Recenzje książek

alkohol

PAMIĘTASZ JĄ? – Iwona Polis

Iwona Polis, to kobieta 40+, mama, była  żona, przedsiębiorca i alkoholiczka. Jest autorką bloga „Pamiętasz ją” którego stronę prowadzi również na Facebooku.

Pamiętasz ją to dość specyficzna książka, której narracja jest w pierwszej osobie, narracja pamiętnikowa.

Pamiętasz ją? Tę kobietę którą byłaś, zanim przestałaś w to wierzyć?

To trudna a zarazem bardzo budująca książka. I chociaż nie ma tu nagłych zwrotów akcji, nie ma trzymających w napięciu romansów, to jest napisana z serca, ważna dla autorki i czytającego treść.

Autorka i bohaterka tej lektury to kobieta po przejściach, osoba która musiała dotknąć dna, aby się z niego odbić tak wysoko, żeby dotknąć nieba. Własnego nieba, w którym nie ma już wstydu, bólu i żalu. Nieba, w którym rozpoczęła nowe, odważne życie bez poświęceń się dla innych i bez słuchania „co ludzie powiedzą”.

(…) Źle mówię? To popatrz, trzy lata jestem trzeźwa, trzeźwość jest trudna i wymaga absolutnej uczciwości wobec siebie i odnalezienia swojej własnej życiowej prawdy. Tu się nie da nic oszukać, dlatego choroba alkoholowa jest dziś dla mnie wartością, a nie karą za grzechy. To radar, który pokazuje mi że kierunek w którym idę jest dobry. (…)

Nie wiem, czy napisanie tej książki było łatwym wyzwaniem czy bardzo trudnym, ale odwaga w tym co zrobiła, aby wyrzucić z siebie toksyny wcześniejszego życia i nie podrzucić ich nikomu innemu, to moim zdaniem coś wielkiego, na co nie odważyłoby się wielu.

Każdy nałóg jest groźny dla człowieka, bez względu na to, czy jest to alkoholizm, czy uzależnienie od papierosów, od narkotyków, słodyczy czy chociażby maratonowego oglądania filmów. W każdym nałogu jest chwilowa euforia ucieczki od tego co komplikuje życie, ale potem… często skutki bywają bardzo opłakane.

Jedni potrafią wyznaczyć sobie granice, inni wręcz przeciwnie, zapadają się w nieskończoność swojego żalu. Dla jednych to jest chwilowa ucieczka, a dla innych droga do śmierci. Dobrze, kiedy osoba uzależniona otrząśnie się z tego marazmu, otworzy oczy i zobaczy, że świat to nie tylko ONA/ON i zasłanianie się własnym rozżaleniem, bezradnością i nienawiścią do siebie.

Autorce tej książki udało się pokonać to, co powoli niszczyło ją od środka. Z pewnością była to długa i trudna droga, ale wreszcie doprowadziła do drzwi, za którymi pokazał się inny, może nie łatwiejszy ale po prostu INNY świat.

Czasami frustracje, niepowodzenia życiowe czy brak wiary w siebie, gromadzą się w człowieku od lat. Widząc na ulicy pijaną kobietę, czy pijanego bezdomnego mężczyznę, nie zastanawiamy się nad tym dlaczego pije, odwracamy wzrok i udajemy, że nas to nie obchodzi, bo po co zajmować myśli kimś takim, obok którego nawet z obrzydzeniem nie mamy ochoty przejść. Często ci ludzie nie chcą realnej pomocy, bo nie wierzą w to, że ich życie może się zmienić na lepsze. Ale jak mają uwierzyć, kiedy od dziecka są traktowani źle?

(…) On zaczął się dobierać do nas, a ja czułam, że grunt uchodzi mi spod nóg. Jutro cała klasa będzie wiedziała. Będą się ze mnie śmiać, może wyrzucą mnie ze szkoły… Do głowy, mi wtedy dziesięciolatce, nie przyszło, że to ja jestem ofiarą i mogę się bronić. (…)

Cichy nałóg jest jeszcze gorszy, bo ukrywając się przed światem, zamykamy się w oparach tego nałogu, udając przed innymi, że wszystko jest dobrze. Ale jak długo można udawać, że inni nie widzą zmian? Widzą, tylko mają zbyt mało odwagi aby podejść i podać pomocną dłoń. Często wolą się odwrócić i udawać. I kto tu jest większym tchórzem, ten który zatraca się w nałogu, czy ten który odwraca głowę, bo boi się wyciągnąć rękę z pomocą?

Muszę przyznać, że ta książka mnie wzruszyła, zbulwersowała i zachwyciła. Jej autorka jest dla mnie prawdziwą bohaterką przez „B”. To, że w którymś momencie swojego życia pogubiła się, to jedno, ale to, że potrafiła się z tego otrząsnąć, to drugie. Zrobiła to dla miłości zarówno do siebie jak i miłości do dzieci, które być może nie wiedziały jak wcześniej jej pomóc.

(…) I jeszcze – jak mówię że jestem alkoholiczką to nie znaczy że leżę w rowie, zaniedbuję dzieci i włóczę się nie wiadomo gdzie. To nie znaczy że piję to oznacza że picie mi szkodzi.

