantycznych i chociaż pisanie idzie jej tak sobie to dziewczyna odczuwa niezadowolenie ze swojego życia. Przyczyną mogą być problemy rodzinne, a także brak sukcesów literackich. Jest w związku z Czarkiem, mężczyzną, któremu daleko do bohaterów romantycznych powieści. W ich życiu wieje chłodem i to nie tylko w codzienności, ale i w łóżku. Czarek zamiast spędzać czas z ukochaną woli przebywać w swoim biurze. Aby uciec od problemów dnia, Oliwia zaczyna eksperymentować ze świadomym śnieniem co przynosi jej zapomnienie tego co dzieje się na jawie. Kiedy w którymś ze snów dziewczyna spotyka tajemniczego Mirona, jej życie zmienia się diametralnie. Coraz częściej Oliwia czeka na wieczór i na to, aby móc zagłębić się w marzeniach sennych i pobyć w towarzystwie wyśnionego mężczyzny. Czy związek Oliwii i Mirona może zakończyć się czymś pozytywnym? Komu zwierzy się dziewczyna ze swoich snów i „znajomości” z tajemniczym mężczyzną? Czy ktoś oprócz Oliwii również dąży do świadomego śnienia i spotkania w śnie kobiety marzeń?
Po tę książkę sięgnęłam z kilku powodów. Lubię czytać powieści polskich autorek i autorów, lubię „pióro” Jolanty Kosowskiej i lubię analizować sny, tak więc pośrednio sam tytuł mnie zachęcił. Lubię również poznawać nowych autorów, a że książka jest debiutem Marty Jednachowskiej, więc miałam możliwość spełnienia kilku moich „lubię” 😉
Fabuła książki jest dość specyficzna, ponieważ czytelnik ma okazję przebywać zarówno w życiu realnym głównej bohaterki jak i w jej snach, które są nie tyle ciekawe, co odrobinę kontrowersyjne.
Powieść obyczajowa przeplatana jest różnymi wątkami, które mają różny wpływ na fabułę. Znajdziemy tutaj wątek romantyczny, dramatyczny a nawet namiastkę fantazji.
W snach człowiek może przenieść się w różne miejsca, może spotkać różnych ludzi, doświadczyć mniej lub bardziej ryzykownych sytuacji a nawet spotkać istoty nadprzyrodzone lub baśniowe, ale może również przeżyć coś bardzo emocjonalnego, co odbije się na jego samopoczuciu na jawie.
(…) – To my decydujemy o tym, co dla nas jest iluzją, a co prawdą. – Miron spojrzał na mnie znacząco. – Jeśli tutaj potrafimy się uwolnić, od tego co nas trapi, potrafimy to zrobić też w prawdziwym życiu. (…)
Historia przedstawiona w książce może wydać się nieco bajkową, ale autorki poruszyły w niej wiele poważnych życiowych tematów.
Już samo połączenie świata snów ze światem jawy jest nieco enigmatyczne, ale myślę, że wiele kobiet chciałoby w swoich sennych marzeniach spotkać kogoś takiego jak Miron.
Moją uwagę przykuły trzy z wielu wątków. Jednym z nich jest związek dwojga młodych ludzi, pozornie szczęśliwych, zakochanych, ale również funkcjonujących w tym związku bardzo dla niego ryzykownie. On, skupiony na rozwijaniu firmy, rzadko obecny w domu i ona, osamotniona, często spędzająca czas jedynie sama ze sobą lub z którymś z dwójki przyjaciół. Każde z nich zatopione emocjonalnie w swoim własnym świecie. Czy taki związek ma szansę na przetrwanie?
Drugim wątkiem jest przyjaźń, a właściwie to dwie przyjaźnie. Jedną jest przyjaźń między dwoma kobietami, ale również przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Dobrze jest mieć w życiu kogoś na kogo w każdej chwili można liczyć, ale czy nie bywa tak, że człowiek ufnie polegający na związku zwanym przyjaźnią nie zauważa symptomów innych uczuć? Czy przyjaźń między kobietą a mężczyzną zawsze jest bezinteresowna, czy może jedna ze stron delektuje się tą przyjaźnią licząc na więcej?
