Moje przemyślenia
LITERAT CZERWCA 2013 – to JA :)
I znowu się chwalę, ale mam nadzieję, że nie wejdzie mi to w nawyk i nie stanę się „chwalipiętą”, ale właśnie przeczytałam wywiad, który kiedyś przeprowadziła ze mną
Agnieszka z Krainy Czytania.
Cały wywiad można przeczytać na: http://wkrainieczytania.blogspot.com wchodząc w zakładkę „Literat miesiąca”.
Co oznacza nazwa „sprawdzone wydawnictwo”?
Przeczytałam taki wpis na facebooku na stronie w/w. Przyznam szczerze, że trochę mnie ten wpis zdenerwował, a może tylko zirytował, (ale jak zwał tak zwał), bo co to oznacza „dobre wydawnictwo”?
Czy początkujący pisarz/pisarka, wydający swoje książki nakładem własnym jest gorszy od tego, którego książka została wydana przez „sprawdzone wydawnictwo”?
Czytam sporo książek i nie raz zdarzyło mi się, że przeczytałam jakąś książkę wydaną na przykład przez Prószyński i S-ka, albo przez Wydawnictwo Literackie (uważane w Polsce za „dobre wydawnictwa”) a po przeczytaniu zaczęłam zastanawiać się kto i poco wydał tę książkę, bo do czytania ona się nie nadaje i z pewnością nikomu jej nie polecę do przeczytania. Jak często, byle jakie książki zostają wydane tylko dlatego, że ktoś kto je napisał (albo podyktował komuś kto spisał), ma sławne nazwisko, lub krewnego czy znajomego z wejściem w odpowiednie kręgi. Wśród znajomych mam osobę, która piszę jak dla mnie ciekawie, ale gdyby nie przyjaciółka-siostry-wujka-żony, to książki tego znajomego nigdy nie zobaczyłyby światła księgarskiego. No… chyba że zainwestował by w jej wydanie sporą sumę pieniędzy, tak jak ja zrobiłam ze swoją pierwszą książką.
Nie, nie żałuję tego, chociaż doskonale wiem, że pieniądze zainwestowane w tę właśnie książkę nigdy mi się nie zwrócą, a o zarobieniu ze sprzedaży nawet nie myślę, bo są to tak małe pieniądze, że… (śmiech) Książka dzięki temu wydawnictwo promuje się całkiem dobrze, czego nie mogę powiedzieć o innych moich książkach sprzedawanych wyłącznie w sprzedaży bezpośredniej.
W te inne książki też musiałam zainwestować, ale wydałam ich tylko tyle, na ile było/jest zapotrzebowanie. Jak się kończy zapas, robię dodruk. Nie zarabiam na nich, bo nie taki miałam zamiar piszą moje książki, ale przynajmniej zwracają mi się zainwestowane pieniądze.
Z tych dwóch książek, jedna została wydana przez tzw „sprawdzone wydawnictwo” druga nakładem własnym autora, ktoś, kto przeczytał obie nawet nie zauważył różnicy, chyba że interesuje się wydawnictwami.
Uważam, że to niesprawiedliwe takie segregowanie autorów. Każdy ma prawo do wydawania własnych książek, i jeżeli robi to nakładem własnym, nie jest gorszy od tego, którym zainteresowało się „sprawdzone wydawnictwo”.
Książka zamiast kwiatka
Muszę się pochwalić, chociaż chwalenie się nie jest chwalebne, ja MUSZĘ. Delikatnie zasugerowałam moim dzieciom, że na Dzień Matki bardziej zadowoliła by mnie jakaś książka niż bukiet kwiatów, który i tak z czasem zwiędnie. Kwiatów mam w ogrodzie dostatek, więc kolejne w domu, piękne ale po cóż?
Mój ogródeczek już pięknieje i kolorów przybiera, a na półkach jeszcze jakieś miejsce by się znalazło.
I dostałam 🙂 HURRRA 🙂
Książki zamiast kwiatków i to dwie. Po jednej od każdej pary dzieci. Mój stosik „do przeczytania” rośnie w górę i tylko jeszcze żebym miała czas i nastrój do czytania, bo tego niestety trochę mi ostatnio brakuje.
Ponieważ wybieram się w czerwcu na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki, na którym będzie również Maria Ulatowska, to dostałam właśnie jej książki.