Zaimponowała mi ta osoba, swoim podejściem do życia, odwagą bycia i miłością odpowiedzialną za siebie i za swoje prawie dorosłe dzieci. Sama w dzieciństwie tej miłości nie doświadczyła zbyt wiele, więc nawet jej nie miał kto tego nauczyć, a jednak nauczyła się SAMA, metodą prób i błędów, ale nauczyła się.

Ta książka to nie tylko filozofia trzeźwienia, to doskonały coaching życia w którym bohaterka jest i trenerką i uczestniczką w jednym. To obraz wewnętrznej siły, która drzemie w nas wszystkich. To kompendium odwagi o której często zapominamy, bo strach zasłania nam myślenie. To pomocna dłoń wyciągnięta w stronę tych, którzy jej potrzebują.

Autorka nie pisze, że po przestaniu picia życie nagle stało się lekkie jak piórko. Wręcz przeciwnie, na nowo musiała nauczyć się chodzić po świecie absurdów, niechęci, upokorzeń, żalów, i toksycznych ludzi, ale powoli, małymi kroczkami nauczyła się tego.

Pokochała siebie, a to już pierwszy krok do życiowego sukcesu. Bo kiedy patrzysz na siebie tylko z perspektywy osoby przegranej, użalasz się nad każdym nawet najmniejszym niepowodzeniem, to trudno prognozować ci życiowy sukces.

Popełniamy w życiu wiele błędów, czasami je ukrywamy, czasami się ich wstydzimy, czasami je pokazujemy żeby przestrzec przed popełnieniem ich innych, ale najważniejsze jest to, aby uwierzyć w siebie. Wiem, to trudne, ale nie NIEWYKONALNE.

(…) Szczęścia trzeba się nauczyć, a nie wywalczyć je sobie ani na nie zasłużyć. (…)

Iwonie Polis się udało i chylę czoło przed takimi osobami jak ona, bo we mnie wciąż jest jeszcze zbyt mało tej wewnętrznej odwagi. Jeszcze zbyt często poddaję się depresjom, chandrom i użalaniu się nad sobą, ale myślę, że ta książka pozwoli mi wreszcie zobaczyć SIEBIE taką jaką jestem, a nie taką jaką chcieliby mnie widzieć inni.

Jeżeli borykasz się z jakimikolwiek trudnościami życiowymi – PRZECZYTAJ TĘ KSIĄŻKĘ!

Jeżeli ukrywasz jakieś nałogi, których nie możesz lub których nie chcesz się pozbyć, a wiesz, że one nie są dla ciebie dobrym rozwiązaniem na… wszystko – PRZECZYTAJ TĘ KSIĄŻKĘ!

Jeżeli żyjesz w otoczeniu ludzi, przy których nie czujesz szczęścia, spokoju, radości, ludzi toksycznych, którzy przytłaczają cię swoją osobą – PRZECZYTAJ TĘ KSIAŻKĘ!

Jeżeli uważasz, że pamiętasz osobę sprzed lat a trudno ci ją teraz odnaleźć w sobie to, koniecznie – PRZECZYTAJ TĘ KSIĄŻKĘ!

O JEDEN KROK ZA DALEKO – Agata Suchocka

Agata Suchocka jest nie tylko polską pisarką, ale również tłumaczką, wokalistką, multiinstrumentalistą, pedagogiem i animatorem kultury. Inicjatorką Nieformalnego Opolskiego Klubu Literackiego zrzeszającego twórców lokalnych. Zawodowo związana jest z Filharmonią Opolską i szkołą muzyczną „Preludium” To również pasjonatka malarstwa, rysunku i bluesa, udzielająca się wokalnie w Formacji Bluesowej Gorszy Sort. Od 2017 roku w tłumaczeniu autorskim ukazuje się nakładem wydawnictwa Cheeky Kea Printworks cykl powieściowy „I Give You Eternity” w wersji anglojęzycznej.

O jeden krok za daleko to współczesna powieść obyczajowa, z dużą dawką dramatu, szczyptą psychologii i odrobiną romansu.

PREMIERA książki 23 CZERWCA 2020

Wydawnictwo REPLIKA
stron 288

Ada jest matką nastoletniej córki i byłą amazonką, kiedyś jej całym światem były konie i jazda konna, jednak po niefortunnym zdarzeniu, które spowodowało u kobiety trwałe kalectwo, nie potrafi sobie poradzić z życiem. Coraz częściej zapija swoje smutki alkoholem, nie interesuje się rodziną tylko użala nad sobą i swoim smutkiem. Kiedy podczas jednego ze spacerów po okolicy spotyka mężczyznę, który kupił od schorowanego właściciela upadającą posiadłość z kilkoma zwierzętami w gratisie, coś w życiu Ady zaczyna się zmieniać. Robert jest osobą skrytą, mało towarzyską, ale osoba tego tajemniczego mężczyzny przyciąga ją jak magnes. Mężczyzna próbuje ułożyć sobie życie po tragedii, jaka spotkała go kilka lat wcześniej. Czy tym dwojgu uda się dojść do porozumienia? Czy postrzegana w środowisku małego miasteczka samotna, zaniedbana kobieta znajdzie wreszcie impuls, aby rozpocząć życie od nowa? Dlaczego oboje, i Ada i Robert nie pałają do koni miłością, chociaż kiedyś je bardzo kochali?