Pozostaje jeszcze wątek snów, który z pewnością jest tym najważniejszym w fabule, ponieważ nakierowuje główną bohaterkę, sprawia, że kobieta zaczyna tęsknić za czymś, czego nie doświadcza w życiu poza snem. Czy można zakochać się w kimś wymyślonym? Czy można czuć emocje tak silne, że trzymają człowieka jeszcze długo po przebudzeniu? Myślę, że można i pewnie niejedna osoba tego doświadczyła.
(…) Dziwny dreszcz przebiegł moje ciało. Poczułam jego zapach. Pachniał zupełnie inaczej niż Czarek. Zupełnie inaczej niż jakikolwiek chłopak, który w przeszłości mnie przytulał. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby setki motyli wzbiły się w moim brzuchu do lotu. (…)
Są sny, których w ogóle nie pamiętamy i są takie, które pamiętamy tak dokładnie jakbyśmy przed chwilą obejrzeli film. Od czego to zależy? Na to pytanie potrafią odpowiedzieć jedynie specjaliści zajmujący się pracą ludzkiego mózgu funkcjonującego w fazie odpoczynku i snu.
Tej książki nie da się czytać bez emocji, ponieważ są one obecne zarówno we fragmentach, w których opisywane są senne przygody bohaterki, jak również we fragmentach odnoszących się do codziennego życia tej kobiety.
Myślę, że ta książka wiele osób skłoni do refleksji. Czasami przejmujemy się czymś na co nie mamy wpływu, dostrzegamy rzeczy nieistotne, a nie widzimy tego co może być dla nas ważne. Bezgranicznie oddając się pracy zapominamy, że istnieje jeszcze inny, równie ważny świat, w którym powinniśmy uczestniczyć z takim samym zaangażowaniem.
Jak często nie potrafimy powiedzieć co jest dla nas ważne, a co ważniejsze. Jak często mylimy sprawy błędnie oddając się czemuś co tak naprawdę nie jest zbyt istotne.
To nie jest łatwa książka, chociaż napisana pięknym stylem. Przyznam szczerze, że znając „pióro” Jolanty Kosowskiej nie potrafiłam rozpoznać wszystkich treści przez nią napisanych, chociaż były momenty, w których styl Jolanty Kosowskiej był bardzo wyraziście dostrzegalny.
Polecam tę książkę osobom, które lubią czasami zatracić się w fabule niezbyt przewidywalnej. Ta lektura taką właśnie jest. Do ostatniej strony nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jak się zakończy. Jest tutaj coś zagadkowego, coś romantycznego, a nawet odrobina kryminału. Myślę, że wielu osobom ta książka się będzie podobała, a kto zna już powieści Jolanty Kosowskiej ten z pewnością sięgnie i po tę powieść. Mam nadzieję, że wkrótce przeczytam kolejną książkę Marty Jednachowskiej, bardzo ciekawa jestem jej indywidualnego podejścia do fabuły.
CICHA NOC – Jolanta Kosowska
(…) Nie wszystko jest dla nich widoczne. Opatrzyło się, spowszechniało… Ja też nie wszystko zauważam. (…) Jest pani dla nas jak podmuch świeżego powietrza. Ma pani rację, że pokoje u nas przypominają pokoje w hotelach. (…)
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
PREMIERA KSIĄŻKI 08 LISTOPADA 2023
stron 247
Ewa jest ambitną absolwentką architektury wnętrz, która z pewnych względów wyjeżdża do pracy do Drezna. Nie mogąc znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie, zatrudnia się w domu opieki. Nie ma żadnego doświadczenia ani w pielęgniarstwie, ani w opiece nad osobami starszymi, ale nie poddaje się, jej empatia oraz pozytywna energia sprawiają, że szybko zdobywa sympatię nie tylko podopiecznych ale i współpracowników. Życie Ewy ulega diametralnej zmianie, gdy pewnego dnia, niespodziewanie otrzymuje nietuzinkowy prezent od jednej z mieszkanek domu seniora. Starsza pani chcąc pomóc dziewczynie w realizacji marzeń, podarowuje jej sporą kwotę na rozruch własnej firmy. Jednym z pierwszych zleceń jest remont pewnej tajemniczej posiadłości. Nie spodziewa się, że nowe zleceni może stać się początkiem wielkiej kariery, ale również początkiem czegoś… osobistego. Kim jest tajemniczy krewny osoby, dla której Ewa ma zmienić dom? Co wydarzyło się kiedyś na pięknej wyspie, do której myślami wraca Ewa? Czy adwent w Dreźnie może okazać się magicznym czasem dla dziewczyny?