Niech tylko zrobi się ciepełko, leżaczek pod drzewem i ciepłe, babskie książki na rozluźnienie ciała i umysłu po ciężkim dniu pracy. Niczego więcej nie pragnę.
BookLikes – serwis internetowy przeznaczony dla czytelników
Odkryłam kilka dni temu, a właściwie „nie odkryłam” tylko „odkrył” mój syn nowy serwis internetowy przeznaczony dla ludzi czytających książki. Tyle trąbią w mediach o tym, że Polacy za mało czytają, ale ja jestem zupełnie innego zdania. Chyba nigdzie na świecie nie ma tylu blogów poświęconych książkom jak u nas.
8 maja minął rok, kiedy się tutaj zadomowiłam i chociaż nie ma tłumów, które komentowałyby moje wpisy, wejść ba blog mam sporo, a to już bardzo cieszy.
Wiem, wiem, nie jestem w wieku kiedy prowadzenie bloga to coś trendy, i nie mam zbyt wielu koleżanek, które chętnie wpadałyby ze swoim zdaniem, bo w moim wieku już mało kto „bawi się” w komentowanie wpisów na blogu, ale jest jak jest a ja jestem zadowolona.
Dzięki temu blogowi poznałam kilka fantastycznych osób, które mam nadzieję spotkać osobiście na spotkaniu „a może, nad morze”.
Nie o tym jednak chciałam pisać, ale niestety jak już się rozgadam na jakiś temat to AMEN 🙁
BookLikes to platforma blogowa, ale inna niż zwykłe blogi. Jest to połączenie czegoś w rodzaju Facebook, (czy Twitter), z Lubimy czytać (albo Na kanapie) i blogiem, czyli 3 w jednym. Można tam pisać zarówno po polsku, jak i po niemiecku i angielsku, czyli jest wyzwanie dla tych, którzy mają ochotę na prowadzenie swoich obserwacji książkowych również w innych językach.
http://booklikes.com
Można tam prowadzić własne obserwacje i dodawać opinie (tu mam na myśli recenzje), można założyć własną niezależną stronę internetową, można stworzyć własne półki tak jak jest na „Lubimy czytać” czy „Na kanapie”, zresztą co ja się będę wypowiadała, jeżeli ktoś zainteresowany, to proszę przeczytać artykuł na temat tego serwisu. POLECAM 🙂
http://antyweb.pl/cala-polska-czyta-blogi-o-ksiazkach/
Cieszę się, że powstaje coraz więcej możliwości, gdzie można wykazać się wiedzą i podzielić opinią o przeczytanej książce. Jeśli chodzi o mnie to chętnie korzystam z tego typu „podpowiedzi” ponieważ dzięki temu już trafiły w moje ręce ciekawe książki, o których wcześniej nawet nie słyszałam, a po drugie mam okazję wymieniać się książkami z innymi czytelnikami dzięki „Wędrującej książce”.
Wiem, że sporo blogerek zmienia adresy i przenosi swoje blogi do innych serwisów, i cieszę się, że chcą się rozwijać. Ostatnio kraina czytania i felicja („co warto czytać”) przeniosły swoje wpisy, ale to nie przeszkadza mi w dalszym czytaniu, dlatego postanowiłam spróbować na BookLikes i jeżeli ktoś z was tam kiedyś trafi, to z pewnością znajdzie i mnie.
Spotkanie z Marią Ulatowską
Spotkanie z Marią Ulatowską czyli Współczesna bajka o Kopciuszku:
Obsada:
Kopciuszek: Maria Ulatowska
Książę: Pruszyński i S-ka
Bajka: Myśli przelane na papier
Bardzo niedawno temu, pewna kobieta, po zachłyśnięciu się „wolnością emerytalną” postanowiła zrobić coś innego niż robiła dotychczas. Usiadła przed komputerem, i przelała na ekran myśli kłębiące się w jej głowie. Palce same uderzały w klawiaturę i na ekranie zaczęła powstawać opowieść. Pisała, pisała, pisała… aż wreszcie skończyła i postanowiła podzielić się z kimś swoim dziełem. Wysłała tekst do kilku ważnych i mniej ważnych wydawnictw i już po dwóch dniach otrzymała odpowiedź pozytywną od jednego z mniejszych. Ku zaskoczeniu wszystkich, jej tekst spodobał się również jednemu z ważniejszych, większych i kobieta pożegnała mniejsze wkraczając na drogę sławy z wydawnictwem, które w nią nie tyle uwierzyło, co postanowiło połączyć z jej weną swoje sukcesy wydawnicze.,
We wtorek 7-go maja w jednej z gdańskich bibliotek odbyło się spotkanie w ramach DKK (Dyskusyjnego Klubu Książki), w którym uczestniczyłam. Miałam w tym dniu zaplanowane inne spotkanie, ale ponieważ bardzo byłam ciekawa niespotykanego sukcesu pisarskiego pani Marii Ulatowskiej, zdecydowałam się na zamianę.