To moje drugie spotkanie z twórczością tej pisarki, pierwsze było podczas czytania antologii Gorące lato.

Autorka, nie stroni od tematów tabu, przedstawia swoje historie wyjątkowo wiarygodnie i bardzo jasnym językiem, co z pewnością jest jednym z plusów, ponieważ książkę czyta się płynnie i z dużym zainteresowaniem.

Przyznam szczerze, że główna bohaterka na początku nie zbudziła we mnie zbytniej sympatii, chociaż bardzo jej współczułam i, można powiedzieć solidaryzowałam się z nią w jej bólu, bo sama tego doznaję na co dzień od pewnego czasu. Wiem też jak bardzo potrafi być on uciążliwy zarówno dla ciała jak i dla myśli.

Nie wiem czy to zaokienna aura zbliżającej się powoli jesieni, ale odebrałam książkę bardzo nostalgicznie i nie ukrywam, że kilka razy podczas czytania mocno się wzruszyłam.

Bohaterów tej powieści połączyły dramatyczne sploty ich życia, chociaż każde z nich na swój sposób starało się odreagować, zapomnieć, zwalczyć traumę przeszłości. Dwoje ludzi kiedyś kochających konie, z różnych przyczyn zaczęło winić te zwierzęta za tragizm, jaki przez nie zawładnął życiem ludzi.

Biorąc tę książkę do ręki, spodziewałam się chyba zupełnie innej opowieści. Z całą pewnością nie spodziewałam się tego, że podczas czytania wyleję tyle łez. Chociaż dobrze wiem, że życie nigdy nie jest usłane różami, a jeżeli już jest, to przecież każda róża ma kolce.

Autorka porusza trudne tematy, alkoholizm, brak akceptacji, jaką pragnie czuć każde dziecko, walkę z żałobą po utraconych ukochanych osobach, walkę z żalem po utraconych marzeniach i brak akceptacji siebie.

(…) Ada nie wytrzymała, poczuła jak łzy napływają do oczu, a gorycz wypełnia jej lodowate serce. Dlaczego to zawsze wyglądało tak samo? Dlaczego matka jej nie doceniała? Dlaczego rodzice nigdy nie powiedzieli jej, że byli z niej dumni, nawt wówczas, gdy tak dobrze rokowała, gdy zdobywała tytuły, medale, udzielała się społecznie? Dlaczego nigdy nie była dość dobra? (…)

Na końcu książki autorka pisze, że to bajka. Nie wiem czy łatwo się z tym stwierdzeniem zgodzę. Może to i bajka, ale dla mnie to piękna opowieść o życiu, które nie zawsze jest sielanką, ale to, jakim jest, w dużej mierze zależy tylko od nas. Bo kiedy upadniemy, to albo będziemy próbowali sami się podnieść, albo będziemy siedzieć, użalając się na cały świat i obwiniając o swój upadek wszystko i wszystkich dookoła, albo wyciągniemy dłoń i chwycimy nią mocno drugą, tę wyciągniętą w naszą stronę i wstaniemy z podniesioną głową.

Łatwo jest poddać się i zrzucić winę na świat, na ludzi, na życie, które jest niesprawiedliwe. Trudniej podnieść się z upadku nie widząc nad sobą tej wyciągniętej pomocnej dłoni. Czy bohaterce tej książki się udało? Przekona się ten, kto sięgnie po powieść i przeczyta ją.

Niech nikogo nie zmyli, ładna, spokojna okładka sugerująca ciepłą historię powieści obyczajowej, a może nawet przynosząca na myśl coś w rodzaju pięknego romansu z pasją jazdy konnej w tle. Za tą okładką kryje się fabuła pełna niedopowiedzeń, żalów, ludzkich dramatów i niespełnionych marzeń. Może… z odrobiną nadziei.

(…) Przez moment trwał bez ruchu, po czym i on ją objął, jakoś tak nieśmiało. I zapłakał. Zaciskała zęby, żeby nie szlochać, ale nie miała siły z tym walczyć. (…) I tak siedzieli, przytuleni, płacząc każde nad swoją tragedią. Płacząc nad sobą nawzajem. (…)

To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna, chociaż czyta się ją szybko. Z całą pewnością wielu skłoni do refleksji i pozwoli spojrzeć na wiele spraw innym okiem.

To opowieść o kobiecie, która nie może sobie poradzić z utraconymi marzeniami, a ból fizyczny i rozpacz zasłaniają jej wszystko wokół. To opowieść o kobiecie, dla której kariera była ważniejsza od rodziny, i której ta kariera zamieniła się pewnego dnia w obojętność do całego świata.