Rekomendacja z okładki książki:
Jolanta Kosowska zabiera nas w podróż od słonecznego Rodos po bajeczne Drezno. Czytając, można poczuć unoszący się w powietrzu zapach cynamonu, świerku, pomarańczy czy pierników. Fabuła jest jak wyjęta z pędzącej rzeczywistości – pełna zadumy, ciszy i spokoju. Opowiada o miłości, zbliżających się świętach oraz sercu otwartym dla każdego, kto chce w nie zajrzeć.
Ewa Formella
Są książki, których się nie czyta, to książki, które się pochłania (dosłownie). I chociaż chciałam się tą lekturą delektować, to skończyło się na „chciałam” 😉
Przeczytałam tę książkę dwukrotnie, pierwszy raz, kiedy wydawnictwo ZACZYTANI poprosiło mnie o rekomendację, a drugi raz teraz, w okresie adwentu, którego początek doświadczyłam właśnie w Dreźnie.
Dzięki uprzejmości kilku osób odwiedziłam prawie wszystkie miejsca opisane w książce, posmakowałam nawet eierpunschu i czułam się tak, jakbym była bohaterką tej powieści.
Fabuła książki jest niesamowita, piękna, spokojna i bardzo świąteczna. Styl jakim pisze autorka sprawia, że oczami wyobraźni przenosimy się w te wszystkie opisane miejsca. Zmysł węchu płata nam figle i czujemy zapachy typowe dla okresu przedświątecznego, a czytając o potrawach nie potrafimy zapanować nad śliną nadmiernie pojawiającą się w naszych ustach.
Dla mnie ta książka jest wyjątkowa, ponieważ ja, tak jak bohaterka tej opowieści pracowałam kiedyś ze starszymi ludźmi. Pamiętam jak kiedyś jedna z moich podopiecznych powiedziała do mnie: „ty nie jesteś człowiekiem, ty jesteś aniołem, bo takich ludzi jak ty nie ma.” To nie jest chwalenie się, bo wiem, że do ludzi starszych trzeba mieć często anielską cierpliwość, ale mam nadzieję, że każdy z nas kiedyś doczeka tej starości. Wtedy zrobiło mi się bardzo miło, ale myślę, że ta moja seniorka tak mnie odbierała, bo ja nigdy nie pracowałam „z musu”, pracowałam z potrzeby serca i nie traktowałam tych osób jak schorowanych, często bardzo zrzędliwych staruszków, ale jak kogoś bliskiego. Tak też zachowywała się bohaterka tej książki, może dlatego tak się z nią „zaprzyjaźniłam”.
Temat starości wciąż jest dla wielu tematem tabu, wielu nie chce o tym rozmawiać, bo moim zdaniem boi się tego, co może się wydarzyć, kiedy umysł i ciało przestaną być w pełni sprawne.
(…) Ludzkie życie, nawet kiedy jest już znacznie ograniczone, nie może się kręcić wokół porannej toalety, zmiany pampersa, przebraniu łóżka, podania śniadania, zażycia leków, fizjoterapii i czekania na bliskich, z których wielu już nie żyje, a inni nie mają czasu nikogo odwiedzać. Życie musi mieć treść, nawet jeżeli tę treść trzeba dopasować do ograniczonych możliwości. (…)
Jolanta Kosowska doskonale pokazała, że każdy wiek ma swoje dobre strony, nawet starość, trzeba tylko odpowiedniej osoby, która sprawi, że pojawi się radość i chęć do życia.
Cieszę się, że ktoś tak pięknie potrafił opisać seniorów, szkoda, że ten temat wciąż jest tak mało poruszany w książkach.
Tytuł książki „mówi” sam za siebie, sugeruje, że za tą piękną, zmysłową okładką czeka na czytelnika powieść otulona świąteczną magią. I tej magii autorka nie pożałowała zabierając swoich czytelników do magicznych miejsc tętniących gwarem jarmarków świątecznych, do miejsc bajecznie ozdobionych tysiącami światełek, ale i do miejsc pełnych zadumy.