Nie żałuję, chociaż i to drugie było z pewnością bardzo ciekawe.
Niewielka ilość czytelniczek, w małej salce bibliotecznej spowodowała, że było bardzo kameralnie. Pani Maria opowiedziała nam o swoich książkach, jak powstały, kiedy zdecydowała się pisać itp.
Szczerze przyznam, że do tej pory przeczytałam tylko jedną książkę tej autorki i to właściwie głównie dzięki mojej przyjaciółce, która dostała od kogoś „Sosnowe dziedzictwo” i czytając je skojarzyła z moją „Leśniczówką”.
„Sosnowe dziedzictwo„, to debiut pisarski pani Marii w dziedzinie beletrystyki, tak samo jak moja „Leśniczówka”, dlatego czytając tę książkę momentami zauważałam błędy jakie sama popełniłam jako debiutantka w tej dziedzinie.
Zainteresowałam się jednak innymi książkami tej pisarki, ponieważ sama wiem, że każda kolejna książka jest lepsza od poprzedniej, przynajmniej w kwestii pisowni a często i fantazji pisarskiej.
Cieszę się, chociaż być może odrobinę zazdroszczę Marii Ulatowskiej jej wejścia na rynek książkowy i to w jednym z najbardziej znanych wydawnictw w Polsce. Niestety jak dotąd wszystkie moje propozycje tekstowe, wysłane do Pruszyński i S-ka pozostają bez odzewu, oprócz „Pamiątki z Paryża” na którą wydawnictwo mi odpisało, że nie są zainteresowani.
No cóż, może kiedyś…
Wracając jednak do Marii Ulatowskiej i jej niebywałego sukcesu książkowego. Otóż, jak sama autorka opowiedziała, w/w wydawnictwo zainteresowało się jej debiutancką książką bardzo szybko i do tej pory proszą o kolejne. Wiem, że jest to zbyt piękne aby było prawdziwe, ponieważ Sosnowe dziedzictwo nie należy do wybitnej tematyki, ani też do jakiegoś wyjątkowego arcydzieła. Jest to bardzo ciepła książka z gatunku literatury kobiecej, która jest świetną lekturą na odpoczynek, po długim i ciężkim dniu pracy. Co do innych książek nie wypowiem się, ponieważ nie czytałam.
Cały czas się zastanawiam (i to nie jest związane z zazdrością, czy jakimś innym negatywnym odczuciem) co sprawiło, że pisarka ta, bądź co bądź zwykła kobieta w wieku wczesno emerytalnym, taka jak miliony innych została zauważona i doceniona. Sama pani Maria powiedziała, że początkowo nie mogła uwierzyć w to, co nastąpiło tak szybko od wysłania jej pierwszego opowieści, ale najwidoczniej jej tekst wpadł w odpowiednim czasie w odpowiednie ręce.
I to prawda.
Powodowana zwykłą, czytelniczą ciekawością, weszłam dzisiaj do kilku małych księgarń w Gdańsku, i jestem trochę zaskoczona, bo w trzech nie mieli ani jednej książki M. Ulatowskiej, a w jednej pani powiedziała, że pierwszy raz słyszy to nazwisko. No cóż, kto jak kto, ale chyba właśnie księgarze powinni być na bieżąco w tej dziedzinie. Jeżeli ktoś wydaje 6 książek w przeciągu dwóch lat, i to za pośrednictwem jednego z największych wydawnictw, to chyba powinno się coś na ten temat wiedzieć.
Cieszę się, że są osoby w Polsce, którym spełniają się marzenia.
Najważniejsze jednak jest chyba to, że jeżeli ktoś pisze, a inni chcą go czytać to już osiągnął wielki sukces.