(…) Ile razy odepchnęła Natalkę, gdy ta łapała ją w drzwiach przed wyjściem na trening: malutka, zaspana, w zjeżdżających spodniach od piżamki? Ile razy syknęła na matkę, aby zajęła się małą, bo ona musi przecież lecieć na meeting? Ile razy powtórzyła, że nie ma czasu na głupoty: na oglądanie dziecięcych rysunków, akademię z okazji Dnia Matki w przedszkolu, podczas której sepleniące dzieci dukały jakieś durne rymowanki… (…)

To opowieść o dziecięcej tęsknocie za miłością, akceptacją i dumą rodzicielską. To przede wszystkim opowieść o samotności na własne życzenie.

Polecam tę lekturę zarówno paniom jak i panom, ale w szczególności polecam ją czytelnikom, którzy lubią powieści psychologiczne. Mamy tutaj wątki dramatyczne i romantyczne. Mamy dosadnie przedstawioną społeczność małej miejscowości i walkę z nałogiem, którego pionkiem jest nie tylko osoba uzależniona, próbująca „utopić” swoje żale w trunkach. Mamy pięknie pokazaną walkę o miłość w rodzinie i walkę o siebie.

Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej powieści, myślę, że ta kolejna polska pisarka zagości już na stałe na półkach z moimi książkami.

Kim jesteś? – opowiadanie

kim jesteś?Któregoś dnia usiadłam przed laptopem i zaczęłam pisać. Jakaś dziwna myśl zaczęła krążyć po mojej głowie i szybko przeniosłam ją na ekran mojego komputera. Może kiedyś na podstawie tego krótkiego opowiadania powstanie moja kolejna książka, ale na razie jest tylko to.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Weronika obudziła się zlana potem.

Znów śniły jej się koszmary – zakład psychiatryczny i obłąkani w nim ludzie, którzy za wszelką cenę chcieli jej dotknąć. Ślepy zaułek kończący się przepaścią, do którego wbiegła po krętych, wąskich schodach i burza, przed którą chowa się pod starym drzewem. Burza rozdzierała nie tylko niebo, ale przede wszystkim jej serce.

Od momentu, kiedy Daniel powiedział jej, że wyjeżdżają do Amsterdamu, bo on znalazł tam bardzo korzystnie finansową pracę i mieszkanie, zaczęły się jej koszmary.

Przypadek czy przeznaczenie?

A potem… potem to już się wszystko posypało.

Po raz kolejny otworzyła swój sennik i zaczęła sprawdzać znaczenie snu.

Obłęd, szaleństwoujrzeć obłąkańców – ostrzeżenie przed planowaną miłostką.

Przepaśćstać samemu na krawędzi przepaści – lęki, obawy, zbliżanie się w życiu do strefy niebezpiecznej.

Schodyschodzić w dół – będziesz mile widzianym gościem u kogoś, kto cię wkrótce zaprosi.

Burzaukryć się pod dębem – zapowiedź niebezpieczeństwa, przed którym trzeba uciekać.

Wszystko się zgadza. Sny są jedynym ostrzeżeniem i jedyną szansą na to, aby zrezygnować z tego, co ma się stać albo, lub co człowiek ma zamiar uczynić.

Podeszła do starego kredensu, który odziedziczyła po babci i wyjęła zza równo ułożonych ręczników butelkę brandy Hennessy. Nalała do kieliszka do wysokości dwóch palców i wypiła jednym haustem całą zawartość. Szybko schowała butelkę w miejsce, z którego ją wyjęła i zatrzasnęła drzwiczki kredensu, jakby obawiała się, że ktoś zobaczy co zrobiła. Alkohol przyjemnie rozgrzał jej ciało i poczuła się spokojniejsza. Spojrzała jeszcze raz na drzwiczki kredensu i ponownie otworzyła je. Zamyśliła się, ale trwało to tylko kilka sekund zanim szkło butelki po raz kolejny przyjemnie ochłodziło jej dłoń. Postawiła brandy na stoliku i usiadła w dużym, starym fotelu, który również był spadkiem po babci.

Brandy kusiła swoim wizerunkiem, a w ustach zaczął królować nadmiar śliny.

– Co mi tam, alkohol jeszcze nie jest moim wrogiem, a przyjacielem owszem – powiedziała spoglądając na zdjęcie starszej pani, która uśmiechała się do niej tak, jakby nie była tylko kawałkiem papieru, a żywą istotą. – Jutro też mam wolne, więc mogę sobie trochę pozwolić.

– No właśnie. Jutro nadal chcesz mieć wolne, więc możesz sobie pozwolić… – usłyszała ironiczny głos, który doleciał do niej z fotela stojącego na przeciw niej.

Ręka z butelką zatrzymała się nad kieliszkiem i Weronika nerwowo rozejrzała się po pokoju.

– Kto tu jest!? – zawołała spoglądając na drzwi prowadzące do sypialni, a następnie skierowała wzrok na drzwi do kuchni.

Cisza panująca w około uspokoiła ją. Przechyliła butelkę i nalała do kieliszka więcej niż na dwa palce. Ujęła szklane naczynie w dłoń i powoli upiła mały łyczek trunku.

– Nigdy nie podejrzewałam, że tak mi pomożesz – szepnęła, z czułością spoglądając na stojącą przed nią butelkę.

– Albo zaszkodzisz – usłyszała cichy głos.