(…) Całe popołudnie spędziłam na robieniu gwiazd Fröbela. Znalazłam instrukcję w Internecie. Sprawa nie była prosta, chociaż do stworzenia takiej gwiazdy potrzebne były tylko nożyczki i cztery paski papieru. Na paski pocięłam resztki tapety, które zostały po tapetowaniu ścian w salonie. Powstałe gwiazdy były zdobnie w wytłaczane, brudno-różowe kwiaty. Położyłam kilka gwiazd na parapecie tuż przy łuku adwentowym. (…)
Ale to nie jest lektura tylko o świętach, bo fabuła przenosi nas do pięknego, letniego Rodos, gdzie rodzi się piękna, chociaż trochę bolesna miłość. Ta miłość jest ważnym elementem tej powieści, bo oprócz tego, że jest niespieszna i piękna, to jest również powodem zazdrości, która potrafi zniszczyć najgorętsze uczucie.
Ta książka jest taką piękną podróżą między emocjami, miejscami i uczuciami. Zbliża nas i do malowniczych, letnich miejsc Rodos i do zimowego, świątecznego Drezna.
Autorka świetnie wykreowała postacie swoich bohaterów, począwszy od Ewy i Roberta po seniorki, z którymi spotykała się dziewczyna.
Myślę, że ta książka nie tylko przybliży nam czas adwentu, świąt i tej całej otoczki z tymi okresami związanej, ale również pozwoli nam na spojrzenie na wiele spraw z innej perspektywy.
To historia pewnej miłości, ale również historia życia dziewczyny, która nie boi się wyzwań, jest otwarta na nowości i z przyjemnością dzieli się radością z innymi ludźmi.
Wiem, że jeszcze do tej lektury wrócę, tak się nią zauroczyłam, że postanowiłam kilka bliskich mi osób obdarować świątecznie właśnie tą książką. To chyba o czymś świadczy, nie muszę dodawać, że fabuła jest niezwykle wciągająca, tajemnicza i intrygująca.
Nieoczekiwane zwroty w fabule sprawiły, że nie mogłam się od tej książki oderwać, śledząc losy bohaterów z zapartym tchem i przyznam szczerze, że nie mogłam się doczekać zakończenia tej historii, zwłaszcza że autorka niezwykle trzyma czytelników w napięciu.
(…) Dźwiganie paczek w DHL-u było łatwiejszą pracą. Pan Bóg chyba zapomniał o starych ludziach, albo ludzie zaczęli żyć znacznie dłużej, niż było to zgodne z pierwszym planem Pana Boga, a on tego planu nie zweryfikował. (…)
Fabuła bogata jest w obyczaje i tradycje świąteczne mające miejsca w niemieckich rodzinach, a barwne opisy miejsc i krajobrazów sprawiają, że można się poczuć jakby się było zarówno na słonecznym Rodos jak i w zimowym Dreźnie.
A piękna, chociaż trochę bolesna historia miłosna uświadamia nam, że trzeba sobie ufać, trzeba rozmawiać ze sobą i nie ulegać manipulowaniu innych osób, którzy pragną wplątać kogoś w intrygę. Może gdyby Ewa przed laty spróbowała porozmawiać z ukochanym ich losy potoczyłyby się zupełnie inaczej, ale stało się jak stało, czy dobrze się skończyło? Przeczytajcie sami.
To lektura idealnie nadająca się na czas około świąteczny, fabuła wciąga od pierwszej strony i z pewnością wielu czytelników będzie miało problem z odłożeniem jej chociaż na chwilę. Moim zdaniem, Jolanta Kosowska jest mistrzynią w dawkowaniu emocji, tworzeniu aury przepełnionej tajemniczością i spokojnej dynamiki akcji.
Tej książki nie da się szybko zapomnieć, przynajmniej ja jestem pewna, że fabuła na długo pozostanie w mojej pamięci chociażby dzięki temu, że miałam okazję być w wielu opisanych w niej miejscach i to właśnie w okresie adwentu.
Polecam tę lekturę całym sercem i życzę, aby każdy odebrał ją tak emocjonalnie jak ja.
Dziękuję Autorce za pokazanie mi tych wszystkich miejsc w Dreźnie, nauczenie mnie robienia gwiazdek Fröbela (pol. Froebela) (chociaż nie wszystkie mi się udają) i dziękuję za wprowadzenie mnie w atmosferę niemieckiego adwentu. A Wydawnictwu ZACZYTANI dziękuję za zaufanie i za egzemplarz książki, do której z całą pewnością będę wracała w okresie przedświątecznym i świątecznym.