Odstawiła kieliszek na stół i nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Serce zaczęło walić jak młot, ale w miarę przytomny umysł podpowiadał, że ktoś robi jej głupi kawał. Wstała z fotela i podeszła do drzwi wyjściowych. Nacisnęła klamkę i upewniła się, że zamek jest zamknięty tak jak go automatycznie przekręciła wchodząc do mieszkania. Mroźne, zimowe powietrze nie pozwalało na to, aby okna były otwarte dłużej niż piętnaście minut. Nigdy nie otwierała okien zanim nie była przygotowana do snu. Lubiła zasypiać w dobrze przewietrzonym pokoju, więc niemożliwe było, aby ktoś wszedł do mieszkania od strony ulicy. Zresztą, na trzecie piętro nie jest łatwo się dostać od tak.

– Chyba mi się coś przesłyszało – powiedział podchodząc do radia.

Włączyła odbiornik nastawiając stację RMF Classic i wygodnie rozsiadła się w fotelu. Oparła głowę i przymknęła oczy, aby móc lepiej wsłuchać się w nadawany właśnie koncert, kanony muzyki przedstawienia Peer Gynt napisanego przez Edvarda Griega. Fragment W grocie króla gór zawsze powodował w niej swoiste podniecenie. Oczami wyobraźni widziała obrazy, które kompozytor starał się pokazać za pomocą swojej muzyki. Ciche brzmienie fagotu za każdym razem powodowało, że czuła ten nastrój grozy, jaki panował w mrocznej atmosferze groty. Kilkanaście minut muzyki przeniosło ją w przeszłość. Zaczęła przypominać sobie autostradę i mknący nią z szybkością prawie stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę niebieski Renault Megan.

Zawartość kieliszka przyjemnie popieściła jej podniebienie, i chociaż palący smak spowodował odruch dreszczy poczuła się dużo lepiej. Po rozgrzanych policzkach zaczęły spływać łzy jakby ktoś odkręcił kran z wodą znajdującą się pod jej powiekami.

Kolejny kieliszek został szybko napełniony, a drżąca dłoń już nie odstawiła butelki na stolik, ale na miękki, zielony dywanik pokrywający podłogę wokół fotela.

– Nie mogę ci powiedzieć na zdrowie, bo mnie kurwa zmusiłeś do tego, żebym piła sama.

Uniosła kieliszek w geście toastu i popatrzyła na fotografię przedstawiającą mężczyznę w wieku około czterdziestu lat, który spokojnym wzrokiem przyglądał się jej, bez cienia uśmiechu.

– Zawsze byłeś takim pieprzonym pracoholikiem. Nigdy nie obchodziło cię to, co się dzieje ze mną, tylko zawsze byłeś ty, ty, ty! – zawołała i cała zawartość alkoholu znalazła się w jej ustach.

Przełknęła trunek i skrzywiła się. Smak nie należał do jej ulubionych, ale to był napój wysokoprocentowy, który pozostał jej po Danielu. On zawsze miał w barku brandy i lubił wieczorem przed telewizorem wypijać kieliszek lub dwa. Gdyby widział teraz, że ona tak bezcześci jego alkohol wypijając wieczorami prawie całą butelkę, to wściekłby się na nią. Ona rzadko piła, okazjonalnie. Teraz jednak te butelki były jej jedynymi przyjaciółkami.

Napełniła kieliszek po raz kolejny i delektując się widokiem płynu głośno westchnęła.

– Zobacz, do czego mnie doprowadziłeś! Przez ciebie siedzę już trzeci miesiąc w domu i nie potrafię się pozbierać.

– Bo tego nie chcesz – odpowiedział jej spokojny głos.

Zerwała się z fotela, przewracając butelkę i jeszcze raz sprawdziła wszystkie drzwi i okna.

– Co jest do cholery, może już skończysz z tymi żartami!?

Kuchnia, pokój, łazienka, przedpokój, obeszła całe mieszkanie czując narastający zawrót głowy i wróciła na fotel.

– Chyba mam jakieś omamy alkoholowe – powiedziała i sięgnęła po przewróconą butelkę.

Odkręciła ją i nie zawracając sobie głowy kieliszkiem pociągnęła duży łyk bursztynowego płynu.

– No pięknie, staczasz się coraz niżej – powiedział głos.

– Ok, nie twoja sprawa – odpowiedziała i spojrzała najpierw na zdjęcie babci a potem na fotografię mężczyzny.

Upiła kolejny łyk i rozejrzała się po pokoju. Bałagan panujący dookoła nie robił na niej żadnego wrażenia. Rozrzucone buty, ubrania i resztki jedzenia na stole były jej zupełnie obojętne. Zamknęła oczy i skupiła się na dźwiękach dobiegających z radia. Spokojna muzyka utworu Sommertime – George’a Gershwina. Dźwięki fortepianu wycisnęły z jej oczu łzy. Zakręciła butelkę i rzuciła ją na podłogę. Zakryła twarz dłońmi i początkowo wolno spływające słone krople przybrały postać wodospadu. Rozszlochała się tak, że aż głowa zaczęła jej pulsować tępym bólem. Płacz trwał kilkanaście minut zanim zmęczona zasnęła.

Po raz kolejny uciekła drogą alkoholu w sen. Uciekła przed rzeczywistością, przed brutalną prawdą, której nie chciała dopuścić do swojej świadomości. Muzyka wypływająca z radia działała na nią uspokajającą, ale coraz częściej wyciskała z jej oczu łzy.

Obudził ją przeraźliwy dźwięk dochodzący od strony kuchni. Usiadła i przetarła oczy zastanawiając się, co tak hałasuje. Zanim zorientowała się, że to telefon, hałas ucichł, ale prawie natychmiast usłyszała melodyjkę swojej komórki, która uparcie dopominała się odebrania.

Zerwała się z fotela i wyszarpnęła kabel telefoniczny tak, że prawie go zerwała. Następnie podeszła do torebki i wciśnięciem, jednego małego guzika wyłączyła aparat.

– Dajcie mi wszyscy święty spokój! – zawołała i opadła na fotel.

Z radia płynął już kolejny utwór: Sonata księżycowa Ludwiga von Bethovena.

– Dlaczego wciąż słucham tej twojej durnej muzyki? Nigdy nie przepadałam za klasyką, a teraz niczego innego nie potrafię słuchać – powiedziała drżącym głosem.

Po omacku poszukała butelki i kieliszka, i napełniła go płynem.

– Może na dzisiaj koniec? – zapytał głos.

– A co cię to obchodzi! – burknęła i szybko przechyliła całą zawartość. – Kim ty jesteś, żeby mnie pouczać, żeby mi mówić, co mam robić. Wiesz kim jesteś? Chorym wyobrażeniem mojego picia. A może jesteś moim sumieniem? A może jesteś duchem, który przyszedł mnie straszyć, a może jesteś… – zawahała się – moim gównianym Aniołem Stróżem?

– Myśl sobie co chcesz, ale zostanę z tobą tak długo aż…

– Aż co? – przerwała brutalnie nie pozwalając głosowi skończyć zdania.

– Aż staniesz na nogi. Pomogę ci – głos mówił spokojnie nie przejmując się jej emocjami.

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy! – zawołała. – Zostaw mnie. Zostaw mnie w spokoju – dodała cichym, drżącym szeptem.

– Dlaczego? Nie mam zamiaru cię zostawić. To, co się stało nie było twoją winą, wiec dlaczego się oskarżasz? To było przeznaczenie, przed którym nikt nigdy nie ucieknie. Kiedy to w końcu zrozumiesz?

– Przeznaczenie – zaśmiała się i upiła kolejny łyk brandy. – Jakie przeznaczenie? Moim przeznaczeniem było wyjść za mąż, urodzić dzieci i zestarzeć się w spokoju razem z moją drugą połówką – spojrzała na fotografię mężczyzny, który obojętnym wzrokiem patrzył na nią ze zdjęcia.

– To, dlaczego nie chcesz, aby twoje przeznaczenie się spełniło?

– Bo tego już nie można spełnić, bo on…

– To było jego przeznaczenie, a twoje jeszcze może się spełnić – głos nie pozwalał jej zwątpić do końca.

– Bo ja… ja… nie potrafię bez niego żyć.

– Dlaczego?

– Bo ja… ja… ja go cały czas kocham.

– Ale jego już nie ma. Nie rozumiesz? NIE MA. Rozpaczasz po kimś, kto wcale nie musiał być twoim przeznaczeniem. Jesteś pewna, że kochał cię tak samo jak ty jego?

Weronika rozejrzała się po pokoju próbując zobaczyć swojego rozmówcę. Fotel naprzeciwko niej stał pusty, chociaż dałaby głowę, że głos dochodzi do niej właśnie z tego miejsca.

– Co chcesz mi zasugerować? – zapytała wpatrując się przed siebie.

– Nic, tylko pytam czy jesteś pewna, że twoja miłość nie była platoniczną? Pomyśl i przypomnij sobie. Ile razy czekałaś na niego do późnych godzin nocnych. On wracał, całował cię w policzek i tłumacząc się zmęczeniem, zanim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć wskakiwał do łóżka. Przytulałaś się do niego w nocy, a on odwracał się w drugą stronę mówiąc, że miał ciężki dzień. Gdzie on był, kiedy straciłaś dziecko? Przyszedł raz, jeden jedyny raz do szpitala, przyniósł olbrzymi bukiet kwiatów i powiedział, że bardzo mu przykro. Tego wtedy od niego oczekiwałaś? Nie! Musiałaś sobie sama poradzić z tym bólem, z tą rozpaczą, z tą stratą. A pamiętasz wigilię, dwa lata po waszym ślubie? Nie zdążyłaś nawet zebrać naczyń ze stołu, kiedy wyciągnął cię z domu do swojej rodziny i przez cały wieczór świetnie się bawił, ignorując całkowicie twoją obecność. Może przypomnę ci Sylwestra, trzy lata po waszym ślubie. Po koncercie nie wrócił do domu, bo koledzy poprosili go, aby poszedł z nim przywitać Nowy Rok na mieście. Siedziałaś sama w domu z zapaleniem płuc i przy świecach czekałaś na niego. Kiedy wrócił powiedział ci tylko „szczęśliwego nowego roku” i padł jak kłoda. Dlaczego nigdy nie zabierał cię na bankiety pracownicze?

– Przestań! – Weronika krzyknęła i zasłoniła dłońmi uszy. – Po jaką cholerę mi to wszystko przypominasz, dlaczego chcesz mnie jeszcze bardziej pogrążyć!? Odejdź stąd! Wynoś się i daj mi święty spokój!

– Czyżbym dotknął twojej pięty Achillesa?

– Przestań, proszę.

– Dlaczego? Żebyś dalej się umartwiała z powodu kogoś, kto zmarnował twoją młodość i zabrał twoje wszystkie marzenia? Spójrz w lustro i zobacz, co z siebie zrobiłaś. Od kilkudziesięciu dni nic nie robisz tylko pijesz i płaczesz po kimś, kto nie był tego wart. Zamknął cię w złotej klatce i trzymał na złotym łańcuchu, abyś wierzyła w jego miłość. Hojność i miłość to dwie różne sprawy. To, że obsypywał cię drogimi prezentami wcale nie oznacza, że cię kochał. Dlaczego nigdy nie zaproponował ci wspólnego wyjazdu? Jeździł po całym świecie z koncertami, ale ty musiałaś zostawać w domu. Nie buntowałaś się, bo ci uzmysłowił, że nie pasujesz do jego współpracowników. W towarzystwie jego przyjaciół czułaś się jak kopciuszek przy księciu, może zaprzeczysz?

– Dlaczego mi to robisz? Dlaczego za wszelką cenę usiłujesz zagłuszyć to, co we mnie krzyczy z rozpaczy? – Weronika nie miała już sił na dalszą rozmowę.

Głos uzmysławiał jej to, co ona czuła od dawna, ale przecież kochała Daniela. Nie! Ona nadal go kocha, pozostanie mu wierna do końca, nawet gdyby miało się to dla niej skończyć źle.

– A pamiętasz koncert upamiętniający Liszta? Z okazji rocznicy jego dwusetnych urodzin, który biedak niestety nie doczekał? Nie możesz tego nie pamiętać, to było zaledwie rok temu. Twój mąż kupił ci na tę okazję suknię, w której wyglądałaś jak bogini. Chciał się tobą pochwalić? A może po prostu poczuł nagłą potrzebę zabrania cię do paszczy lwa?  Nie czułaś się upokorzona, jak po skończonym utworze Marzenie miłosne, który był ostatnim utworem granym w tym dniu, Daniel podszedł do tej młodej skrzypaczki, która przez cały czas koncertu, wpatrywała się w niego jak w święty obraz? Na oczach całej widowni nie tylko podziękował jej, jako pierwszym skrzypcom, ale tak czule ucałował jej policzek, że poczułaś dreszcz zazdrości?

– Przestań! Przestań! – Weronika ukryła twarz w dłoniach i rozszlochała się. – To ty mnie teraz upokarzasz, cały czas mi przypominasz, że byłam tylko jego dodatkiem!

– „Byłam”! I o to mi właśnie chodzi. Może nareszcie zrozumiałaś, że coś się skończyło, i czas zacząć nowe! – głos, opanowany jakby rozmawiał o pogodzie, próbował ją przekonać do swoich racji.

Weronika podniosła butelkę do ust i wypiła z niej całą resztkę, która jeszcze pozostała. Podniosła się z fotela i chwiejnym krokiem poszła do drugiego pokoju. Nie zdejmując ubrania rzuciła się na łóżko i wstrząsana spazmatycznym szlochem zasnęła.

Obudził ją potworny ból głowy i zapach, którego początkowo nie była w stanie zidentyfikować. Spojrzała w stronę okna. Zza szyb zaglądały do niej ciepłe, zimowe promienie słońca. Zapach, który z każdą sekundą wydawał się intensywniejszy rozpoznała, jako zapach kawy.

Zerknęła ponowie w stronę okna, przekonana, że dolatuje on od któregoś z sąsiadów przez niedomknięte u niej i u nich okna, ale szybko przekonała się, że to nie ten kierunek.

Usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Wszystkie jej rzeczy, które wieczorem leżały w nieładzie porozrzucane po całym pokoju zniknęły. Przez uchylone drzwi widziała stolik w saloniku, na którym wczoraj pozostawiła, co najmniej dwie puste butelki, kubek po kawie i album ze zdjęciami.

Stolik był pusty.

– Co jest do cholery? – uszczypnęła się w rękę, aby sprawdzić, czy nadal śpi.

Zabolało.

Od strony kuchni zaczął dolatywać do niej zapach smażonych jajek i tostów.

– Daniel – pomyślała i szybko wyskoczyła z łóżka.

Stanęła na dywanie i poczuła tak gwałtowny zawrót głowy, że musiała usiąść na łóżku. Razem z zawrotem nadszedł okropny ból i nudności. Schowała głowę między kolanami i zaczęła głęboko oddychać. Kątem oka zobaczyła stojący obok łóżka dzbanek z sokiem pomarańczowym oraz kartonik soku pomidorowego. Przetarła oczy nie wierząc w obraz, jaki miała obok siebie. Nudności minęły, chociaż ból głowy pozostał. Sięgnęła po kartonik soku i szybki łykami opróżniła prawie połowę zbawiennego napoju. Zerknęła w stronę kuchni i uśmiechnęła się.

– Wróciłeś – szepnęła czując coraz mocniejsze bicie serca.

Podeszła do drzwi i stanęła przyglądając się mężczyźnie krzątającemu się przy piecyku kuchennym. Pomieszczenie lśniło czystością, a na stole stał wazonik z bukietem frezji, które pachniały tak mocno, że ogarnęło ją poczucie szczęścia. W sylwetce mężczyzny coś jednak było nie tak. Z radioodbiornika nastawionego na inną stację niż ta, której zawsze słuchała płynęły wesołe dźwięki piosenki zespołu Boney M .

One way ticket, one way ticket. One way ticket, one way ticket… – nieświadomie zaczęła poruszać biodrami i nucić tekst piosenki.

Czuła się tak szczęśliwa, że chciała podbiec do mężczyzny i przytulić się do niego jak za dawnych czasów, ale coś ją przed tym powstrzymywało. Coś w tym mężczyźnie było innego. Stała przyglądając się jego rytmicznym ruchom ciała, które radośnie poruszały się w rytm piosenki. Znad pieca unosił się w jej stronę aromatyczny zapach i delikatnie pieścił jej zmysły. Poczuła skurcz w żołądku, który na szczęście szybko minął.

Mężczyzna odwrócił się, aby wyciągnąć z szafki talerzyk i w tym momencie zrozumiała, co w nim było nie tak.

To nie był Daniel.

Przed nią stał młodszy od niej o kilka lat młody chłopak, którego bujne czarne włosy łagodnie spływały na ramiona. Umięśniona klatka piersiowa, unosiła się i opadała przedstawiając jego szybki oddech. Duże brązowe oczy wpatrywały się w nią z figlarnym, młodzieńczym błyskiem.

– Co ty robisz w moim mieszkaniu? – zapytała, zastanawiając się, czy nadal śpi, czy jest to kolejny jej alkoholowy obraz.

– Cześć, jestem Paweł – młodzieniec podał jej dłoń i uśmiechnął się.

– Co ty robisz w moim mieszkaniu? – powtórzyła pytanie.

– Teraz? No, w tej chwili robię dla ciebie śniadanie, przedtem trochę tu posprzątałem, a potem…

– Nie będzie żadnego potem! Wynoś się! – zawołała, ale w głębi duszy nie chciała, aby odchodził.

– Spokojnie! – Paweł posłał w jej stronę najpiękniejszy uśmiech, jaki do tej pory widziała. – Usiądź, wypij kawę, zjedz śniadanie. Porozmawiamy…, a jak nadal będziesz chciała, żebym wyszedł, to sobie pójdę.

Serce Weroniki waliło jak młot, a całe jej ciało odreagowywało kilkudniowe spotkania z butelkami Daniela.

– Szef mnie do ciebie wysłał, bo nie mógł się od kilku dni dodzwonić.

Mężczyzna nałożył na dwa talerzyki pachnącą jajecznicą i postawił na stole talerz z tostami. Nalał do filiżanek świeżo zaparzonej kawy i usiadł naprzeciw Weroniki.

– Pojechałem do twojego mieszkania, i po kilkunastu minutach dobijania się prawie zrezygnowałem. Wtedy otworzyła drzwi pani z mieszkania naprzeciwko i…

– I powiedziała ci, gdzie jestem? – Weronika spojrzała na swojego rozmówcę i kiwnęła głową.

– Tak. – Paweł potwierdził, ponownie uśmiechając się do niej. – Zaprosiła mnie na herbatkę. Kiedy dowiedziała się, że twoje zwolnienie lekarskie skończyło się pięć dni temu, a ty nie pojawiłaś się w pracy, o wszystkim mi opowiedziała – położył dłoń na jej ręce i ze współczuciem spojrzał w jej przekrwione od alkoholu oczy. – Wypadek i śmierć twojego męża, musiały być dla ciebie strasznym przeżyciem, ale życie toczy się dalej Weroniko. Dobrze, że ta sąsiadka miała klucze do mieszkania po twojej babci, bo gdybym dzisiaj nie przyszedł, to być może skończyłoby się to dla ciebie źle.

– Kim ty jesteś?

Mężczyzna spuścił wzrok i wzruszył ramionami.

– Nikim. Dla ciebie nikim.

– A w firmie? Kim jesteś, bo chyba cię nie znam – położyła dłoń na jego ramieniu i zaczęła wpatrywać się w jego zawstydzoną twarz.

– Jestem gońcem. Pionkiem, który dla wielu z was nie istnieje.

– Gońcem… – powiedziała i zamyśliła się – to chyba przyniosłeś dzisiaj najważniejszą przesyłkę dla mnie.

– Ja…? – mężczyzna odważnie spojrzał w oczy Weroniki. – Jaką?

– Nadzieję.



Napisz do mnie
lipiec 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/